Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.

Gwiazdy na odwyku


W przypadku gwiazd showbiznesu diagnoza stwierdzająca uzależnienie jest równie stara, jak sama branża rozrywkowa. Nowością jest fakt, że muzycy i aktorzy coraz częściej zwracają się po profesjonalną pomocy do znanych klinik.

Londyński szpital Capio Nightingale specjalizuje się w leczeniu uzależnionych sław.


Lekarz psychiatra Henrietta Bowden-Jones opowiada o niełatwej kuracji odwykowej w blasku medialnych jupiterów. Ostatnio w londyńskiej klinice poddał się leczeniu m.in. gwiazdor rocka Pete Doherty. Czterotygodniowy pobyt kosztuje około 29 tysięcy euro.

SZ: Czy tacy pacjenci, jak Pete Doherty zgłaszają się do państwa w odpowiednim czasie?

Bowden-Jones: Zacznę od tego, że nie będę rozmawiała o jakichkolwiek konkretnych pacjentach. Proszę mnie zrozumieć. A powracając do pańskiego pytania – przy uzależnieniu od narkotyków czy alkoholu terapia jest najczęściej spóźniona. Pacjenci zjawiają się u nas dopiero wtedy, gdy tracą kontrolę nad swoim życiem. W przypadku gwiazd filmu czy muzyki leczenie rozpoczyna się w chwili, kiedy nie są w stanie podołać zawodowym zobowiązaniom. Czasami do rozpoczęcia terapii przekonuje ich własny agent, który tłumaczy: jeżeli nie zrobisz przerwy, zrujnujesz swą reputację. Powiedz, że jesteś zmęczony i chcesz się poddać kuracji odwykowej.

Czy na przestrzeni lat uległ zmianie rodzaj uzależnień?


Wielu naszych pacjentów jest uzależnionych od alkoholu, heroiny, kokainy. Najczęściej w grę wchodzi kilka nałogów jednocześnie. W pierwszym rzędzie jest to uzależnienie od alkoholu albo kokainy, a do tego współuzależenienie od hazardu lub seksu. Często zdarza się kombinacja alkoholu i kokainy. Zwłaszcza w środowisku gwiazd.

U zwykłych pacjentów lekarz budzi szacunek. Czy leczenie rozpieszczonych sukcesami VIP-ów jest bardziej skomplikowane?

Nie. Wie pan, kiedy zgłaszają się do nas sławni ludzie, jest to dla nich bardzo upokarzające doświadczenie. Mówiąc "upokarzające", mam na myśli fakt, że zdają sobie sprawę, iż są takimi samymi ludźmi, jak cała reszta. Tak też są przez nas traktowani.

Jak wygląda ich terapia?

Nasi pacjenci uczestniczą w czterotygodniowy programie, przebiegającym w 12 fazach. Jego najważniejszą część stanowią sesje grupowe. Uczestniczą w nich najróżniejsi ludzie. Niektórzy są niezwykle zamożni i znani, inni to osoby znakomite w swojej branży, choć niekoniecznie sławne. Są wśród nich także wybitni bankierzy i politycy. Jednym słowem, ludzie mający w Anglii naprawdę duże znaczenie.

Czy to świadomy dobór?

Tak, ponieważ sprowadza wszystkich uczestników do wspólnego mianownika. Ten zaś brzmi: jesteś taki, jak inni. Masz pewną ułomność charakteru – impulsywność albo genetyczne uwarunkowanie – która czyni cię podatnym na nałogi.

To musi być dla sławnego człowieka trudne doświadczenie – zrozumieć, że jest jednym z wielu.

O tak, bardzo trudne! Ale właśnie z tego powodu sesje grupowe przynoszą tak dobre rezultaty. Lekarz nigdy nie mógłby być tak okrutny – no, może słowo "okrutny” jest za mało czytelne, chodzi raczej o pewien rodzaj konfrontacji z pacjentami.

A na czym polega ta konfrontacja?

Kiedy do grupy dołączają nowi pacjenci, najpierw się przedstawiają: nazywam się tak i tak, jestem uzależniony od narkotyków. W terapii znaczenie ma również sama terminologia. Potem grupa wspólnie przeprowadza analizę: dlaczego odczuwałem potrzebę brania narkotyków, jak powinna wyglądać przyszłość bez nich, jakie szkody wyrządziłem mojej rodzinie, przyjaciołom i generalnie sobie samemu. Uczestnicy dokonują przeglądu całego swego życia, które doprowadziło ich do tego punktu. Przed grupą. To bardzo bolesne.

Zatem ciężka praca czy też zwyczajne odprężenie? Na czym polega metodyka tego rodzaju kuracji odwykowej?

Terapia składa się w dużej mierze z ciężkiej, bardzo intensywnej pracy. Klinika odwykowa nie jest ośrodkiem odnowy biologicznej – tam jedzie po relaks człowiek, który czuje się wewnętrznie "wypalony". Osoba uzależniona musi iść do kliniki odwykowej.

Człowiek znajdujący się nieustannie w centrum uwagi nabrał wprawy w odgradzaniu się od świata zewnętrznego. Jak się do niego zbliżyć?

To często wcale nie jest takie trudne. Znani ludzie, którzy się do nas zgłaszają, są zazwyczaj w bardzo złej kondycji i nie potrzeba zbyt wiele czasu, by dotrzeć do ich wnętrza. Oni sami chcą, żeby im pomóc.

Porozmawiajmy o Britney Spears. Jak można prowadzić leczenie, kiedy w każdej gazecie człowiek widzi swoją ogoloną głowę i czyta bardzo osobiste analizy własnego stanu duchowego?

Staramy się, aby przez pierwsze dni pacjenci byli odcięci od reszty świata. Najczęściej podczas całej terapii przebywają w klinice. Ale oczywiście mamy gazety i każdy może przynieść ze sobą to, na co ma ochotę. Na tym także polega sens terapii: nauczyć się ponownego spotkania z rzeczywistością – ze wszystkim, co się z nią wiąże. Media będą nadal pisały o tych ludziach, nic tego nie zmieni. Jak w takim razie w przyszłości zaradzić stresowi i atakom na sferę prywatności? Właśnie nad tym pracujemy w trakcie terapii.

Ale przecież również lekarze czytają plotkarskie kolumny. Czy dysponując taką wiedzą nie jest im trudno o neutralne zachowanie wobec pacjentów?

Odpowiem pytaniem na pytanie: co ma uczynić lekarz, kiedy ktoś bardzo znany złamie sobie nogę? Czy zmieni to sposób przeprowadzenia operacji? Nie, tak by się nie stało. Sam pan widzi, że reszta świata nie traktuje tych osób jak normalnych ludzi, a więc my musimy to robić. Po prostu wykonujemy swoją pracę.

Niektórzy przerywają leczenie, tak jak to zrobił Robbie Williams.

Długość leczenia i jego koniec zależą od motywacji pacjenta do powrotu do zdrowia. Jeżeli ktoś jeszcze nie dojrzał do takiej decyzji, zdarza się, że przerywa terapię. Gwiazdy dodatkowo znajdują się pod presją kalendarza swoich zajęć. Myślą mniej więcej tak: o Boże, niedługo mam turniej piłkarski albo tournée. Jego odwołanie będzie mnie kosztowało masę pieniędzy i ludzie zaczną zadawać niewygodne pytania. Jeżeli ktoś ma normalną pracę, łatwiej mu powiedzieć w trakcie jej wykonywania: źle się czuję, muszę sobie zrobić przerwę.

Kiedy był u was na leczeniu Pete Doherty, przed drzwiami kliniki wystawały tłumy paparazzich. Jak traktujecie tego rodzaju nieproszonych gości?

Cóż, staramy się mieć z nimi jak najmniej do czynienia.

Ale jak sobie radzicie, kiedy fotografowie przekradają się na teren szpitala i zakłócają sferę prywatności?

Podejmujemy środki zapobiegawcze, aby do tego nie dopuścić. Do kliniki nie wejdzie nikt, kto nie jest pacjentem albo nie jest umówiony.

Gdy leczenie dobiega końca, pacjeni są znowu narażeni na szum medialny. Czy rośnie niebezpieczeństwo nawrotu choroby?

Nie można zaprzeczyć, że presja jest ogromna. Ale podobne napięcie obciąża również życie ludzi, których moglibyśmy uznać za przeciętnych. Może nie są w stanie zapłacić czynszu za mieszkanie, może mają chore dziecko. Między ich problemami a stresem można postawić znak równości. Dlatego niekoniecznie trudniej jest pozostać "clean" żyjąc pod ciągłą obserwacją mediów.

Ilu pacjentów po opuszczeniu kliniki znowu do was powraca?

Uzależnienie jest chorobą chroniczną. Jeżeli człowiek zapomni, dlaczego skończył z nałogiem, może znowu wziąć górę dawny styl życia i cechy charakteru, które pchnęły go do uzależnienia.

źródło: onet.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz