Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.

Odszczekuję...
Ja kieruje własnym życiem


Dawno, dawno temu - jeśli jako pełnię czasu przyjąć istnienie polskiej części naszej wspólnoty - podzieliłem się w „Zdroju” swoim owoczesnym pojmowaniem programu, tytułując je buńczucznie „Ja kieruję moim życiem”. Uśmiecham się ciepło do tamtego buntownika. Podpisałem się pseudonimem. Być może dlatego, że nie do końca byłem pewien tego co głoszę, a trochę mimo zapewnień Tradycji bałem się towarzyskiego „linczu”.
Dzisiejsza wypowiedź dojrzewała we mnie od dawna bo pierwsze zapiski zrobiłem rok temu.
Z tamtej wypowiedzi ostało się tylko to, że ją zapisałem, a dzięki Tradycjom została utrwalona drukiem i dzięki temu mogę oglądać swoje myślenie z okresu gdy byłem suchy ze siedem lat.
Z rozmysłem nie sięgam do tamtego tekstu, chociaż gdzieś tam jest wśród stosu innych papierów pozostałych po mojej wędrówce przez życie z AA. Nie zaglądam tam bo nic nie wraca a dzień dzisiejszy ważniejszy od wczorajszego.
Jednakże ponieważ nie używam już alkoholu dość długo to pamięć mam coraz sprawniejszą i niczym podmiot liryczny ze słynnego wiersza Majakowskiego o rewolucji z łatwością „odmierzam dni którem przeżył” – te po zaprzestaniu picia naturalnie. Te pijane to nadal mgła.
Wówczas więc myślałem tak jak rewolucjonista – rozum i tylko rozum, który jest młotem potrzebnym do wykucia swego losu.
Z zamiłowania i wykształcenia jestem filologiem, tudzież nieco znam angielski więc wczytałem się w brzmienie oryginalne pierwszego kroku. „…that our live had become unmanageable” można odczytać że „...nasze życie stało się niemożliwe do zarządzania” wskutek niezgody na bezsilność wobec alkoholu. Na bezsilność zgodziłem się bardzo łatwo. Jako racjonalista uznałem wymowę faktów. Uczęszczałem do klasy biologiczno- chemicznej w liceum – alergia, uczulenie na alkohol jak to objaśnia Wielka Księga cytując list doktora – zatem nic nie da się zmienić.
No to teraz, jak się przyłożę, bo nie będę marnował już czasu na picie i likwidowanie jego skutków, z pomocą pozostałych kroków nauczę się zarządzać (kierować) moim życiem. Jak to miało wyglądać nie bardzo sobie wyobrażałem. Byłem wtedy ateistą. Co mnie zatrzymało w AA, Bóg wie, ja do dziś nie. Ale ostro zabrałem się do pracy. Jako jajogłowiec zacząłem od książek. Obłożyłem się lekturami w stylu „Biblioteka sukcesu”, „Sztuka afirmacji”, „Sekret milionera”, „Potęga podświadomości”, „150 rad dla bałaganiarzy”, różne wizualizacje, podręczniki szybkiego czytania i sprawnego myślenia, podręczniki radzenia sobie z nieśmiałością, niezdecydowaniem, złością, niskim poczuciem wartości itd. itp. Prócz tego próbowałem zrozumieć pozostałe kroki aby pomogły mi być dobrym menadżerem mego życia skoro już nie piję. Aktywnie uczestniczyłem w życiu wspólnoty: intensywnie chodziłem na spotkania, podejmowałem służby, uczestniczyłem przy powstawaniu nowych grup.
Bardzo chciałem by moje życie było pożyteczne. Literatura AA też to obiecywała. Zamierzałem skończyć studia co najmniej rok przed terminem. Tak się złożyło, że początek tych trzecich zbiegł się z zaprzestaniem picia. Zamierzałem założyć rodzinę, zbudować dom a potem założyć ośrodek odwykowy w pełni oparty na programie 12 kroków – takie jakie widziałem podczas stażu w USA, ponieważ po pięciu latach niepicia zostałem odwykaczem. Wyznaczyłem nawet termin jego powstania zgodnie z tym co zalecały, książki na temat realizacji swoich celów, czyli kierowania swoim życiem.
Dobrego kierowcę poznaje się po tym, że dowozi pasażera tam gdzie ten sobie zażyczył.
A jakim kierowcą byłem dla siebie? Studia przerywałem i wznawiałem dwa razy i dotarłem jedynie do absolutorium. Moje pierwsze małżeństwo zawarte już na trzeźwo rozpadło się już po roku. Mieszkania też się nie dorobiłem z obecną rodziną mieszkamy z teściami. Żeby nadal utrzymywać się z odwykactwa kończę jakieś kolejne kursa nic nie mające wspólnego z Krokami.
Ponieważ zrobił się z tego rodzaj remanentu – zresztą w przy okazji omawiania 4 Kroku zarówno WK jak i „12x12” tego porównania używają godzi się powiedzieć co „mam”. Wspaniały syn, ale urodził się w szóstym m-cu i wspaniała rozumna medycyna nie była w stanie powiedzieć czy będzie żył, raczej sugerowała, że może nie wiedzieć i nie słyszeć, nie chodzić. Ale wszystko wygląda coraz lepiej. To był pierwszy znak poprzez który Bóg powiedział mi nie ty decydujesz o najważniejszych rzeczach. Urocza, dzielna i oddana żona. Po rozpadzie pierwszego małżeństwa naprzód przysięgałem sobie, że dość. Potem z pomocą książek i instytucji matrymonialnych próbowałem zbudować „zdrowy” związek – także z towarzyszkami niedoli z AA. Żonę jednak spotkałem „przypadkowo”. Pierwsze małżeństwo też nie było rezultatem „swatania”, choć moi znajomi parę takich prób podjęli. Mam paru wiernych przyjaciół, ale to nie Ci których chciałem dla przyjaźni pozyskać. Fakt iż nie piję – coraz mniej ma związku z wiedzą, której stale przybywa, ale na początku przecież nie miałem jej wcale. Nie łatwo też to mówić i odpowiadać na pytania znajomych i przyjaciół – „dlaczego nie dokończyłem studiów”. Może dobrze się stało, bo inaczej być może byłbym kierownikiem jakiegoś odwyku, ale odszedłbym z AA – takie są moje obserwacje, tak się dzieje tu u nas w Polsce. A mnie tu dobrze, choć druga połowa duszy ciągnie mnie w stronę eremu.
Wszystko to nie było rezultatem mojej aktywności. Jak to mawia mój dobry kolega niepozornej postury a wielkiego przezwiska „Siła Wyższa dała mu to co chciał, tylko nie w takich ilościach jak chciał, i nie wtedy kiedy chciał, albo też jak mówi jedno z aowskich przysłów definiujących „szczęśliwy zbieg okoliczności” jako czas kiedy „Bóg czyni małe cuda, ale zachowuje anonimowość”.
Zabawne, że stale usiłowałem pokierować moim życiem, ale nie opuszczałem Wspólnoty. Od czasu do czasu przychodziły fale buntów. Gdy drażnił mnie nadmierny – moim zdaniem – pęd do pielgrzymkowania, szukałem w angielskiej literaturze i w internecie świeckich interpretacji kroków. Gdy zaczynały mnie męczyć opowieści o rozwoju – rozumianym jako zwiększanie stanu posiadania w formie dóbr albo w formie pozycji społecznej, osiągnięć wracałem do kanonicznej literatury aowskiej.
Choć to program działania, rezultaty jak i całe życie aowca należą do Boga. Gdzieś nawet dosłownie zapisano „On naszym ojcem a my jego dziećmi”. Dzieci jak wiadomo nie posiadają niczego, choć wielu rzeczy używają. Tak więc i moje życie nie jest moją własnością.
I tak to postawiłem drugą część pierwszego Kroku. Mnie zajęło to aż 7 000 dni.

Gniewko alkoholik, Łużyce

pobierz

dodajdo.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz