Alkoholizm to choroba, możesz nauczyć się ją kontrolować ciesząc się pełnią życia
Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.
Mądrości AA
– AA jest jak mafia, kto odchodzi – ginie.
Być może, w swoim podstawowym znaczeniu, zapewnia odrobinę poczucia przynależności, ale tak w ogóle, jest to powiedzenie pełne arogancji, pychy i… zupełnie nieprawdziwe. Przekaz bowiem jest taki: „jak nie będziesz z nami i nie będziesz robił to, co my – zdechniesz, zapijesz się na śmierć!”, a to nie jest prawdą – AA nie ma monopolu na zdrowienie z alkoholizmu, a przekonanie, że wszyscy, którzy odchodzą z AA wracają do picia, jest z gruntu fałszywe.
Ale powiedzenie to można rozumieć również jako przenośnię i wtedy, niestety, wiele w nim prawdy. Alkoholicy z AA utrzymują kontakty z alkoholikami z AA. Alkoholicy z AA utrzymują kontakty z ludźmi zdrowymi. Ale alkoholicy z AA prawie nigdy nie utrzymują kontaktów z alkoholikami, którzy odeszli z AA, choć nadal utrzymują abstynencję. Taki ktoś po prostu przestaje dla nas istnieć. Oczywiście, nie musi tak być zawsze, ale… Nie twierdzę, że zawsze odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponosi jedna ze stron – po prostu stwierdzam fakt, który obserwuję od lat. A powiedzenie chyba lepiej zapomnieć.
– Bóg istnieje, ale ja nim nie jestem.
To powiedzenie najczęściej słyszy się podczas omawiania tematów związanych w Krokami Drugim i Trzecim. Gdy alkoholik próbuje w miesiąc uporządkować i odbudować swoje relacje z Bogiem, kościołem, religią, wiarą, kapłanami, często od przyjaciela może właśnie usłyszeć: „spokojnie, nie wszystko na raz, w tej chwili pamiętaj tylko, że Bóg istnieje, ale to nie ty nim jesteś”. Jest to też przypomnienie, że dość długo żyliśmy według własnych przekonań, zachcianek i fantazji, próbując grać rolę bogów swojego świata, więc może już wystarczy? Owszem, moje życie ma jakiś cel i sens, ale to niekoniecznie ja je określam i wyznaczam.
– Daj czas czasowi, ale… do czasu.
Jedna z najczęściej powtarzanych na mityngach sentencji, niestety, zwykle tylko do przecinka. W takiej skróconej wersji traktowana jest, jako usprawiedliwienie, a nawet alibi: „Nic nie robię? Ależ skądże! Ja po prostu daję czas czasowi! To w AA mnie tego nauczyli!”. Natomiast z wieloletnich doświadczeń Wspólnoty wynika, że owszem, próba naprawienia, uzdrowienia całego życia wymaga czasu, nie da się tego zrobić, „odwalić” w tydzień, jednak konkretnych działań nie można odkładać w nieskończoność – to nie tędy droga.
– Do programu AA nie można być za głupim, ale można być za mądrym.
Powiedzenie problematyczne. W wyjątkowo przykry sposób przypomina klasową niechęć do inteligencji, roznieconą i wykorzystywaną przez komunistów w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku (i pewnie utworzone bez złej woli przez osoby, które się w tamtym okresie wychowały).
Podczas gdy w artykule pochodzącym z Raportu Światowego Mityngu Służb AA w NJ w 2004 r. znaleźć można zdanie: „Nasze przykre doświadczenie pokazuje, że ignorancja zabija AA”, polscy aowcy z dumą deklarowali na mityngach, że nigdy żadnej wspólnotowej książki nie przeczytali (ani jakiejkolwiek innej), żeby przypadkiem nie być za mądrym, z żadnym sponsorem nie pracowali, bo alkoholik musi odrzucić wszelkie autorytety (poza Bogiem) i mimo to, a może właśnie dzięki temu, trzeźwieją już po kilkanaście lat.
Powiedzenie to może mieć pewną wartość i sens, jednak żeby do niego dotrzeć, potrzebne są wyjaśnienia, tłumaczenia, dopowiedzenia, zastrzeżenia oraz powoływanie się na inne, bardziej jednoznaczne mądrości aowskie. Na przykład: „Ten Program działa, kiedy ja działam”, które znakomicie zwraca uwagę na potrzebę działania w procesie zdrowienia, bo dzięki samym tylko rozważaniom teoretycznym, żaden alkoholik jeszcze skutecznie nie wytrzeźwiał. Wszystko pewnie byłoby prostsze, gdyby zamiast „mądrości”, która zwykle kojarzy mi się z mądrością życiową ludzi starszych, była tu „wiedza”. Bo to wiedza właśnie nie chroni np. lekarzy przed uzależnieniem, albo terapeutów-alkoholików przed zapiciem.
Ale ostatecznie, co komu po zgrabnym powiedzeniu, które trzeba pół godziny wyjaśniać? Bo w pierwotnej wersji jest ono niestety tylko promocją zbyt często jeszcze dochodzącej do głosu polskiej cechy narodowej, to jest – ignorancji.
Przyznam też, że jako człowiek trzeźwy, nie przepadam za określeniami skrajnie wartościującymi: mądry – głupi, zły – dobry itp. Pozostawiam to dzieciom w piaskownicy.
– Im dalej ostatniego kieliszka, tym bliżej pierwszego.
Ostrzeżenie – długa abstynencja nie gwarantuje jeszcze, niestety, trwałej abstynencji. Alkoholik upojony kolejnymi rocznicami czasem dochodzi do wniosku, że skoro nie pije już tyle lat, to teraz już wie, może, potrafi… na przykład ignorować pewne zalecenia, lekceważyć rady i sugestie innych. Miałem może z pięć lat abstynencji, kiedy zaczęło mi się wydawać, że te wszystkie wskazówki dobre są może dla nowicjuszy, ale przecież nie dla mnie, doświadczonego weterana. Wtedy właśnie po raz pierwszy usłyszałem to ostrzeżenie, choć słyszałem je wcześniej wiele razy.
– Jeśli ci się nie chce iść na mityng, to biegnij.
Z doświadczeń tysięcy alkoholików wynika, że niechęć do uczestnictwa w mityngach czasem może być sygnałem ostrzegawczym, objawem nawrotu choroby alkoholowej, a w takim razie, tym bardziej należałoby się na mityng wybrać. W każdym razie lepiej jest zapobiegać, niż później…
– Jeśli dziesięć osób mówi ci, że masz ogon, to się przynajmniej odwróć i sprawdź.
Znakomite porzekadło! Przede wszystkim ze względu na brak aroganckiego autorytaryzmu. Nikt tu nie twierdzi, że większość ma, lub musi mieć rację, natomiast z tak ogromnej dysproporcji – dziesięć do jednego – wynika, że może jednak warto się zastanowić, przemyśleć i sprawdzić, bo większość jednak może mieć rację. Nawet jeśli ich zdanie, na pierwszy rzut oka (ucha), wydaje się bez sensu.
– Jeśli nadal uważasz wszystkich w AA za przyjaciół, to widocznie zbyt rzadko chodzisz na mityngi.
Brzmi w tym powiedzeniu kpina i ironia, ale jest ono przede wszystkim przestrogą. Wielu alkoholików trafiając do AA wręcz zachłystuje się atmosferą akceptacji i życzliwości, a nadużywane i odmieniane na wszelkie sposoby słowo „przyjaciel”, klimat ten jeszcze podsyca. Fakt, że zmagamy się z tą samą chorobą i spotykamy na mityngach, nie gwarantuje automatycznie przyjaźni, wysokich standardów moralnych, uczciwości, bezinteresowności. Określone potrzeby emocjonalne nowicjuszy są całkowicie zrozumiałe, ale warto pamiętać, że brak roztropności i zwyczajna naiwność nie przynoszą pożytku w żadnym środowisku.
– Jeżeli trzeźwość nie rodzi trzeźwości, oznacza, że jej nie było, albo umarła jak drzewo, które uschło zanim zakwitło, pozbawione życiodajnego środowiska.
W takiej wersji powiedzenie to pojawiło się w 2003 roku w „Skrytce 2/4/3”, ale w praktyce występuje w wielu nieznacznie różniących się odmianach, których sens i znaczenie nie ulegają zmianie. W USA Anonimowi Alkoholicy mawiają: „żeby mieć, musisz dawać”. Znaczenie jest identyczne: żeby zachować trzeźwość i nadal się rozwijać, musimy przekazywać dalej to wszystko, co dostaliśmy od sponsora, grupy, Wspólnoty AA, Programu. Natomiast, jeżeli swoją trzeźwość będziemy próbowali samolubnie zachować tylko dla siebie, możemy ją utracić, nadal i wciąż utrzymując abstynencję.
Słyszałem też porównanie, zgodnie z którym trzeźwość przepływa przez alkoholików, wzbogacając każdego z nich, ale… „trucizna czai się w stojącej wodzie”.
W najprostszej wersji: jeśli z trzeźwości alkoholika nie jest w stanie korzystać nikt poza nim samym, to jaka to trzeźwość?!
– Każdy alkoholik przestaje kiedyś pić, niektórym udaje się to jeszcze za życia.
Pozornie zabawne, w rzeczywistości brutalne, może nawet nieco cyniczne przypomnienie, że choroba alkoholowa, nie leczona, może się okazać chorobą śmiertelną. Komunikat: prędzej, czy później i tak przestaniesz pić, ale tylko od ciebie zależy, czy będzie cię to kosztowało życie; dziś jeszcze możesz wybierać, jutro może już być na to za późno.
– Kto chce – szuka sposobów, kto nie chce – szuka powodów.
Sentencja genialna wręcz w swojej prostocie i mądrości. Nie wiem, czy wymyślił ją alkoholik, ale nie słyszałem jej nigdzie poza AA. Znakomicie pomaga rozpoznać własne, jak i cudze nastawienie. Jeśli rzeczywiście chcę pomóc, to będę starał się znaleźć na to sposób, radę. Natomiast jeśli tak naprawdę nie chcę (brak chęci nie musi być w pełni świadomy!), będę potrzebował obiektywnych i racjonalnych powodów odmowy: „ja to bym dla ciebie bardzo chętnie, no ale sam rozumiesz… nie mam czasu”. Oczywiście sentencja dotyczy nie tylko pomocy i ewentualnej niechęci do jej udzielenia. Argumenty kogoś, kto nie chce rozstać się z nałogiem, na przykład paleniem papierosów, ale zna przynajmniej kilka powodów, dla których nie powinien, a nawet nie może tego zrobić, bywają nieprawdopodobne.
– Najpierw rzeczy (sprawy) najważniejsze.
Podstawowe znaczenie dotyczy abstynencji. Dopóki alkoholik nie pije, wszystko jest możliwe. Jeśli jest w stanie zrobić wszystko (no, prawie) dla utrzymania abstynencji, wtedy ma szansę na normalne życie. Warto jednak pamiętać, że rzeczą najważniejszą, dla osoby uzależnionej, jest abstynencja, a nie… komfort i wygoda zdrowienia.
Głębsze znaczenie ma związek z pokorą i realizacją niektórych Kroków, choćby Siódmego, czy Dziewiątego. Mój czas na tym najpiękniejszym ze światów jest dość ograniczony, nie będę przecież żył wiecznie, a to oznacza, że nie na wszystko wystarczy mi czasu. Zdając sobie z tego sprawę, mając taką świadomość, muszę nauczyć się wybierać właśnie to, co jest dla mnie najważniejsze. Rzecz jasna wcześniej powinienem swoje priorytety rozpoznać.
– Nikt tego za ciebie nie zrobi, ale nigdy nie zrobisz tego sam.
Zabawna gra słów, pozorna sprzeczność. Nikt za ciebie nie przestanie pić, nie zrealizuje Programu, nie wytrzeźwieje, jednak nie poradzisz sobie z tymi zadaniami bez pomocy i wsparcia, na przykład sponsora, czy grupy. Naucz się prosić, bo samotnie nie masz możliwości osiągnąć celu.
– Przestać pić? To było najłatwiejsze ze wszystkiego – wystarczyło tylko zmienić całe swoje życie.
Każdy alkoholik robił sobie krótsze lub dłuższe przerwy w piciu, ale przerwa w piciu, to jeszcze nie trzeźwość – żeby nie wrócić do picia i ostatecznie wytrzeźwieć, trzeba było całkowicie przebudować system przekonań, sposób myślenia, reakcje, zachowania, stosunki z innymi ludźmi… całe życie.
– Rąbiesz nie to drzewo.
Przysłowie, które może przyjmować dwa odmienne znaczenia. Pierwsze, życzliwe: ciężko pracujesz i widać, że w to, co robisz, wkładasz wiele wysiłku i zaangażowania, ale jeżeli efektów nie widać, to może problem leży w innym miejscu, może nie tu jest „pies pogrzebany”? Drugie, niechętne: odczep się, daj sobie spokój, nie szukaj dziury w całym, prowokując awanturę niczego nie osiągniesz.
– Tak głęboka jest twoja choroba, jak głębokie są twoje tajemnice.
Maksyma powtarzana często przy okazji tematów związanych z Czwartym i Piątym Krokiem. Mroczne tajemnice, te wszystkie „gdyby oni się kiedyś dowiedzieli, to…”, powodują lęki i poczucie alienacji, wyobcowania. Człowiek dręczony niewyjawionymi demonami własnej przeszłości, ma problemy z bliskością, więzią, cierpi.
– Ten Program działa, kiedy ja działam.
Program AA jest programem działania, a nie tylko gadania, czy słuchania. Oczywiście, zawsze warto, przed przystąpieniem do pracy, dowiedzieć się, jak ją wykonać, ale to tylko wstęp, przygotowanie. Mogę całymi latami chadzać na mityngi i słuchać, jak to robią inni, ale jeśli nie podejmę działania, nie osiągnę raczej nic więcej, jak tylko niezbyt pewną abstynencję, a przecież nie tylko o nią tu chodzi.
Kilka dni temu słuchałem kolejnej smutnej opowieści o zapiciu po dłuższej abstynencji – tym razem po czternastu latach. Jak wiele innych, kończyła się stwierdzeniem: „i nawet nie wiem, jak znalazłem się w knajpie”. Ja za to wiem jedno – nigdy w życiu nie słyszałem historii przerwanej abstynencji, której „bohater” opowiadał, że korzystał z pomocy poradni odwykowej, regularnie chodził na mityngi, pracował ze sponsorem, realizował Program w życiu, czytał literaturę aowską i… zupełnie nie wie, jak się znalazł w knajpie z kieliszkiem w ręku.
– Trzymaj z wygranymi.
Wygranymi są tu oczywiście ci, którzy nie piją, zdrowieją, rozwijają się. Alkoholizm jest bezwzględną chorobą, bądź gotów rozstać się z przyjacielem z terapii lub mityngów, gdy ten postanowi wrócić do picia. Jemu nie pomożesz, a siebie i swoją trzeźwość wystawisz na ogromne ryzyko. Gdy gra toczy się o życie, nie ma zbyt wiele miejsca na sentymenty. Trzymaj z wygranymi, naśladuj ich, podglądaj, staraj zdobyć to, co oni osiągnęli: trzeźwość, spokój, pogodę ducha. Nie możesz dać komuś czegoś, czego sam jeszcze nie masz.
– Wyjmij watę z uszu i wsadź do ust.
Pomysł z lekka odrażający, gdyby go traktować dosłownie, ale oczywiście nie o to tu chodzi. Pewien schemat postępowania, czy zachowania, można w AA obserwować bardzo często. Alkoholicy speszeni w pierwszych dniach nowym środowiskiem, nieznanymi ludźmi, zwykle zachowują milczenie. Dzięki atmosferze życzliwej akceptacji panującej zwykle na mityngach „otwierają się” i po kilku tygodniach, lub miesiącach, zaczynają mówić. O trzeźwieniu, zasadach AA, realizacji Programu, nowym życiu, mają do powiedzenia o wiele więcej niż weterani, którzy w tych tematach rzeczywiście mają jakieś doświadczenie. Nowicjusz, który ma mnóstwo do powiedzenia, nie bardzo wiedząc o czym mówi, już nie słucha innych – słucha samego siebie, swoich przekonań, wyobrażeń, rojeń. To może być dla niego niebezpieczne. Stąd właśnie wskazówka: przestań tyle gadać, zacznij dla odmiany słuchać!
– Z ogórka kiszonego nie da się na powrót zrobić świeżego. Alkoholizm jest podobny do ciąży.
Uzależnienie od alkoholu jest chorobą trwałą. Powrót do stanu sprzed zachorowania nie jest możliwy. Tak, jak nie można być trochę w ciąży, tak samo nie da się być trochę alkoholikiem. Albo – albo.
– Żyj i daj żyć innym.
Wiktor Osiatyński w książce „Alkoholizm i grzech, i choroba, i…” pisał o, typowym dla uzależnionych, niedoborze podstawowych umiejętności społecznych. We Wspólnocie AA mówią „żyj i daj żyć innym”. Myślę, że na jedno wychodzi. Odstawienie alkoholu nie spowodowało jeszcze automatycznie, że przestałem być dla ludzi i świata uciążliwym problemem, a jeżeli nie dysponuję bezludną wyspą, muszę się wreszcie nauczyć żyć z ludźmi, a nie przeciwko nim i… sobie.
Kilka takich powiedzonek wymyśliłem już sam, na swój własny, prywatny użytek. Narodziły się one w efekcie osobistych doświadczeń i przeżyć. Dodam, że często wyjątkowo paskudnych doświadczeń i przeżyć.
– Jeśli wdepniesz w gówno – wykorzystaj to jako okazję, żeby się nauczyć dobrze czyścić buty.
W trakcie pierwszej terapii kilka razy sięgałem po alkohol. Kiedy po tych wydarzeniach jako tako się otrząsnąłem, zrozumiałem, że mam wybór – mogę starać się o tym zapomnieć, albo jakoś wykorzystać to doświadczenie, czegoś się dzięki niemu nauczyć. Wybrałem to drugie, uznałem, że nie stać mnie na tak bezsensowne marnotrawstwo, jakim jest ignorowanie doświadczenia. Zwłaszcza tak koszmarnego. Ja po prostu nie chciałem potwierdzać opinii Jana Kochanowskiego o rodakach:
Cieszy mię ten rym: Polak mądry po szkodzie.
Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.
– Jeśli wyruszasz w daleką drogę, to lepiej sprawdź, co niesiesz ze sobą w plecaku.
Każdego dnia o świcie wyruszam w drogę swojego życia. Mam nadzieję, że ta podróż nie skończy się już w południe. Ani jutro. Chciałbym, żeby to była bardzo daleka droga. Staram się przy tym pamiętać, że warunkiem dobrego marszu jest minimalne obciążenie. Czy naprawdę chcę taszczyć na własnym grzbiecie bagaż uraz, złości, pretensji i żalów? A niezdrowa zależność do ludzi i rzeczy? A przekonania, opinie i rady rodziców? Czy rzeczywiście mi służą? Warto zrobić porządek w plecaku, bo po co latami dźwigać zbędny ciężar?
– Planuj działania, a nie efekty.
Niesamowicie dla mnie ważne! Druga część Kroku Pierwszego. Problem ograniczonej zdolności do kierowania własnym życiem. Co z tego dla mnie wynika? Tak na co dzień, w praktyce? Czyli, przede wszystkim, co ja mam (muszę, chcę) robić? Kiedy wymyśliłem tę radę, czy sugestię, okazało się, że znakomicie pomaga mi ona odróżniać to, na co rzeczywiście mam wpływ, czym mogę kierować, od tego, na co wpływ mam mocno ograniczony, albo nawet żaden. Skutecznie obniża liczbę zawodów, rozczarowań, żalów…
– Twoje szczęście, to moja radość, ale twoja nienawiść, to nie mój problem.
Część pierwsza jest chyba oczywista, zrozumiała i nie wymaga wyjaśnień. Potrafię już (zazwyczaj!) cieszyć się z czyjegoś sukcesu, powodzenia, szczęścia. Druga część okazała się bezcenną nauką, jaką wyniosłem z wyjątkowo nieprzyjemnego zdarzenia. Usłyszałem kiedyś od pewnego DDA (Dorosłego Dziecka Alkoholika), że „nienawidzi wszystkich alkoholików”. W takich sytuacjach zwykle reagowałem agresywnie (najlepszą obroną jest atak), albo zaczynałem bronić się inaczej, próbując coś wyjaśniać, tłumaczyć, przekonywać. Jednak tym razem było zupełnie inaczej. Po raz pierwszy chyba usłyszałem, że mój rozmówca mnie nie atakuje, że on w ogóle nie mówi o mnie! Bo przecież on poinformował mnie o swoich uczuciach, a konkretnie o swojej nienawiści do alkoholików. Ja nie jestem jego ojcem, nie zrobiłem mu krzywdy, nic mu nie jestem winien. Owszem, rozumiem go, nawet współczuję, ale… jego złość, żal, uraza, to nie jest mój problem. Za jego uczucia nie jestem, nie czuję się i nie chcę się czuć odpowiedzialny. Choć on, być może, chciałby je na mnie przerzucić. Od tamtego czasu powiedzenie to przydaje mi się często i nie tylko w sytuacjach związanych z alkoholizmem.
źródło: Alkoholicy - Opole
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz