Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.

Mama Miśka Koterskiego o uzależnieniach


'Uważałam, że miłość wystarczy, żebyśmy byli z mężem szczęśliwi. Nie chciałam widzieć problemu. Kiedy nie pił, był cudownym człowiekiem. A jak pił - to pił na umór' - rozmowa z Iwoną Ciesielską

Jak pani do niego mówi?

Misiek. Gdy byłam w ciąży, byłam przekonana, że urodzę dziewczynkę. Miała być Natalka, ale na wszelki wypadek dla chłopca przygotowałam imię Michał. Mój mąż mówił, że będzie Sylwester, bo sądził, że dziecko urodzi się w sylwestra. Dlatego w jego filmach syn Adasia Miauczyńskiego ma na imię Sylwuś. Michał urodził się 29 grudnia. Zawsze był taki przytulny. Urodził się drobny, do szkoły poszedł wcześniej. Taki Misiek.

Jakim był dzieckiem?

Cudownym, wyjątkowym i grzecznym. W podstawówce nauczycielka mówiła, że chciałaby, żeby wreszcie coś spsocił, bo był taki idealny. Bardzo dobrze się uczył. Świetnie się dogadywał z dziewczynkami. Wychowywał się z Dorotką, córką sąsiadki, która zajmowała się Miśkiem, kiedy ja wychodziłam do pracy. Misiek był delikatny, niekonfliktowy. Nie wychodził na podwórko, bo był nieśmiały. Przeważnie dzieci z sąsiedztwa bawiły się u nas w domu. A ja smażyłam im stosy naleśników. Jak się urodził, dostał zabawkowego psa, z którym zawsze spał. Prawie do liceum. Problem był wtedy, gdy klasa jechała na wycieczkę szkolną, bo Misiek wstydził się, że śpi z psem. Wymyśliłyśmy z nauczycielką, że będzie mieszkał w pokoju z Antosiem, który został zobowiązany do dochowania tajemnicy o psie. Pracowałam w szkole jako nauczycielka, dopiero jak Michał był w liceum, dostałam pracę w firmie polonijnej i mogłam mu wtedy kupić, co chciał. Dostawał spodnie, buty markowe i był z tego zawsze dumny. Misiek zdał egzaminy do bardzo dobrego XXI Liceum Ogólnokształcącego w Łodzi. Doskonale - po pisemnych egzaminach był zwolniony z ustnych. Ja wtedy pracowałam w Urzędzie Miasta Łodzi. Byłam asystentką wiceprezydenta. Mieliśmy najtrudniejsze sprawy - inwestycje, urbanistyka, gospodarowanie majątkiem. Ja się tą pracą zachłysnęłam, dawała mi niesamowitą satysfakcję. Pracowałam od godz. 8 do 21. Misiek wymknął się spod kontroli. Przez cały dzień był sam.

Cofnijmy się trochę w czasie. Jak pani poznała Marka Koterskiego, ojca Miśka?

Zawsze chciałam być samodzielna. Wcześnie wyprowadziłam się z domu, wynajęłam pokój, pracowałam w recepcji Hotelu Mazowieckim, bardzo eleganckim. Tam poznałam Marka, który kręcił w Łodzi film i mieszkał w hotelu. Byłam zauroczona. Wydawał mi się super przystojny i nieosiągalny. Miał wtedy 34 lata, ja - 18.

Już wtedy pił?

Zauważyłam, że ma problem z alkoholem, ale byłam zakochana i nie wydawało mi się to takie istotne. Przestrzegały mnie różne osoby, że stary, że pijak. A ja chroniłam męża. Tłumaczyłam, że nie jest alkoholikiem, tylko sfrustrowanym twórcą. Uważałam, że miłość wystarczy, żebyśmy byli szczęśliwi. Nie chciałam widzieć problemu. Kiedy nie pił, był cudownym człowiekiem. A jak pił - to pił na umór.

Czy to wyglądało tak jak w filmie 'Wszyscy jesteśmy Chrystusami'?

Tak mniej więcej. Każda żona alkoholika może powiedzieć, że tak wyglądało jej życie w obrazach. Człowiek się czuje jak w pułapce: chciałby ratować ukochaną osobę, ale dopóki alkoholik sam nie dojdzie do wniosku, że chce się, leczyć, to nic do niego nie dociera. Rozstaliśmy się, gdy Misiek miał pięć lat. Po tym Marek nie pił przez kilka lat, ale nałóg wrócił. Popełniłam wtedy wielki błąd: pozwalałam Michałowi jeździć do ojca do Warszawy i opiekować się nim. Misiek był wtedy w liceum. Uważałam, że skoro Michał tak chce, to niech ma kontakt z ojcem. Dałam mu wolność wyboru. A to wcale mu na dobre nie wyszło. Michał jeździł do Warszawy, sprzątał mieszkanie ojca, wyrzucał butelki, szedł do sklepu, robił rzeczy, które nie były na jego miarę. Uważam, że rodzice nie powinni dzieciom, szczególnie w takim wieku, pokazywać swoich słabości. To Miśka przerosło, co pokazało później życie.

Jak?

Wezwano mnie do szkoły i usłyszałam, że Misiek został relegowany za nieobecności. Okazało się, że zamiast do szkoły chodził do klubu bilardowego. Przeniosłam go do prywatnego liceum. Szkoła była zamykana, małe klasy, fajne relacje. Nauczyciele bardzo tolerancyjni. Jeśli uczeń palił, mógł wyjść zapalić do ogródka. W trakcie lekcji uczniowie mogli pić kawę, herbatę, wyjąć kanapki. Kiedy Michał nie przyszedł do szkoły, natychmiast dzwoniono do mnie. Uczył się nieźle. Czasem miałam do niego pretensje, że dostał tróję, a on na to: 'O co ci chodzi? Przecież zdaję z klasy do klasy'. A teraz ma do mnie żal, że nie uczyłam go drugiego języka obcego. W liceum poznał Sylwię. Wydawało się, że tworzą idealny związek. Mało jest dzisiaj takich dziewczyn, które dbają, żeby stworzyć dom, starają się. Mieszkali razem, studiowali, sądziłam, że to będzie trwały związek. I wtedy stało się coś okropnego.

Co?

Pewnego dnia Sylwia przyszła do mnie do pracy i powiedziała, że znalazła u Michała narkotyki. Przyniosła je. Miałam takie niebieskie buty. Szłam z Sylwią do domu i pamiętam tylko czubki tych butów, a wokół mnie szum. Tak to zapamiętałam.

Misiek przyznał się, że bierze?

Tak. I stanęliśmy oko w oko ze strasznym problemem. Nie sądziłam, że kiedykolwiek mnie to będzie dotyczyć. Mój mąż znalazł dzienny ośrodek dla narkomanów i Michał zaczął do niego chodzić trzy razy w tygodniu. A ja i Sylwia zgłosiłyśmy się na półroczny kurs dla rodzin uzależnionych. Spotykaliśmy się z lekarzami, terapeutami.

Jak czuła się pani na tym kursie jako osoba rozpoznawalna w Łodzi?

Na początku myślałam, że umrę ze wstydu, ale zobaczyłam, że rodzice dzieci uzależnionych to są tacy sami ludzie jak ja. Nawiązaliśmy wspaniałe kontakty, bo borykaliśmy się z tym samym problemem. Pamiętam rodziców wychuchanej jedynaczki, pięknych, młodych, którzy opowiadali, że ich córka w siódmej klasie jeździła na dworzec, kupowała kompot i wstrzykiwała sobie. Dopiero na takich kursach człowiek widzi inny świat, zrozpaczonych rodziców, prawdziwe problemy. Misiek skończył dzienny ośrodek. Minął rok. Przychodzi Sylwia i mówi mi: 'Znów jest to samo'. Michał zadecydował, że pojedzie do ośrodka zamkniętego pod Katowicami. Przerwał studia i wyjechał. Kiedy stamtąd wyszedł, ojciec zaproponował mu rolę w filmie 'Wszyscy jesteśmy Chrystusami'. Michał przeniósł się do Warszawy, jeszcze z Sylwią. Pamięta pani zakończenie filmu?

Ojciec alkoholik z synem idą brzegiem morza i razem niosą krzyż.

Właśnie. Marek Koterski wymyślił takie zakończenie, bo Michał też dźwigał krzyż swojego uzależnienia.

I to był koniec z narkotykami?


Nie. Jesienią znowu był w ośrodku zamkniętym, pod Łodzią. Wtedy dowiedziały się o tym tabloidy. Paparazzi siedzieli na drzewach obok ośrodka.

Boi się pani, że nałóg wróci?


To jest nałóg, który przez całe życie tkwi w człowieku. Nigdy nie można całkowicie się uwolnić. Przeczytałam książkę Andy Rottenberg, która 10 lat szukała grobu swojego syna. Jej syn był narkomanem, heroinistą. Pewnego dnia wyszedł i nie wrócił. Okazało się, że został znaleziony w piwnicy i pochowany jako NN. Nie wiadomo gdzie. Dla niej pocieszeniem jest to, że ma wnuczkę, której zresztą nie chciała i namawiała dziewczynę do usunięcia ciąży. Teraz Bogu dziękuje, że się tak nie stało. Ona też sama wychowywała syna, też dała mu dużo wolności. Odkąd poznałam historię Andy Rottenberg, zawsze o niej myślę i boję się, że Michała może dotknąć coś najgorszego. A nie wyobrażam sobie życia, gdyby mojemu dziecku coś się stało. Nie mogłabym żyć z tym poczuciem winy, że życie mojego dziecka tak się potoczyło, bo sobie nie poradził z problemami, że nie zauważyłam tego w odpowiednim momencie. Naszym opiekunem na kursie dla rodziców dzieci uzależnionych był Piotr, który od 20 lat nie brał narkotyków. Doświadczony terapeuta. Po roku Michał chciał się z nim spotkać towarzysko. Umówili się, ale Piotr nie przyszedł. Sądziłam, że Misiek pomylił daty. Po jakimś czasie dowiedziałam się, że Piotr popełnił samobójstwo, bo wrócił do narkotyków i nie mógł sobie z tym poradzić.

W którym momencie rodzicom powinna się zapalić czerwona lampka?

Kiedy ktoś ma idealne dziecko, traci czujność. Wydaje mu się, że tak będzie zawsze. A dziecko idzie do liceum i staje się pseudo dorosłe: towarzystwo imponuje, pieniądze imponują, tworzy związki. Jest nieukształtowane i drażliwe. A narkotyki są dostępne. Można je kupić bez problemu. Pytałam nieraz Miśka, dlaczego tak się stało. Mówił, że większość młodych ludzi próbuje narkotyków, potem jednym to nie odpowiada i nie biorą, a inni znajdują w tym przyjemność. W liceum zaczął od marihuany.

A potem wąchał czy wstrzykiwał?

Wszystko.

Jak Marek Koterski podchodził do narkomanii?

On nie pije od wielu lat, ale to jest okupione ciężką walką. Jego terapeuta mówi mu, że musi dbać tylko o siebie i myśleć o sobie. Odwiedzał Michała w ośrodku, ale on uważa, że Michał musi poradzić sobie sam.

A co Michał na to?

Pomstuje czasem na niego najgorszymi słowami: 'Ten ch... jak potrzebował pomocy, to ja do niego jeździłem'. Ale kocha ojca bezwarunkowo - że jak ojciec tylko zadzwoni, to pędzi do niego.

Misiek jest świetnym synem: potrafi posprzątać, ugotować, uwielbia ze mną chodzić do sklepu, zna się na ciuchach. Chodzimy na zakupy, on mi doradza i się tym nie zanudzi. Ale chłopak powinien prowadzić z ojcem męskie rozmowy, grać w piłkę. Jest pewna bariera między matką a synem. Są tematy krępujące, na które matka z dorastającym synem nie będzie rozmawiać. Mężczyzna w życiu dorastającego chłopaka jest bardzo ważny.

Czy obecny mąż pomagał pani, kiedy pojawił się problem narkotyków?

Wszędzie ze mną jeździł, załatwiał miejsce w ośrodkach, ale angażował się tylko organizacyjnie. Mój mąż się boi tego problemu. To go przerasta. On całe życie był idealny: z dobrego domu, do bólu perfekcyjny, pedant, dobry student, świetny lekarz, ordynator, a tu narkomania! Obserwuję, jak on przez te lata z tym się boryka. Zawsze stawał na wysokości zadania, wspierał mnie, ale myślę, że w jego psychice trudno było mu umiejscowić ten problem. Natomiast bez problemu zgodził się, żeby Misiek zaprosił do nas na święta chłopaka chorego na AIDS. To był chłopak samotny, z
Ukrainy. Wszyscy wyjeżdżali z ośrodka na święta, a on zostałby sam.

Z pani mężem Misiek ma dobry kontakt?

Bardzo dobry. Polubili się od początku, bo Michał szybko nawiązuje kontakty, jest wesoły, zabawny. Zawsze daje ludziom coś od siebie, nigdy nie był zarozumiały. A mąż - konkretny, zasadniczy, pedant. Michał woła: 'Mamoooo, zrób mi herbaty!', a mąż tylko przewraca oczami. 'Czy on nie może sam sobie zrobić?' - pyta szeptem. Mąż lubi żyć w harmonii, żeby wszystko było przewidywalne, a tu Misiek przyjeżdża do nas na parę dni i pewnej nocy znika, bo postanowił nagle wrócić do Warszawy. Albo przyjeżdża do nas o trzeciej w nocy rowerem. Dla mojego męża to nie do pomyślenia.

Misiek skończył studia?


Nie. Brakuje mu półtora roku do dyplomu. Najpierw chciał studiować ekonomię. Potem miał zdawać do Filmówki na Wydział Aktorski. Złożył papiery, ale w ostatniej chwili nie poszedł na egzaminy. Pytam: 'Dlaczego?'. A on, że nie zamierza przez całe życie grać halabardników. I tyle. Wreszcie dostał się na organizację produkcji filmowej. Namawiam go, żeby skończył, bo już mu niewiele zostało.

Jest pani wdzięczna Sylwii?

Bardzo. Ona się nim opiekowała, wspierała go.

Ciepło pani mówi o dziewczynach Miśka. A mam koleżankę, której wyrastają wampirze zęby na myśl, że jej dorastający syn mógłby mieć dziewczynę.

Ależ jeśli tę dziewczynę zniechęcę do siebie, zrobię z niej wroga, to nie będę mogła oczekiwać przyjaźni.

Tabloidy uwielbiają pani syna. Średnio co dwa tygodnie pojawia się jakaś informacja o nim, a to, że ćpa, a to, że pije, a to, że rozstał się z dziewczyną. Jak sobie radzicie z tabloidami?

Najbardziej mnie zabolało, kiedy przeczytałam, że Misiek wychowywał się w melinie. Kiedyś idę i widzę w kiosku na pierwszej stronie wielki tytuł 'Koterski ćpa', a na zdjęciu widać wyraźnie, że siedzi przy stoliku, na którym stoi filiżanka, i wrzuca torebkę herbaty ekspresowej. Bardzo się zdenerwowałam, już chciałam dzwonić do gazety, ale mąż mówi: 'Po co? Będą za tobą chodzić paparazzi, zobaczą, że wyrzucasz śmieci, i napiszą: 'Matka Miśka grzebie w śmietniku, bo nie ma z czego żyć'.

Pani jest ciągle bardzo tolerancyjna.

Z powodu wyrzutów sumienia. Bo cały czas myślę, że nie sprawdziłam się, nie stworzyłam dziecku normalnej rodziny, domu. To jest silniejsze ode mnie, nawet gdy sobie tłumaczę, że nie miałam szans. Pewnie, że nie da się ratować małżeństwa za wszelką cenę, ale cały czas o tym myślę, że to moja wina, bo wybrałam sobie partnera, z którym nie utrzymałam związku. Dziecko powinno mieć mamę i tatę, bo jak nie ma, to pojawia się wielka dziura w jego życiorysie. Mam pretensje do siebie, że moje dziecko zostało okradzione z czegoś, co mu się należało. Mój obecny mąż zarzuca mi, że jestem zbyt tolerancyjna, że wszystko usprawiedliwiam tym, że Misiek nie miał pełnej rodziny i dlatego mu się teraz więcej należy. Taki wielki dług i zobowiązanie, żeby go chronić i pomagać. Dzisiaj mówię młodym ludziom, moim znajomym czy pracownicom, żeby tak łatwo się nie rozwodzili, żeby pokonywali trudności, żeby nie pozbawiać dzieci rodzin. Czasem chcą rozwieść się przez takie głupstwa, a małżeństwo to jest pokonywanie problemów, kompromisy, świadczenie sobie usług. Może to jest trywialne, ale nie można łatwo dawać za wygraną. Trzeba walczyć o związek. Ale trzeba tę drugą osobę szanować, zabiegać o nią, uwodzić ją. Zauroczenie mija, czy to jest siódma żona, czy piąty mąż. Oczywiście nie można być ze sobą za wszelką cenę. Jak ktoś kogoś bije i poniża, to wiadomo, że nie ma wyjścia.

Czy Michał panią czasami naprawdę wkurza?


Tak. Na przykład kiedy rozmawia z kimś przez telefon i klnie. Zwracam mu wtedy uwagę, że nienawidzę, jak się przy mnie przeklina. A on: 'No przecież nie do ciebie mówię'. Kiedy dowiaduję się, że zrobił publicznie coś głupiego, zawsze dzwonię i mówię: to jest prymitywne, kretyńskie, nie na poziomie. 'Misiek, czy ty na głowę upadłeś? Czy to jest zabawne? Przyjrzyj się temu z dystansu'.

A on na to?

'No, mamo, no co ty, nie czepiaj się'. Taki jest Misiek. Wiem, że słowa niczego nie zmienią, ale chciałabym przeprosić Miśka za wszystko, co było w jego życiu nie tak, jak powinno.

Źródło: Wysokie obcasy

3 komentarze:

  1. Biedna dysfunkcyjna rodzina

    OdpowiedzUsuń
  2. "niesmiałe dziecko"? Bite przez Ciebie i poniżane- to jakie miało być? Typowa matczyna- nauczycielska tresura dziecka. Zmarnowałaś mu życie a teraz robisz z siebie ofiarę a jego dzieciństwo idyllą. Trzeba było nie szukać na siłe kolejnego męża tylko zająć się dzxieckiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. jak czytam teksty typu ze terapeuta kaze alkoholikowi dbac tylko o siebie to sie nie dziwie ze tej kraj i ci ludzie i te PSEUDO aa tak wyglada.bydle cale zycie dbalo tylko o siebie kiedy pilo i slizgalo sie po garbie innych i teraz kiedy nie pije kaze mu o samo robic bo chory.Alkoholizm o fizyczna alergia na alhohol polaczona z obsesja umyslu gdzie same odstawienie alkoholu ma jeszcze gorsze skutki niz picie co prowadzi do komplenej beznadzieji umyslu i zaczyna pic by PRZEZYC alkohol to lekarstwo na te stany a nie problem.dlatetego prawdziwe AA to zdrowienie i skupieniu sie na pomocy innym we wszytkich dziedzinach zycia to bycie dla innych i wtedy bede zyl w zgodzie ze swoim umyslem-egoizm musi byc ciagle tlumiony inaczej egoizm zabije mnie bez wypicia kropli alkoholu

    OdpowiedzUsuń