Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.

Wróciłam do świata


Stanisława Celińska stała się gwiazdą tuż po debiucie, załamanie powaliło ją u szczytu kariery. Dziś idzie od sukcesu do sukcesu.

Przeszła przez piekło, które wtedy wydawało jej się rajem. Najpierw piła, żeby odsunąć od siebie problemy, potem każda okazja była dobra. Nawet nie zauważyła, kiedy dobre dni i sukcesy znikły z jej życia. Jest pierwszą polską aktorką, która potrafiła mówić szczerze o swoich słabościach. Ciągle jeszcze dzwonią do niej kobiety, które podobnie jak ona kiedyś, uzależniły się od alkoholu. Pytają, jak zerwać z nałogiem. - Nie jestem psychoterapeutką ani lekarzem, ale staram się tym kobietom wskazać drogę, może podobną do mojej - mówi Stanisława Celińska. Wiem jedno: nałóg zaczyna się wtedy, gdy człowiek czuje, że musi się napić. Musi, a nie - chce. Alkohol może doprowadzić do tego, że człowiek traci wszystko: najbliższych, znajomych, poczucie własnej wartości. Byłam tego bardzo blisko... Wiele razy zastanawiałam się, dlaczego tak się stało.

CIĄGLE SZUKAM PRZYCZYNY

Po szkole teatralnej, w 1971 r., odnosiła same sukcesy. Erwin Axer zaangażował ją do Teatru Współczesnego, w którym grały same znakomitości - Halina Mikołajska, Tadeusz Łomnicki, Ryszarda Hanin - i powierzył jej dużą rolę w ` "Potędze ciemności" Lwa Tołstoja. Niebawem dostała nagrodę w Opolu za piosenkę "Ptakom podobni", a potem odniosła wielki sukces w filmie Andrzeja Wajdy "Krajobraz po bitwie". Był to jej debiut na dużym ekranie. Po pokazie filmu w Cannes jeden z zachodnich krytyków napisał, że to jej się należała główna nagroda.

Kiedy zaczęła pić, miała 36 lat. W tym wieku wiele aktorek przechodzi kryzys. Nie dostają propozycji: są za stare na role amantek, za młode na matki i szekspirowskie królowe. Ale ona była u szczytu kariery, przebierała w rolach.

Po prawie 15 latach od debiutu cieszyła się opinią aktorki wszechstronnie utalentowanej. Była gwiazdą solidarnościowych koncertów, do dziś ma stojące owacje, kiedy śpiewa o "skrzydłach okrwawionych, w tylu bitwach poranionych".

Za chwile miał wejść na ekrany serial "Alternatywy 4", równocześnie przygotowywała się do jednej z najważniejszych swoich ról - miała zagrać w monodramie według "Księgi Hioba" w reżyserii Bohdana Cybulskiego. Spektakl zatytułowany "De Profundis" ("Z otchłani") wystawiony w Piwnicy Wandy Warskiej na Starym Mieście jesienią 1984 r. był punktem zwrotnym w jej życiu. Premiera zbiegła się z pogrzebem księdza Jerzego Popiełuszki. Spektakl był odbierany jak misterium. Po zakończeniu ludzie wstawali i zamiast klaskać stali przez długie minuty w milczeniu. Dlaczego aktorka, w której publiczność widziała niemal kapłana, rozpuszcza swój sukces w alkoholu? - W "De Profundis" dotknęłam wielkiego tematu - wspomina dzisiaj. - Osiągnęłam szczyt, który może dać literatura i teatr.

Mówiła kiedyś, że wstydziła się wielkości, bała się samozadowolenia. Po kieliszku robiło się swojsko i normalnie. Nie było Stanisławy Celińskiej, wybitnej aktorki, której spektakle są jak msze. Była Stacha, równa babka, która podoba się facetom. Mówiła, że leczyła nadwrażliwość, przerost ambicji i brak śmiałości. Nie wiedziała, że teatr trzeba przetykać zwyczajnym życiem. - Ciągle szukam przyczyny. Może to geny, może dom - myślałam. Ciemne mieszkanie na Pradze parę lat po wojnie. Bieda, szarość i odrapane podwórko. Ojciec i matka, muzycy, nie stronili od kieliszka. Moje dzieciństwo było czarne - wspomina. - Matka maczała w oleju skórki od chleba, żeby mnie nakarmić. Jedyną jaśniejszą plamą był kot, z którym się bawiłam.

Z klitki na Stalowej wyrwała się dopiero po śmierci ojca. Miała 3 lata, kiedy jej wychowaniem zajęła się babka. -Zawsze mi mówiła, że powinnam być najlepsza. Oczekiwała, że wyrosnę na kogoś nieprzeciętnego.

KAŻDY PRETEKST BYŁ DOBRY

Od dzieciństwa żyłam w napięciu, które trudno było wytrzymać. Potem zaczęło się dorosłe życie. Praca, dom, dzieci. I wszystko było jednakowo ważne. Chciałam być we wszystkim najlepsza, a to niemożliwe. Zaczęłam uciekać od obowiązków. Rzeczywistość mnie przerosła. W takich sytuacjach człowiek szuka ukojenia, czegoś, co mu pomoże się rozładować. Alkohol na początku przynosi ulgę. Kiedy nie radziłam sobie sama z sobą, sięgałam po drinka. Zły nastrój, trudne dni, coś nie poszło po mojej myśli - podświadomość mówiła mi "napij się, poczujesz się lepiej". Potem kieliszek alkoholu stał się środkiem na wszystko: trzeba się napić, gdy jest wesoło i wtedy, gdy jest smutno. Każdy pretekst był dobry. Przychodzi taki moment, kiedy alkohol zastępuje wszystko - Boga, rodzinę, przyjaciół. Staje się najbliższym kolegą, bo wszyscy się od ciebie odsunęli. Znajomi i przyjaciele uznali mnie za osobę pogrzebaną, kogoś, kto prawie już nie żyje.

Na takich jak ona stawia się krzyżyk, wykreśla ich telefony z notesów i nazwiska z obsady. O tych latach nie chce dużo mówić. O czym tu opowiadać? Jak chodziła po znajomych i wyciągała pieniądze na kielicha? Ona, aktorka Wajdy, Axera i Łomnickiego? Jak pijana przychodziła na zdjęcia albo nie przychodziła w ogóle? Jak grała trzymając się dekoracji? Jak udawała przed dziećmi, że jest trzeźwa? - Najtrudniej jest zdać sobie sprawę z tego, że już nie ma odwrotu. Jest choroba i albo się ją zacznie leczyć, albo idzie się po śmierć - mówi aktorka.

BÓG MNIE WYSŁUCHAŁ

- Nadszedł dzień, kiedy stwierdziłam, że sama sobie nie poradzę. Zawsze byłam głęboko wierząca, więc i teraz jedyną nadzieję widziałam w Bogu. Piłam i modliłam się. Zataczając się wchodziłam do kościołów i żarliwie prosiłam Chrystusa o pomoc. I Bóg, do którego wołałam kiedyś w Piwnicy na Starym Mieście słowami Hioba, odezwał się nieoczekiwanie latem 1988 r.

Tego dnia dzieci miały wrócić z wakacji, poszła wiec do sklepu zrobić zakupy. Włożyła do koszyka chleb, ser, słodycze i chciała jak zwykle wrzucić kilka piw, ale się zawahała. Pomyślała, że to jest właśnie ten moment, kiedy musi wybrać: żyć albo nie żyć. Tego wieczoru nie wypiła. Przyjechały dzieci. Następnego dnia też nie wypiła. I kolejnego też nie. - Nie wiem, ile było w tym silnej woli, a ile woli Boga -wspomina Stanisława Celińska. Jestem jednak pewna, że moje modlitwy zostały wysłuchane. To on mnie uratował.

WŚRÓD TRZEŹWYCH

- Było trudno. Bardzo. W trzeźwym świecie nie było mnie kilka lat. Wróciłam do czegoś, o czym zapomniałam, że istnieje. Zamknęłam się w domu, unikałam ludzi, brałam środki uspokajające. Od moich dzieci uczyłam się normalnego patrzenia na świat. Dzieci są szansą dla rodziców. Moi bliscy wierzyli we mnie, to mi pomagało, rozumiałam, że muszę wytrwać. Nie tylko dla siebie, także dla nich. I wytrwałam. "Połowa roboty to była opatrzność - mówi dzisiaj. Zawierzyłam dobrej sile." A druga połowa? Może to, że była kobietą. Dla kobiet pijących nie ma tolerancji takiej, jak dla mężczyzn. A może jeszcze to, że najbardziej ze wszystkiego na świecie pragnęła znowu grać.

Na początku nie mogła nawet chorować, żeby ludzie nie pomyśleli, że wróciła do picia. Pierwszy uwierzył w nią kompozytor Jerzy Satanowski. Namówił na występ podczas Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Zaśpiewała "Song sprzątaczki" Jonasza Kofty. Publiczność oszalała. Takiej Ce-lińskiej nie znał nikt. - Celińska ocalił teatr - uważa Krzysztof Warlikowski. Dał jej optymizm, pomógł uporać się z przeszłością. Spotkali się w 1998 r. w teatrze "Studio", w którym aktorka dostała właśnie angaż. - Nagle, pracując z tym młodym reżyserem, odkryłam, że istnieje inny teatr, który dotyka człowieka do głębi i karmi się jego życiem - mówi aktorka, która u Warlikowskiego zagrała m.in. Gertrudę w "Hamlecie" - pierwszą główną rolę od lat. Wszystkie jej role karmią się doświadczeniem - twierdzi reżyser. Nie wyobrażam sobie, żeby mogła zrobić coś teoretycznie. Staszka doskonale rozumie, że jak długo nie odniesie roli do własnego życia, tak długo nic się nie pojawi.

Stanisława Celińska znana jest z tego, że ma nabożny stosunek do sztuki, poczucie misji. - Pan Bóg dał mi na początku bardzo dużo - mówi. - Ale ja swój talent w pewnym sensie zmarnowałam i musiałam wrócić do początku, do punktu zerowego. Nawet więcej - zostałam ukarana. Może trochę jak Hiob, tylko że on był bardzo cnotliwy, a u mnie to gorzej wyglądało. Niemniej myślę, że przeszłam ciężką drogę, żeby wrócić do prawdy, zrozumieć, że nie można marnować darów bożych. W jednym z wywiadów na pytanie, czy są rzeczy, których nie zrobi nigdy na scenie, odpowiedziała: "Miałam kiedyś grać osobę, która w sposób obraźliwy odnosi się do Chrystusa, łącznie z pluciem na krucyfiks. Powiedziałam do reżysera - wybacz, ale nie dam rady, i nie wzięłam tej roli. Sztuka sztuką, ale nie wszystko jest na sprzedaż. Nicolas Cage zjadł w filmie robala. Robala też bym nie zjadła."

- To wspaniałe uczucie urodzić się po raz drugi. To tak, jakby zbierać klocki, które człowiek kiedyś rozrzucił i z małych kawałków składać siebie na nowo. Nie piję od 20 lat. Mówię sobie, że jestem jeszcze bardzo młoda, bo swój wiek liczę od tych drugich narodzin. Jestem silna, potrafię od siebie wielu rzeczy wymagać i je egzekwować. Ale kiedy widzę, że ktoś inny tego nie potrafi, nie osądzam go. Wtedy gdzieś w głowie zapala mi się czerwona lampka i słyszę mój wewnętrzny głos: chwileczkę, a jak było z tobą?

źródło: tygodnik Idziemy

dodajdo.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz