Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.

Twarda miłość


- W naszym kraju żyjemy, jak określa to Pani w swoich pracach, w kręgu kultury alkoholowej. Co to oznacza? Na czym polega specyficzny rys "picia po polsku"? Czy jesteśmy w jakimś sensie skazani na kontynuację uprawiania tego modelu spożycia?

- Muzułmanie nie piją alkoholu ze względów religijnych. Chrześcijaństwo nie postuluje abstynencji, lecz jedynie umiarkowanie, a alkohol stanowi nawet nieodłączny atrybut liturgii. Polacy, podobnie jak na przykład Skandynawowie, nie spotykają się towarzysko, by wypić, ale by się upić. To element naszego dziedzictwa obyczajowego, obok faktu, że picie alkoholu uznane jest za normę, a niepicie od niej odbiega. Zmiany następują powoli, są już jednak dostrzegalne: rzadko słyszymy dziś namawianie do picia bądź pytanie, dlaczego nie pijesz, chyba że zada je człowiek z natury nietaktowny. Bo to jest nietaktowne pytanie, podobnie jak indagowanie o przyczyny braku potomka. Nasze społeczeństwo rozwija się i dojrzewa, wie coraz więcej o niebezpieczeństwie nadużywania alkoholu, szuka pozytywnych wzorców osobowych. Picie alkoholu w pracy to przestępstwo, po pracy natomiast warto dobierać sobie przyjaciół i znajomych wedle ich rzeczywistych wartości, a nie wspólnych nawyków.

- Wśród policjantów, reprezentujących rozmaite szczeble służbowej hierarchii, jest wiele osób pijących nadmiernie bądź dotkniętych problemem alkoholowym. Dlaczego tak się dzieje?

- Powszechnie wiadomo, że policjant to zawód niesłychanie stresogenny. Z jakimż innym można go porównywać? Z żołnierzem w czasie wojny, chirurgiem, nauczycielem nie lubiącym swego fachu? Ta stresogenność powoduje sięganie po ulgę, a tak łatwo dostępny alkohol przynosi rozprężenie. W tej sytuacji należałoby - uderzając w przyczyny i podłoże - ratować funkcjonariusza Policji przed stresem! Nieunikniony jest ten wpisany w samą profesję, ale można i warto przeorganizować warunki pracy, tworzyć tam bardziej przyjazny klimat (ponieważ jednym z najbardziej stresogennych elementów jest poczucie zależności od kogoś innego), otoczyć opieką psychologiczną wedle konkretnego programu, aby w chwili lęku, napięcia, smutku, rozczarowania potrzebujący pomocy natychmiast ją uzyskał. To tak zwany męski zawód, a alkohol kojarzy się potocznie z męskim stylem życia oraz typem rozrywki, stąd większa częstotliwość sięgania po alkohol. Niedobrze, gdy z kieliszka wypijanego dla podkreślenia smaku potrawy staje się on lekarstwem na stres. Pamiętajmy również, że jest to bardzo zaniedbany zawód, kondycja finansowa i Policji jako takiej, i samych funkcjonariuszy pozostawia wiele do życzenia.

- Czy oprócz czynników natury ogólnej, jak uwarunkowania kulturowe albo środowiskowe, istnieje zróżnicowana indywidualna podatność, pewne predyspozycje osobowościowe do uzależnienia?

- Tak. Ludzie bardzo wrażliwi lub, jeśli ktoś woli, drażliwi więcej dostrzegają i odczuwają, mają nerwy tuż pod skórą. Niezwykle trudno odkryć skuteczny sposób na doznawane silne bodźce, zwłaszcza że nasza kultura wymaga od mężczyzny dużej dyscypliny emocjonalnej. Kobieta ma prawo się rozpłakać, wyżalić koleżance, a co ma zrobić on, ten silny i twardy policjant, który nie posiadł umiejętności wyrażania swoich uczuć? Po drugie, duży wpływ na ludzkie zachowania mają wzory zapamiętane z domu. Im bardziej centralne miejsce zajmował tam alkohol, tym gorsze "rokowania", gdyż bardzo trudno przełamać obyczaj własnej rodziny, w której pijano na smutki, zmęczenie, radości, kłótnie, problemy. Wreszcie po trzecie, istnieje, dziedziczona najczęściej, biologiczna skłonność.


- Najpierw jest picie towarzyskie, z upływem czasu może pojawić się problem alkoholowy. Jak go rozpoznać?

- Amerykanie mają na to sposób w postaci prostego testu złożonego z czterech pytań:

Czy usiłowałeś ograniczyć swoje picie?
Czy ktokolwiek był na ciebie zły z powodu picia?
Czy kiedykolwiek miałeś poczucie winy z powodu tego, co zrobiłeś po pijanemu?
Czy kiedykolwiek piłeś na pusty żołądek?

Pierwsze litery słów kluczowych dla angielskiej wersji językowej pytań (cut, angry, guilty, empty) tworzą słowo "cage", czyli klatka. Jesteś w klatce, zapala się czerwone światełko ostrzegawcze, jeśli odpowiesz twierdząco choćby na jedną z postawionych kwestii.


- Niektórzy twierdzą, że piwo to napój o wręcz zdrowotnych walorach i należy zmieniać na jego korzyść (oraz wina) strukturę spożycia. Jakie jest Pani zdanie na ten temat?

- Prezentowanie i lansowanie piwa jako napoju wynika z niewiedzy i z hucpy, ponieważ browary robią na tym interes, przypodobując się ludziom, którzy to "piwko" lubią. Podkreślam: nikt nie upija się piwem, winem czy wódką, lecz alkoholem zawartym w różnych płynach. W piwie jest go najmniej, ale jest. W związku z tym długoletnie, obfite i częste jego spożywanie jest dla organizmu niszczące. Niedawno zapytano mnie, co sądzę o sprzedawaniu piwa w uniwersyteckim bufecie na Śląsku. Oczywiście, jestem przeciwna. To jest miejsce pracy i nauki (tak jak szkoła, urząd, szpital), obowiązują zatem określone przepisy w tej sprawie i nie powinno się lekkomyślnie czynić żadnych wyjątków.


- Jazda po pijanemu. Wielki narodowy problem, z którym stykają się policjanci z racji pełnionych funkcji, ale i sami bywają nierzadko negatywnymi bohaterami. Dlaczego tak trudno z tym się uporać?

- Trzeba karać, nakładać mandaty, odbierać prawa jazdy. Ale to nie wystarczy. Brakuje nam rozstrzygnięć ustawowych do stosowania programu edukacyjnego, powiedzmy takiego, jak znany w Ameryce albo w Szwecji pod nazwą "driving school". Ta szkoła jazdy prowadzona jest głównie przez odpowiednio przeszkolonych w zakresie profilaktyki policjantów, psychologów i innych specjalistów dla osób, które za jazdę po spożyciu alkoholu utraciły prawo jazdy. I aby je odzyskać, są zobowiązane - oprócz innych konsekwencji - do uczestnictwa w kursie. Zwykle jest to od pięciu do dziesięciu spotkań, ciekawych, ilustrowanych materiałami poglądowymi, danymi statystycznymi. Są to kursy płatne. Niejako przy okazji część osób może odkryć u siebie symptomy problemu alkoholowego i zastanowić się, co z tym począć, jakie podjąć decyzje.

- Odegrała Pani w Polsce wielką prekursorską rolę, zajmując się przed laty obszarem wtedy nieznanym, obłożonym swoistym tabu. W jaki sposób i dlaczego zajęła się Pani zagadnieniami uzależnień?

- W połowie lat osiemdziesiątych ukończyłam psychologię w Ameryce, ze specjalnością psychologia uzależnień oraz terapia rodzinna, i postanowiłam, że po powrocie zajmę się tymi dziedzinami, praktycznie nieobecnymi w naszym kraju. W owym czasie polskim pacjentom wszywano esperal lub dawano anticol... Tak rozpoczęłam pracę w Instytucie Psychiatrii, a później doszła do moich obowiązków Fundacja im. Stefana Batorego. Wtedy były to pierwsze jaskółki, dziś wszędzie realizowane są programy oparte na mądrym podejściu, że choroba nie kończy się po wyjściu z leczenia w odpowiedniej placówce, ale trzeba sobie dalej z nią radzić, na przykład w ruchu AA. Osobiście uważam to rozwiązanie sprawdzone w całym świecie za najlepsze, choćby dlatego, że jest za darmo. Jedynie ciężko chorzy, z podwójną diagnozą (dodatkowo prócz uzależnienia - nerwica, destrukcja, zaburzenia psychiczne itp.), potrzebują profesjonalnej pomocy. Pozostałym trzeźwiejącym i uczącym się na trzeźwo żyć najbardziej potrzebny i wystarczający jest ktoś taki, kto już na tę drogę zdrowienia wkroczył. Jeśli chcemy się uczyć chińskiego, szukamy Chińczyka, a nie Meksykanina.

- Jak przedstawia się dzisiejsza sytuacja w Polsce, czy stan wiedzy i praktyka pozwalają na optymizm?

- Z konsekwencją sprowadzaliśmy na nasz grunt metody ze Stanów Zjednoczonych, dzięki środkom fundacji wysłaliśmy ponad 60 osób na specjalistyczne kursy, staże, praktyki i konferencje do USA, przetłumaczyliśmy bardzo obszerną literaturę przedmiotu, reprezentowaną przez jego najwybitniejszych znawców. Popularyzowaliśmy tematykę uzależnień w mediach. Efekty? Pod koniec lat osiemdziesiątych średnia wieku moich pacjentów w Instytucie Psychiatrii zbliżała się do 50. roku życia, obecnie stanowi ona 32 lata! Ludzie przychodzą wcześniej, zanim jeszcze stracą zdrowie, rodzinę, pracę, życiową szansę. Prawie trzydzieści lat temu spotykały się w Warszawie 3 grupy AA, dziś odbywa się 160 mityngów tygodniowo. W całej Polsce jest 1800 grup, także w wioskach! Jedna trzecia pacjentów jest kierowana przez szefów z zakładu pracy - a więc nastąpiła wielka zmiana myślenia. Od dziesięciu lat docieramy przez sieć fundacji, w ramach Regionalnego Programu Przeciwdziałania Uzależnieniom, do innych krajów: Białorusi, Litwy, Łotwy, Rosji, Słowacji, Ukrainy, Mołdawii, Rumunii i większości krajów Azji Centralnej.

- Co jest najważniejsze w metodzie albo filozofii dwunastu kroków, stworzonej i stosowanej przez ruch AA, z powodzeniem też zapożyczonej przez inne programy wzajemnej pomocy, np. w przypadkach bulimii, anoreksji, hazardu, narkomanii, seksoholizmu?

- Za najistotniejsze uznaję po pierwsze to, że zamiast walczyć o odzyskanie kontroli nad alkoholem, przyznajemy się - według idei pierwszego kroku - że po prostu jesteśmy bezsilni. Tak jak człowiek, który źle widzi, sprawia sobie okulary, a nie udaje, że wszystko w porządku, odsuwając gazetę albo mrużąc oczy. Po drugie - a to postuluje ostatni, dwunasty krok - że niesiemy posłanie innym. Że to, co dobrego dostaliśmy, oddajemy. Nie jest to już niezbędne w samym procesie trzeźwienia, ale stanowi fragment pięknej i głębokiej filozofii AA. Bill W., założyciel ruchu, w początkowym okresie swej misji nie notował sukcesów, lokowani w jego własnym domu alkoholicy, którym chciał pomagać, uciekali. Rozgoryczony żalił się kiedyś żonie, że przez cały rok ani jednej osoby nie doprowadził do otrzeźwienia. Ona odpowiedziała - "jedną tak, siebie".


- Policjanci z problemem alkoholowym mają bliskich, którzy cierpią z powodu tej sytuacji. Szczególnie trudno jest dzieciom, narażonym na agresję, żyjącym w nieprawidłowo funkcjonującym domu. Co można radzić rodzinom?

- Nie czekać na kryzysy, nie ukrywać problemu, nie wierzyć, że "samo przejdzie". Wychodzić na zewnątrz, szukać grup wsparcia lub je tworzyć. Odwoływać się do pomocy psychologa, do odpowiednich lektur, których już dziś nie brakuje, czerpać wskazówki najbardziej pasujące do konkretnej sytuacji (np. rodzina bezdzietna, wielodzietna, kilku pokoleniowa, żona dużo pracuje albo jest bezrobotna). Obowiązuje tak zwana twarda miłość, czyli powstrzymywanie obserwowanej autodestrukcji w myśl powiedzenia - "ponieważ cię kocham, nie mogę bezczynnie patrzeć, jak niszczysz siebie samego". Warto odwołać się do szefa, pod warunkiem że jest mądry i chce pomóc kandydatowi do leczenia, a nie wyrzucić go z pracy. Zresztą ten szef również musi kierować się nie litością, a przesłaniem twardej miłości. Nie bójmy się, to twarda, ale przecież - miłość...

- Serdecznie dziękuję, że w nawale obowiązków zechciała Pani znaleźć czas dla naszego tygodnika.

źródło: gazetka Komendy Głównej Policji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz