Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.

Kobiety, wino i śmierć


Atrakcyjne, inteligentne, zadbane, zamożne i... uzależnione. Wzrasta odsetek kobiet z problemem alkoholowym. Są gotowe ignorować wszelkie niepokojące sygnały. Do momentu, kiedy jest za późno.

Agnieszka jest kobietą sukcesu. Taką o jakich czyta się w kolorowych pismach promujących niezależne, wygrywające każde życiowe starcie kobiety. Ma wszystko. Duże mieszkanie przy warszawskich Łazienkach, terenowy samochód, świetną pracę, kochającego mężczyznę ("co jakiś czas innego") i pieniądze na wszelkie zachcianki. Na przykład na codzienny zakup butelki dobrego wina. I codziennie opróżnianie jej.

Sport to zdrowie
W poniedziałkowy ranek restauracja przy Parku Łazienkowskim, w której spotykam się z Agnieszką, świeci pustkami. O tej porze stali bywalcy tego miejsca siedzą w biurach, a bezrobotnych nie stać na tutejsze menu. Chyba że ma się wolny zawód.

– Baaardzo wolny zawód – mówi Agnieszka z satysfakcją.

W chwili, kiedy większość jej rówieśników pije drugą kawę w biurach, Agnieszka dopiero przymierza się do pierwszej w oświetlonym porannym słońcem ogródku restauracyjnym. Z zawodu jest architektką wnętrz i tym się zajmuje pod szyldem swojej jednoosobowej firmy architektonicznej. Ale ma także "swój mały side job", który zrodził się z hobby. Przez około dwie godziny dziennie tłumaczy literaturę popularną z języka angielskiego. Oba te zajęcia wykonuje w domu.

Agnieszka rzadko kiedy wstaje przed dziewiątą, dlatego umówiła się ze mną dopiero po dziesiątej. – Wczesny ranek to nie moja pora – usprawiedliwia się. – Mogłabym budzić się rano i wykonywać jeszcze więcej pracy. Ale w życiu trzeba mieć też przyjemności.

Mimo intensywnego trybu pracy lubi i znajduje czas na swoje małe przyjemności. Przedpołudnie jest pierwszą z dwóch pór dnia, które rezerwuje tylko dla siebie. Po naszym spotkaniu przez godzinę będzie biegać. Na nogach ma najnowszy model modnych ekologicznych butów do biegania. Także reszta stroju jest najlepszej jakości i marek. Na nadgarstku nowoczesny zegarek dla biegaczy z pulsometrem i GPS-em. – Przydaje się na długie zawody, jak maratony – tłumaczy obecność w zegarku GPS-a, wyjaśniając, że po zawodach może odtworzyć całość trasy na komputerze, wraz z tempem biegu na poszczególnych odcinkach. W tym roku Agnieszka zaliczyła już maraton i to jeden z tych najbardziej prestiżowych w kraju – Cracovia Maraton.

Ta ładna blondynka o pogodnej twarzy i bez grama tłuszczu na odkrytych ramionach wydaje się okazem zdrowia. Pozory mylą. Dwa miesiące temu dowiedziała się o czymś, co śmiertelnie ją przeraziło. Śmiertelnie w dosłownym znaczeniu tego słowa.

Wino leczy
Popołudniami Agnieszka pracuje. Około 17-18 zaczyna się druga z pór dnia, które należą tylko do niej. Przerywa wtedy pracę i jedzie do miasta – na spotkanie z przyjaciółmi lub aktualnym narzeczonym, na zakupy lub do kina. Jeśli jest to spotkanie w barze to nigdy nie pije, bo zawsze jest samochodem. Dlatego wśród przyjaciół ma opinię osoby pijącej nader umiarkowanie, jeśli w ogóle.
Ta miła popołudniowa pora trwa około 2-3 godzin. Potem Agnieszka wraca do domu pracować. Po drodze wpada do delikatesów po butelkę dobrego wina. Wieczorem praca nie idzie tak szybko, jak za dnia. – Wino jednocześnie podkręca i relaksuje, więc pracuje się i wydajniej, i przyjemniej – mówi. A poza tym trudno sobie wyobrazić, żeby pite nawet codziennie groziło jakąś chorobą. Przecież każdy wie, że wino jest trunkiem szlachetniejszym niż dajmy na to wódka czy piwo. To mistyczny napój bogów o zbawiennym działaniu na ludzki organizm. Na promujących zdrowie stronach internetowych można przeczytać, że wino osłania serce i układ krwionośny, chroni przed nowotworami, podnosi poziom estrogenu w organizmach kobiet, zmniejsza ryzyko cukrzycy, osłania żołądek przed wrzodami, przyspiesza metabolizm, łagodzi stres i zwalcza bezsenność. Jednak na tych samych stronach próżno szukać informacji, że narodem, który w największym stopniu w Europie cierpi na marskość wątroby są znani z regularnego spożywania wina Francuzi.

– Dlatego też Francuzi mają tak dobrą hepatologię – tłumaczy dr Gietka, ordynator Oddziału Chorób Wewnętrznych i Hepatologii Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie. – U nas nie ma dokładnych statystyk, ale podejrzewam, że Polacy plasują się gdzieś w europejskiej czołówce, choć nie na pierwszym miejscu. Na pewno też więcej kłopotów z wątrobą od nas mają Włosi. Czyli największe problemy występują w tych krajach, gdzie pije się regularnie. Picie nawet większych ilości alkoholu, ale raz na jakiś czas, jest mniej obciążające dla wątroby.

Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w ciągu ostatnich 15 lat Polacy zaczęli przykładać dużą wagę do zdrowego trybu życia. Niemal co piąty z nas zmienił swoją dietę, tysiące rzuciło palenie, a dziesiątki tysięcy zrezygnowało z picia wysokoprocentowych alkoholi, przerzucając się na lżejsze piwo i wino. Ale właśnie ta zmiana okazuje się szczególnie niebezpieczna dla kobiet, ułatwiając im picie nawykowe.

– Zwłaszcza kobiety popadają w uzależnienie niezwykle łatwo – mówi dr Gietka. – We wczesnym okresie one same nie są w stanie stwierdzić, czy już mają problem czy też nie. Także znacznie prędzej wysiada im wątroba, już po 4-5 latach regularnego picia, podczas gdy mężczyźni mogą pić nawet ponad 20 lat.

Tymczasem Agnieszka z ochotą rozprawia o swoim "sportowo-wolnościowym" stylu życia i popisuje się nieprzeciętną wiedzą o winach. Mówi o nich dużo i barwnie. Buteleczka octu winnego na blacie ogródkowego barku przypomina jej kształtem kanadyjskie wina lodowe. – Unikalne pod każdym względem! – ekscytuje się. – Zbiór przeprowadzasz przy minusowych temperaturach, żeby grona miały taką lodową skorupkę. To nadaje winu niesamowitą słodycz. Polecam te z gron Vidal, ale świetne są także te z Gewürztraminera, jeszcze lepsze od Rieslinga. Są diablo drogie, więc rozlewają je do takich maleńkich buteleczek, ale za te lepsze i tak musisz dać 1000 złotych.
Następnie przerzuca się na wina wytrawne, narzekając na wysokie polskie marże. – Wczoraj zaszalałam – przyznaje. – Kupiłam rocznikową Rioję z 2001, wyjątkowo udanego rocznika. Wyrzuciłam 150 złotych, a w Hiszpanii dostałabym ją za połowę tej ceny. Skandal, no nie?

– Zaraz! – przerywam. – Wciąż pijesz po diagnozie?

Agnieszka milknie.

– Po pierwsze, to podejrzenie, nie diagnoza – mówi.

Nagle nienaturalnie zerka na zegarek i podrywa się z miejsca.

– Muszę iść na trening – stwierdza stanowczo.

Po chwili znika wśród drzew.

Krwawy sport
Rozmowa z doktorem Andrzejem Gietką przekonuje mnie, że nie powinienem się dziwić nagłemu zniknięciu Agnieszki. – Chorym kobietom bardzo trudno przyznać się do picia z powodów kulturowych – mówi dr Andrzej Gietka. – Społeczeństwo znacznie łatwiej akceptuje, że facet się napije. Zdaniem znacznej części naszej populacji alkohol jest po prostu wpisany w tą płeć. Natomiast kobiety z problemem alkoholowym spotyka znacznie większa krytyka, stąd też przyznają się do niego niechętnie.

Próbuję dodzwonić się do Agnieszki tego samego dnia. Bez skutku. Ona sama dzwoni późnym wieczorem. Chętnie się spotka. Za tydzień.

– Wszystko zwaliło się na mnie hurtem – zaczyna, gdy spotykamy się po tygodniu, o tej samej porze, przy tym samym stoliku. Również tym razem ma na nogach sportowe buty. Wie, że w każdej chwili może pobiec przed siebie. Ale póki co, rozmawiamy.

Najpierw straciła "aktualnego kochającego mężczyznę". – Co generalnie nie jest problemem – zaznacza Agnieszka. – Szczególnie, że zawsze był między nami pewien zgrzyt, który początkowo wydawał się mały, ale z czasem coraz bardziej mnie wkurzał. Bo ja jestem wolnościowym człowiekiem, Platformę Obywatelską mam wypisaną na czole. A mój luby był hardcorowym PiS-owcem. No więc rozumiesz...

Tyle że tamtego wieczora nie poszło o politykę, ale o coś, co ubodło Agnieszkę znacznie bardziej niż regularne dyskusje o tragedii smoleńskiej, rządzie Tuska, Bronisławie Komorowskim i Jarosławie Kaczyńskim. Aktualny kochający mężczyzna zauważył, że zawsze kiedy zjawia się u Agnieszki, ona ma pod ręką otwartą butelkę wina. – Przyganiał kocioł garnkowi – mówi Agnieszka. – Sam parę razy przegiął na imprezie. A ja nigdy!

Agnieszka wyprosiła go z mieszkania, oświadczając, że to koniec. Wściekła wypiła "ze dwa kieliszki", po czym założyła buty i poszła biegać. Nocne bieganie cieszy się dużym powodzeniem wśród miłośników tego sportu. Szczególnie w upalnych okresach na ścieżkach biegowych Warszawy wieczorami można czasem spotkać więcej biegających osób niż za dnia. Jednak rzadko który z nich biegnie po kilku kieliszkach.
Agnieszka do dziś nie wie, "o co się potknęłam" i "na co dokładnie wpadłam". Z pokiereszowanym ramieniem i podejrzeniem wstrząśnienia mózgu trafiła na pogotowie. Na miejscu wykluczono wstrząśnienie i stwierdzono wysoki poziom alkoholu we krwi.

– Jak zobaczyła mnie moja przyjaciółka, stwierdziła, że biegania to jakiś cholernie krwawy sport – mówi.

Jeszcze tej samej nocy wyszła ze szpitala o własnych siłach. Niebawem miała tam wrócić z całkiem innym problemem.

Bez wątroby cienko jest
– Nagle zaczęłam odczuwać straszliwe zmęczenie, w ogóle nie mogłam pracować wieczorami – mówi. – Początkowo tłumaczyłam to sobie wypadkiem. Nie chciało mi się jeść, ale ciągle czułam się pełna. Brzuch mnie pobolewał, to tu, to tam. Szybko rozkminiłam, że to nie ma nic wspólnego ze wstrząśnieniem mózgu. W końcu otworzyłam Wikipedię pod hasłem "Marskość wątroby" i przeraziłam się. Wszystko pasowało. Jak ulał!

– Tak, myślałam o tej chorobie – przyznaje. – Wiem, że takie picie jak moje, małymi dawkami, ale regularnie, sprzyja marskości. Sporo o tym czytałam. Ale do cholery, nie jestem... nie mam poważnych problemów... tego rodzaju.

Przez chwilę boję się, że Agnieszka znowu ucieknie.

Przez kolejne dni Agnieszka czuje się zbyt zmęczona, żeby i biegać i pracować. Zżera ją stres i niepewność. Idzie do lekarza. Ten podejrzewa marskość wątroby. Konieczne są dalsze badania w celu potwierdzenia diagnozy.

Agnieszka jest przerażona. Przez trzy dni nie wychodzi z domu. Nie pracuje, nie biega. Nie pije. Bierze urlop od pracy i od życia. – Siedziałam na kanapie i dosłownie trzęsłam się ze strachu, przecież od tego się umiera – wspomina. – Możesz mieć wszystko, pieniądze, fajną pracę i jeszcze fajniejszych przyjaciół, ale jak nie masz wątroby to trochę cienko jest.

Psychologiczny kop
W kolejny weekend zabiera do torby buty i wyjeżdża z miasta, aby wziąć udział w biegu na 15 km. Początek jest koszmarny. – Wszystkie mięśnie sztywne jak kamienie, rwie się oddech, na dodatek z nerwów za mocno zawiązałam buty, więc sznurowadła obcierają ścięgna na stopie, boli jak diabli – wspomina. Po dwóch kilometrach zatrzymuje się. Mijają ją kolejni biegacze. Agnieszka luzuje sznurowadła i daje sobie kilometr na podjęcie decyzji o zejściu z trasy.

Reguluje oddech, łapie rytm. Kolejne kilometry nie należą do najłatwiejszych, ale czuje, że biegnie coraz szybciej. – Pomyślałam sobie, że jak wygram z sobą, to wygram i z wszystkim innym – mówi. Po dziesiątym kilometrze Agnieszka zaczyna wyprzedzać coraz więcej biegaczy – kobiet i mężczyzn. Czuje, że to już nie jest zwykły bieg, ale życiowe starcie, które musi wygrać, aby dać sobie radę ze znacznie poważniejszym problemem. Kiedy przychodzi zmęczenie, odwraca głowę w bok i patrzy na płoty, obok których biegnie. – Nawet przy wolnym tempie biegu ma się wrażenie, że mija się je bardzo szybko – tłumaczy. – A to daje psychologicznego kopa.
Na metę przybiega "w pierwszej połowie stawki" z czasem zbliżonym do życiówki. – Nieźle jak na psychicznego doła i brak regularnych treningów – podsumowuje. Agnieszka postanawia "radykalnie zmienić" tryb życia. Do treningów biegowych dołączy zdrową dietę, związaną z "radykalnym ograniczeniem alkoholu". Rychło też wykona dodatkowe badania lekarskie, aby "dowiedzieć się na czym stoję". – Podczas pierwszego tygodnia po tym postanowieniu byłam okazem sportu i zdrowego żywienia – mówi.

A w kolejnym tygodniu zginął jej ojciec.

Bóg się na mnie zawziął
– W najbardziej idiotycznym wypadku pod słońcem – pyta Agnieszka. – No bo ilu ludzi ginie od poślizgnięcia się pod prysznicem?

(W rzeczywistości całkiem sporo. Wprawdzie w Polsce brak danych statystycznych, lecz według badań amerykańskiej rady bezpieczeństwa National Safety Council jedynie w tym kraju każdego dnia w wannie lub pod prysznicem ginie jedna osoba, a całkowita liczba wypadków w łazience w tym kraju dochodzi do 200 000 rocznie, co stanowi 70 proc. wszystkich domowych wypadków.)

Agnieszka odbiera ten wypadek w kategoriach metafizycznych. – Może daleko mi do Hioba, ale czasami mam wrażenie, że pod pewnymi względami Bóg się zawziął, żeby mnie wypróbować – mówi.

Agnieszka do ojca była bardzo przywiązana. Bardziej niż do matki. Po rozwodzie, do którego doszło, kiedy miała 19 lat, matka związała się z innym mężczyzną. – Nigdy nie zaakceptowałam tego związku, więc naturalnie nasze więzy osłabiły się – mówi. – Ojciec został sam. Z wszelkimi problemami zwracałam się tylko do niego.

Czy ktoś w jej rodzinie nadużywał alkoholu? – Matka nigdy, ojciec tyle co inni faceci – odpowiada zdawkowo.

Po drodze z pogrzebu Agnieszka zahacza o "Alkohole świata", gdzie zaopatruje się w butelkę. W domu otwiera komputer i butelkę, po czym zabiera się do pracy. Nad ranem zarówno projekt jak i butelka są skończone.

Kończą się także bóle brzucha i chroniczne zmęczenie. Agnieszka powoli wraca do życia. I do dawnego stylu życia.

Dziwne zawieszenie
Kolejne badania Agnieszka odkłada "na później". Kiedy nastąpi to "później"? – Kiedy będę miała czas – odpowiada.

Przyznaje, że "na obecnym etapie" czuje, jakby żyła w dziwnym zawieszeniu. Z jednej strony odczuwa przejmujący smutek po śmierci ojca, z drugiej odnajduje w sobie "życiową energię", która napędza ją do pracy i sportu. – To nie jest dobry moment na radykalne decyzje – podsumowuje.

Czy nie boi się jednak, że z dziwnym problemem brzusznym może być tak jak z bolącym zębem u strachliwego pacjenta: ból mija jak ręką odjął przed drzwiami gabinetu, co nie oznacza, że sam ząb automatycznie wyzdrowiał? Nie boi się. Zrobiła próbę: Przez pięć dni nie piła w ogóle. Oprócz częstej ochoty, żeby napić się wieczorem "dla relaksu" nie zauważyła u siebie żadnych objawów uzależniania.
Krzysztof Tylski, terapeuta z Ośrodka Terapii Uzależnień i Pomocy Psychologicznej "Polana" w Warszawie, uważa, że takie osoby jak Agnieszka szczególnie trudno zdiagnozować. – Bo one myślą tak: piję sobie to wino codziennie na noc, ale przecież jestem dobra w swojej pracy, uprawiam sport, nie skuwam się na imprezach, mam powodzenie u facetów, więc jaka ze mnie alkoholiczka? A alkoholizm jest systemem iluzji i zaprzeczeń, czyli robimy sobie tak, aby nie dostrzec u siebie problemu. Wmawiamy sobie, że nie ponosimy z tego powodu żadnych konsekwencji. Być może ponosimy je z innych powodów, ale z tego nie – mówi.

Na postawione wprost pytanie, czy podejrzewa u siebie problem alkoholowy, Agnieszka odpowiada również wprost: – Nie! – mówi patrząc mi prosto w oczy. – Nie licząc tych dziwnych problemów z brzuchem, to mój sposób życia sprawia, że jestem zaprzeczeniem tego problemu.

Nie do końca. Według badań doktora Janusza Sierosławskiego, socjologa z Zakładu Badań nad Alkoholizmem i Toksykomaniami Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, Agnieszka niemal idealnie plasuje się w grupie osób wyjątkowo podatnych na uzależnienie. Podczas gdy wśród mężczyzn najczęściej popadają w alkoholizm ci z wykształceniem podstawowym, bezrobotni i ze wsi, wśród kobiet jest odwrotnie: piją zwykle osoby samotne z wykształceniem wyższym, pracujące zawodowo i mieszkające w dużym mieście. Tylko pod jednym względem Agnieszka wymyka się z podatnej na alkoholizm grupy według doktora Sierosławskiego: ma 32 lata, podczas gdy na alkoholizm najbardziej narażone są studentki i kobiety w wieku 40-49 lat.

Dla Agnieszki sport i alkoholizm to całkowicie wykluczające się pojęcia. Tymczasem dr Gietka podaje przykłady zawodowych sportowców, którym alkoholizm nie przeszkodził w uprawianiu swojej dyscypliny, w tym słynnego gracza Manchesteru United, jednego z najskuteczniejszych strzelców angielskiej ligi i zdobywcy prestiżowego tytułu piłkarza roku miesięcznika "France Football" w 1968 roku George'a Besta. – Mimo choroby alkoholowej przeszczepiono mu wątrobę – mówi dr Gietka. – Pomimo to wracał do picia i w końcu zmarł [w 2005 roku – przyp. Onet.pl]. Choroba alkoholowa zawsze jest argumentem za tym, aby nie przeszczepiać wątroby, bo istnieje duże ryzyko, że taka osoba taką wątrobę zmarnuje. Znane są także przypadki picia strzelców precyzyjnych w celu zmniejszenia drżenia rąk. W wielu innych sportach alkohol jest czynnikiem, który wcale nie musi przeszkadzać – przyznaje dr Gietka.
Oczywiście, do czasu. – Wszystko zależy od tego, jak dużo i jak często się pije – mówi Krzysztof Tylski. – W zaawansowanym stadium alkoholizm eliminuje człowieka ze sportu. To jest trzydziestoletnia kobieta. Co by było, jakby miała 48 lat? Prawdopodobnie wtedy byłoby już bardzo kiepsko.

Jednocześnie terapeuta z "Polany" przyznaje, że mimo wciąż istniejącej społecznej stygmatyzacji, czasy się zmieniają, ułatwiając uzależnionym kobietom podjęcie decyzji o zgłoszeniu się na terapię. – Alkoholizm nie jest już tematem, który budzi jednoznaczne skojarzenie, że jak kobieta pije to na pewno jest podłą matką, straszną żoną lub całkowicie upadłą kobietą – mówi Tylski. – Do naszego ośrodka przychodzą najczęściej ludzie w wieku 30-40 lat, czyli ludzie dosyć młodzi, którzy są bardziej śmieli od starszego pokolenia i świadomi, że można to leczyć i że można funkcjonować dużo lepiej niż pijąc.

Z danych Instytutu Psychiatrii i Neurologii wynika, że co piąta osoba korzystająca obecnie z terapii odwykowej to kobieta. Rosnący odsetek leczących się z alkoholizmu kobiet jest pozytywnym sygnałem, ponieważ 20 proc. nadużywających alkoholu osób choruje na marskość wątroby. Większość z tych osób umiera.

Zanim się pożegnamy, zadaję Agnieszce jeszcze jedno pytanie: czego najbardziej w życiu się boi. – Śmierci – odpowiada po namyśle. – Ale do tego chyba jeszcze daleko.

Agnieszka podnosi się, ściska moją dłoń, po czym rusza przed siebie biegiem. Po kilkunastu metrach zatrzymuje się, by poluzować sznurowadła. Potem znowu zaczyna biec. Coraz szybciej i szybciej.

* Sprawdź czy masz problem alkoholowy

– Rozróżnienie częstego nawykowego picia od uzależnienia jest jest łatwe – ostrzega dr Andrzej Gietka. Przyznaje jednak, że istnieją testy, jak na przykład CAGE, które "przybliżają nas do odpowiedzi na pytanie, czy w ogóle mamy problem alkoholowy".

Test CAGE jest o tyle wygodny, że na jego rozwiązanie potrzebujemy nie więcej niż minutę. Udzielenie co najmniej dwóch pozytywnych odpowiedzi na cztery zawarte w nim pytania wskazuje na znaczne prawdopodobieństwo uzależnienia od alkoholu:

Test CAGE

1. Czy zdarzały się w Twoim życiu takie okresy, kiedy odczuwałeś konieczność ograniczenia swojego picia?
2. Czy zdarzało się, że różne osoby z Twojego otoczenia denerwowały Cię uwagami na temat Twojego picia?
3. Czy zdarzało się, że odczuwałeś wyrzuty sumienia lub wstyd z powodu swojego picia?
4. Czy zdarzało Ci się, że rano po przebudzeniu pierwszą rzeczą było wypicie alkoholu dla uspokojenia lub "postawienia się na nogi"?

Inne przydatne w diagnozowaniu uzależnienia od alkoholu testy znajdują się na stronie alkoholizm.eu

źródło: Onet.pl
Lapet



dodajdo.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz