Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.

Program Dwunastu Kroków


Żyć w przyjaźni z Bogiem
to najlepsza gwarancja wolności.

Warto przyjrzeć się bliżej Programowi Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików. Jest to bowiem program, dzięki któremu w ostatnich kilkudziesięciu latach setki tysięcy alkoholików z różnych krajów świata odzyskały trwałą trzeźwość. Program ten okazał się na tyle skuteczny, że obecnie jego podstawowe elementy zostały włączone do wszystkich programów profesjonalnej terapii uzależnień. Ponadto mamy tu do czynienia z programem uniwersalnym, gdyż pomaga on skutecznie przezwyciężać również inne formy uzależnień. Właśnie dlatego do Programu Dwunastu Kroków AA nawiązują bezpośrednio również inne grupy samopomocy, np. grupy wsparcia dla osób uzależnionych od narkotyków, nikotyny, jedzenia, seksu, pracy czy hazardu.

Miejscem narodzin Programu Dwunastu Kroków AA było miasteczko Akron w Stanie Ohio (USA). W tej właśnie miejscowości w połowie lat trzydziestych zaczęli spotykać się i rozmawiać o swoich problemach dwaj alkoholicy, którzy znajdowali się w bardzo zaawansowanej fazie choroby alkoholowej. Jednym z nich był makler giełdowy – Bill W. (William Griffith Wilson, 1895-1971). Drugim był chirurg – doktor Bob (Robert Holbrook Smith, 1879-1950). Bill miał w tym czasie za sobą wiele pobytów w zakładach odwykowych. Tylko w latach 1933-1934 był hospitalizowany czterokrotnie, a terapie nie dawały żadnego rezultatu. Z kolei doktor Bob nie był już w stanie operować ze względu na swoją chorobę alkoholową. Ich spotkania i rozmowy dały początek programowi i wspólnocie Anonimowych Alkoholików.

Program Dwunastu Kroków AA jest precyzyjnie skonstruowanym narzędziem, które umożliwia ludziom uzależnionym radykalną zmianę życia i postępowania. Punktem wyjścia programu jest uznanie przez alkoholika prawdy o sobie, a zatem prawdy o zupełnej bezradności wobec alkoholu i utracie kontroli nad własnym życiem (Krok 1). Kolejnym krokiem w pracy nad sobą jest uznanie, że trzeźwiejący człowiek sam sobie nie poradzi ze swoim problemem i że w związku z tym potrzebuje pomocy z zewnątrz (Krok 2). W tej sytuacji zwraca się on do Boga, by powierzyć Jego opiece swoją wolę i swoje życie (Krok 3). Kolejne fazy programu prowadzą do przezwyciężenia bolesnej przeszłości, która stanowi moralną i psychiczną ranę w świadomości trzeźwiejącego alkoholika. Wymaga to gruntownego rozrachunku moralnego z przeszłością, dokonanego wobec Boga i bliźniego (Kroki 4 i 5). Wymaga też nauczenia się postawy pokory i zaufania wobec Boga w przekonaniu, że tylko przy Jego pomocy możemy usunąć wszystkie nasze wady i słabości (Kroki 6 i 7). Kolejne (Kroki 8 i 9) prowadzą do zadośćuczynienia za wyrządzone krzywdy wszystkim tym osobom, wobec których jest to tylko możliwe. Następny krok uczy dojrzałej sztuki życia tu i teraz. Wzywa mianowicie do zachowania nieustannej czujności w obecnym życiu oraz do natychmiastowego demaskowania aktualnie popełnianych błędów (Krok 10). Kolejny (Krok 11) prowadzi do budowania coraz silniejszej więzi z Bogiem poprzez modlitwę i medytację. Dzięki takiej postawie trzeźwiejący alkoholik ma szansę, by na co dzień poznawać wolę Bożą oraz by mieć siłę do wiernego jej wypełniania. Owocem realizacji całego Programu Dwunastu Kroków jest osobista przemiana i przebudzenie duchowe, które sprawia, że alkoholik podejmuje radykalnie nowy styl życia. Czyni go też zdolnym do tego, by nieść nadzieję i pomoc innym ludziom uzależnionym (Krok 12).

Analiza powyższych zasad wskazuje, że centralnym punktem programu AA jest uznanie własnej bezsilności wobec alkoholu oraz towarzyszące temu przekonanie, że tylko dzięki osobistej więzi z Bogiem można na stałe powrócić do trzeźwego życia. Sami alkoholicy wyrażają istotę programu AA w sposób bardzo lapidarny: “ja sam nie mogę, z Tobą mogę”. Mówiąc o więzi z Bogiem, Program Dwunastu Kroków AA precyzuje, że chodzi tu o Boga “jakkolwiek Go pojmujemy”. Znaczenie tego rodzaju dopowiedzenia wyjaśnia w sposób jednoznaczny i konkretny osobiście współtwórca programu AA – Bill W. (por. Anonimowi Alkoholicy, Warszawa 1996, s. 7-13). W listopadzie 1934 roku odwiedził go po raz pierwszy po wielu latach kolega z ławy szkolnej, który – podobnie jak on – był alkoholikiem w zaawansowanej fazie choroby. Tym jednak razem ów mężczyzna był całkowicie trzeźwy i wyglądał na zupełnie przemienionego. Kipiał radością i wewnętrznym pokojem. Bil W. wyznaje, że był zaszokowany taką zmianą. Sam znajdował się wtedy na dnie. Wielokrotnie bezskutecznie próbował przestał pić. Na nic jednak zdawał się jego osobisty wysiłek oraz kolejne pobyty w szpitalu na oddziale odwykowym. Także na tamten listopadowy wieczór przygotował sobie sporą ilość alkoholu i ryzykował popadnięcie w kolejny ciąg picia. Posłuchajmy, jak owo niespodziewana spotkanie z kolegą szkolnym wspomina Bill W.:

“Stanął w otwartych drzwiach świeży i promienny. Coś niezwykłego było w jego oczach... Zmienił się nie do poznania. Co się stało? Podsunąłem mu kieliszek. Odmówił. Rozczarowany, ale zaciekawiony zastanawiałem się, co w niego wstąpiło. Nie był sobą. «O co chodzi?» – zapytałem otwarcie. Spojrzał na mnie z prostotą i z uśmiechem powiedział: «Znalazłem wiarę» (I’ve got religion). Osłupiałem. A więc to tak – zeszłego lata jeszcze alkoholik – wariat, a teraz, jak podejrzewałem, znów zwariowany na punkcie religii. (...). «Niech mu tam, niech sobie deklamuje». Poza tym mój gin przetrwa dłużej niż jego kazanie. Ale on nie prawił kazań. Rzeczowo opowiedział mi o tym, jak dwóm ludziom w sądzie udało się przekonać sędziego, aby zawiesił jego wyrok. Mówili oni o jakiejś prostej religijnej idei i praktycznym programie działania. Było to przed dwoma miesiącami. Skutek był oczywisty. Przyszedł, aby podzielić się ze mną doświadczeniem, gdyby mi na tym zależało. Byłem zaskoczony, zaszokowany, ale i zainteresowany. Była to moja ostatnia deska ratunku.(...). Zawsze wierzyłem w Siłę Wyższą ode mnie i często rozmyślałem nad tymi sprawami. Nie byłem ateistą. W gruncie rzeczy niewielu ludzi jest ateistami, ponieważ oznacza to ślepą wiarę w dziwną tezę, że wszechświat powstał z niczego i bez celu podąża donikąd. (...). Dotąd tylko doszedłem w swych rozmyślaniach nad porządkiem świata. Właśnie w tym miejscu rozstałem się z pastorami i systemami religijnymi znanymi ludziom. Gdy mówili mi o uosobionym Bogu, który jest miłością, nadludzką siłą, wskazaniem kierunku życia, irytowałem się i odrzucałem tę teorię. Przyznawałem natomiast, że Chrystus był wielkim człowiekiem, niezbyt dokładnie naśladowanym przez tych, którzy Go wyznają. Jego naukę moralną uważałem za najdoskonalszą. Sam przyjąłem tę cześć, która wydawał mi się dogodna i niezbyt trudna, odrzucając resztę. (...).

Lecz oto siedzący przede mną przyjaciel deklarował wprost, że Bóg zrobił dla niego to, czego on sam uczynić nie mógł. Jego ludzka siła zawiodła. Lekarze orzekli, że jest nieuleczalny. Społeczeństwo chciało go odizolować. Tak jak ja, uznał swoją całkowitą porażkę. Wtedy został wyrwany śmierci. Niespodziewanie podniesiony z rynsztoka, wzniósł się na taki poziom życia, jakiego nigdy nie znał. Czy ta siła miała źródło w nim samym? Oczywiście nie. Nie było w nim więcej siły niż w tej chwili we mnie. A jej poziom równał się teraz zeru. To mnie przekonało. Wyglądało na to, jakby ludzie wierzący mieli jednak rację. Coś kierowało ludzkim sercem, owo coś dokonało rzeczy niemożliwych. Moje poglądy na cuda zmieniły się radykalnie. W tej chwili naprzeciw mnie siedział żywy cud. Oznajmiał niesłychane rzeczy. Zauważyłem, że u mojego przyjaciela zaszło coś więcej niż tylko wewnętrzne uzdrowienie. Znalazł bezpieczny punkt oparcia i zapuścił korzenie w nowe głębie.

Mimo tego, że miałem namacalny dowód w postaci mego przyjaciela, tkwiły wciąż we mnie dawne uprzedzenia. Samo słowo «Bóg» nadal wywoływało pewną niechęć. A idea uosobionego Boga była jeszcze bardziej nie do przyjęcia. Nie mogłem tego zaakceptować. Byłem w stanie zgodzić się na takie koncepcje, jak: Twórcza Inteligencja, Uniwersalny Rozum czy Duch Natury, ale odrzucałem myśl o «Carze Wszechniebios», jakkolwiek miłująca byłaby Jego władza. Przyjaciel mój wystąpił z iście rewolucyjnym dla mnie wówczas pomysłem. Powiedział: «Dlaczego nie przyjmiesz swojej własnej koncepcji Boga?». Uderzyło mnie to. Stopniały nagle lodowate góry intelektu, w których cieniu żyłem i marzyłem od tylu lat. Znalazłem się nagle w blasku słońca. Była to przecież wyłącznie kwestia mojej chęci, by uwierzyć w moc ponad moje siły. Niczego więcej nie było mi potrzeba na tym etapie, by zrobić POCZĄTEK. Zdałem sobie sprawę, że przemiana na lepsze może zacząć się w tejże chwili. Na opoce najszczerszej chęci mógłbym zacząć budowę takiego stanu ducha, jaki spostrzegłem w moim przyjacielu. Czy będę w stanie tego dokonać? Oczywiście, że tak!

W taki to sposób doszedłem do przekonania, że Bóg przejmuje się naszymi ludzkimi sprawami, o ile tylko my, ludzie, dostatecznie tego pragniemy. Nareszcie przejrzałem, poczułem, uwierzyłem. Łuski pychy i uprzedzeń opadły z moich oczu. Ujrzałem nowy świat. (...). W szpitalu nastąpił mój ostateczny rozwód z alkoholem. Leczenie było chyba na czasie, bo prześladowały mnie deliria. Podczas mojego pobytu w szpitalu oddałem się pokornie Bogu, tak jak Go wówczas pojmowałem, by czynił ze mną, co zechce. Poddałem się Jego opiece i Jego wskazówkom bez zastrzeżeń. Po raz pierwszy przyznałem, że sam z siebie jestem niczym, że bez Niego jestem stracony. Bezlitośnie stawiłem czoło swoim występkom i zapragnąłem, by mój nowo odnaleziony Przyjaciel wykarczował je i spalił co do joty. Od tego czasu nie wziąłem do ust alkoholu. (...). Do większości ludzi Bóg przychodzi stopniowo. Jego wpływ na mnie był nagły i głęboki. W tym momencie byłem tak zaniepokojony, że wezwałem mego przyjaciela lekarza, by upewnić się, że nadal jestem normalny. W końcu potrząsając głową, powiedział: «Stało się z tobą coś, czego nie rozumiem. Ale lepiej się tego trzymaj. Cokolwiek to jest, jest lepsze niż twoje życie przedtem». Teraz ów dobry lekarz spotyka wielu ludzi z podobnymi przeżyciami i wie, że są one realne.

Kiedy leżałem w szpitalu, przyszło mi do głowy, że tysiące bezimiennych alkoholików przyjęłoby z wdzięcznością to, co i mnie zostało ofiarowane. Być może mógłbym pomóc niektórym z nich. Oni z kolei mogliby pomóc innym. (...). Wkrótce zaczęliśmy zwierać wiele przyjaźni i szybko zawiązała się nowa wspólnota. Wspaniale było czuć się jej częścią. Była w nas radość życia, nawet w kłopotach i trudnościach. Byłem świadkiem, jak setki rodzin stawiały pierwsze kroki na tej nowej drodze, która naprawdę dokądś prowadzi.”

W świetle powyższych doświadczeń i wyjaśnień samego Billa W. zapis o Bogu, “jakkolwiek Go pojmujemy” – zawarty w Programie Dwunastu Kroków – oznacza respektowanie faktu, że w początkowej fazie trzeźwienia alkoholik, na skutek całej historii życia i choroby alkoholowej, przeżywa poważne trudności w nawiązaniu osobistego kontaktu z Bogiem. Ma też zwykle zupełnie niedojrzałe wyobrażenia na temat Boga. Program AA zakłada, że warunkiem postępu w trzeźwieniu nie jest przeżywanie już w punkcie wyjścia pogłębionej religijności. Zakłada natomiast, że konieczne jest szczere pragnienie obecności Boga w naszym życiu i to niezależnie od sposobu, w jaki myślimy o Bogu w początkowej fazie trzeźwienia. Wyrażenie “Bóg jakkolwiek Go pojmujemy” nie oznacza zatem, że w AA można Boga pojmować w taki sposób, że przestaje On być Bogiem. Chodzi tu zawsze o prawdziwego Boga. W przeciwnym wypadku program Dwunastu Kroków prowadziłby do zastępowania jednego uzależnienia – drugim. Jeśli Bóg nie byłby rozumiany w Programie AA jako prawdziwy Bóg, to realizacja Jedenastego Kroku prowadziłaby do tego, że w miejsce zależności od alkoholu pojawiałaby się zależność od czegoś lub kogoś, kogo wolę chcielibyśmy poznawać i pełnić w taki sposób, jak pełni się wolę Boga.
W oficjalnym komentarzu do Dwunastu Kroków i Dwunastu Tradycji, wydanym w języku polskim przez Alcoholics Anonymous World Service (New York 1986) czytamy:

“Dopiero wtedy, kiedy próbujemy pogodzić naszą wolę z wolą Boga, zaczynamy używać jej właściwie. Było to dla nas wszystkich prawdziwie cudownym objawieniem. Cały nasz problem polegał na niewłaściwym korzystaniu z siły woli. Uderzyliśmy nią jak głową w mur naszych problemów, zamiast starać się pogodzić naszą wolę z Bożymi zamiarami wobec nas. Stopniowe dążenie do tego jest celem Dwunastu Kroków AA, a Trzeci Krok wprowadza nas na tę drogę”
(komentarz do Trzeciego Kroku, s. 29).

Z kolei Krok Dwunasty jest komentowany w następujący sposób:

“Modlitwa i medytacja są dla nas najważniejszymi środkami więzi z Bogiem. (...). Dla części nowicjuszy, a także dla tych agnostyków, którzy wciąż jeszcze traktują grupę AA jako swoją siłę wyższą, nawet najbardziej logiczne i poparte doświadczeniem argumenty na rzecz skuteczności modlitwy mogą być nieprzekonujące lub nie do przyjęcia. Ci spośród nas, którzy niegdyś odczuwali podobnie, doskonale to rozumieją. Dobrze pamiętamy własny bunt przeciwko padaniu na klęczki przed jakimkolwiek Bogiem. Wielu z nas miało niezbite argumenty logiczne na «dowód» nieistnienia Boga. (...) Bez wątpienia Wszechświat miał jakąś «praprzyczynę», być może Boga Atomu, na przemian gorącego i zimnego. Ale nigdy przecież nie było dowodów na istnienie Boga, który rozumiałby ludzi i troszczył się o nich. Owszem, byliśmy pełni uznania wobec AA i bez wahania przyznawaliśmy, że AA dokonuje cudów.

Wszyscy potrzebujemy światła Bożego, pokarmu z Jego siły i czystej atmosfery Jego łaski. W zadziwiającej mierze to, co się dzieje w AA, potwierdza tę odwieczną prawdę. (....). Modlitwa jest wzniesieniem serca i umysłu ku Bogu. (...). Niemal każdy doświadczony członek AA może poświadczyć, że gdy próbował udoskonalić świadomą więź z Bogiem, wszystkie jego sprawy nieoczekiwanie przyjęły znaczący obrót na lepsze. (...). Od momentu, kiedy uda nam się uchwycić choćby jeden promyk Bożej woli, od momentu, kiedy zaczynamy dostrzegać prawdę, sprawiedliwość i miłość jako realne i odwieczne wartości w życiu – przestajemy popadać w głębokie przygnębienie w obliczu przejawów zła, od którego żadne ludzkie sprawy nie są wolne. Wiemy, że czuwa nad nami miłosierdzie Boga. Wiemy, że zwracając się pod Jego opiekę, możemy oczekiwać wybawienia od złego, teraz i w życiu wiecznym”
(s. 76-83).

Zarówno wyjaśnienia Billa W. jak i komentarze Światowej Służby Anonimowych Alkoholików w odniesieniu do Programu Dwunastu Kroków są tak jednoznaczne, że nie zostawiają miejsca na interpretacje. Program Dwunastu Kroków AA opiera się na współpracy trzeźwiejącego alkoholika z Bogiem. W tej sytuacji specyfiką niektórych polskich grup AA jest twierdzenie, że chodzi tu raczej o program duchowy niż religijny. Być może główną przyczyną tego typu dziwnych interpretacji, które są wprost sprzeczne z treścią Programu oraz z oficjalnym komentarzem Światowej Służby AA, jest historia recepcji tegoż Programu w naszym kraju. Ludzie, którzy – począwszy od lat pięćdziesiątych – starali się przenieść ruch AA w realia Polski komunistycznej, ze względów politycznych musieli tak przedstawiać i komentować Program Dwunastu Kroków, by ówczesnym władzom nie kojarzył się on w żaden sposób z religią czy religijnością.

Konsekwencje tego stanu rzeczy są widoczne do dziś. Nierzadko zdarza mi się słyszeć od trzeźwiejących alkoholików z grup AA, że od kilku lat zachowują oni abstynencję, mimo że nie mają oni osobistej więzi z Bogiem. Wyciągają z tego wniosek, że program AA nie prowadzi do osobistej więzi z Bogiem.

Sytuacja, w której ktoś wchodzi na drogę trzeźwienia, mimo że nie odzyskał wiary i więzi z Bogiem, jest możliwa. Oznacza jednak, że taki człowiek nie realizuje Programu Dwunastu Kroków, lecz własny program, nawiązujący jedynie do zasad AA. Podobne tendencje pojawiły się ostatnio także w Stanach Zjednoczonych. Kilka lat temu opracowano tam coś, co zostało nazwane humanistyczną wersją Programu AA. W tej wersji siła wyższa nie jest utożsamiana z Bogiem. Tego typu próba zmodyfikowania Programu Dwunastu Kroków AA i pozbawienia go wymiaru religijnego nie znalazła jednak szerszego oddźwięku. Sama zaś próba tworzenia tego typu alternatywy dla Programu AA stanowi potwierdzenie, że jego wersji oryginalnej nie sposób zrozumieć inaczej, jak tylko programu, który uczy żyć w wolności mocą przyjaźni z Bogiem. Z drugiej strony rzeczą równie oczywistą jest to, że rozwój osobistej więzi z Bogiem, do którego prowadzi program AA, nie zawęża się do jakiegoś jednego systemu religijnego czy do określonego wyznania.

źródło: katolik.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz