Alkoholizm to choroba, możesz nauczyć się ją kontrolować ciesząc się pełnią życia
Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.
Kryzys
Myślę, że tak naprawdę nie da się przestać pić dopóki nie zobaczy się realnych korzyści z niepicia. Potrzebna jest rekompensata i kwita - nie ma cudów. Póki nie uwierzysz, tak w głębi siebie i do szpiku kości, że lepiej i sympatyczniej żyć bez alkoholu niż z nim będziesz miał ciężko. To tak jak z dziewczyną, z którą się rozstałeś. Albo będziesz tęsknił i co jakiś czas popadał w melancholie albo dojdziesz do wniosku, że to było dla was najlepsze rozwiązanie. Miło było ale nie pasujemy do siebie. Warto się też zastanowić czy alkohol w ogóle jest Ci do czegoś potrzebny.
Bezgłośnie w sobie, dość, już dość, ja chcę inaczej. Tyle prób i słów na wiatr... tyle lat... Już wiem, że sam nie dam rady...
Byłem tu, byłem tam... widziałem to sam, poczytałem to sam, im się przecież udało... żyją inaczej.
Mówię już głośno, ja też chcę tak...ja mam dość...
Szukamy, wychodzimy i powoli poznajemy, staramy się zrozumieć problem w sobie i siebie. Bez wzmacniacza i zagłuszacza, zaczynamy dostrzegać innych, zaczynamy przebudowę siebie. Uznajemy swoją bezsilność... Zmiany zaczynamy od siebie... bo inaczej się już nie da...
Podstawową sprawą w kwestii sprzyjania otrzeźwieniu alkoholika jest kryzys.
Pierwsze wysiłki w kierunku zaprzestania picia przez osobę z alkoholem mocno zbrataną wiążą się zawsze z kryzysem, który przybiera postać zbiegu przykrych okoliczności na tyle poważnych i dolegliwych, iż mogą skłonić alkoholika do rewizji swojego stosunku do alkoholu.
Alkoholik jest człowiekiem chorym, nie jest jednak dzieckiem. Traktować go jak chorego nie oznacza więc chronić go od odpowiedzialności za jego picie.
Pamiętam pierwszą refleksję, do jakiej doszedłem na ten temat, i która kazała mi inaczej spojrzeć na swój problem.
Gdy piłem, wszyscy ludzie pomagali mi na różne sposoby. Jeden pożyczył pieniądze, drugi pomógł załatwić zwolnienie lekarskie, jeszcze inny dał dodatkowo zarobić, bym nie stoczył się całkowicie na dno. I tak piłem bezpiecznie, bez strachu o jutro. Miałem strażników. Z perspektywy sześciu lat moje trzeźwości mogę powiedzieć, że naprawdę pomógł mi wtedy jeden – jedyny człowiek, który powiedział „nie”. Otóż groziła mi kolejna przykrość z powodu absencji w pracy. Tym razem szykowało się dyscyplinarne wymówienie, nie było możliwości załatwienia zwolnienia. Kolega, o którym mówię, był zaprzyjaźniony z dyrektorem zakładu. Jedno słowo wstawienia się za mną załagodziłoby sytuację. Wybrałem się do niego z ta banalną prośbą o niezbyt kosztowny gest, jeden telefon. I wtedy on powiedział „nie’. Naturalnie mógłby zatelefonować. Najprawdopodobniej ta protekcja byłaby skuteczna. Jednak nie. Nie, ponieważ jestem wystarczająco dorosły, by ponosić odpowiedzialność za to co czynię i wystarczająco inteligentny, by przewidzieć skutki swoich decyzji. W tym też decyzji sięgnięcia po alkohol. Naturalnie obraziłem się. Wyrzucono mnie z pracy i rozpocząłem swoje staczanie się. Przez wiele lat obwiniałem swojego kolegę, czyniąc go odpowiedzialnym za to staczanie. Zapłaciłem wielkie koszty moich wyborów w sprawie alkoholu. Teraz jestem mu wdzięczny za posunięcie, które przyspieszyło kryzys, a więc i otrzeźwienie. Z perspektywy lat wiem dobrze, że on właśnie pomógł mi najskuteczniej.
Zacząłem się też na serio zastanawiać nad tym wszystkim, gdy mnie wszyscy opuścili. Żona przestała doprowadzać mnie do poradni, gdzie na tyłach budynku, z takimi jak ja, natychmiast „zapijałem” anticol. Matka przywykła i nawet przestała reagować na mój żałosny widok, przestała lamentować. Najwyraźniej przestałem liczyć się w ich życiu, miały inne ważne sprawy. Żona przestała mówić o rozwodzie. Moja pijana głowa zarejestrowała to. Nie robiły na niej wrażenia awantury i sceny zazdrości. Wszyscy byli skupieni na czym innym. Nie istniałem. Zrezygnowali ze mnie. Zostałem sam i stoczyłem się na samo swoje dno. Wtedy dotarło do mnie, że muszę coś z tym zrobić, że tym razem coś się dzieje na serio, że muszę siebie ratować, bo nikt inny za mnie tego nie zrobi. Nikt mnie nie uratuje, bo nikomu już na mnie nie zależy. Pojechałem na odwyk i co prawda do trzeźwości było jeszcze daleko, jednak to był początek. To był przełom.
Nie wiem właściwie, czy rozpocząłbym leczenie, gdybym nie znalazł się bez rodziny, dosłownie na bruku, bez dachu nad głową i bez środków do życia. Autorem tego stanu rzeczy byłem ja sam chociaż trudno mi nawet teraz myśleć o tym bez przykrości, szczerze mówiąc wątpię, czy zdecydowałbym się na leczenie w innej sytuacji. To był dla mnie szok. Nie sądziłem, by mogłoby się to kiedykolwiek zdarzyć, bo przecież mimo wszystko, mimo kilkunastu lat, które trudno było wytrzymać, żyłem w słodkim przeświadczeniu, że „oni mnie przecież kochają”, że jestem nadzwyczajny, niezastąpiony i jedyny. Nie dostrzegałem sygnałów zagrożenia, byłem ślepy na to, że wali się nasze małżeństwo, ślepy na żony zmęczenie, rozpacz, desperację. Cóż zresztą mogłem widzieć poza alkoholem? Właściwie nic się nie liczyło. Więc to był szok, jednak nie wiem, czy w innym przypadku zdecydowałabym się na leczenie. I ta złość… pomogła mi na początku ta złość, że ja im wszystkim pokażę! Potem musiałem sobie z nią inaczej radzić, potem mi przeszkadzała, lecz na początku była bardzo pomocna. Zacząłem trzeźwieć na złość im wszystkim.
DNO
Alkoholicy zastanawiając się nad swoim piciem i trzeźwieniem odwołują się często do słowa „dno”. Wielu jest przekonanych, że każdy alkoholik musi osiągnąć swoje dno, które pozwoli mu odbić się w kierunku trzeźwości. Owo dno oznacza ponoszenie różnego rodzaju kosztów, których wielkość zaczyna przewyższać znacznie rozmiary przyjemności i ulgi czerpanych z zaczarowanej butelki „wypij mnie”.
Powiedzenie, iż każdy alkoholik na swoje dno, oznacza różną głębię ugrzęźnięcia. Dla jednego dnem będzie właśnie samotność i odrzucenie społeczne, dla drugiego próba samobójcza, dla innego pobyt na oddziale psychiatrycznym i przeżycia związane z delirium. Są osoby, które uznają za „dno” wypicie nie konsumpcyjnego alkoholu, podczas gdy u innych fakt ten nie wywołuje większego wrażenia. W takim sensie „dno” jest doświadczeniem indywidualnym.
Z takiego punktu widzenia „dno” to doświadczenie kontynuacji, spotkanie z sytuacją, która brzmi jak komunikat: „skończyły się żarty”. Badania pokazują, że głębokość dna, które trzeba osiągnąć w swoim uzależnieniu, mocno zależy od stanu wiedzy społecznej na temat alkoholizmu. Przy niedostatecznej wiedzy otoczenia częściej ma miejsce dno z pogranicza życia i śmierci – dno, z którego nie ma powrotu.
KRYZYS – to słowo oddające w innym porządku znaczenie pojęcia dno. Otóż, gdy toczy się określony proces, narasta choroba, jednym z objawów tego procesu jest kryzys. Może on otworzyć nowe możliwości, zapoczątkować proces trzeźwienia, stanowić pierwszy krok powrotu do zdrowia.
1 - kryzysu nie należy łagodzić ani powstrzymywać.
2 - można go przyspieszyć.
W środowiskach trzeźwościowych można znaleźć takie oto zalecenia dla żon alkoholików:
• Nie musisz dłużej uciekać od choroby. Zacznij uczyć się opartej na faktach wiedzy o alkoholizmie.
• Nie musisz dłużej obwiniać alkoholika. Zacznij koncentrować się na swoich własnych działaniach – to dzięki nim możesz podnieść się, albo załamać.
• Nie musisz dłużej kontrolować picia alkoholika. Zacznij koncentrować się na jego potrzebie leczenia – zacznij namawiać go do leczenia.
• Nie musisz dłużej przychodzić „z pomocą” alkoholikowi. Zacznij pozwalać mu na cierpienie i ponoszenie odpowiedzialności za każdą konsekwencję wynikającą z jego picia.
• Nie musisz dłużej interesować się powodami picia alkoholika. Zacznij powracać do wzorów normalnego życia.
• Nie musisz dłużej grozić. Zacznij mówić to, co myślisz i robić to, co mówisz.
• Nie musisz dłużej przyjmować lub wyłudzać obietnic. Zacznij odrzucać je.
• Nie musisz dłużej poszukiwać rady u osób niekompetentnych. Podejmij leczenie, którego celem będzie zdrowie w szerokim zakresie.
• Nie musisz dłużej ukrywać faktu, że szukasz pomocy. Zacznij otwarcie mówić o tym alkoholikowi.
• Nie musisz dłużej narzekać, gderać, wygłaszać kazań, przymilać się i robić wymówek. Zacznij informować alkoholika o jego niewłaściwym postępowaniu.
• Nie musisz dłużej pozwalać alkoholikowi na atakowanie ciebie i twoich dzieci. Zacznij ochraniać siebie.
• Nie musisz dłużej być marionetką. Zacznij istnieć osobno.
W krajach, gdzie wiedza o alkoholizmie jest bardziej dostępna, łatwo znaleźć wiele różnych broszur, poradników i kieszonkowych książeczek zawierających różnorakie informacje o chorobie alkoholowej i różne zalecenia. Te, które tu cytuję, są typowym przykładem takich instrukcji. Sądzę, że warto zatrzymać się chwilę przy niektórych z nich.
Zacznijmy od następującego: Nie musisz dłużej interesować się powodami picia alkoholika. W zdaniu tym zawarta jest zachęta, by zdystansować się od wymówek, narzekań i usprawiedliwiania alkoholika, przestać traktować je dosłownie i na serio, a za to popatrzeć na nie jak na symptom chorobowy, jako wyraz systemu iluzji i zaprzeczania.
Alkoholik pije, ponieważ jest uzależniony od alkoholu. Wszelkie inne wyjaśnienia prowadzą na manowce.
Czy to znaczy, że nie można, czy też nie należy nigdy łączyć picia alkoholu z takimi lub innymi powodami? Że każdy, kto dajmy na to mówi: „Tak się zdenerwowałem, że chyba łyknę coś mocniejszego?” - po prostu zawsze kłamie? Nie. Ludzie sięgają po alkohol, strzykawkę, tabletkę z wielu ważnych psychologicznych powodów: dla złagodzenia napięcia, poprawienia sobie nastroju, zyskania większej odwagi, zdobycia akceptacji otoczenia, znieczulenia fizycznego lub psychicznego bólu. Lecz każdy, kto żyje czy żył kiedykolwiek w rodzinie z problemem alkoholowym, świetnie zna różne warianty płyty „napiłem się, ponieważ…”, czy „muszę się napić, bo…”. Wielu z nas poddaje się uporczywemu brzmieniu tej monotonnej płyty. Jeśli tak się dzieje i w twoim przypadku, jeśli straciłaś, czy straciłeś dystans do całej sprawy, spróbuj uczynić jakieś wewnętrzne „stop”, by wprowadzić inne myślenie.
Oto ono: przecież nie każdy, kto się zdenerwował, sięga po kieliszek. Gdyby wszyscy ludzie, denerwujący się wszak wiele razy dziennie, sięgali po alkohol, wszyscy chodzilibyśmy pijani. Przecież nie każdy, kogo „nie rozumie żona”, upija się na umór. Wszak nie wszyscy, do których wtrąca się teściowa fundują sobie trzydniówkę. Jest z pewnością wiele innych, bardziej konstruktywnych sposobów, by radzić sobie z ustrojem społecznym, teściową, niesprawiedliwym szefem, własnym smutkiem, czy zniechęceniem. W tej sprawie człowiek z pewnością ma wybór, choć obszar wyboru osoby uzależnionej po wprowadzeniu do organizmu małej dawki alkoholu zmniejsza się gwałtownie: stosunkowo szybko alkoholik już nie ma wyjścia, musi pić dalej.
Jeśli jesteś osobą nieuzależnioną, lecz żyjesz w orbicie uzależnienia bliskiej ci osoby, wywód powyższy możesz przyjąć z większymi lub mniejszymi oporami. Jeśli przede wszystkim pojawiają ci się właśnie różne „ale”, jeśli miałbyś chęć bronić „swojego” alkoholika argumentami o jego wyjątkowo trudnych losach, większej wrażliwości czy inności, potraktuj proszę siłę swojej obrony jako wskaźnik własnego współuzależnienia, siłę poddania się wersji nagranej na płycie. Wierz mi, wielu nadzwyczaj wrażliwych ludzi wcale nie „zalewa robaka”, wielu ludzi o losach nad wyraz skomplikowanych nie gustuje bynajmniej w alkoholu, wielu odmieńców żyje bez chemii. Człowiek miewa różne powody, by szukać pociechy i ulgi, jednak alkohol nie jest na szczęście jedynym lekarstwem na trudności życiowe i w ludzkich możliwościach leży dokonywanie w tej sprawie wyborów.
Oczywiście są ludzie, którzy gorzej radzą sobie z własnymi emocjami niż inni. Jest bardzo prawdopodobne, że Jan gorzej znosi kłopoty z żoną czy teściową niż Stanisław. Z tym samym szefem Anna radzi sobie bez większych trudności, Maria zaś przeżywa trudne emocje, które „musi zapić”. Te wszystkie sprawy są bardzo ważne w powracaniu do zdrowia i równowagi psychicznej, są dla alkoholika poważnymi tematami pracy psychologicznej, w grupie samopomocowej, czy w grupie terapeutycznej. By jednak dokonywać „powrotu do zdrowia”, oglądać te sytuacje z różnych punktów widzenia i uczyć się nowych, bardziej konstruktywnych zachowań wobec teściowej, szefa czy wobec własnego lęku czy złości, trzeba mieć do tego w miarę trzeźwy umysł. Oznacza to, że przede wszystkim trzeba przestać sięgać po kieliszek (proszek, strzykawkę).
Żadnych prawdziwych oględzin swojej psychologicznej sytuacji nie da się dokonać przy pomocy pijanego myślenia. To do niczego nie prowadzi.
W tej sprawie niezwykle ważna jest jeszcze jedna rzecz. Otóż wiem, jak trudno niektórym żonom (matkom, dzieciom) oderwać się od uzasadnień alkoholika i przestać interesować się powodami jego picia. Bowiem często to co on głosi jako powody swego picia, jest subtelnie związane z twoją osobą, z twoją samooceną lub poczuciem winy.
Skoro alkoholik pije, „ponieważ jesteś złą żoną (matką, córką), to aby móc przestać interesować się powodami jego picia, musisz mieć trzeźwy, jasny, zdrowy i do tego pozytywny pogląd na to, jaką jesteś żoną, córką lub matką. Jeśli w tej sprawie nie masz pewności, lub nazbyt obawiasz się opinii o sobie, ziarno w postaci obarczania siebie odpowiedzialnością za picie padnie na podatny grunt. Trudno ci będzie zdystansować się od tego, bowiem jego obrona trafia w twój najsłabszy punkt. Wierz mi, że każdy alkoholik potrafi to genialnie wyczuć i wykorzystać, jest bowiem zainteresowany w budowaniu maksymalnie mocnego alibi. A jeśli alkoholik pije, „ponieważ go nie kochasz” i jeśli jest to prawdą? Ponieważ go „nigdy nie kochałaś”. A ty, odbiorczyni tego zarzutu, po tylu latach udręk i chaosu właściwie już naprawdę nie wiesz, czy kiedykolwiek tego człowieka kochałaś… Jeśli dowiadujesz się, że problem picia zniknąłby, gdybyś kochała pijącego i to „tak jak jemu potrzeba”, jeśli to wszystko wprawia cię dodatkowo w zagubienie, bezradność, wściekłość… wiem, jak trudno przestać interesować się powodami picia alkoholika. Jego „powody” są snajperskim strzałem w miejsce twoich słabości.
Być może, by spełnić to ważne zalecenie, powtarzające się we wszystkich poradnikach dla bliskich alkoholika, musisz poczynić najpierw trochę porządków we własnym wnętrzu. W swoim widzeniu świata i siebie, w swoich uczuciach i postawach. Może będzie ci do tego potrzebna pomoc, bo samej zbyt trudno połapać się w tym wszystkim.
Stąd zalecenie: Podejmij leczenie, którego celem będzie zdrowienie w szerokim zakresie, oraz inne:
Nie musisz dłużej ukrywać faktu, że szukasz pomocy.
Opracowanie: SIGIMUND
Wykorzystano materiały z forum u Jarasa
Poprawki: Lapet
źródło: grupa "W drodze"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz