Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.

Pod znakiem wielbłąda


Jedyny resortowy szpital, zajmujący się problematyką uzależnień, kierowany przez panią dyrektor dr Marię Bruzda-Kaźmierczak, Szpital Specjalistyczny MSWiA, znajduje się w Otwocku pod Warszawą. Skromne budyneczki rozsiane w starym sosnowym lesie. Kojąca cisza, spokój. Psycholog kliniczny Jerzy Jechalski jest kierownikiem oddziału leczenia uzależnień od alkoholu i pracuje tu od czterech lat, to znaczy od momentu utworzenia placówki. Pan Jechalski jest nie tylko uznanym ekspertem w tej dziedzinie, ale też człowiekiem całkowicie i z pasją oddanym swojej profesji. To widać w każdym geście i słychać w każdym słowie. Doskonale rozpoznają to, po pewnym czasie, również pacjenci, oddający się z ufnością w ręce ludzi, którzy umieją i chcą pomóc.

- Kiedyś lecznictwo odwykowe było niemal zesłaniem - mówi pan kierownik. - Dziś uległo to wielkiemu przewartościowaniu, specjaliści garną się do trudnej, lecz nadającej sens całemu życiu, pracy z uzależnionymi. Mam dzięki temu wspaniały zespół: trzech psychologów, lekarza, fachowca od resocjalizacji, czterech instruktorów terapii uzależnień, w tym trzech trzeźwiejących alkoholików, pielęgniarki.

Przekroczenie szpitalnego progu to dla osoby dotkniętej chorobą alkoholową dopiero początek drogi oświetlanej wątłym płomyczkiem nadziei.

I TYDZIEŃ.
NA WALIZKACH

Przyjeżdżają ze skierowaniem na 6-tygodniową terapię. Do wyjątków należą tacy, którzy zdecydowali się sami, pozostałych postawiła pod ścianą rodzina, przełożony, psycholog policyjny. Najpierw zatem jest zaprzeczania ciąg dalszy. "Nie wiem, co tu robię, uwzięli się na mnie, piłem tyle, co inni, po prostu mam sporo okazji towarzyskich...". Niektórzy nie rozpakowują się, czekają, chcą wracać. Wydaje im się, że nieprzyznając się do problemu uzależnienia, bronią swej godności. Zapominają, że doznała ona uszczerbku już dawno - z powodu i w konsekwencji picia.

- Postawa pacjenta w każdej chorobie jest taka sama - wyjaśnia J. Jechalski. - Negacja, odrzucanie prawdy jest typową reakcją człowieka na stratę - czy to kogoś bliskiego, czy właśnie stratę zdrowia. Różny jest tylko okres zaprzeczania, trwający kilka godzin, dni, a w chorobie alkoholowej - całe lata, jako dysonans poznawczy między tym, co mówią inni, a co ja wiem o sobie.

Oprócz zaprzeczania pojawiają się też złość, smutek, depresja, chęć sprawdzania i "targowania sięÓ przez konsultacje u innych terapeutów czy lekarzy. To niemożliwe, nie chcę tego, nie przyjmuję do wiadomości - psychiczny mechanizm obronny jest ten sam w chorobie nowotworowej i w alkoholowej. Trzeba przedrzeć się przez te etapy, żeby dojść do pogodzenia się, do akceptacji rzeczy takimi, jakie są. Pacjent musi uznać swoją bezsilność wobec choroby, poddać się całkowicie i bezwarunkowo, otworzyć się na pomoc z zewnątrz. W sensie dosłownym i przenośnym rozpakować tę przywleczoną do Otwocka walizę.

Początek kuracji to konieczność (dla nielicznych) detoksykacji organizmu i zmaganie się z głodem alkoholowym, manifestującym się w takich objawach, jak na przykład napięcie, rozdrażnienie, pogorszenie pamięci, sny alkoholowe, tak zwany suchy kac, natrętne myśli o alkoholu, nieprzeparte pragnienie.

Uzależnienie rozwija też potrzebę silnych wrażeń, pacjenci nie wyobrażają sobie życia bez alkoholu, gdyż boją się monotonii.

II TYDZIEŃ.
POCZĄTEK IDENTYFIKACJI

Grupy mają charakter otwarty, to znaczy, że uczestnicy zajęć napływają sukcesywnie, jedni mają staż dwu- czy pięciotygodniowy, inni zaledwie kilkudniowy. Przez to "nowi" uczą się od "weteranów" pewnych pożądanych zachowań, ci ostatni zaś uczą się pomagania, opieki, udzielania informacji. Z dwóch koncepcji prowadzenia oddziału uzależnień wybrano rygor mniej obostrzony, można więc kontaktować się telefonicznie ze światem, oglądać telewizję, wyjść na przepustkę z osobą towarzyszącą.

Pacjenci zaczynają słyszeć i słuchać tego, co się do nich mówi, wydobywają się ze swego izolującego kokonu. Dowiadują się mnóstwa nowych rzeczy o swojej chorobie, o symptomach, o sposobach postępowania, o tym, że to nie jest jakaś "wina", że to w ogóle należy postrzegać w innych kategoriach. Niekiedy to prawdziwy szok, jak dla molierowskiego bohatera, pana Jourdain, odkrycie, że mówi prozą.

Dziwne? Niekoniecznie, wiedza bowiem na ten temat jest i w środowisku policyjnym, i w naszym kraju wciąż niedostateczna. Bo jak inaczej tłumaczyć fakt obniżania cen alkoholu i tak powszechnej jego dostępności w niezliczonych sklepach, podczas gdy światowe badania jednoznacznie wykazały wpływ obu czynników na wzrost spożycia. Tymczasem w Polsce pije 80 procent dorosłych, w tym wielu nadmiernie, a uzależnionych jest około 5 procent. W liczbach bezwzględnych to 3 miliony chorych!

A nie zapominajmy, że uzależnienie rozwija się na bazie picia towarzyskiego, od którego dość blisko do niebezpiecznego odkrycia, jak nazywa to pan Jerzy Jechalski, że alkohol coś załatwia: poprawia samopoczucie, znosi ból lub nieśmiałość, usuwa zmęczenie. Owo niebezpieczne odkrycie prowadzi do poszukiwania alkoholu i okazji oraz do nadużywania. Natomiast sygnałem uzależnienia jest utrata kontroli nad piciem, koncentrowanie życia wokół alkoholu, który zajmuje coraz więcej miejsca, wreszcie palimpsesty, a pod tą piękną nazwą kryje się groźne zjawisko niepamięci wstecznej, zwanej potocznie urwaniem filmu.

III TYDZIEŃ.
ZNAJOMOŚĆ UZALEŻNIENIA

Pacjent wie, po co tu jest, rozpoznaje siebie w życiorysach, "piciorysach" i przeżyciach innych osób, coraz lepiej rozumie problem. Pracuje zresztą nad tym nieustannie - zajęcia trwają od rana do wieczora i nie można pozostawać biernym słuchaczem, tylko należy wpisać się w formy interaktywne. Do tego dochodzą zadania pisemne, rysunkowe i wewnętrzna praca nad sobą wedle podanych wskazówek. Myślenie, rozważanie, nieustanne porządkowanie...

Slang terapeutyczny jest już nieźle opanowany, pacjent wie, co to są emocje, a co - dzienniczek uczuć czy rozkręcanie napięcia. To ostatnie znał doskonale z praktyki, ale nie analizował wcześniej ani nie pojmował, dlaczego, kiedy był w stresie, nie próbował nad nim zapanować czy rozładować konfliktu, tylko dążył do jego wzmocnienia, aby mieć lepsze usprawiedliwienie do picia. Mówił o tym, międlił w głowie, rozpamiętywał, wyolbrzymiał i - cierpiał. Realnie i silnie. Rozładowanie napięcia przyjść mogło, z powodu nałogowego regulowania uczuć, w jeden tylko i zawsze ten sam sposób, przez kompulsywne picie.

Tę całą nową wiedzę uczestnik terapii coraz wyraźniej odnosi do siebie.

- Przy czym to, że rozpoznał on u siebie objawy uzależnienia, że zobaczył, w jakiej fazie choroby się znajduje, uznał potrzebę pomocy, nie znaczy wcale, że to do końca zaakceptował - podkreśla pan Jechalski. - Najdłuższa droga jest od wglądu intelektualnego do wglądu emocjonalnego, mechanizmy iluzji i zaprzeczeń nie są do końca rozbrojone i, niczym zasuszony kleszcz, czekają, by się uaktywnić. Dotyczy to zwłaszcza osób, które nie kontynuują terapii w poczuciu nadmiernej pewności siebie, bo "teraz już wszystko wiem i sobie poradzę".


IV TYDZIEŃ.
ROZPOZNAWANIE STRAT

To mogą być straty w stosunkach rodzinnych, w pracy, w życiu seksualnym, w zdrowiu, w widzeniu siebie, w zachowaniach społecznych, powiedzmy - w wyniku jazdy po pijanemu. Pacjent musi sam to dostrzec i nazwać, żeby rozpocząć pracę nad badaniem destrukcji tej sfery czy kilku sfer życiowej aktywności.

Zawsze jest gradacja strat, na przykład żona przestaje z nim sypiać, przenosi się do drugiego pokoju, ucieka do matki, przestaje zajmować się domem, wreszcie separacja psychiczna, rozwód, sprawa o alimenty. Po rozkładzie jednego związku on zakłada drugi, jest to samo. Tragedia dzieci...

Podobnie w pracy. Najpierw pojedyncze nieobecności, potem "załatwianie" zwolnienia, organizowanie zastępstwa przez kolegę, wykorzystywanie urlopu, często za zgodą i aprobatą przełożonych opacznie pojmujących pomoc. Ponieważ właściwa pomoc to - jak najwcześniej dać poznać negatywne skutki picia.

W której fazie uzależnienia alkoholowego są największe szanse na skuteczność terapii? Czy wtedy, gdy straty są jeszcze minimalne? Nie ma tu prostej regularności i gotowych recept. Jeśli ktoś poza, nazwijmy to za J. Jechalskim, drobnymi trzęsieniami ziemi nieźle funkcjonuje, brak mu dostatecznej motywacji. Na drugim biegunie lokują się ci, którzy nie mają już bliskich ani dachu nad głową, piją denaturat i "wynalazki", cierpią na psychozy i choroby somatyczne. Choć i tu czasem zdarza się cud.

Dopiero rzetelny bilans strat poniesionych z powodu alkoholu oraz krótkotrwałych iluzorycznych zysków pozwoli pacjentowi spojrzeć obiektywnie na własne życie. Topienie smutków w wódce, ucieczka od kłopotów w zamroczenie, poszukiwanie przyjemności i wrażeń z czasem przestają działać.

V TYDZIEŃ.
SESJA RODZINNA

Trwa realizacja osobistego planu terapii oraz podstawowego programu terapii uzależnienia. Ponadto pacjenci stosują relaksacyjny trening Jakobsona, polegający na specjalnym napinaniu mięśni, co daje poczucie odzyskiwania kontroli nad własnym ciałem, nad sobą.

Przychodzi w końcu czas na sesje rodzinne, kiedy następuje konfrontacja pacjenta i jego problemu z pozostałymi członkami rodziny. Niekiedy przybiera to obrót dramatyczny i nieoczekiwany, jak stało się to udziałem młodej kobiety, którą rodzice wręcz zakrzyczeli w stylu "co to za fanaberie, co ty nowego wymyśliłaś?!" I problem, bo nie ma wsparcia w rodzinie. Ale też i wiedza, że pacjentka nie ma tego wsparcia, więc musi go szukać gdzie indziej i dowiaduje się, gdzie.

Nie wszyscy mogą i chcą przyjechać. Pozostaje wtedy pisanie listu do rodziny, informującego o własnym uzależnieniu, opisującego je i przedstawiającego oczekiwania wobec adresata, w postaci, przykładowo, zgody i zrozumienia dla udziału w terapii.

VI TYDZIEŃ.
OSTATNI

Jest to przygotowywanie się do wyjścia, do powrotu do domu, do normalnego życia. Bez alkoholu. Bo z tym się trzeba pożegnać, nawet w formie pisemnej. Pacjenci rysują też tak zwaną mapę świata, czyli rozpoznanie zagrożeń i miejsc bezpiecznych we własnym świecie oraz prezentują plan dalszego zdrowienia. Otrzymują ponadto informacje zwrotne od współpacjentów - jak tutaj był odbierany, jak tę terapię wykorzystał, na co powinien zwrócić uwagę i nad czym pracować, co w strukturze osobowości będzie przeszkadzało, a co pomoże. Akcent ostatni to pakowanie walizki na drogę powrotną.

Jeśli życie ludzkie wyobrazimy sobie w formie okrągłego jak tort koła, a uzależnienie alkoholowe - jako sporą porcję tego tortu, to po jej wyjęciu pozostaje luka do zagospodarowania. Nie wystarczy zaprzestać pić i nic poza tym nie zmieniać w swoim życiu, należy je zmodyfikować. Wypełnić lukę i zyskany czas aktywnością rodzinną, sportem, zainteresowaniami, czworonożnym przyjacielem, bo w przeciwnym wypadku "wskoczy" tam na nowo alkohol.

- Terapia zaczyna się w Otwocku, ale tu się nie kończy - podkreśla kierownik oddziału leczenia uzależnień pan Jerzy Jechalski.

Kontynuować ją należy przez 1-1,5 roku, a być uważnym zawsze, pod znakiem wielbłąda, który "już swoje wypił". Mimo że większość pacjentów dobrze rokuje, to powroty do picia się zdarzają. Efektem bezspornym jest odebranie stu procentom leczonych tak zwanego komfortu picia, nawet gdy nastąpi powrót do nałogu, to nie pozostawi go to obojętnym, nie da mu to spokojnie żyć, będzie chciał i musiał coś przedsięwziąć po raz wtóry.

Bardzo wielu zdrowiejących (trzeźwiejących) alkoholików mówi o sobie, jako o ludziach szczęśliwych. Którzy zaznali piekła, by następnie nawrócić się, oczyścić i rozpocząć kolejny etap. Których, jakiż to paradoks, choroba wzbogaciła wewnętrznie, pozwoliła odkryć nieznane obszary i coś zmienić. Dla nowej, lepszej jakości życia.

źródło: gazetka Komendy Głównej Policji, autor:Jolanta Ślifierz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz