Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.

Lekarze są alkoholikami. Ale walczą z nałogiem


Specjalne szkolenia dla ordynatorów oraz kierowników placówek ochrony zdrowia, by umiejętnie oraz szybko rozpoznawali problemy alkoholowe wśród lekarzy i na nie reagowali, chce wprowadzić Okręgowa Rada Lekarska w Katowicach.

- Chcemy zerwać z pseudosolidarnością zawodową, która kolegom czy przełożonym często nakazuje ukrywać chorobę. Nie tędy droga, choć zdaję sobie sprawę, że rozwiązanie problemu będzie żmudne - twierdzi Dorota Rzepniewska, pełnomocnik ds. zdrowia lekarzy i lekarzy dentystów przy ORL w Katowicach.

Działaniom pełnomocniczki przyświeca hasło Pomoc zamiast kary, którym kierował się m.in. samorząd lekarski w Hamburgu, gdy jako pierwszy w Europie wprowadzał system pomocy dla uzależnionych lekarzy, bo problem picia w środowisku medycznym nie jest polską specjalnością. Z danych amerykańskich i europejskich wynika, że alkoholu nadużywa do 20 proc. lekarzy i 10 proc. lekarek, przy czym pijących pań przybywa.

- Niemcy już jakiś czas temu doszli do wniosku, że same sankcje, a więc zakaz wykonywania zawodu, bez podjęcia leczenia nie rozwiązują problemu - mówi dr Rzepniewska, psychiatra, specjalista ds. uzależnień.

Ta filozofia działania ma coraz więcej zwolenników w Polsce. W tym roku na spotkanie z dr Rzepniewską przyszło dwóch lekarzy, którym w tym niewątpliwie trudnym momencie towarzyszyli... szefowie. To przełom, bo do tej pory dyrektorzy szpitali woleli przymykać oko na pijących podwładnych, a gdy sprawy zaszły za daleko, po prostu zwalniali ich z pracy.

- Postawa pracodawców, którzy udzielają pomocy lekarzom uzależnionym, jest godna szacunku. Problem nie jest zamiatany pod dywan. Udawanie, że sprawy nie ma, powoduje, że terapia nie jest podejmowana lub podejmowana za późno - twierdzi dr Rzepniewska.

Do tej pory punktem zwrotnym, który miał wpływ na podjęcie leczenia, była decyzja Okręgowej Rady Lekarskiej. Na podstawie opinii Specjalnej Komisji orzekającej o zdolności do wykonywania zawodu, zawiesza lekarzowi prawo wykonywania zawodu do czasu ukończenia leczenia. Groźba utraty pracy, a zatem i zarobków, działa jak lodowaty prysznic. Dlatego coraz częściej lekarze, zanim sprawa zostanie upubliczniona, decydują się na kontakt z pełnomocnikiem. Telefon i mail są powszechnie dostępnie. Bywa jednak, że pierwsza z pełnomocniczką kontaktuje się rodzina chorego lekarza.

- Moim zadaniem jest zmotywowanie ich do podjęcia walki z nałogiem, ustalenie miejsca w placówce odwykowej i monitorowanie postępów w leczeniu - mówi dr Rzepniewska, która pełnomocnikiem jest od 2007 roku. Od tego czasu zgłasza się do niej około 20 lekarzy i lekarek rocznie.

Te dane nie odzwierciedlają skali zjawiska, bo nikt w Polsce nie prowadził badań na temat uzależnienia od alkoholu czy leków w środowisku medycznym. Dopiero na podstawie danych zebranych przez pełnomocników ds. zdrowia lekarzy i lekarzy dentystów powstaną pierwsze w Polsce badania na temat skali problemu.

Lekarze trudniej niż inni wchodzą w rolę pacjentów. Gdy zwracają się po pomoc, są w stanie gorszym od innych pijących, którzy decydują się na podjęcie terapii. Mają też łatwiejszy od pozostałych dostęp do leków przeciwlękowych, narkotycznych, co utrudnia leczenie.

- Tak jak każdy alkoholik zaprzeczałem, że jestem chory. Wmawiałem sobie: kiedy nie chcę, to nie piję. (...) Do czasu można to maskować, jeśli pije się w samotności. Niestety w pracy w pogotowiu zawsze są chętni do kielicha. W szpitalu też piłem na dyżurach z innymi lekarzami czy sanitariuszami. Zresztą było ogólne przyzwolenie do chlania - to był przełom lat 80. i 90. - wyjawił na łamach pisma Pro medico Śląskiej Izby Lekarskiej jeden z lekarzy, który zdecydował się na ujawnienie nałogu.

- W pewnym momencie moje picie stało się widoczne. Jeździłem pijany do pacjentów. Zaczęły się skargi, doniesienia do dyrektora. W pogotowiu mogło się zdarzyć, że nie udzieliłem takiej pomocy, jakiej powinienem. Jak później się nad tym zastanawiałem, to mogę mieć na sumieniu dwóch pacjentów - mówi. Bo zawód lekarza to zawód wysokiego ryzyka, stawiający coraz częściej lekarzy w trudnych stresowych sytuacjach, co nie pozostaje bez wpływu na rozwój uzależnień.

- Trudno przychodzi medykom przyznanie się do uzależnienia, bo to także zawód wysokiego zaufania publicznego i nie chcą wystawiać na szwank swojego autorytetu. A właśnie od tej szczerości i osobistego uświadomienia sobie nałogu zależy, czy walka z chorobą będzie skuteczna - dodaje dr Rzepniewska.

Leczenie musi trwać do czasu odzyskania zdolności do wykonywania zawodu. Lekarz zawieszony w prawie wykonywania zawodu, o przebadanie pod kątem zdolności do pracy może się ubiegać najszybciej po upływie 6 miesięcy od zawieszenia.

- Moim zadaniem jest zmotywowanie ich do podjęcia walki z nałogiem, ustalenie miejsca w placówce odwykowej i monitorowanie postępów w leczeniu - mówi dr Rzepniewska, która pełnomocnikiem jest od 2007 roku. Od tego czasu zgłasza się do niej około 20 lekarzy i lekarek rocznie.

Te dane nie odzwierciedlają skali zjawiska, bo nikt w Polsce nie prowadził badań na temat uzależnienia od alkoholu czy leków w środowisku medycznym. Dopiero na podstawie danych zebranych przez pełnomocników ds. zdrowia lekarzy i lekarzy dentystów powstaną pierwsze w Polsce badania na temat skali problemu.

Lekarze trudniej niż inni wchodzą w rolę pacjentów. Gdy zwracają się po pomoc, są w stanie gorszym od innych pijących, którzy decydują się na podjęcie terapii. Mają też łatwiejszy od pozostałych dostęp do leków przeciwlękowych, narkotycznych, co utrudnia leczenie.

- Tak jak każdy alkoholik zaprzeczałem, że jestem chory. Wmawiałem sobie: kiedy nie chcę, to nie piję. (...) Do czasu można to maskować, jeśli pije się w samotności. Niestety w pracy w pogotowiu zawsze są chętni do kielicha. W szpitalu też piłem na dyżurach z innymi lekarzami czy sanitariuszami. Zresztą było ogólne przyzwolenie do chlania - to był przełom lat 80. i 90. - wyjawił na łamach pisma Pro medico Śląskiej Izby Lekarskiej jeden z lekarzy, który zdecydował się na ujawnienie nałogu.

- W pewnym momencie moje picie stało się widoczne. Jeździłem pijany do pacjentów. Zaczęły się skargi, doniesienia do dyrektora. W pogotowiu mogło się zdarzyć, że nie udzieliłem takiej pomocy, jakiej powinienem. Jak później się nad tym zastanawiałem, to mogę mieć na sumieniu dwóch pacjentów - mówi. Bo zawód lekarza to zawód wysokiego ryzyka, stawiający coraz częściej lekarzy w trudnych stresowych sytuacjach, co nie pozostaje bez wpływu na rozwój uzależnień.

- Trudno przychodzi medykom przyznanie się do uzależnienia, bo to także zawód wysokiego zaufania publicznego i nie chcą wystawiać na szwank swojego autorytetu. A właśnie od tej szczerości i osobistego uświadomienia sobie nałogu zależy, czy walka z chorobą będzie skuteczna - dodaje dr Rzepniewska.

Leczenie musi trwać do czasu odzyskania zdolności do wykonywania zawodu. Lekarz zawieszony w prawie wykonywania zawodu, o przebadanie pod kątem zdolności do pracy może się ubiegać najszybciej po upływie 6 miesięcy od zawieszenia.

źródło: polskatimes.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz