Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.

Nikt nie odmówił mi miłości


Było to w drugim roku istnienia AA. W tym czasie działały dwie
bezimienne grupy alkoholików desperacko walczących o przetrwanie.

W jednej z nich pojawił się ktoś nowy... Porozmawiał szczerze z najbardziej doświadczonym członkiem grupy. Szybko przekonał go, że jest doprowadzony do ostateczności i nade wszystko pragnie dojść do siebie.
"Czy pozwolicie mi do was dołączyć? -zapytał. - Bo, ja jestem ofiarą jeszcze innego, dużo bardziej potępianego społecznie niż alkoholizm nałogu. I rozumiem, że możecie nie chcieć mnie wśród siebie".
DWANAŚCIE KROKÓW I DWANAŚCIE TRADYCJI, STR. 142

Przyszłam do was - żona, matka, kobieta, która porzuciła swojego męża, dzieci i rodzinę. Byłam pijaczką i lekomanką - byłam niczym. A jednak nikt nie odmówił mi miłości, troski, poczucia przynależności. Dziś - za sprawą łaski Boga oraz miłości dobrej sponsorki i grupy macierzystej - mogę powiedzieć, że dzięki wam, Anonimowym Alkoholikom, jestem żoną, matką, babcią i kobietą. Wolna od przymusu zażywania leków. Odpowiedzialną. Bez Siły Wyższej, którą znalazłam we Wspólnocie, moje życie nie miałoby sensu ani znaczenia. Przepełnia mnie wdzięczność za to, że należę do AA i że mogę się cieszyć ludzkim poważaniem.

Medytacja w codziennym życiu


Jedynym sensem każdej buddyjskiej praktyki jest uczynienie umysłu świeżym i pozbawionym wysiłku. Naturalnie zjednoczony ze wszystkim jest sam w sobie pełen mądrości, radości i współczucia. Chodzi jeszcze o to, by z pomocą metod Buddy rozpoznać jego prawdziwą naturę. Możemy to osiągnąć dzięki trzem filarom Nauki: (1)wystarczająco sprawdzonym wskazówkom, (2)właściwym metodom pozwalającym doświadczyć tego, co zostało zrozumiane i przyjęte jako prawdziwe, oraz (3)ślubowaniom pozwalającym umocnić to, co zostało osiągnięte.

Środkowy filar wchłonięcia lub tez medytacji możemy umocnić w codziennym życiu lub na odosobnieniu. W buddyzmie chodzi o doświadczenie, a nie o wiarę. Ponieważ Nauka, jeśli ją stosujemy, sprawia iż stajemy się po prostu lepszymi, szczęśliwszymi ludźmi, temu środkowemu filarowi przypisuje się tak duże znaczenie. Dlatego chciałbym powiedzieć tu coś więcej o medytacji w codziennym życiu i na odosobnieniu.

Na zewnętrznym poziomie różnice są wyraźne: albo praktykuje się w dawaniu i braniu codziennego życia, albo tez wycofuje się do własnego, pozbawionego podniet świata. Również przebieg praktyki i pośrednie cele są w obu przypadkach rożne. Dzień medytującego na odosobnieniu upływa zgodnie z ustalonym, szczegółowym planem - świadomie wzmacnia on przez cały czas określone właściwości ciała, mowy i umysłu. Tak osiągnięte ,,czyste krainy'" lub też ,,bezforemne" wglądy w naturę wszystkich rzeczy wzrosły jednak na sztucznym podłożu i później nie można ich często utrzymać w życiu. Dowodzą tego setki kobiet i mężczyzn, również pochodzących z Zachodu, którzy przeszli, w grupach składających się tylko z reprezentantów własnej płci, trzyletnie wykształcenie lamów - spali przez ten cały czas siedząc i utrzymywali całkowitą wstrzemięźliwość w zupełnym odizolowaniu od zewnętrznego świata. Mimo że to czego się w ten sposób nauczyli, jest niezbędne dla kontynuacji wszystkich metod linii przekazu, wydaje się, iż praktykujący w ten sposób wzmacniają raczej niż doskonalą cechy charakteru, z którymi rozpoczynają odosobnienie.

Ktoś kto medytuje w codziennym życiu nie porzuca ani pracy, ani kręgu przyjaciół i nie opuszcza swych naturalnych torów rozwoju. Stara się przede wszystkim stosować i rozwijać czysty pogląd Diamentowej Drogi, przekazany przez nauczyciela. Jeśli ktoś widzi siebie i innych jako Buddów, a świat jako promieniujący znaczeniem to wystarczy jeżeli będzie robił tylko to, co pojawia się akurat przed jego nosem.

W rzeczywistości najlepsza jest mieszanka obu tych rzeczy: z jednej strony nie bawimy się w chowanego z własnymi trudnościami, z drugiej zaś pozwalamy oddziaływać na siebie medytacyjnemu wchłonięciu i oczyszczeniu, które umożliwia nam dotarcie do otwartej przestrzeni wolnej od przyzwyczajeń. Oznacza to: krótkie ukierunkowane odosobnienia odbywane w pojedynkę lub w towarzystwie, pozwalające rozwinąć w umyśle pożyteczne i pożądane właściwości, i wykorzenić przeszkadzające wrażenia, stojące nam na drodze.

W codziennym życiu powinniśmy utrzymywać uzyskany w ten sposób pogląd i praktycznie go wykorzystywać. Zdobyte w ten sposób doświadczenia wzmocnią następnie wchłonięcie medytacyjne. Gdy zewnętrzna i wewnętrzna prawda wzbogacają i uzupełniają się nawzajem, wszystko w życiu staje się nauką i krokiem na ścieżce. Na odosobnieniu chodzi więc o pełne wykorzystanie czasu zaplanowanego na medytację i właściwe zastosowanie metod. W przeciwieństwie do tego główną praktyką w codziennym życiu jest ciągle wzmacnianie czystego poglądu. Pożytecznie spędzony dzień, nie tylko dla tego życia, lecz także dla śmierci i następnych odrodzeń, mógłby wówczas wyglądać tak, żeby zacząć od czegoś pięknego - ten kto lubi się kochać rano powinien przypomnieć sobie otrzymane wcześniej inicjacje i widzieć siebie samego i partnera jako męskich i żeńskich Buddów w zjednoczeniu. Również na bezforemnej drodze Mahamudry nierozdzielność przestrzeni i radości jest tutaj drogą - nieustannym promieniowaniem pozaosobistej mnogości w przestrzeni. Potem - a w zimnych krajach jeszcze przed wstaniem - rozpoznaje się swoje własne bogactwo: możliwość stosowania wyzwalających metod Buddy przez cały kolejny dzień i przyjmuje się schronienie. Wszyscy powinni przyjmować je w celu, w drodze i w przyjaciołach podążających nią również. Jednak ten kto pragnie szybko się rozwijać przyjmuje je dodatkowo w lamie, z którym na końcu stapia się lub nie zależnie od życzenia.

Nawet ktoś, kto ma już za sobą sto jedenaście tysięcy pokłonów nyndro, może z dużym pożytkiem robić ich trochę każdego dnia rano. Nie ma lepszego źródła siły na cały dzień!

W czasie wstawania i pod prysznicem można ofiarować w umyśle oświeceniu wszystkie zdolności swego ciała lub też - jeśli jest się silnym - zaproponować Buddom siebie jako opiekuna wszystkich istot. W czasie jedzenia kontynuujemy gromadzenie wszystkich dobrych wrażeń. Jeśli widzimy swoje ciało jako ciało lamy lub jidama, wówczas całe dobro, którym je obdarzamy jest wyzwalającym, prowadzącym do oświecenia działaniem. W drodze do pracy możemy doświadczyć wielu rodzajów energii. Cały ruch samochodów i autobusów jest sam w sobie czymś wspaniałym, cała owa energia tak wielu ludzi. Możemy ofiarować to wszystko Buddom i wszystkim istotom. Kiedy dotrzemy już na miejsce poświęcamy, trochę czasu na to, by każdemu ze współpracowników posadzić Buddę na głowie i utrzymywać go tam przez kilka następnych godzin.

Do praktyki w codziennym życiu należy również wiedza o tym jak rozwija się świat, jakim zagrożeniem są dla niego przeludnienie i islam. Jeśli nie śledzi się bieżących wydarzeń nie można być świadomym człowiekiem. Sam mam na tym polu zaufanie przede wszystkim do "International Herald Tribune", jednak jakaś rozsądna polska gazeta obserwująca to co się dookoła dzieje bez politycznego bielma na oczach może być również dobrym źródłem informacji - dotyczy to także wiadomości telewizyjnych. Prócz tego. iż dzięki owej wiedzy będziemy w przyszłości w stanie oddać swój głos w wyborach z pożytkiem dla wszystkich, znajomość bieżących wydarzeń daje nam również materiał do rozwijania współczucia i mądrości doświadczenia - obie te rzeczy jako jedyne mogą na dłuższą metę pomoc światu.

Jeśli w domu czeka na nas rodzina powinniśmy czynić dla niej wszystko co jesteśmy w stanie. Musimy przynosić jej pożytek własnym wglądem i włączać ją do swego rozwoju. Nasi najbliżsi są także często papierkiem lakmusowym poziomu naszej cierpliwości. Niezależnie od tego co wydarzyło się w ciągu dnia mantra Diamentowego Umysłu wieczorem oczyści wszystko co przeszkadzające. Potem przychodzi znowu czas na pełną szczęścia miłość; przed zaśnięciem zaś dobrze jest, jeśli to możliwe, zrobić medytację Przejrzystego Światła.

Na końcu jeszcze kilka wskazówek dla przyjaciół mających zamiar pójść na odosobnienie w Roedby, Schwarzenbergu. Karma Gon, Kaitai, Kucharach czy w jakimkolwiek innym naszym ośrodku na całym świecie. Niezależnie od tego, czy będziecie chcieli poświęcić ten czas na nyndro, szine lub jidama i zapragniecie kierować swoja medytacją przede wszystkim używając swych własnych sił i zrozumienia: szczególnym osiągnięciem, które uzyskacie dzięki odosobnieniu będzie wolność postrzegania świata z większego dystansu - jako gry warunków i jako snu. To właśnie pojawiająca się w czasie ich trwania radość sprawia, iż odosobnienia stają się dla nas pewnego rodzaju ,,twórczym nałogiem". Możemy się po prostu poczuć tak dobrze w owym wybranym świecie, że tylko z rzadka będzie się w nas pojawiało pragnienie wkraczania do świata innych.

Medytacja jest w swej esencji właściwym działaniem. Jak mówi Karmapa w Modlitwie Mahamudry: "Jeśli spoczywamy w pełni świadomi w tym, co wydarza się w życiu, jeżeli nie opuszczamy poziomu najwyższego poglądu, nie ma żadnego momentu, który nie prowadziłby nas dalej. Poznanie umysłu jest jedynym celem."

Pomijając nazwy i imiona wymienione w załączonym dokumencie, a wstawiając w to miejsce mojego Boga, czego inni absolutnie nie muszą tego robić, widzę że mogę znaleźć w tym tekście wiele odnośników do zastanowienia się nad samym sobą, nad moimi sposobami życia, trzeźwienia i stosunku do rodziny i innych ludzi. A warto żebym się zastanawiał i miał swoje zdanie, a nie bezkrytycznie przyjmował co inni mówią, czy nawet to co pisze w załączonym tekście. Kiedyś pędziłem po butelkę alkoholu do sklepu i nad niczym nie zastanawiałem się. Dziś mam dokładnie odwrotnie. Zastanawiam się nad wieloma rzeczami i nawet nie bardzo wiem czy ktoś wogóle kupuje alkohol..........taki mam świat, tak mi się porobiło, takie są moje ścieżki.

źródło: Biblioteka Buddyjska
Forum - grupa Zen Alkohol a medytacja

dodajdo.com

Sumienie grupy


...czasem to co dobre, bywa wrogiem najlepszego
ANONIMOWI ALKOHOLICY WKRACZAJĄ W DOJRZAŁOŚĆ, STR. 131

Myślę, że słowa te odnoszą się do wszystkich aspektów Trzech Legatów AA: Zdrowienia, Jedności i Służby. Chcę, żeby wyryły się one w moim umyśle i życiu, kiedy to kroczę "DROGĄ SZCZĘŚLIWEGO PRZEZNACZENIA"
(Anonimowi Alkoholicy,str 144)

Słowa te, często wypowiadane przez współzałożyciela Wspólnoty Billa W., zostały słusznie skierowane do niego jako wyraz sumienia grupy. Uświadomiły one Billowi W., kwintesencję Tradycji Drugiej: że nasi przewodnicy są tylko zaufanymi sługami; nie sprawują nad nami żadnej władzy.

Tak, jak to kiedyś dobitnie przypomniano Billowi W., i ja jestem zdania, że w naszych grupach dyskusyjnych nigdy nie powinniśmy zadowalać się tym, co "DOBRE", a zawsze dążyć do tego, co "NAJLEPSZE".
I te wspólne wysiłki są jeszcze jednym przykładem tego, jak miłujący Bóg -jakkolwiek Go pojmujemy - wyraża się w sumieniu każdej grupy.
Podobne doświadczenia pomagają mi utrzymać się na właściwej drodze zdrowienia.
Uczę się łączyć inicjatywę z pokorą i odpowiedzialność z wdzięcznością - i dzięki temu mój program na dwadzieścia cztery godziny przesycony jest radością życia.

Pełnia liścia Maria Kromer


Kobieta na promilu

Współczesnej Polki portret własny



Kup teraz


Na rynek księgarski trafiła właśnie „Pełnia liścia”, szczera do bólu, autoterapeutyczna opowieść o kobiecie, bez skutku próbującej topić w nałogu traumatyczne doświadczenia z młodości i kompleksy, które towarzyszą jej obecnie. To pierwsza pozycja na rynku tak sugestywnie opisująca problem, przed którym stoi wiele współczesnych Polek.

Proszę sobie wyobrazić swoje własne narodziny. Ponownie, już jako dorosły człowiek, radzi Maria Kromer pytana o klucz do zrozumienia swej debiutanckiej opowieści. Oparta na motywach autobiograficznych „Pełnia liścia” mówi o osobie od dziecka czującej sie w świecie zagubioną, próbującej jednak odnaleźć w nim swoje miejsce. Bohaterka zmaga się ze sobą, demaskuje grę pozorów i… uczestniczy w niej, wycofuje sie w samotność i podejmuje ryzyko miłości, popada w uzależnienie od alkoholu, a następnie walczy z tym uzależnieniem. Przede wszystkim jednak szuka prawdy i sensu, dążąc do tytułowej Pełni. Jak przekonuje autorka, problem jest stary jak świat, wciąż jednak pozostaje problemem dla milionów istnień.
Nosząca znamiona autoterapii „Pełnia liścia” to przedstawiony drobiazgowo, szczery, odważny oraz sugestywny zapis zmagania się kobiety z „demonami przeszłości”. To pozostawiający trwały ślad w świadomości czytelnika raport z trudnej sztuki odnajdywania prawdziwej siebie, wbrew trwale wrytym w osobowość lękom, kompleksom i ograniczeniom. To coś więcej aniżeli wychodzenie z uzależnienia od alkoholu, który to nałóg nie jest zresztą jedynym, z którym zmaga się bohaterka. Wreszcie – „Pełnia liścia” – to także promyk nadziei dla wielu współczesnych Polek, których uzależnienie od nałogów (bynajmniej nie jednego!) staje się coraz częściej poruszanym w mediach zagadnieniem.

Poczucie winy nie do zniesienia
Podczas picia alkoholu moje poprzeczki podwyższały się same – bez mojego udziału, a raczej: z udziałem którejś z moich odważniejszych wersji. Mój umysł nie rejestrował zresztą w pełni przebiegu wzlotów i upadków. Tak było mi wygodniej – mogłam udawać przed sobą i przed resztą świata, że to nie ja sama siebie kaleczę. Wspomnienia tych katastrof – zniekształcone alkoholowym brakiem pamięci – wracały jednak później, tym boleśniejsze, że rozmazane, niepewne. Traciłam kontrolę nad sobą w zamroczeniu, po otrzeźwieniu odkrywałam w sobie elementy obce: obce nawyki, obce zachowania. Przeraźliwy smutek, samopotępienie, poczucie winy nie do zniesienia. Ten ból można zagłuszyć jedynie alkoholem. Kolejny wzlot, kolejny upadek, pisze Maria Kromer.

43 tysiące na odwyku
„Pełnia liścia” to mozolne analizowanie samej siebie. Upór, z jakimi autorka dociera do „pełni”, poddając analizie swoje życie, imponuje i zdumiewa jednocześnie. To opowieść będąca donośnym i odważnym głosem w dyskusji wokół pozostającego tabu problemu uzależniania od alkoholu współczesnych Polek. Jak wynika z danych Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, w 2009 roku na blisko 221 tys. pacjentów, którzy trafili na oddziały odwykowe w całej Polsce, ponad 43 tys. stanowiły kobiety (za: Katarzyna Świerczyńska: „Na jednym promilu”, „Wprost” nr 41/2010).

* * *

O autorce:

Maria Kromer – pisząca pod pseudonimem autorka urodziła sie i wychowała w Polsce, ale od 26 lat mieszka w Wielkiej Brytanii. Ukończyła filologię angielską, obecnie studiuje terapię psychoanalityczną. Pracuje z ludźmi cierpiącymi na zaburzenia umysłowe – pomaga im w rehabilitacji i w powrocie do życia w społeczeństwie. Interesuje ją rozwój człowieka w materii i poza materią. Wierzy, że oprócz ciała i umysłu posiada on duszę, wierzy też w reinkarnację. Uważa, że choroba umysłowa jako taka nie istnieje – istnieją tylko ludzie o różnej wrażliwości emocjonalnej, o delikatnej lub mocnej strukturze psychicznej, mniej lub bardziej skaleczeni przez los.
- Informacja prasowa
- Pełnia liścia Maria Kromer (fragmenty)


dodajdo.com

Zaufani słudzy


Oni maja służyć.
Mają, często niewdzięczny, przywilej wykonywania czarnej roboty.
DWANAŚCIE KROKÓW I DWANAŚCIE TRADYCJI, STR. 134

W Greku Zorbie Nikos Kazantzakis opisuje spotkanie głównego bohater ze starcem zajętym sadzeniem drzewa.
- "Cóż pan robi?"- pyta Zorba. A stary człowiek odpowiada:
- "Dobrze widzisz co robię,mój synu; sadzę drzewo".
- "Ale po co sadzisz drzewo - dziwi się Zorba -
skoro nie będzie Pan mógł zobaczyć jak wydaje owoce?"

Na to stary człowiek mówi:
- "Ja mój synu, żyję tak, jakbym nigdy nie miał umrzeć".
Słowa te wywołują nieznaczny uśmiech na ustach Zorby;
odchodząc, wykrzykuje on z nutka ironii w głosie:
- "To dziwne - bo ja żyję tak jakbym miał umrzeć jutro!"

Jako uczestnik AA odkryłem, że nasz Trzeci Legat (Służba) jest żyzną glebą, na której mogę zasadzić drzewo mojej trzeźwości. Owoce, które zbieram, są wspaniałe: spokój, poczucie bezpieczeństwa, zrozumienie i dwadzieścia cztery godziny wiecznego spełnienia; a mój jasny i otwarty umysł pozwala mi wsłuchać się w głos sumienia, który po cichutku i łagodnie nawołuje mnie: "Musisz odejść ze służby. Teraz kolej na innych, żeby zasadzili drzewo i zebrali owoce"

Równość


Nasza Wspólnota powinna obejmować wszystkich, którzy cierpią z powodu alkoholizmu. Toteż nie mamy prawa odrzucić nikogo, kto pragnie zdrowieć. Przynależność do AA nigdy nie powinna być uzależniona od posłuszeństwa czy pieniędzy. Nawet dwóch czy trzech alkoholików spotykających się w celu utrzymania trzeźwości może określić się jako grupa AA, pod warunkiem, że jako grupa nie maja żadnych innych celów ani powiązań.
DWANAŚCIE KROKÓW I DWANAŚCIE TRADYCJI, STR. 188

Zanim przyszedłem do AA, często czułem, że "nie pasuję" do otaczających mnie ludzi. Zwykle "oni" mieli więcej albo mniej pieniędzy ode mnie, a mój punkt widzenia nie pokrywał się z "ich" opiniami.
Ogrom uprzedzeń,z jakim zetknąłem się w społeczeństwie,
dowodził jedynie,że wielu tzw. porządnych ludzi jest obłudnymi faryzeuszami.
Wstąpiwszy do Wspólnoty, znalazłem taka drogę życia, jakiej zawsze szukałem.
W AA wszyscy uczestnicy są sobie równi; jesteśmy po prostu alkoholikami, którzy starają się zdrowieć ze swojej choroby.

Wolności gwarantowane przez AA


Ufamy, że wiemy już, na czym polegają nasze prawdziwe wolności, i że przyszłe pokolenie uczestników Wspólnoty nigdy nie będą musiały ich ograniczyć.
Wolności gwarantowane przez AA tworzą żyzną glebę, na której może wzrastać autentyczna miłość...
LANGUAGE OF THE HEART (JĘZYK SERCA), STR. OR. 303

Pragnąłem wolności. Najpierw - wolności picia; później - wolności od picia. Wspólnotowy program zdrowienia opiera się na wolności wyboru.
Nie ma tu rozporządzeń, reguł ani przykazań. Program rozwoju duchowego zarysowany w Dwunastu Krokach - oferujący mi jeszcze więcej wolności - jest jedynie zbiorem sugestii. Mogę go przyjąć lub odrzucić.
Z możliwości sponsorowania można skorzystać, ale nikt nie narzuca go siła ; mogę przyjść do Wspólnoty, porzucić ją, a następnie znów do niej wrócić - zależy to tylko ode mnie. Te i inne wolności pozwalają odzyskać mi godność, którą utraciłem podczas lat picia, a która jest mi tak droga i niezbędna do zachowania trwałej trzeźwości.

Nauce nigdy nie ma końca


Oddaj się Bogu, takiemu, jak sam Go pojmujesz. Wyznaj Bogu i współbraciom swoje winy. Uporządkuj swoja przeszłość. Dziel się tym, co odkrywasz i dołącz do nas. Będziemy z Tobą we wspólnocie Ducha i z pewnością spotkasz niektórych z nas na drodze Szczęśliwego Przeznaczenia. Niech Bóg Cię błogosławi. Zatem - do zobaczenia.
ANONIMOWI ALKOHOLICY , str. 143 - 144

Powyższe słowa wzruszają mnie, ilekroć je czytam. Z początku powodem tego było takie oto odczucie:
"Nie, nie, nauka już się skończyła.
Teraz należę wreszcie do samego siebie
nic już nie będzie zupełnie nowe".
Gdy czytam ten fragment dzisiaj, czuję głębokie przywiązanie do pionierów AA; uświadamiam sobie bowiem że zawiera się w nim wszystko co wierzę i do czego dążę; i że - z Bożym błogosławieństwem - nauce nigdy nie ma końca ja nigdy nie należę do siebie,
a każdy dzień jest całkiem nowy

Kobiety, wino i śmierć


Atrakcyjne, inteligentne, zadbane, zamożne i... uzależnione. Wzrasta odsetek kobiet z problemem alkoholowym. Są gotowe ignorować wszelkie niepokojące sygnały. Do momentu, kiedy jest za późno.

Agnieszka jest kobietą sukcesu. Taką o jakich czyta się w kolorowych pismach promujących niezależne, wygrywające każde życiowe starcie kobiety. Ma wszystko. Duże mieszkanie przy warszawskich Łazienkach, terenowy samochód, świetną pracę, kochającego mężczyznę ("co jakiś czas innego") i pieniądze na wszelkie zachcianki. Na przykład na codzienny zakup butelki dobrego wina. I codziennie opróżnianie jej.

Sport to zdrowie
W poniedziałkowy ranek restauracja przy Parku Łazienkowskim, w której spotykam się z Agnieszką, świeci pustkami. O tej porze stali bywalcy tego miejsca siedzą w biurach, a bezrobotnych nie stać na tutejsze menu. Chyba że ma się wolny zawód.

– Baaardzo wolny zawód – mówi Agnieszka z satysfakcją.

W chwili, kiedy większość jej rówieśników pije drugą kawę w biurach, Agnieszka dopiero przymierza się do pierwszej w oświetlonym porannym słońcem ogródku restauracyjnym. Z zawodu jest architektką wnętrz i tym się zajmuje pod szyldem swojej jednoosobowej firmy architektonicznej. Ale ma także "swój mały side job", który zrodził się z hobby. Przez około dwie godziny dziennie tłumaczy literaturę popularną z języka angielskiego. Oba te zajęcia wykonuje w domu.

Agnieszka rzadko kiedy wstaje przed dziewiątą, dlatego umówiła się ze mną dopiero po dziesiątej. – Wczesny ranek to nie moja pora – usprawiedliwia się. – Mogłabym budzić się rano i wykonywać jeszcze więcej pracy. Ale w życiu trzeba mieć też przyjemności.

Mimo intensywnego trybu pracy lubi i znajduje czas na swoje małe przyjemności. Przedpołudnie jest pierwszą z dwóch pór dnia, które rezerwuje tylko dla siebie. Po naszym spotkaniu przez godzinę będzie biegać. Na nogach ma najnowszy model modnych ekologicznych butów do biegania. Także reszta stroju jest najlepszej jakości i marek. Na nadgarstku nowoczesny zegarek dla biegaczy z pulsometrem i GPS-em. – Przydaje się na długie zawody, jak maratony – tłumaczy obecność w zegarku GPS-a, wyjaśniając, że po zawodach może odtworzyć całość trasy na komputerze, wraz z tempem biegu na poszczególnych odcinkach. W tym roku Agnieszka zaliczyła już maraton i to jeden z tych najbardziej prestiżowych w kraju – Cracovia Maraton.

Ta ładna blondynka o pogodnej twarzy i bez grama tłuszczu na odkrytych ramionach wydaje się okazem zdrowia. Pozory mylą. Dwa miesiące temu dowiedziała się o czymś, co śmiertelnie ją przeraziło. Śmiertelnie w dosłownym znaczeniu tego słowa.

Wino leczy
Popołudniami Agnieszka pracuje. Około 17-18 zaczyna się druga z pór dnia, które należą tylko do niej. Przerywa wtedy pracę i jedzie do miasta – na spotkanie z przyjaciółmi lub aktualnym narzeczonym, na zakupy lub do kina. Jeśli jest to spotkanie w barze to nigdy nie pije, bo zawsze jest samochodem. Dlatego wśród przyjaciół ma opinię osoby pijącej nader umiarkowanie, jeśli w ogóle.
Ta miła popołudniowa pora trwa około 2-3 godzin. Potem Agnieszka wraca do domu pracować. Po drodze wpada do delikatesów po butelkę dobrego wina. Wieczorem praca nie idzie tak szybko, jak za dnia. – Wino jednocześnie podkręca i relaksuje, więc pracuje się i wydajniej, i przyjemniej – mówi. A poza tym trudno sobie wyobrazić, żeby pite nawet codziennie groziło jakąś chorobą. Przecież każdy wie, że wino jest trunkiem szlachetniejszym niż dajmy na to wódka czy piwo. To mistyczny napój bogów o zbawiennym działaniu na ludzki organizm. Na promujących zdrowie stronach internetowych można przeczytać, że wino osłania serce i układ krwionośny, chroni przed nowotworami, podnosi poziom estrogenu w organizmach kobiet, zmniejsza ryzyko cukrzycy, osłania żołądek przed wrzodami, przyspiesza metabolizm, łagodzi stres i zwalcza bezsenność. Jednak na tych samych stronach próżno szukać informacji, że narodem, który w największym stopniu w Europie cierpi na marskość wątroby są znani z regularnego spożywania wina Francuzi.

– Dlatego też Francuzi mają tak dobrą hepatologię – tłumaczy dr Gietka, ordynator Oddziału Chorób Wewnętrznych i Hepatologii Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie. – U nas nie ma dokładnych statystyk, ale podejrzewam, że Polacy plasują się gdzieś w europejskiej czołówce, choć nie na pierwszym miejscu. Na pewno też więcej kłopotów z wątrobą od nas mają Włosi. Czyli największe problemy występują w tych krajach, gdzie pije się regularnie. Picie nawet większych ilości alkoholu, ale raz na jakiś czas, jest mniej obciążające dla wątroby.

Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w ciągu ostatnich 15 lat Polacy zaczęli przykładać dużą wagę do zdrowego trybu życia. Niemal co piąty z nas zmienił swoją dietę, tysiące rzuciło palenie, a dziesiątki tysięcy zrezygnowało z picia wysokoprocentowych alkoholi, przerzucając się na lżejsze piwo i wino. Ale właśnie ta zmiana okazuje się szczególnie niebezpieczna dla kobiet, ułatwiając im picie nawykowe.

– Zwłaszcza kobiety popadają w uzależnienie niezwykle łatwo – mówi dr Gietka. – We wczesnym okresie one same nie są w stanie stwierdzić, czy już mają problem czy też nie. Także znacznie prędzej wysiada im wątroba, już po 4-5 latach regularnego picia, podczas gdy mężczyźni mogą pić nawet ponad 20 lat.

Tymczasem Agnieszka z ochotą rozprawia o swoim "sportowo-wolnościowym" stylu życia i popisuje się nieprzeciętną wiedzą o winach. Mówi o nich dużo i barwnie. Buteleczka octu winnego na blacie ogródkowego barku przypomina jej kształtem kanadyjskie wina lodowe. – Unikalne pod każdym względem! – ekscytuje się. – Zbiór przeprowadzasz przy minusowych temperaturach, żeby grona miały taką lodową skorupkę. To nadaje winu niesamowitą słodycz. Polecam te z gron Vidal, ale świetne są także te z Gewürztraminera, jeszcze lepsze od Rieslinga. Są diablo drogie, więc rozlewają je do takich maleńkich buteleczek, ale za te lepsze i tak musisz dać 1000 złotych.
Następnie przerzuca się na wina wytrawne, narzekając na wysokie polskie marże. – Wczoraj zaszalałam – przyznaje. – Kupiłam rocznikową Rioję z 2001, wyjątkowo udanego rocznika. Wyrzuciłam 150 złotych, a w Hiszpanii dostałabym ją za połowę tej ceny. Skandal, no nie?

– Zaraz! – przerywam. – Wciąż pijesz po diagnozie?

Agnieszka milknie.

– Po pierwsze, to podejrzenie, nie diagnoza – mówi.

Nagle nienaturalnie zerka na zegarek i podrywa się z miejsca.

– Muszę iść na trening – stwierdza stanowczo.

Po chwili znika wśród drzew.

Krwawy sport
Rozmowa z doktorem Andrzejem Gietką przekonuje mnie, że nie powinienem się dziwić nagłemu zniknięciu Agnieszki. – Chorym kobietom bardzo trudno przyznać się do picia z powodów kulturowych – mówi dr Andrzej Gietka. – Społeczeństwo znacznie łatwiej akceptuje, że facet się napije. Zdaniem znacznej części naszej populacji alkohol jest po prostu wpisany w tą płeć. Natomiast kobiety z problemem alkoholowym spotyka znacznie większa krytyka, stąd też przyznają się do niego niechętnie.

Próbuję dodzwonić się do Agnieszki tego samego dnia. Bez skutku. Ona sama dzwoni późnym wieczorem. Chętnie się spotka. Za tydzień.

– Wszystko zwaliło się na mnie hurtem – zaczyna, gdy spotykamy się po tygodniu, o tej samej porze, przy tym samym stoliku. Również tym razem ma na nogach sportowe buty. Wie, że w każdej chwili może pobiec przed siebie. Ale póki co, rozmawiamy.

Najpierw straciła "aktualnego kochającego mężczyznę". – Co generalnie nie jest problemem – zaznacza Agnieszka. – Szczególnie, że zawsze był między nami pewien zgrzyt, który początkowo wydawał się mały, ale z czasem coraz bardziej mnie wkurzał. Bo ja jestem wolnościowym człowiekiem, Platformę Obywatelską mam wypisaną na czole. A mój luby był hardcorowym PiS-owcem. No więc rozumiesz...

Tyle że tamtego wieczora nie poszło o politykę, ale o coś, co ubodło Agnieszkę znacznie bardziej niż regularne dyskusje o tragedii smoleńskiej, rządzie Tuska, Bronisławie Komorowskim i Jarosławie Kaczyńskim. Aktualny kochający mężczyzna zauważył, że zawsze kiedy zjawia się u Agnieszki, ona ma pod ręką otwartą butelkę wina. – Przyganiał kocioł garnkowi – mówi Agnieszka. – Sam parę razy przegiął na imprezie. A ja nigdy!

Agnieszka wyprosiła go z mieszkania, oświadczając, że to koniec. Wściekła wypiła "ze dwa kieliszki", po czym założyła buty i poszła biegać. Nocne bieganie cieszy się dużym powodzeniem wśród miłośników tego sportu. Szczególnie w upalnych okresach na ścieżkach biegowych Warszawy wieczorami można czasem spotkać więcej biegających osób niż za dnia. Jednak rzadko który z nich biegnie po kilku kieliszkach.
Agnieszka do dziś nie wie, "o co się potknęłam" i "na co dokładnie wpadłam". Z pokiereszowanym ramieniem i podejrzeniem wstrząśnienia mózgu trafiła na pogotowie. Na miejscu wykluczono wstrząśnienie i stwierdzono wysoki poziom alkoholu we krwi.

– Jak zobaczyła mnie moja przyjaciółka, stwierdziła, że biegania to jakiś cholernie krwawy sport – mówi.

Jeszcze tej samej nocy wyszła ze szpitala o własnych siłach. Niebawem miała tam wrócić z całkiem innym problemem.

Bez wątroby cienko jest
– Nagle zaczęłam odczuwać straszliwe zmęczenie, w ogóle nie mogłam pracować wieczorami – mówi. – Początkowo tłumaczyłam to sobie wypadkiem. Nie chciało mi się jeść, ale ciągle czułam się pełna. Brzuch mnie pobolewał, to tu, to tam. Szybko rozkminiłam, że to nie ma nic wspólnego ze wstrząśnieniem mózgu. W końcu otworzyłam Wikipedię pod hasłem "Marskość wątroby" i przeraziłam się. Wszystko pasowało. Jak ulał!

– Tak, myślałam o tej chorobie – przyznaje. – Wiem, że takie picie jak moje, małymi dawkami, ale regularnie, sprzyja marskości. Sporo o tym czytałam. Ale do cholery, nie jestem... nie mam poważnych problemów... tego rodzaju.

Przez chwilę boję się, że Agnieszka znowu ucieknie.

Przez kolejne dni Agnieszka czuje się zbyt zmęczona, żeby i biegać i pracować. Zżera ją stres i niepewność. Idzie do lekarza. Ten podejrzewa marskość wątroby. Konieczne są dalsze badania w celu potwierdzenia diagnozy.

Agnieszka jest przerażona. Przez trzy dni nie wychodzi z domu. Nie pracuje, nie biega. Nie pije. Bierze urlop od pracy i od życia. – Siedziałam na kanapie i dosłownie trzęsłam się ze strachu, przecież od tego się umiera – wspomina. – Możesz mieć wszystko, pieniądze, fajną pracę i jeszcze fajniejszych przyjaciół, ale jak nie masz wątroby to trochę cienko jest.

Psychologiczny kop
W kolejny weekend zabiera do torby buty i wyjeżdża z miasta, aby wziąć udział w biegu na 15 km. Początek jest koszmarny. – Wszystkie mięśnie sztywne jak kamienie, rwie się oddech, na dodatek z nerwów za mocno zawiązałam buty, więc sznurowadła obcierają ścięgna na stopie, boli jak diabli – wspomina. Po dwóch kilometrach zatrzymuje się. Mijają ją kolejni biegacze. Agnieszka luzuje sznurowadła i daje sobie kilometr na podjęcie decyzji o zejściu z trasy.

Reguluje oddech, łapie rytm. Kolejne kilometry nie należą do najłatwiejszych, ale czuje, że biegnie coraz szybciej. – Pomyślałam sobie, że jak wygram z sobą, to wygram i z wszystkim innym – mówi. Po dziesiątym kilometrze Agnieszka zaczyna wyprzedzać coraz więcej biegaczy – kobiet i mężczyzn. Czuje, że to już nie jest zwykły bieg, ale życiowe starcie, które musi wygrać, aby dać sobie radę ze znacznie poważniejszym problemem. Kiedy przychodzi zmęczenie, odwraca głowę w bok i patrzy na płoty, obok których biegnie. – Nawet przy wolnym tempie biegu ma się wrażenie, że mija się je bardzo szybko – tłumaczy. – A to daje psychologicznego kopa.
Na metę przybiega "w pierwszej połowie stawki" z czasem zbliżonym do życiówki. – Nieźle jak na psychicznego doła i brak regularnych treningów – podsumowuje. Agnieszka postanawia "radykalnie zmienić" tryb życia. Do treningów biegowych dołączy zdrową dietę, związaną z "radykalnym ograniczeniem alkoholu". Rychło też wykona dodatkowe badania lekarskie, aby "dowiedzieć się na czym stoję". – Podczas pierwszego tygodnia po tym postanowieniu byłam okazem sportu i zdrowego żywienia – mówi.

A w kolejnym tygodniu zginął jej ojciec.

Bóg się na mnie zawziął
– W najbardziej idiotycznym wypadku pod słońcem – pyta Agnieszka. – No bo ilu ludzi ginie od poślizgnięcia się pod prysznicem?

(W rzeczywistości całkiem sporo. Wprawdzie w Polsce brak danych statystycznych, lecz według badań amerykańskiej rady bezpieczeństwa National Safety Council jedynie w tym kraju każdego dnia w wannie lub pod prysznicem ginie jedna osoba, a całkowita liczba wypadków w łazience w tym kraju dochodzi do 200 000 rocznie, co stanowi 70 proc. wszystkich domowych wypadków.)

Agnieszka odbiera ten wypadek w kategoriach metafizycznych. – Może daleko mi do Hioba, ale czasami mam wrażenie, że pod pewnymi względami Bóg się zawziął, żeby mnie wypróbować – mówi.

Agnieszka do ojca była bardzo przywiązana. Bardziej niż do matki. Po rozwodzie, do którego doszło, kiedy miała 19 lat, matka związała się z innym mężczyzną. – Nigdy nie zaakceptowałam tego związku, więc naturalnie nasze więzy osłabiły się – mówi. – Ojciec został sam. Z wszelkimi problemami zwracałam się tylko do niego.

Czy ktoś w jej rodzinie nadużywał alkoholu? – Matka nigdy, ojciec tyle co inni faceci – odpowiada zdawkowo.

Po drodze z pogrzebu Agnieszka zahacza o "Alkohole świata", gdzie zaopatruje się w butelkę. W domu otwiera komputer i butelkę, po czym zabiera się do pracy. Nad ranem zarówno projekt jak i butelka są skończone.

Kończą się także bóle brzucha i chroniczne zmęczenie. Agnieszka powoli wraca do życia. I do dawnego stylu życia.

Dziwne zawieszenie
Kolejne badania Agnieszka odkłada "na później". Kiedy nastąpi to "później"? – Kiedy będę miała czas – odpowiada.

Przyznaje, że "na obecnym etapie" czuje, jakby żyła w dziwnym zawieszeniu. Z jednej strony odczuwa przejmujący smutek po śmierci ojca, z drugiej odnajduje w sobie "życiową energię", która napędza ją do pracy i sportu. – To nie jest dobry moment na radykalne decyzje – podsumowuje.

Czy nie boi się jednak, że z dziwnym problemem brzusznym może być tak jak z bolącym zębem u strachliwego pacjenta: ból mija jak ręką odjął przed drzwiami gabinetu, co nie oznacza, że sam ząb automatycznie wyzdrowiał? Nie boi się. Zrobiła próbę: Przez pięć dni nie piła w ogóle. Oprócz częstej ochoty, żeby napić się wieczorem "dla relaksu" nie zauważyła u siebie żadnych objawów uzależniania.
Krzysztof Tylski, terapeuta z Ośrodka Terapii Uzależnień i Pomocy Psychologicznej "Polana" w Warszawie, uważa, że takie osoby jak Agnieszka szczególnie trudno zdiagnozować. – Bo one myślą tak: piję sobie to wino codziennie na noc, ale przecież jestem dobra w swojej pracy, uprawiam sport, nie skuwam się na imprezach, mam powodzenie u facetów, więc jaka ze mnie alkoholiczka? A alkoholizm jest systemem iluzji i zaprzeczeń, czyli robimy sobie tak, aby nie dostrzec u siebie problemu. Wmawiamy sobie, że nie ponosimy z tego powodu żadnych konsekwencji. Być może ponosimy je z innych powodów, ale z tego nie – mówi.

Na postawione wprost pytanie, czy podejrzewa u siebie problem alkoholowy, Agnieszka odpowiada również wprost: – Nie! – mówi patrząc mi prosto w oczy. – Nie licząc tych dziwnych problemów z brzuchem, to mój sposób życia sprawia, że jestem zaprzeczeniem tego problemu.

Nie do końca. Według badań doktora Janusza Sierosławskiego, socjologa z Zakładu Badań nad Alkoholizmem i Toksykomaniami Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, Agnieszka niemal idealnie plasuje się w grupie osób wyjątkowo podatnych na uzależnienie. Podczas gdy wśród mężczyzn najczęściej popadają w alkoholizm ci z wykształceniem podstawowym, bezrobotni i ze wsi, wśród kobiet jest odwrotnie: piją zwykle osoby samotne z wykształceniem wyższym, pracujące zawodowo i mieszkające w dużym mieście. Tylko pod jednym względem Agnieszka wymyka się z podatnej na alkoholizm grupy według doktora Sierosławskiego: ma 32 lata, podczas gdy na alkoholizm najbardziej narażone są studentki i kobiety w wieku 40-49 lat.

Dla Agnieszki sport i alkoholizm to całkowicie wykluczające się pojęcia. Tymczasem dr Gietka podaje przykłady zawodowych sportowców, którym alkoholizm nie przeszkodził w uprawianiu swojej dyscypliny, w tym słynnego gracza Manchesteru United, jednego z najskuteczniejszych strzelców angielskiej ligi i zdobywcy prestiżowego tytułu piłkarza roku miesięcznika "France Football" w 1968 roku George'a Besta. – Mimo choroby alkoholowej przeszczepiono mu wątrobę – mówi dr Gietka. – Pomimo to wracał do picia i w końcu zmarł [w 2005 roku – przyp. Onet.pl]. Choroba alkoholowa zawsze jest argumentem za tym, aby nie przeszczepiać wątroby, bo istnieje duże ryzyko, że taka osoba taką wątrobę zmarnuje. Znane są także przypadki picia strzelców precyzyjnych w celu zmniejszenia drżenia rąk. W wielu innych sportach alkohol jest czynnikiem, który wcale nie musi przeszkadzać – przyznaje dr Gietka.
Oczywiście, do czasu. – Wszystko zależy od tego, jak dużo i jak często się pije – mówi Krzysztof Tylski. – W zaawansowanym stadium alkoholizm eliminuje człowieka ze sportu. To jest trzydziestoletnia kobieta. Co by było, jakby miała 48 lat? Prawdopodobnie wtedy byłoby już bardzo kiepsko.

Jednocześnie terapeuta z "Polany" przyznaje, że mimo wciąż istniejącej społecznej stygmatyzacji, czasy się zmieniają, ułatwiając uzależnionym kobietom podjęcie decyzji o zgłoszeniu się na terapię. – Alkoholizm nie jest już tematem, który budzi jednoznaczne skojarzenie, że jak kobieta pije to na pewno jest podłą matką, straszną żoną lub całkowicie upadłą kobietą – mówi Tylski. – Do naszego ośrodka przychodzą najczęściej ludzie w wieku 30-40 lat, czyli ludzie dosyć młodzi, którzy są bardziej śmieli od starszego pokolenia i świadomi, że można to leczyć i że można funkcjonować dużo lepiej niż pijąc.

Z danych Instytutu Psychiatrii i Neurologii wynika, że co piąta osoba korzystająca obecnie z terapii odwykowej to kobieta. Rosnący odsetek leczących się z alkoholizmu kobiet jest pozytywnym sygnałem, ponieważ 20 proc. nadużywających alkoholu osób choruje na marskość wątroby. Większość z tych osób umiera.

Zanim się pożegnamy, zadaję Agnieszce jeszcze jedno pytanie: czego najbardziej w życiu się boi. – Śmierci – odpowiada po namyśle. – Ale do tego chyba jeszcze daleko.

Agnieszka podnosi się, ściska moją dłoń, po czym rusza przed siebie biegiem. Po kilkunastu metrach zatrzymuje się, by poluzować sznurowadła. Potem znowu zaczyna biec. Coraz szybciej i szybciej.

* Sprawdź czy masz problem alkoholowy

– Rozróżnienie częstego nawykowego picia od uzależnienia jest jest łatwe – ostrzega dr Andrzej Gietka. Przyznaje jednak, że istnieją testy, jak na przykład CAGE, które "przybliżają nas do odpowiedzi na pytanie, czy w ogóle mamy problem alkoholowy".

Test CAGE jest o tyle wygodny, że na jego rozwiązanie potrzebujemy nie więcej niż minutę. Udzielenie co najmniej dwóch pozytywnych odpowiedzi na cztery zawarte w nim pytania wskazuje na znaczne prawdopodobieństwo uzależnienia od alkoholu:

Test CAGE

1. Czy zdarzały się w Twoim życiu takie okresy, kiedy odczuwałeś konieczność ograniczenia swojego picia?
2. Czy zdarzało się, że różne osoby z Twojego otoczenia denerwowały Cię uwagami na temat Twojego picia?
3. Czy zdarzało się, że odczuwałeś wyrzuty sumienia lub wstyd z powodu swojego picia?
4. Czy zdarzało Ci się, że rano po przebudzeniu pierwszą rzeczą było wypicie alkoholu dla uspokojenia lub "postawienia się na nogi"?

Inne przydatne w diagnozowaniu uzależnienia od alkoholu testy znajdują się na stronie alkoholizm.eu

źródło: Onet.pl
Lapet



dodajdo.com

Grozi nam zalew młodych magistrów - alkoholików


Niemal połowa studentów upija się w każdy weekend, a co czwarty z powodu kaca opuszcza zajęcia – tak wynika z najnowszych badań. Terapeuci ostrzegają, jeśli nic się nie zmieni, grozi nam zalew młodych magistrów-alkoholików.
Opiekunowie grup AA podkreślają, że większość alkoholików z wyższym wykształceniem to ci, którzy w nałóg popadli właśnie na studiach. – Alkoholikiem nie jest tylko ten bezdomny, na dworcu, który po przebudzeniu musi od razu się napić – tłumaczy Franciszek Szklennik, terapeuta ze Stowarzyszenia Dom Trzeźwości. – Alkoholikiem jest także i ten, kto po wypiciu jednego kieliszka nie potrafi odmówić kolejnego, to także i ten, kto musi codziennie wypić piwo, na początku jedno, potem, dwa, trzy...Najpierw z okazji zdanego egzaminu, potem urodzin, imienin, aż wreszcie bez okazji.

Piją i nie widzą w tym nic złego

Polskie Towarzystwo Psychologiczne przebadało obecnych studentów. Wyniki są przerażające. Niemal połowa obecnych żaków upija się cyklicznie co najmniej trzy razy w miesiącu, a więc w każdy weekend. 25 procent przyznaje, że raz w miesiącu z powodu kaca opuszcza zajęcia, a 12-procentowy odsetek nie pamięta, gdzie był i co robił, jak pił. Z kolei naukowcy ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie zapytali ponad 9,5 tysiąca studentów z całej Polski o ich alkoholowe i narkotykowe nawyki. Okazało się, że ponad 7 procent przyszłych magistrów sięga po marihuanę i haszysz, natomiast 3 procent przyznaje się do sięgania po amfetaminę i LSD. Jeszcze groźniejsze są statystyki dotyczące spożywania alkoholu. Okazuje się, że około 8,5 procent studenckiej braci upija się nawet pięć razy w miesiącu, są też tacy, którzy piją co drugi dzień (2 procent).

– Studenci pili, piją i pić będą. Ale nie można robić z tego afery. Większość na pewno wraz z końcem studiów potrafi zerwać z alkoholem – uważa Karol Ławniczak, student politologii.Podobnego zdania jest Tomasz Tomaszewski, członek poznańskiego oddziału Niezależnego Zrzeszenia Studentów. – Studenci piją, ale nie na umór, jedno piwo, lampka wina – wylicza Tomasz Tomaszewski i przekonuje, że studentów nie stać na codzienne picie alkoholu. – Piją w akademikach, bo w mieście jest za drogo. Trudno im zabronić, bo to dorośli ludzie – mówi Filip Borowiak, kierownik Domu Studenckiego nr 1 i nr 2 Politechniki Poznańskiej. – Najgłośniej jest w weekendy i podczas juwenaliów. Wtedy wracają nad ranem z nocnych zabaw i śpiewają na korytarzach


Tak, jak z ubezpieczeniem

Uzależnienie od alkoholu jest chorobą "demokratyczną". Może zapaść na nią każdy, bez względu na płeć, wiek, poziom intelektualny, wykształcenie i uprawiany zawód.– Konieczna jest pomoc w powrocie do zdrowia. Nikt sam nie ma szans wyjść z nałogu. Podstawową formą leczenia jest psychoterapia uzależnienia, a sam proces terapeutyczny to ciężka i żmudna praca – opowiada F. Szklennik, który ma kontakt ze studentami medycyny przychodzącymi do niego na szkolenia. – Studenci sądzą, że alkoholizm im nie grozi. Nawet nie wiedzą, jak bardzo się mylą. Młodzi ludzie są bardzo podatni na wpływy. To głównie do nich adresowane są reklamy wyrobów alkoholowych. – Koncerny alkoholowe starają się przekonać młodych, że dziś bez piwa nic nie można zrobić. Że to przyjaciel na dobre i na złe, że to podstawa dobrej zabawy, że pomaga w nawiązywaniu kontaktów, rozwiązuje problemy. Młodzi ludzie nawet nie odczuwają lęku przed uzależnieniem. To bardzo zły objaw. Taką postawę można porównać z poglądem młodych na ubezpieczenia na życie. Nie wykupują polis, bo są przekonani, że będą żyć długo i szczęśliwie – dodaje terapeuta i przyznaje, że ostatnie wyniki dotyczące pijących studentów są dla niego przerażające.

Trzy kroki do uzależnienia

Profesor Jolanta Łazuga-Koczurowska od lat współpracuje z osobami uzależnionymi. Przyznaje, że co jakiś czas docierają do niej sygnały o tym, że studenci eksperymentują z alkoholem i innymi używkami. – Oni dość łatwo popadają w nałogi. Są trzy powody. Pierwszy związany jest z wyrwaniem się młodej osoby z domu. W nowym mieście, wśród obcych ludzi czuje się wolny, ma możliwość samostanowienia i próbuje wszystkiego, co było zakazane. Drugim powodem popadania młodych osób w nałogi jest przeświadczenie o tym, że właśnie teraz wszystko mi się należy. Jestem młody, więc mogę się bawić bez ograniczeń, bo muszę się wyszaleć. Tak myślą. Trzecim powodem jest stres. Dziś już na studiach trzeba odnosić sukcesy. Ci, którzy nie mają siły przebicia, sięgają po kieliszek i w ten sposób nabierają odwagi – tłumaczy profesor J. Łazuga-Koczurowska. –

Prawda o procentach:

-w Polsce ok. 4,5 milionów osób nadużywa alkoholu, w tym ok. 900 tysięcy jest uzależnionych i wymaga leczenia
- w ciągu ostatnich 10 lat spożycie alkoholu wysokoprocentowego zwiększyło się o 10 proc., natomiast piwa o 40 proc.
-średnie spożycie to ponad 10 litrów spirytusu rocznie na mieszkańca Polski
-co roku zwiększa się liczba osób przyjmowanych na odwyk
- 330 gramów piwa, lampka wina (125 gramów) i kieliszek wódki (20 gramów) zawierają taką samą ilość alkoholu.

źródło: Wiadomości24

dodajdo.com

Pomysł na walkę z pijaństwem


Białoruska Prokuratura Generalna postanowiła zaangażować się w walkę z pijaństwem. Urzędnicy chcą, aby każdy Białorusin otrzymywał, rano i wieczorem, sms o treści: "Nie pij" - informuje portal kp.ru.

Sms-y mają przypominać obywatelom nie tylko o tym, że nie powinno się nadużywać alkoholu. Portal kp.ru ujawnia, że urzędnicy będą wysyłać także wiadomości tekstowe typu: "Nie zapomnij wyłączyć żelazka", "Nie pal w łóżku". Autorzy pomysłu wyjaśniają: alkoholizm nie maleje, a liczba pożarów w kraju rośnie - trzeba coś robić.

- Na komórki wysyła się różne informacje i propozycje. Dlaczego nie przypomnieć kolejny raz ludziom o tym, że wychodząc z domu, trzeba wyłączyć grzejniki elektryczne – tłumaczy starszy prokurator Aleksiej Taranow, cytowany przez serwis kp.ru. – Wieczorem można przypomnieć, że palenie w łóżku może spowodować pożar – dodaje.

Krytycy inicjatywy zadają dużo pytań: kto będzie płacił za sms-y, jak odniosą się do pomysłu użytkownicy komórek. Prokuratura Generalna już dwa razy zwracała się do Ministerstwa Sytuacji Nadzwyczajnych z prośbą o pomoc we wprowadzeniu w życie swojej idei, lecz jak na razie nie widać postępu w tym procesie.

- Zwróciliśmy się do największych operatorów sieci komórkowych. Otrzymaliśmy wszędzie taką samą odpowiedź: nie ma technicznych możliwości przeprowadzenia podobnej operacji – tłumaczy przedstawiciel tego resortu Witalij Nowicki. Prokuratura nie rezygnuje i usilnie pracuje nad wdrożeniem swojego pomysłu.

To nie pierwsza inicjatywa białoruskiej Prokuratury Generalnej, która wywołuje kontrowersje. Wcześniej pracujący w niej urzędnicy wpadli na pomysł, aby zamykać kluby i restauracje, które znajdują się domach mieszkalnych i są czynne przez całą noc (kilka lokali zostało już zamkniętych). Prokuratorzy zaproponowali także, aby testować uczciwość pracowników administracji publicznej za pomocą wykrywacza kłamstw (jeden resort już się na to zgodził). Ponadto, w ramach walki z korupcją, państwo zaczęło także organizować dla urzędników "profilaktyczne" wycieczki do zakładów karnych.

źródło: Onet.pl

dodajdo.com

O kobiecie, która umarła dwa razy


Ona- ciężka alkoholiczka z gatunku tych, które rano sięgają szybciutko po piwo, żeby zneutralizować trzęsienie się rąk. Spotykam ją kilkakrotnie- przychodzi do instytucji, w której pracuję, ale nie szuka pomocy. Jest towarzyska, ale siada w kącie i obserwuje kłębiący się tłum rodaków. Zawsze ich zagaduje, jest z nimi wszystkimi na "ty"i niezmiennie wygłasza swoje oceny sytuacji. Zawsze mylne, zawsze nachalne. Ludzie jej nie słuchają, bo śmierdzi, ma czerwoną spuchniętą od taniego alkoholu twarz i bełkocze. Moja cierpliwość do niej była dziwna- starałam się okazać jej szacunek i jej wysłuchiwać, choć czułam się zwykle mocno poirytowana jej zapachem i sposobem, w jaki mówiła.
On- alkoholik w trzeźwości. Pokochał ją, mimo, że piła i w wieku stosunkowo zaawansowanym (oboje mocno po czterdziestce) postanowili razem zamieszkać na obczyźnie. Oboje bez angielskiego. On - praca fizyczna. Niedosłyszący, więc oczywiście nie może zrobić postępów w języku (poza tym przypominam, jesteśmy w Irlandii Północnej, gdzie lokalni za punkt honoru stawiają sobie sobie mówić jak najszybciej i jak najmniej wyraźnie).
Biją się. Ona pije i ucieka z domu. On jej szuka. Angażuje policję, opiekę społeczną. Płacze mi w rękaw, bo nie wie, jak jej pomóc. Ona wiecznie w biegu.

Nie wiem, czy to było książkowe współuzależnienie, pewnie tak. Pewnie on pochodzi z patologicznej rodziny, w której alkohol był rzeczą codzienną i sytuacje alkoholowe są dla niego, o paradoksie, sytuacjami oczywistymi, więc umie w nich funkcjonować, choć tęskni za normalnością, której nie ma i nie będzie nigdy miał, bo jej nie zrozumie.
I byłaby to kolejna codzienna patologiczna historia miłości alkoholowej, gdyby nie fakt, że pewnego dnia zmienia się wszystko. Jest niedziela. Postanawiam ugotować domowy rosół. Piękny jasny słoneczny dzień.w Belfaście Jestem sama w domu. Mam plany pisarskie na wieczór, może wino z przyjaciółmi. W dobrym nastroju kroję warzywa i słucham Franka Sinatry.
Dzwoni telefon.
On.
Mówi, że jest u niego policja, on nic nie rozumie, czy mogłabym przetłumaczyć, bo ona leży w na ziemi i się nie rusza.
Nie jestem profesjonalną tłumaczką sytuacyjną. Nie mam wymaganego tutaj papierka od lokalnej instytucji. Waham się, czy mu tego nie przypomnieć i nie odesłać go do profesjonalisty. Ale nie, decyduję, że nie, bo przecież ona leży, pewnie zapiła, ale nie mogę powiedzieć "nie."
Policja mówi mi, że pani X. straciła przytomność i właśnie jest reanimowana. On reaguje na te słowa szokiem: Ona umiera! Ona umiera! Co ja mam zrobić teraz, pani Olu?
Nie wiem przecież, myślę. Gotuję zupę. Przecież. Wszystko jest przewidywalne. Zaraz dołożę kostkę rosołową. Zamieszam energicznie. Pokroję pietruszkę. Kontroluję swój świat.

Ktoś może umiera. Nie wiem, co zrobić.
Gotuję rosół. Jest jasny słoneczny dzień
W taki dzień nie leży się na podłodze i nie umiera. Na oczach bliskich.
Nie wiem, co się robi i mówi w takiej sytuacji. Może nic. Może wiele. Wybieram wiele.
-Panie Ryszardzie (imię zmienione), lekarze przeprowadzają reanimację. Reanimacja oznacza, że jest szansa (czyżby? ty kretynko, kłamiesz). Z pewnością jest szansa, dopóki reanimują (ona się zapiła, pewnie nie ma szans). Obecność lekarzy jest ważna- są i ratują.
Policja mi mówi, że to zawał.
"Panie Ryszardzie- mówię ja- "Policja mówi, że to zawał"
Pan Ryszard krzyczy w słuchawce i płacze, że ona umiera.
"Nie"-kłamię, zastanawiając się, czy mi wolno kłamać-"Nic nie wiadomo. Zawał nie oznacza śmierci.Ludzie przechodzą po trzy zawały i żyją. Proszę o tym pamiętać".
Patrzę w rosół. Patrzę w ścianę. Cała moja wiedza, wrażliwość, filozofie, empatie runęły. Jestem bezradna, a nie mogę być, bo Ryszard uważa, że jestem alfą i omegą. Powinnam powtarzać tylko to, co mówi mi brytyjska policja, która jest oszczędna i sformalizowana, ale po słowiańsku ornamentuję każde zdanie policji, ubarwiam je nadzieją. Co, gdy teraz myślę, było oszustwem, które wydało mi się naturalne. Nie chciałam być tą osobą, która go zrani, odbierając nadzieję. Nie chciałam być okrutna. Przecież.
W końcu telefon bierze od Ryszarda policjant.
- Proszę powiedzieć Ryszardowi, że jego żona nie żyje.
Tyle. Powiedział policjant. Mam to tylko przekazać.
Kiedy policjant przekazuje telefon Ryszardowi, moje myśli nabierają tempa przerażającego. Nie żyje? I co mam powiedzieć? Że NIE ŻYJE?ze wszystko trwało pięć minut, mówiłam przed pięcioma minutami o nadziei, tchnęłam nią w tego człowieka, a teraz mam go poinformować, że jego żona nie żyje? Tak po prostu? Jakich mam użyć słów? Że odeszła? Że jej już z nami nie ma? Że reanimacja nie wyszła? Że lekarzom nie wyszło?
Słyszę głos Ryszarda. Głos cichy. On nie wie nic. On czeka, że mu powiem coś dobrego.
-Panie Ryszardzie- mówię cicho i ja- pana żona nie żyje.
Rozłączył się ze mną.

Co dalej? Dalej są procedury. Dalej zadzwoniła policja, żebym przekazała Ryszardowi, że biorą ciało do autopsji. Dwadzieścia minut po śmierci ukochanej żony, mam powiedzieć: "Ciało będzie zabrane do autopsji."
Nie mówię tego.
Mówię: "Pana żona zostanie zabrana przez policję, dobrze?"
Czytam później, że to wbrew zasadom.
Policja dzwoni dzień później z informacją, że autopsja zostanie przesunięta. Mam to powiedzieć Ryszardowi, dzwonię do niego.
"Panie Ryszardzie, jak się pan czuje? Spał pan coś?"
Cisza. Wiem, że zadałam idiotyczne pytanie. Czy w ogóle można spać po śmierci ukochanej osoby? Jak płynie wtedy czas? Czy zatrzymuje się w miejscu, jak chcą pisarze? Pędzi jak szalony? Rozciąga się jak guma? Co się wtedy dzieje?
"Nic, pani Olu, dobrze. Muszę jechać do żony do szpitala, bo nie wzięli jej piżamy ani szczoteczki do zębów".
Z mojej strony cisza. tego nie podejrzewałam. Nie wiem, co zrobić. Czy zmartwychwstała? Idiotyzm. Czy to była śmierć kliniczna? Czy lekarze się pomylili? Aż tak? Czy się przesłyszałam? czegoś nie wiem?
Głos Ryszarda był tak zdecydowany, tak pewny siebie, że to ja zwątpiłam w swoje zadanie.
Pozwoliłam ciszy wybrzmieć- zbierałam myśli, albo raczej- bezmyśli.
"Panie Ryszardzie"-powiedziałam "Czy pan wie, że pana żona nie żyje?".

Usłyszałam płacz i znowu wyłączył się telefon. Więc powiedziałam mu to dwa razy. Dwa razy byłam posłańcem, informującym go o śmierci bliskiej osoby.
Ryszard żyje dalej.
Minęło kilka miesięcy.
Na mój widok rozjaśnia się. Rozmawiamy o jego nadwątlonym zdrowiu i zachowaniu jego córeczki.
Swoją rolę w jego życiu spełniłam.

źródło: Doktorant na obczyźnie

dodajdo.com

Serce przepełnione wdzięcznością


Ze wszystkich sił staram się trzymać prawdy mówiącej, że serce pełne wdzięczności nie pozwala sobie na samozadowolenie i zarozumialstwo.
Jeśli po brzegi wypełnia je wdzięczność, to pulsuje ono przelewającą
się zeń miłością - najszlachetniejszym uczuciem, jakie znamy.
JAK TO WIDZI BILL, STR. 37

Uważam, iż my w AA mamy szczęście, że ciągle przypomina nam się o potrzebie wdzięczności i o ważnej roli, jaka odgrywa ona w naszej trzeźwości. Jestem szczerze wdzięczny Bogu za trzeźwość osiągniętą dzięki programowi AA i cieszę się, że mogę odwdzięczyć się za to, co bezinteresownie mi podarowano. Jestem wdzięczny nie tylko za samą trzeźwość, ale także za jakość życia, jaka ona ze sobą przyniosła.
Bóg szczodrze obdarzył mnie łaska trzeźwych dni i życia pełnego spokoju i zadowolenia; uczynił mnie też zdolnym do dawania i przyjmowania miłości i stworzył mi okazje do służenia sobą innym - we Wspólnocie, rodzinie i mojej lokalnej społeczności. Wszystko to sprawia, ze mam "serce przepełnione wdzięcznością.

MR 73



Film oparty na faktach

Luis Schneider (Daniel Auteuil) jest policyjnym detektywem po przejściach. Kiedyś w tragicznych okolicznościach stracił żonę i dziecko. Nie mogąc poradzić sobie z traumą, stopniowo traci kontrolę nad własnym życiem. Alkohol i postępująca depresja czynią z niego strzęp człowieka. Kiedy po pijanemu terroryzuje kierowcę autobusu miejskiego, zostaje zdegradowany do pracy przy biurku. W tym samym czasie po 25 latach odsiadki na wolność wychodzi morderca i gwałciciel Charles Subra (Philippe Nahon). Wygląda na zresocjalizowanego spokojnego starszego pana, i na to wrażenie dają się nabrać wszyscy oprócz Justine (Olivia Bonamy), której rodzice zostali wiele lat temu przez Charlesa bestialsko zamordowani. Ona wie, że psychopata ma wciąż apetyt na zbrodnię, i że właśnie ją wytypował na swoją kolejną ofiarę. Dziewczyna zwraca się o pomoc do Schneidera...

pobierz film MR 73


dodajdo.com

Zlot Radości Regionu AA „G A L I C J A”,


SZANOWNI PRZYJACIELE


W sierpniu 2011 piękne miasto PRZEMYŚL serdecznie powita wszystkich chętnych na Zlocie Radości Regionu AA „G A L I C J A”, połączonym ze
Zlotem Radości Intergrupy „KRESY”.
Obok przewidywanych mitingów, paneli dyskusyjnych i spotkań z profesjonalistami pragniemy dostarczyć przybyłym członkom Wspólnoty, jak i ich rodzinom wielu niezapomnianych przeżyć.
Tak jak przed laty Przemyśl, tak teraz Wspólnota AA jest naszą twierdzą ,która chroni Naszą trzeźwość, daje nam bezpieczeństwo i pozwala cieszyć się nowym, lepszym życiem.
Pragniemy żeby tak było również podczas Zlotu Radości.
W poczuciu odpowiedzialności zdajemy sobie sprawę że realizacja tych planów zależy nie tylko od dobrych chęci i zaangażowania organizatorów.
Dlatego też zwracamy się już dzisiaj z apelem do Grup AA biorących udział w spotkaniach Intergrupy „Kresy”, aby w myśl jedności wyrażonej w I tradycji i w zgodzie z tak ważną dla niezależności naszej Wspólnoty tradycją VII wsparły Zlot Radości-Przemyśl 2011 symbolicznym datkiem do Naszego, wspólnego przecież – aowskiego kapelusza.

Dziękując z góry wszystkim ofiarodawcom wierzymy,
że ZLOT RADOŚCI po raz kolejny stanie się Wielkim Świętem całej Wspólnoty.


Pogody Ducha
Życzą Organizatorzy.



Kontakt :
Irekaa maupa onet.eu

pobierz: oryginał

pobierz: prezentacje

Nie biernośc, tylko działanie


Człowiek powinien myśleć i działać. Nie po to został stworzony na
obraz i podobieństwo Boże, żeby być automatem.
JAK TO WIDZI BILL, STR. 55

Zanim wstąpiłem do AA, często nie myślałem, a jedynie reagowałem na ludzi i sytuację. Kiedy zaś nie reagowałem, to działałem niejako automatycznie.
Po przyjściu do AA zacząłem co dzień poszukiwać przewodnictwa Siły Większej niż ja sam i uczyłem się słyszeć jej wskazówki. Potem, zacząłem podejmować decyzje i - zamiast reagować - w zgodzie z nimi działać. Przyniosło to konstruktywne rezultaty: nie pozwalam już żeby inni decydowali za mnie, a potem krytykowali mnie za to.

Dziś, jak co dzień, moje serce przepełnia wdzięczność i pragnienie, aby wypełniała się przeze mnie wola Boga: sprawia to, że doświadczeniem mojego życia warto się dzielić, zwłaszcza z innymi alkoholikami!

Najważniejsze jest, abym z niczego - nawet z AA - nie czynił bałwochwalczej "religii", tylko wtedy bowiem mogę być posłańcem i wyrazicielem Boga.

Dobre jest wrogiem lepszego


„Czasem to co dobre jest wrogiem najlepszego” - słowa te były często wypowiadane przez współzałożyciela Wspólnoty A. A. Billa W. i uświadomiły mu kwintesencję Tradycji Drugiej że nasi przewodnicy są tylko zaufanymi sługami, nie sprawują nad nami żadnej władzy. Więc my Anonimowi Alkoholicy nigdy nie powinniśmy się zadawalać tym, co „dobre” a zawsze dążyć do tego, co „najlepsze”.

Nam alkoholikom towarzyszyły i towarzyszą różne przeżycia związane z naszą egzystencją, z których jedne były i są bardziej akceptowane, inne natomiast były odrzucane, co prowadziło nas do picia. Często też zastanawialiśmy się nad sensem naszego życia.

Sens życia określa dążenie do celów i wartości, ale także poczucie akceptacji własnego życia. Jeśli chcemy zachować zdrowie, tak fizyczne, jak i duchowe, potrzebujemy przede wszystkim odpowiedniego celu życia. W przeciwnym razie poczucie braku sensu doprowadzi nas do utraty własnej wartości i wrażenia totalnej bezsensowności. Osiągnięciem człowieka jest urzeczywistnianie wartości związanych z postawą, a te dochodzą do głosu w sytuacjach trudnych, z którymi kiedyś nie radziliśmy sobie wcale. Musimy dążyć przede wszystkim do nasyconego sensem i znaczeniem życia. To poczucie bezsensu życia, jego jałowości, pustki egzystencjalnej i pozbawienie życia treści stanowiły podstawę do naszego picia i cierpienia.
Musimy się nauczyć, że w każdej sytuacji możemy podjąć trud wypełnienia życia sensem. Ugruntować nasze człowieczeństwo w poczuciu odpowiedzialności, bo jesteśmy odpowiedzialni za wypełnienie sensem naszego życia. Bycie trzeźwiejącym alkoholikiem to tyle, co reagowanie na sytuacje życiowe, na pytania, jakie one niosą. Wypełnianie sensem życia pociąga za sobą urzeczywistnianie wartości. Najwyżej w ich hierarchii stoją te, które wiążą się z przyjęciem określonej postawy wobec losu. Musimy się nauczyć zdolności do podejmowania ofiary i nadawania sensu nawet w sytuacjach krytycznych. Poświęcić wszystko, jeśli tylko uznamy, że odnajdziemy w tym sens.
Ważnym elementem naszego zdrowienia jest również nadanie sensu naszym przeżytym cierpieniom. Wynikały one przecież z naszej niedoskonałości a to rodziło frustrację. Poczucie krzywdy, samotności, pustki i lęku prostą drogą wiodło nas do picia. A przecież przekleństwem ciążącym nad, całą ludzkością jest bezsensowność cierpienia, a nie cierpienie.
Cierpienie jest negatywnym stanem emocjonalnym, który destrukcyjnie wpływa na rozwój osobowości człowieka i obniża poziom jego funkcjonowania w społeczeństwie. Nasze cierpienie, którego doznawaliśmy, należy teraz do wszystkich. Teraz możemy wyjść ze swojej samotności i odkryć, że tworzymy wspólnotę z innymi. Potraktujmy je jako pewien rodzaj próby, która dotyczyła miłości, wiary i odpowiedzialności. Bóg dopuszcza zło, a co za tym idzie cierpienie, by człowiek mógł się opowiedzieć za dobrem.
Bądźmy zdolni na przemianę negatywnych aspektów życia w coś pozytywnego ::::: cierpienia — w pozytywny rozwój i wzrost wewnętrzny;
poczucia winy — w siłę zmieniania siebie na lepsze;
poczucia skończoności — w odpowiednie działanie.
Nauczmy się cierpienie traktować jako pewną wartość wplecioną w nasze życie.
Rozwijajmy też naszą świadomość, by dostrzec porządek we wszystkich sferach naszego życia, zrozumieć przyczyny i skutki naszych myśli, uczucia i działania oraz zdarzenia (pozornie) niezależne od nas. Uczmy się postrzegania siebie i otaczającego nas świata z pewnego dystansu, co pozwali nam na właściwe umiejscowienie nas w tym świecie a to z kolei, na dostrzeżenie sensu wszystkich zdarzeń i ich prawdziwego znaczenia dla nas samych.
Proces "układania siebie" trwa przez całe życie i dotyczy każdego z nas. Każdy z nas musi się rozwijać, niezależnie od własnych chęci. Jeśli opieramy się przed rozwojem świadomym, życie znajdzie inny sposób, by taki proces w nas zapoczątkować. Wówczas nie będziemy już wtedy mieli żadnego wyboru a sytuacja w której postawi nas życie będzie bardzo trudna.
Często zadajemy pytanie: Jak to zrobić?
Każdy z nas musi odpowiedzieć sobie sam, bo czyjeś konkretne nakazy, zakazy i pseudo-rady odnoszące się do jakiejś sytuacji, oznaczałyby przejęcie kontroli nad naszym życiem, czego chyba nie chcemy i co jest niedopuszczalne. Jednym z najistotniejszych elementów jest przyjęcie odpowiedzialności za siebie, swoje decyzje oraz wiążące się z nimi konsekwencje. Musimy oprzeć się na swoich rzeczywistych potrzebach i cokolwiek zrobimy, będzie dobrze. To do nas należy wypełnienie naszego życia działaniem opartym na własnych potrzebach, pragnieniach, wyborach i decyzjach.

źródło: W drodze


dodajdo.com

Żadnych zastrzeżeń


Ukazała się nam naga prawda: "Kto raz stanie się alkoholikiem, ten pozostanie nim na zawsze" ... Jeśli z całym przekonaniem zaplanujemy zaprzestanie picia,nie może być mowy o żadnych wyjątkach,ani o żadnej podświadomej myśli czy nadziei,że kiedyś w przyszłości staniemy się odporni na alkohol.....
Rozwój uzależnienia od alkoholu nie wymaga ani picia przez dłuższy czas, ani też picia w dużych ilościach. Jest to prawdziwe zwłaszcza w odniesieniu do kobiet. Kobiety potencjalne alkoholiczki często stają się nieodwołalnie alkoholiczkami w ciągu zaledwie kilku lat.
ANONIMOWI ALKOHOLICY, STR. 27-28

Podkreśliłam sobie te słowa w moim egzemplarzu Wielkiej Księgi.
Odnoszą się one zarówno do mężczyzn, jak i do kobiet uzależnionych od alkoholu.
Wiele razy otwierałam książkę na tej stronie i zastanawiałam się nad powyższym fragmentem. Nie muszę już oszukiwać się, przywołując w pamięci mój niekiedy odmienny styl picia czy też łudząc się,że jestem "wyleczona". Myślę sobie, że jeśli trzeźwość jest darem Boga dla mnie, to trzeźwe życie jest moim darem dla Boga.
Mam nadzieję,że mój dar sprawia Mu taka sama radość, jak Jego dar sprawia mnie.

Żadnych zastrzeżeń

Ukazała się nam naga prawda: "Kto raz stanie się alkoholikiem, ten pozostanie nim na zawsze" ... Jeśli z całym przekonaniem zaplanujemy zaprzestanie picia,nie może być mowy o żadnych wyjątkach,ani o żadnej podświadomej myśli czy nadziei,że kiedyś w przyszłości staniemy się odporni na alkohol.....
Rozwój uzależnienia od alkoholu nie wymaga ani picia przez dłuższy czas, ani też picia w dużych ilościach. Jest to prawdziwe zwłaszcza w odniesieniu do kobiet. Kobiety potencjalne alkoholiczki często stają się nieodwołalnie alkoholiczkami w ciągu zaledwie kilku lat.
ANONIMOWI ALKOHOLICY, STR. 27-28

Podkreśliłam sobie te słowa w moim egzemplarzu Wielkiej Księgi.
Odnoszą się one zarówno do mężczyzn, jak i do kobiet uzależnionych od alkoholu.
Wiele razy otwierałam książkę na tej stronie i zastanawiałam się nad powyższym fragmentem. Nie muszę już oszukiwać się, przywołując w pamięci mój niekiedy odmienny styl picia czy też łudząc się,że jestem "wyleczona". Myślę sobie, że jeśli trzeźwość jest darem Boga dla mnie, to trzeźwe życie jest moim darem dla Boga.
Mam nadzieję,że mój dar sprawia Mu taka sama radość, jak Jego dar sprawia mnie.


dodajdo.com

Koniec walki


... Przestaliśmy walczyć z kimkolwiek i czymkolwiek, nawet z alkoholem.
ANONIMOWI ALKOHOLICY, STR.73

Gdy AA mnie "znalazło", myślałem, ze czeka mnie walka i że Wspólnota może mi dostarczyć siły potrzebnej do pokonania alkoholu.
Gdybym wygrał te walkę, kto wie, jakie inne bitwy mógłbym był jeszcze wygrać!
Wiedziałem wszakże, że muszę być silny. Dowodziło tego całe moje doświadczenie życiowe. Dziś nie muszę już walczyć ani wytężać woli.
Jeśli pracuję nad 12 Krokami i pozwalam działać mojej Sile Wyższej, to mój problem alkoholowy sam znika. Również moje problemy życiowe przestają mieć charakter walki. Muszę jedynie zapytać, czy potrzebna jest akceptacja czy zmiana.
Nie moja, lecz Jego wola, ma sie wypełniać


Posiadanie racji


Jest jedna rzecz, dla której ludzie wydają się chcieć oddać wszystko.
Oddadzą miłość, oddadzą pokój, oddadzą zdrowie, harmonie i szczęście,oddadzą bezpieczeństwo, a nawet oddadzą własne zdrowie psychiczne za tę jedną rzecz.

Co to?

Posiadanie racji.
Wolicie oddać wszystko na co pracowaliście, wszystko co chcieliście, wszystko co osiągnęliście, za to, żeby mieć racje.
W rzeczy samej jesteście za to skłonni oddać Życie.

Ale czy tak nie powinno być? Przecież w życiu trzeba się opowiedzieć za czymś słusznym. A Słowo Boga JEST tym co jest słuszne!

Którego Boga?

Którego Boga?

Tak, który to Bóg?
Adonai? Allah? Bóg? Elohim? Hari? Jehowa? Kriszna? Pan? Rama? Visznu? Yahwe?

Bóg, którego słowa zostały nam przekazane przez Mistrzów i Proroków.

Których Mistrzów i Proroków?

Których Mistrzów i Proroków?

Tak.
Adam? Noe? Abraham? Mojżesz? Konfucjusz? Sidhartha Gautama? Jezus? Patanjali? Mahomet? Baha'u'llah? Jalal al-Din Rumi? Martin Luter? Joseph Smith? Paramahansa Yogananda?

Chyba nie stawiasz ich wszystkich na równi?

Czemu nie? Czy któryś z nich jest większy niż inni?

Oczywiście!

Który?

Ten w którego ja wierzę!

No właśnie. Teraz już wiesz w czym rzecz. Rozmowy z Bogiem - przewodnik


dodajdo.com

Pomyślnośc materialna i duchowa


Opuści nas strach przed... niepewnością materialną.
ANONIMOWI ALKOHOLICY, str. 72

Zmniejszanie się czy wyeliminowanie lęku i poprawa warunków ekonomicznych to dwie różne rzeczy.
Będąc nowicjuszem w AA, myliłem je ze sobą.
Sadziłem, że obawy opuszczą mnie dopiero wtedy, gdy zacznę zarabiać dużo pieniędzy. Jednakże pewnego dnia, kiedy to gryzły mnie moje problemy finansowe, rzucił mi się w oczy wers pochodzący z Wielkiej Księgi: Postęp duchowy zawsze idzie przed dobrobytem
materialnym,nigdy odwrotnie
(str.112).
Nagle dotarło do mnie,że ta obietnica jest dla mnie gwarancją powodzenia. Zrozumiałem, że ustawia ona wartości we właściwym porządku i że rozwój duchowy zmniejszy mój ogromny strach przed życiem w nędzy - tak jak zmniejszył już wiele
innych lęków.

Dziś staram się używać danych mi od Boga* talentów dla pożytku innych. Przekonałem się, że inni to właśnie uważali zawsze za wartość.
Staram się też pamiętać,że nie pracuję już tylko dla siebie.
Jedynie korzystam z bogactwa, które stworzył Bóg* - nigdy nie byłem jego "właścicielem".
Cel mego życia jest jasno wytyczony, kiedy pracuję po prostu po to, by pomóc, a nie posiadać.

Miłość i tolerancja


Kierujmy się zasadą miłości i tolerancji.
ANONIMOWI ALKOHOLICY, STR.73

Odkryłem, że aby naprawdę dokonywać postępów duchowych, muszę przebaczać innym we wszystkich sytuacjach.
Na pierwszy rzut oka, żywotne znaczenie przebaczenia może nie być dla mnie oczywiste, ale ze zgłębiania tej tematyki wiem, że każdy wielki nauczyciel duchowy bardzo mocno podkreśla tę kwestię.
Muszę wybaczać zadane mi rany - nie tylko w słowach czy formalnych gestach, ale przede wszystkim w sercu.
Powodem tego nie jest jedynie dobro drugiego człowieka, lecz także moje własne. Uraza,złość i chęć odwetu toczą moją duszę jak śmiertelna choroba.
Takie uczucia i postawy przykuwają mnie do moich kłopotów.
Przywiązują mnie też do innych problemów, które nie mają nic wspólnego z problemem pierwotnym.

Sprytny - sprytniejszy


"Sprytni - uczą się na błędach własnych
sprytniejsi - korzystają z doświadczeń innych."

dodajdo.com

Modlitwa przynosi efekty


Jak ktoś kiedyś mądrze powiedział: "Z modlitwy wyśmiewają się niemal
wyłącznie ci, którzy nigdy tak naprawdę jej nie próbowali".
DWANAŚCIE KROKÓW I DWANAŚCIE TRADYCJI, STR. 97

Jako, że wzrastałem w rodzinie agnostyków, czułem się trochę głupio, gdy pierwszy raz spróbowałem się modlić.
Wiedziałem, że w moim życiu działa jakaś Siła Wyższa - jakże inaczej zdołałbym zachować trzeźwość? - ale wcale nie byłem przekonany, że on/ona chce wysłuchać moich modlitw.
Ludzie, którzy osiągnęli to, co ja sam chciałem osiągnąć, twierdzili,
że praktykowanie modlitwy jest ważną częścią Programu - toteż nie ustępowałem w wysiłkach.
Dotrzymując zobowiązania do codziennej modlitwy, z zaskoczeniem odkryłem, że mam coraz większą pogodę ducha i że bardzo swojsko się czuję na tym świecie.
Innymi słowy, moje życie się stało łatwiejsze i nie przypominało już tak bardzo ciągłej walki. Wciąż nie wiem, kto - czy co słucha moich modlitw, ale nigdy nie przestanę ich odmawiać, ponieważ przynoszą efekty

Modlitwa przynosi efekty


"Z modlitwy wyśmiewają się niemal wyłącznie ci,
którzy nigdy tak naprawdę jej nie próbowali"


dodajdo.com

Prawdziwa nasza niezależność


...im bardziej jesteśmy gotowi podporządkować się Sile Wyższej, tym
bardziej stajemy się niezależni.
DWANAŚCIE KROKÓW I DWANAŚCIE TRADYCJI, STR.38

Zaczynam od gotowości zaufania Bogu*, a On sprawia, że gotowość ta wzrasta.
Im więcej mam w sobie gotowości, tym bardziej ufam - a im bardziej ufam, tym więcej mam gotowości w sobie.
Moje poleganie na Bogu* wzrasta wprost proporcjonalnie do mojego zaufania.
Zanim zdobyłem się na gotowość, w zaspakajaniu wszystkich moich potrzeb polegałem na sobie - i byłem ograniczony własną ułomnością.
Dzięki mojej gotowości do polegania na Sile Wyższej - którą ja osobiście nazywam Bogiem* - o wszystkie moje potrzeby dba Ktoś, kto zna mnie lepiej niż ja sam - nawet o te potrzeby, których sobie nie uświadamiam, i o te, które dopiero we mnie powstaną.
Tylko Ktoś, kto zna mnie aż tak dobrze, mógł nauczyć mnie być sobą i pomóc mi zaspokoić potrzeby kogoś innego, które jedynie ja umiem, mogę i mam zaspokoić. Nigdy nie będzie istniał ktoś dokładnie taki sam jak ja. I na tym polega prawdziwa niezależność.

Tajemnicze sposoby


...każdy okres żałoby czy bólu, kiedy ręka Boska* wydawała się zbyt
ciężka, a nawet niesprawiedliwa, okazywał się nową lekcją życiową,
odkrywał nowe źródła odwagi i w końcu, nieodwołanie, prowadził do
wniosku, że Bóg* istotnie "w tajemniczy sposób czyni cuda".
DWANAŚCIE KROKÓW I DWANAŚCIE TRADYCJI"

Zaprzepaściwszy karierę, straciwszy rodzinę i zdrowie, nadal
pozostawałem ślepy na fakt, że powinienem zrewidować swoje życie.
Alkohol i inne narkotyki zabijały mnie, ale nigdy nie dane mi było
spotkać człowieka zdrowiejącego z nałogu albo uczestnika AA.
Myślałem, że moim przeznaczeniem jest umrzeć w samotności i że na to właśnie zasługuję.
W szczytowym momencie mojej rozpaczy, mój maleńki synek
poważnie zachorował na rzadko spotykaną chorobę. Wysiłki lekarzy
okazały się bezskuteczne. Ze zdwojoną mocą począłem tłumić swoje
uczucia, ale w owym czasie alkohol już na mnie nie działał. Wtedy to
zajrzałem w oczy Bogu*, błagając Go o pomoc. Kilka dni później
wstąpiłem do AA, co spowodowane zostało serią dziwnych zbiegów
okoliczności - i od tamtej pory zachowuje trzeźwość.
Mój syn przetrwał kryzys i teraz jego choroba się cofa.
Cała ta sprawa przekonała mnie o mojej bezsilności i o tym, że nie kieruję swoim życiem.
Dziś mój syn i ja dziękujemy Bogu* za Jego interwencję.

Jakkolwiek go pojmujemy


Przyjaciel mój wystąpił z iście rewolucyjnym dla mnie wówczas
pomysłem. Powiedział: "Dlaczego nie przyjmiesz swojej własnej koncepcji Boga*?" Uderzyło mnie to.
Stopniały nagle lodowate góry intelektu, w którym cieniu żyłem i marzyłem od tylu lat.
Znalazłem się nagle w blasku słońca.
Była to przecież wyłącznie kwestia mojej chęci, by uwierzyć w moc ponad moje siły. Niczego więcej, nie było mi trzeba na tym etapie, by zrobić początek.
ANONIMOWI ALKOHOLICY, STR. 10

Pamiętam, że wielokrotnie spoglądałem w niebo, zastanawiając się, kto stworzył wszechświat i dał początek życiu, i w jaki sposób.
Gdy przyszedłem do AA, zgłębienie jakiegoś rodzaju wymiaru duchowego stało się dla mnie niezbędnym składnikiem stabilnej trzeźwości.
Po zapoznaniu się z rozmaitymi wersjami Wielkiego Wybuchu, z naukową włącznie, wybrałem prostotę i swoim Bogiem* - takim, jak ja Go pojmuję - uczyniłem Wielką Siłę, która ten wybuch umożliwiła.
Uznałem, że skoro Bóg* ten panuje nad tak przepastnym wszechświatem, to bez wątpienia będzie On też w stanie udzielić mi swego przewodnictwa w myśleniu i działaniu - jeśli tyko będę gotowy je od Niego przyjąć.
Wiedziałem jednak, że nie mogę oczekiwać Jego pomocy, jeżeli się od niej odwrócę i dalej będę żył po swojemu. Stałem się gotowy uwierzyć i od tamtej pory minęło już dwadzieścia sześć lat mojej trwałej i
przynoszącej radość trzeźwości.

Idea Boga


... obserwując, jak inni rozwiązują swoje problemy przez przemiany
duchowe, w oparciu o Siłę Wyższą, byliśmy zmuszeni porzucić wszystkie wątpliwości co do potęgi Boga*.
Nasze dotychczasowe idee były bezużyteczne.
Ale idea Boga* przyniosła praktyczne rezultaty.
ANONIMOWI ALKOHOLICY, STR. 44.

Niczym ślepiec, który stopniowo odzyskuje wzrok, z wolna dążyłem po omacku ku Krokowi Trzeciemu.
Uświadomiwszy sobie, że jedynie Siła większa niż ja sam może wyratować mnie z otchłani, w którą wpadłem, wiedziałem, że muszę zbliżyć się do tej Siły i mocno się jej uchwycić - a wówczas będzie ona dla mnie kotwicą na nieprzyjaznym oceanie.
Choć w owym momencie była we mnie zaledwie odrobina wiary, wystarczyła ona, bym zrozumiał, że już czas, abym przestał polegać na swoim pysznym ja i zastąpił je trwałą, stabilną mocą, która może pochodzić jedynie od Siły Większej niż ja sam.

Klucz sklepienia


On jest Ojcem, my Jego dziećmi. Wiele sprawdzonych i wielkich idei
charakteryzuje się prostotą. Również ta koncepcja była kluczem
sklepienia nowego łuku triumfalnego, pod którym my, alkoholicy,
przeszliśmy do wolności.
ANONIMOWI ALKOHOLICY, STR. 53

Klucz sklepienia to klinowaty kamień w najwyższym punkcie łuku, scalający i utrzymujący w miejscu wszystkie pozostałe kawałki.
Te "pozostałe kawałki to Kroki Pierwszy, Drugi oraz od Czwartego do Dwunastego.
W pewnym sensie, wygląda więc na to, że Krok Trzeci jest najważniejszy - że pozostałych Jedenaście uzależnionych jest od jego wsparcia.
W rzeczywistości jednak Krok Trzeci jest po prostu jednym z Dwunastu.
Stanowi wprawdzie klucz sklepienia, ale bez Jedenastu innych
- które są podstawą i ramionami - w ogóle nie byłoby łuku.
Jeśli co dzień pracuję nad wszystkimi Dwunastoma Krokami, to co dzień czeka na
mnie łuk triumfalny, pod którym mogę przejść, wkraczając w kolejny dzień wolności.

Kraina ducha


Wkroczyliśmy w sferę życia duchowego. Naszym następnym zadaniem w tym nowym życiu jest pogłębianie go i wzbogacenie. Nie da się tego osiągnąć w ciągu jednego dnia. To długo planowe działanie.
ANONIMOWI ALKOHOLICY, STR. 73

Słowa: "Wkroczyliśmy w sferę życia duchowego" są niezwykle ważne.
Oznaczają one działanie, początek, wejście - i stanowią warunek
konieczny do tego, bym podtrzymał swój rozwój duchowy;
słowo "Duch" zaś oznacza niematerialną cząstkę mnie. Przeszkodami w moim rozwoju duchowym są egocentryzm i materialistyczne skupianie się na rzeczach ziemskich. Duchowość równa się oddaniu sprawom duchowym, a nie ziemskim, oraz posłuszeństwu wobec przewidzianej dla mnie woli Boga.
Oto, co uważam za sprawy duchowe: bezwarunkową miłość, radość, cierpliwość, życzliwość, dobroć, wierność, panowanie nad sobą i pokorę.
Ilekroć dopuszczam do siebie egoizm, nieuczciwość, urazę i lęk, tylekroć odgradzam się od sfery duchowej.
Wraz zachowywaniem trzeźwości, wzrost i rozwój duchowy staje się procesem trwającym przez całe życie. Akceptując fakt, że nigdy nie osiągnę duchowej doskonałości, swoim celem czynię nieprzerwany rozwój.

Plan na jeden dzień


Co dzień proszę Boga*, aby rozniecił we mnie ogień swej miłości, tak by miłość ta, paląc się jasnym i czystym płomieniem, rozjaśniła mój umysł i pozwoliła mi lepiej wypełniać Jego wolę.
W ciągu dnia, kiedy to pozwalam, by okoliczności zewnętrzne gasiły mojego ducha, proszę Boga*, żeby wykrzesał we mnie świadomość faktu, że dzień ten w każdej chwili mogę rozpocząć od nowa - jeśli trzeba, nawet sto razy.

Modlitwa trzeciego kroku


W książce Anonimowi Alkoholicy str.54 w rozdziale piątym
pt. "Jak to działa" jest "Modlitwa Trzeciego Kroku".
Jest ona rzadko odmawiana i wspominana przez wyznawców PROGRAMU

Podaje troche inną wersje:

Boże, ofiaruję Tobie siebie samego,
abyś budował mnie i czynił ze mna co chcesz.
Uwolnij mnie od więzów mojego "ego",
abym lepiej mógł wypełniać Twoją wolę,
zabierz ode mnie trudności, aby zwycięstwo
nad nimi mogło być świadectwem dla tych,
którym mógłbym pomóc przez Twoją moc,
Twoją miłość i Twój sposób życia.
Obym pełnił Twoją wolę.



pobierz Modlitwa trzeciego kroku .pdf




dodajdo.com

Nieważne jak minął dzień...


Zawsze wracaj do domu z wysoko podniesioną głową..........




Obdarty i wk....ony, zgoda, ale zawsze k...a wyprostowany

!!! To jest podstawa !!!

We właściwym kierunku


Jedyne, co muszę zrobić, to spojrzeć wstecz i zobaczyć, dokąd doprowadziła mnie moja samowola.
Sam nie wiem, co jest dla mnie najlepsze, ale wierzę,
że wie to moja Siła Wyższa. Bóg* - który dba o to, by wszystko toczyło się we właściwym porządku i kierunku - nigdy mnie nie zawiódł;
ja sam natomiast owszem, i to całkiem często.
Posługiwanie się samowolą zwykle kończy się tym samym, co wpychanie na siłę w nieodpowiednie miejsce kawałka układanki - wyczerpaniem i frustracją.

Dzis wybór należy do mnie


Gdy uświadomiłem sobie i zaakceptowałem fakt, że ja sam w istotny
sposób przyczyniłem się do obrotu, jakie przybrało moje życie, mój
pogląd na życie i świat radykalnie się zmienił. W tym to momencie
program AA zaczął być dla mnie skuteczny. Przedtem za to, co mnie
spotykało, winiłem zawsze innych - innych ludzi albo Boga*. Nigdy nie
czułem, że mam wybór i że mogę zmienić swoje życie. Moje decyzje
podyktowane były lękiem pychą albo żądaniami ego. W rezultacie,
decyzje te zaprowadziły mnie na drogę samozniszczenia. Dziś staram się pozwalać mojemu Bogu*, aby prowadził mnie ku poczytalności i zdrowiu duchowemu. Jestem odpowiedzialny zarówno za swoje działania, jak i za swoją bierność - niezależnie od konsekwencji.


Rezygnacja z samowoli


Postanowiliśmy powierzyć nasza wolę i nasze życie opiece Boga,
jakkolwiek Go pojmujemy
DWANAŚCIE KROKÓW I DWANAŚCIE TRADYCJI

Choćby nie wiem jak człowiek chciał spróbować, to w jaki dokładnie
sposób ma powierzyć swoją własną wolę i swoje własne życie opiece
jakiegoś Boga*, o którym myśli, że on istnieje? Poszukując odpowiedzi
na to pytanie, zdałem sobie sprawę z mądrości, z jaką to napisano: a
mianowicie, że Krok ten składa się z dwóch części.

Wiem, że w moim dawnym życiu powinienem był już wiele razy umrzeć albo
przynajmniej zostać ranny - a jednak nigdy do tego nie doszło. Ktoś -
lub coś - czuwał nade mną. Chcę wierzyć, że moje życie zawsze
znajdowało się pod opieką Boga*y. Tylko On decyduje o tym, ile dni
jeszcze przeżyję.

Część dotycząca kwestii woli (samowoli albo woli Boga*) sprawia mi
większą trudność. Dopiero gdy doświadczę silnego bólu emocjonalnego
lub zakończonych porażką prób naprawienia siebie - staje się gotów do
oddania swego życia w ręce Boga*. I to poddanie się Jego woli jest
niczym cisza po burzy. Gdy moja własna wola pokrywa się z przewidzianą
dla mnie wolą Boga*, odczuwam wewnętrzny spokój.

Zbieg okoliczności


"ZBIEG OKOLICZNOŚCI = Bóg czyni cuda ale zachowuje anonimowość".

dodajdo.com

Wiara


"Religia jest dla tych co się boja piekła
a duchowość jest dla tych co w piekle już byli"

dodajdo.com

Powierzenie


Poddanie się Bogu było pierwszym krokiem mojego zdrowienia.
Uważam, że nasza Wspólnota poszukuje duchowości otwartej na nową więź z Bogiem.
Gdy dokładam starań, aby podążać drogą Dwunastu Kroków, zyskuję poczucie wolności, która czyni mnie zdolnym do samodzielnego myślenia.
Mój nałóg bezlitośnie mnie ograniczał i uniemożliwiał mi wyrwanie się z zamknięcia w samym sobie - ale AA zapewnia mi drogę, która pozwala wyjść poza te granice.
Dzielenie się, troska i opieka to naturalne dary, które nawzajem sobie ofiarujemy;
a moja własna zdolność do dawania umacnia się
wraz z przemianą mojej postawy wobec Boga.
Uczę się w życiu, jak poddawać się woli Boga i szanować samego siebie, i
jak zachowywać te wartości poprzez rozdawanie tego, co otrzymuję.


Charakter


"Chory zmienia swój charakter często, zdrowy często go nie ma"
Montesquieu


dodajdo.com

Wróciłam do świata


Stanisława Celińska stała się gwiazdą tuż po debiucie, załamanie powaliło ją u szczytu kariery. Dziś idzie od sukcesu do sukcesu.

Przeszła przez piekło, które wtedy wydawało jej się rajem. Najpierw piła, żeby odsunąć od siebie problemy, potem każda okazja była dobra. Nawet nie zauważyła, kiedy dobre dni i sukcesy znikły z jej życia. Jest pierwszą polską aktorką, która potrafiła mówić szczerze o swoich słabościach. Ciągle jeszcze dzwonią do niej kobiety, które podobnie jak ona kiedyś, uzależniły się od alkoholu. Pytają, jak zerwać z nałogiem. - Nie jestem psychoterapeutką ani lekarzem, ale staram się tym kobietom wskazać drogę, może podobną do mojej - mówi Stanisława Celińska. Wiem jedno: nałóg zaczyna się wtedy, gdy człowiek czuje, że musi się napić. Musi, a nie - chce. Alkohol może doprowadzić do tego, że człowiek traci wszystko: najbliższych, znajomych, poczucie własnej wartości. Byłam tego bardzo blisko... Wiele razy zastanawiałam się, dlaczego tak się stało.

CIĄGLE SZUKAM PRZYCZYNY

Po szkole teatralnej, w 1971 r., odnosiła same sukcesy. Erwin Axer zaangażował ją do Teatru Współczesnego, w którym grały same znakomitości - Halina Mikołajska, Tadeusz Łomnicki, Ryszarda Hanin - i powierzył jej dużą rolę w ` "Potędze ciemności" Lwa Tołstoja. Niebawem dostała nagrodę w Opolu za piosenkę "Ptakom podobni", a potem odniosła wielki sukces w filmie Andrzeja Wajdy "Krajobraz po bitwie". Był to jej debiut na dużym ekranie. Po pokazie filmu w Cannes jeden z zachodnich krytyków napisał, że to jej się należała główna nagroda.

Kiedy zaczęła pić, miała 36 lat. W tym wieku wiele aktorek przechodzi kryzys. Nie dostają propozycji: są za stare na role amantek, za młode na matki i szekspirowskie królowe. Ale ona była u szczytu kariery, przebierała w rolach.

Po prawie 15 latach od debiutu cieszyła się opinią aktorki wszechstronnie utalentowanej. Była gwiazdą solidarnościowych koncertów, do dziś ma stojące owacje, kiedy śpiewa o "skrzydłach okrwawionych, w tylu bitwach poranionych".

Za chwile miał wejść na ekrany serial "Alternatywy 4", równocześnie przygotowywała się do jednej z najważniejszych swoich ról - miała zagrać w monodramie według "Księgi Hioba" w reżyserii Bohdana Cybulskiego. Spektakl zatytułowany "De Profundis" ("Z otchłani") wystawiony w Piwnicy Wandy Warskiej na Starym Mieście jesienią 1984 r. był punktem zwrotnym w jej życiu. Premiera zbiegła się z pogrzebem księdza Jerzego Popiełuszki. Spektakl był odbierany jak misterium. Po zakończeniu ludzie wstawali i zamiast klaskać stali przez długie minuty w milczeniu. Dlaczego aktorka, w której publiczność widziała niemal kapłana, rozpuszcza swój sukces w alkoholu? - W "De Profundis" dotknęłam wielkiego tematu - wspomina dzisiaj. - Osiągnęłam szczyt, który może dać literatura i teatr.

Mówiła kiedyś, że wstydziła się wielkości, bała się samozadowolenia. Po kieliszku robiło się swojsko i normalnie. Nie było Stanisławy Celińskiej, wybitnej aktorki, której spektakle są jak msze. Była Stacha, równa babka, która podoba się facetom. Mówiła, że leczyła nadwrażliwość, przerost ambicji i brak śmiałości. Nie wiedziała, że teatr trzeba przetykać zwyczajnym życiem. - Ciągle szukam przyczyny. Może to geny, może dom - myślałam. Ciemne mieszkanie na Pradze parę lat po wojnie. Bieda, szarość i odrapane podwórko. Ojciec i matka, muzycy, nie stronili od kieliszka. Moje dzieciństwo było czarne - wspomina. - Matka maczała w oleju skórki od chleba, żeby mnie nakarmić. Jedyną jaśniejszą plamą był kot, z którym się bawiłam.

Z klitki na Stalowej wyrwała się dopiero po śmierci ojca. Miała 3 lata, kiedy jej wychowaniem zajęła się babka. -Zawsze mi mówiła, że powinnam być najlepsza. Oczekiwała, że wyrosnę na kogoś nieprzeciętnego.

KAŻDY PRETEKST BYŁ DOBRY

Od dzieciństwa żyłam w napięciu, które trudno było wytrzymać. Potem zaczęło się dorosłe życie. Praca, dom, dzieci. I wszystko było jednakowo ważne. Chciałam być we wszystkim najlepsza, a to niemożliwe. Zaczęłam uciekać od obowiązków. Rzeczywistość mnie przerosła. W takich sytuacjach człowiek szuka ukojenia, czegoś, co mu pomoże się rozładować. Alkohol na początku przynosi ulgę. Kiedy nie radziłam sobie sama z sobą, sięgałam po drinka. Zły nastrój, trudne dni, coś nie poszło po mojej myśli - podświadomość mówiła mi "napij się, poczujesz się lepiej". Potem kieliszek alkoholu stał się środkiem na wszystko: trzeba się napić, gdy jest wesoło i wtedy, gdy jest smutno. Każdy pretekst był dobry. Przychodzi taki moment, kiedy alkohol zastępuje wszystko - Boga, rodzinę, przyjaciół. Staje się najbliższym kolegą, bo wszyscy się od ciebie odsunęli. Znajomi i przyjaciele uznali mnie za osobę pogrzebaną, kogoś, kto prawie już nie żyje.

Na takich jak ona stawia się krzyżyk, wykreśla ich telefony z notesów i nazwiska z obsady. O tych latach nie chce dużo mówić. O czym tu opowiadać? Jak chodziła po znajomych i wyciągała pieniądze na kielicha? Ona, aktorka Wajdy, Axera i Łomnickiego? Jak pijana przychodziła na zdjęcia albo nie przychodziła w ogóle? Jak grała trzymając się dekoracji? Jak udawała przed dziećmi, że jest trzeźwa? - Najtrudniej jest zdać sobie sprawę z tego, że już nie ma odwrotu. Jest choroba i albo się ją zacznie leczyć, albo idzie się po śmierć - mówi aktorka.

BÓG MNIE WYSŁUCHAŁ

- Nadszedł dzień, kiedy stwierdziłam, że sama sobie nie poradzę. Zawsze byłam głęboko wierząca, więc i teraz jedyną nadzieję widziałam w Bogu. Piłam i modliłam się. Zataczając się wchodziłam do kościołów i żarliwie prosiłam Chrystusa o pomoc. I Bóg, do którego wołałam kiedyś w Piwnicy na Starym Mieście słowami Hioba, odezwał się nieoczekiwanie latem 1988 r.

Tego dnia dzieci miały wrócić z wakacji, poszła wiec do sklepu zrobić zakupy. Włożyła do koszyka chleb, ser, słodycze i chciała jak zwykle wrzucić kilka piw, ale się zawahała. Pomyślała, że to jest właśnie ten moment, kiedy musi wybrać: żyć albo nie żyć. Tego wieczoru nie wypiła. Przyjechały dzieci. Następnego dnia też nie wypiła. I kolejnego też nie. - Nie wiem, ile było w tym silnej woli, a ile woli Boga -wspomina Stanisława Celińska. Jestem jednak pewna, że moje modlitwy zostały wysłuchane. To on mnie uratował.

WŚRÓD TRZEŹWYCH

- Było trudno. Bardzo. W trzeźwym świecie nie było mnie kilka lat. Wróciłam do czegoś, o czym zapomniałam, że istnieje. Zamknęłam się w domu, unikałam ludzi, brałam środki uspokajające. Od moich dzieci uczyłam się normalnego patrzenia na świat. Dzieci są szansą dla rodziców. Moi bliscy wierzyli we mnie, to mi pomagało, rozumiałam, że muszę wytrwać. Nie tylko dla siebie, także dla nich. I wytrwałam. "Połowa roboty to była opatrzność - mówi dzisiaj. Zawierzyłam dobrej sile." A druga połowa? Może to, że była kobietą. Dla kobiet pijących nie ma tolerancji takiej, jak dla mężczyzn. A może jeszcze to, że najbardziej ze wszystkiego na świecie pragnęła znowu grać.

Na początku nie mogła nawet chorować, żeby ludzie nie pomyśleli, że wróciła do picia. Pierwszy uwierzył w nią kompozytor Jerzy Satanowski. Namówił na występ podczas Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Zaśpiewała "Song sprzątaczki" Jonasza Kofty. Publiczność oszalała. Takiej Ce-lińskiej nie znał nikt. - Celińska ocalił teatr - uważa Krzysztof Warlikowski. Dał jej optymizm, pomógł uporać się z przeszłością. Spotkali się w 1998 r. w teatrze "Studio", w którym aktorka dostała właśnie angaż. - Nagle, pracując z tym młodym reżyserem, odkryłam, że istnieje inny teatr, który dotyka człowieka do głębi i karmi się jego życiem - mówi aktorka, która u Warlikowskiego zagrała m.in. Gertrudę w "Hamlecie" - pierwszą główną rolę od lat. Wszystkie jej role karmią się doświadczeniem - twierdzi reżyser. Nie wyobrażam sobie, żeby mogła zrobić coś teoretycznie. Staszka doskonale rozumie, że jak długo nie odniesie roli do własnego życia, tak długo nic się nie pojawi.

Stanisława Celińska znana jest z tego, że ma nabożny stosunek do sztuki, poczucie misji. - Pan Bóg dał mi na początku bardzo dużo - mówi. - Ale ja swój talent w pewnym sensie zmarnowałam i musiałam wrócić do początku, do punktu zerowego. Nawet więcej - zostałam ukarana. Może trochę jak Hiob, tylko że on był bardzo cnotliwy, a u mnie to gorzej wyglądało. Niemniej myślę, że przeszłam ciężką drogę, żeby wrócić do prawdy, zrozumieć, że nie można marnować darów bożych. W jednym z wywiadów na pytanie, czy są rzeczy, których nie zrobi nigdy na scenie, odpowiedziała: "Miałam kiedyś grać osobę, która w sposób obraźliwy odnosi się do Chrystusa, łącznie z pluciem na krucyfiks. Powiedziałam do reżysera - wybacz, ale nie dam rady, i nie wzięłam tej roli. Sztuka sztuką, ale nie wszystko jest na sprzedaż. Nicolas Cage zjadł w filmie robala. Robala też bym nie zjadła."

- To wspaniałe uczucie urodzić się po raz drugi. To tak, jakby zbierać klocki, które człowiek kiedyś rozrzucił i z małych kawałków składać siebie na nowo. Nie piję od 20 lat. Mówię sobie, że jestem jeszcze bardzo młoda, bo swój wiek liczę od tych drugich narodzin. Jestem silna, potrafię od siebie wielu rzeczy wymagać i je egzekwować. Ale kiedy widzę, że ktoś inny tego nie potrafi, nie osądzam go. Wtedy gdzieś w głowie zapala mi się czerwona lampka i słyszę mój wewnętrzny głos: chwileczkę, a jak było z tobą?

źródło: tygodnik Idziemy

dodajdo.com