Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.

Alkohol albo życie.


W mężczyźnie alkoholiku już dość dawno dostrzeżono osobę chorą, natomiast kobieta alkoholiczka wciąż bywa uznana po prostu za istotę godna pogardy.

Znajomy spytał mnie niedawno, co zrobić, żeby przestać pić. Poradziłem, by zgłosił sie do ośrodka terapeutycznego i do wspólnoty Anonimowych Alkoholików. Sam przeszedłem te drogę i wiem, że jest skuteczna. Przy okazji uświadomiłem sobie, jak wiele sie zmieniło. Jeszcze kilkanaście lat temu byliśmy wobec uzależnienia bezradni.


* Wtedy niemal nikt w Polsce nie zdawał sobie jeszcze sprawy, na czym polega istota alkoholizmu - problem traktowano w kategoriach grzechu i kary. Alkoholik nie bardzo mógł sobie pozwolić na ujawnienie, ze jest alkoholikiem. Dziś w samej Warszawie istnieje sto sześćdziesiąt grup AA, a w całym kraju jest ich ok. półtora tysiąca.
Ludzie wiedzą, że w ich okolicy są inni alkoholicy, którzy nie pija, i ze można do nich pójść, by sie dowiedzieć, jak oni to robią.

Skąd ta zmiana?

* Pierwsze grupy AA powstały jeszcze w latach pięćdziesiątych w Poznaniu i Warszawie, ale nie rozwijały sie przez ponad dwadzieścia lat. I nagle jakieś piętnaście lat temu zaczeły sie w Polsce mnożyć jak grzyby po deszczu. Sądze, że to pierwsza "Solidarność" w roku 1980 przekonała ludzi, że nie muszą czekać na fachowców ze swoimi problemami, lecz mogą sami zacząć je rozwiązywać. Wprawdzie w roku 1981 "Solidarność" została militarnie rozbita, lecz ludzie nauczyli sie działać wspólnie. Po stanie wojennym nadal sie spotykali, mimo ze było to nielegalne. Władze miały trudny orzech do zgryzienia : czy zarejestrować ruch AA, który wprawdzie z polityką nie ma nic wspólnego, ale jednocześnie nie daje sie kontrolować? W połowie lat osiemdziesiątych ruch rozwijał się wręcz zbyt szybko, na wyrost...


Jak to?


* Istota AA jest to że ludzie spotykają sie, rozmawiają i dzielą sie doświadczeniem, siłą, nadzieja - czyli własna trzeźwością. Dlatego w każdej grupie większość powinni stanowić tacy, którzy maja za sobą chociaż rok trzeźwości. Oni mogą opowiedzieć nowo przybyłym nie tylko o tym, jak pili i jak przerwali picie, ale tez jak później zmieniło sie ich życie, jakie problemy napotkali i jak sobie z nimi poradzili. Nowa grupa powinna powstać dopiero wtedy, gdy stara zgromadziła już sporo doświadczeń i część jej członków może przekazać pałeczke dalej. Nigdzie poza Islandia i Stanami Zjednoczonymi ruch nie rozwinął sie tak szybko jak w Polsce. W latach 1987 - 89 istniało u nas już około pięciuset grup AA. Na początku duża część ich członków miała bardzo krótki staż abstynencki. Samo uczestnictwo w AA okazało sie recepta skuteczną, ale jeszcze skuteczniejsze jest połączenie AA z profesjonalna terapia w zamkniętym ośrodku odwykowym. Wszędzie na świecie sprawdził się model, gdzie pacjenci po terapii są kierowani do wspólnot AA, które potem przez kilka lat są ich sposobem na życie.

Ruch Anonimowych Alkoholików spotkał sie jednak z nieufnością w środowisku medycznym.

* Nie dało się tego uniknąć. Lekarze, psychologowie, psychiatrzy nagle dowiedzieli sie, ze ludzie, którym oni sami starali sie bezskutecznie pomoc, zaczeli coś tam robić bez żadnej opieki ze strony fachowców. Część medyków twierdziła, że nie ma naukowych dowodów na skuteczność takiej terapii. Dlatego dziesięć lat temu powołaliśmy Komisje Edukacji w Dziedzinie Alkoholizmu przy Fundacji Batorego, żeby upowszechnić wiedzę o AA wśród lekarzy, psychologów, psychiatrów. Uznaliśmy też, że wiedzę o uzależnieniu należy upowszechnić wśród ludzi, którzy stykają sie z alkoholikami w momentach kryzysowych.


O kogo chodzi?

* Na przykład o szefa w pracy. Jeśli on wie, czym jest uzależnienie, to zorientuje sie, że pracownik, który przez kilka poniedziałków nie przyszedł do pracy, najprawdopodobniej zapił. Taki szef rozumie, dlaczego pracownik jest do południa rozdrażniony, a po przerwie obiadowej, podczas której wypił piwo, uspokaja sie i wraca mu dobry nastrój. Oczywiście majster nie będzie leczył pracownika, ale może mu postawić twarde warunki, na przykład tak: "Jeśli jeszcze dwa razy nie przyjdziesz w poniedziałek, to albo zaczniesz sie leczyć, albo będe cię musiał wyrzucić z roboty". Inna ważna osoba jest ksiądz. On z najróżniejszych źródeł wie dużo o życiu rodzin. Może uświadamiać alkoholikowi, że jest chory i że z tego można sie leczyć - ale może też wpychać go w poczucie winy, mówiąc mu, że popełnia grzech, albo przeciwnie: nazbyt wielkodusznie go rozgrzeszając.


Czy księża mogą pomóc żonie alkoholika?


* Mogą przede wszystkim nie szkodzić. Sam słyszałem, jak w świątyni wypełnionej po brzegi kobietami ksiądz grzmiał: ,,Wy same powinnyście sie uderzyć w piersi i zapytać, czy wasi mężowie nie piją przez was, bo dajecie im za mało miłości i serca". Nie można pogłębiać poczucia winy u członków rodzin alkoholików. Tym ludziom trzeba dodać siły, tak by potrafili zarazem być blisko alkoholika, a jednocześnie odmawiać ponoszenia konsekwencji jego picia. To niełatwe zadanie. Inna kluczowa osoba może być sędzia, prokurator lub policjant. Staje przed nim człowiek, który - powiedzmy włamał sie do sklepu, żeby ukraść flaszke, pobił kogoś po pijaku lub prowadził samochód po alkoholu. Mogą go po prostu ukarać, mogą go potraktować wyrozumiale, bo to biedny chory człowiek - ale mogą tez powiedzieć mu: ,,Masz wybór. Albo poniesiesz kare, albo będziesz się leczyć i wtedy kara zostanie złagodzona lub warunkowo zawieszona".

Jednak przymusowe leczenie nie jest skuteczne.

* To, o czym mówię, nie jest przymusowym leczeniem. To przymus dokonania wyboru: albo będe ponosił konsekwencje picia, albo pójdę sie leczyć. To sie sprawdziło. W USA w ostatnich latach policjanci drogówki jak żadna inna grupa zawodowa przyczynili się do wzrostu liczby członków wspólnoty AA. Jeszcze jedna taka grupa są lekarze pierwszego kontaktu. Przecież kasy chorych płaca grube miliony za leczenie chorób będących konsekwencja alkoholizmu. Większość uzależnionych skarży się na bezsenność, pocenie się, kłopoty z oddawaniem moczu i mnóstwo innych dolegliwości. Lekarze lecza ich z tego, a nie zadają im podstawowego pytania: ile alkoholu pan (lub pani) pije? Kolejna grupa: strażnicy i wychowawcy więzienni. Połowa więźniów i ponad 80% recydywistów to ludzie uzależnieni, którzy popełnili przestępstwo dlatego, ze są uzależnieni. Nie mówię, że nie należy ich karać. Jednak należy dać im możliwość wyleczenia. I faktycznie, prawie w każdym polskim wiezieniu jest dziś grupa AA, realizowane są programy terapeutyczne. Pod tym względem Polska stanowi światowa czołówke.

Leczenie alkoholików często kojarzy sie z tzw. odwykiem, który istniał w Polsce już trzydzieści lat temu.


* Wtedy ,,odwyk" sprowadzał sie do doraźnego usunięcia drugorzędnych skutków picia
alkoholu. Alkoholik od czasu do czasu ma organizm tak zatruty, że wymaga oczyszczenia - może to zrobić sam, przerywając picie, może tez np. przyjąć kroplówkę. Dawniej uważano, że to właśnie jest leczenie. Kończyło się ono zaszyciem esperalu. Potem pacjent wychodził ze szpitala i miał po prostu ,,trzymać sie", nie pić. Jednak większość piła po esperalu , a niektórzy nawet go sobie wydłubywali. Alkoholizm bowiem nie jest fizycznym zatruciem organizmu, lecz choroba ciała, duszy, emocji, zachowań i paru jeszcze innych dziedzin życia. Polega na tym, że chory nie radzi sobie z normalnymi problemami życiowymi bez alkoholu. Na początku alkohol mu służy. Człowiek, który nie potrafi inaczej uporać się z nieśmiałością, strachem, stresem, poczuciem krzywdy, które nosi w sobie od dzieciństwa, czy z jakimkolwiek innym przeżyciem - sięga po alkohol. To mu pomaga. Zaczyna wiec to lekarstwo przyjmować w coraz większych dawkach i stopniowo ,,wrasta" ono w cale jego życie. Dzisiejsza terapia uczy radzić sobie z tym samymi problemami w inny sposób. Najpierw trzeba odizolować chorego od jego dotychczasowego środowiska i wpoić mu inne nawyki - bo alkoholik ma nawyk reagowania piciem na wszystko, co sie zdarza w jego życiu. Ma problem - sięga po flaszke, spotyka go coś dobrego - sięga po flaszke. Dlatego wspólnota AA jest tak fantastyczną propozycją. Wystarczy wyrobić w chorym nawyk: idź nie do knajpy, lecz na mityng i pogadaj o tym z ludźmi takimi jak ty. Drugim elementem leczenia jest zmiana myślenia. Myślenie alkoholika jest chore na alkoholizm, opiera sie na rozbudowanym systemie iluzji, zaprzeczeń, racjonalizacji, litowania sie nad sobą, obwiniania innych. To wszystko trzeba przebudować. I wreszcie, trzeba przebudować sposób odczuwania i uzewnętrzniania uczuć. Terapia ma pomoc alkoholikowi rozpocząć przebudowę całego życia. Tę przebudowę chory kontynuuje np. we wspólnocie Anonimowych Alkoholików. Leczenie dzisiaj to coś zupełnie innego niż ,,odwyk" sprzed trzydziestu lat. Dużo zmieniło sie nawet w ostatnim dziesięcioleciu. Jeszcze niedawno pacjent był kontrolowany i surowo oceniany przez innych członków grupy terapeutycznej. Dzisiaj wiadomo, że człowiek oskarżany i potępiany zaczyna sie bronić i taka terapia jest mniej skuteczna.

Czy inteligent z Warszawy łatwiej wyjdzie z uzależnienia niż robotnik niewykwalifikowany spod Słupska?

* Inteligent ma gorzej, bo struktura zaprzeczeń i iluzji w umyśle, którą należy podczas terapii przełamać, jest tak rozwinięta jak ten umysł. Mówiąc inaczej: alkoholizm jest tak inteligentny jak człowiek, który na niego cierpi. Najtrudniej jest pomoc lekarzom, prawnikom i księżom. Lekarzom - a już zwłaszcza psychiatrom - wydaje się, że wszystko wiedzą lepiej niż terapeuci. Prawnicy potrafią uzasadnić sobie każdą tezę, bo tego ich uczono na studiach. A księża maja chyba wyjątkowo silny mechanizm zaprzeczania, bo czuja lek przed podważeniem autorytetu Kościoła. Natomiast prosty człowiek, który trafia na leczenie - a trafia dlatego, ze już nie może żyć tak dalej, jak żył - szuka prostych rozwiązań i nie filozofuje. Ale z drugiej strony inteligentowi z Warszawy o tyle jest łatwiej, ze w wielkich miastach wiedzą o sposobach radzenia sobie z uzależnieniem jest powszechniejsza. W Warszawie w ciągu tygodnia odbywa sie sto sześćdziesiąt mityngów AA. Natomiast zanim robotnik spod Słupska dowie się, że jest coś takiego jak AA i w końcu dotrze na mityng - minie dużo czasu. I wreszcie człowiek bez wykształcenia - a już zwłaszcza mieszkający w okolicach, gdzie trudno o prace - jest po terapii bardziej narażony na frustracje, na stres - a te zawsze grożą nawrotem choroby. Inteligentowi z Warszawy łatwiej o satysfakcjonującą prace i takie zagospodarowanie życia, które da mu poczucie sensu i psychicznej równowagi. Najtrudniej jest uzależnionym chłopom. AA nigdy nie było skutecznym środkiem na wiejski alkoholizm. Długo nie moglem zrozumieć, dlaczego. Wytłumaczył mi to dopiero Lech Wałęsa. Objaśniłem mu kiedyś, na czym polega AA, a on odrzekł, że to nie zadziała we wsi, do której jeździ na wakacje. Bo tam wszyscy po pracy siadają na ławeczkach i pija samogon, który codziennie stawia ktoś inny - taki jest tam po prostu sposób życia. Olśniło mnie: AA pomaga, gdy alkoholizm rodzi problemy i człowiekowi z tymi problemami jest źle, więc chce coś w życiu zmienić. Jeśli jednak wszyscy codziennie upijają sie w trupa i nikt do nikogo nie ma pretensji, to żadne AA nie pomoże.

Jeśli alkohol jest normą - niewiele da sie zrobić?

* Myślę, że jedynym sposobem jest po prostu kapitalizm, który zmienia te normę. Gołym okiem widać, że od dziesięciu lat coraz mniej jest na ulicach pijanych. Na terapie trafiają coraz młodsi ludzie. Kilkanaście lat temu przeciętny pacjent miał powyżej czterdziestu lat, dziś ma niespełna trzydziestkę. To znaczy, że nie trzeba już upaść tak nisko jak kiedyś, żeby dostrzec konieczność leczenia.

A co sie dzieje w środowiskach, które niegdyś piły ,,zawodowo"?

* Tu, obok mojego domu, od dwóch lat buduje sie osiedle i ani razu nie widziałem pijanego robotnika. Przecież dawniej każdy z nich byłby raz w tygodniu uwalony i jego koledzy oraz szefowie by to tolerowali. Na tym polegała ich ,,solidarność", by wykiwać państwowego pracodawce. A dziś trzech trzeźwych nie chce pracować za czwartego pijanego. Prywatny pracodawca też na to nie pozwoli. Niestety, za często po prostu wyrzuci pijącego z pracy, a za rzadko da jeszcze szanse pod warunkiem podjęcia leczenia. Społeczna tolerancja dla picia radykalnie sie zmniejszyła.

Jeśli ktoś ma kwalifikacje, może sprzedawać swój czas pracodawcy. Godziny spędzone na piciu łatwo dają sie przeliczyć na stracone złotówki.

* Oczywiście. Są jednak ludzie, którzy nie są w stanie sprzedać swojego czasu, np. bezrobotni pracownicy dawnych PGR-ów. Poza tym w PRL młody człowiek w żaden sposób nie był w stanie zarobić np. na samochód, nie mówiąc już o własnym domu czy mieszkaniu. Mógł pić, mógł nie pić - nie miało to żadnego znaczenia. Społeczeństwo konsumpcyjne może się nam nie podobać, ale jednak daje ono alternatywę: możesz albo pić, albo mieć to czy tamto. Olbrzymi wpływ ma dostępność mieszkań, u nas jeszcze niewielka. Młodzi ludzie, którzy dostają mieszkanie, staja przed wyborem: dwie flaszki czy nowa lampa? W moim pokoleniu małżeństwa mieszkały kątem u rodziców i pomysł, żeby kupować coś do domu nikomu nie przychodził do głowy. I wreszcie powiem coś, z czym może nie zgodzić się wiele osób zaangażowanych w profilaktykę antyalkoholowa: duże znaczenie ma fakt, ze wódka jest w ostatnich latach wypierana w Polsce przez piwo. Oczywiście dla osoby już uzależnionej nie ma to znaczenia. Alkoholik nie może pić ani wódki, ani piwa, ani wina. Jednak w procesie stawania sie alkoholikiem nie bez znaczenia jest fakt, co człowiek pije. Choć także towarzyskie picie piwa czy wina może przekształcić się w picie alkoholiczne, w wypadku wódki zagrożenie jest o wiele większe. Nie dotyczy to jednak osób młodych. Jestem za rygorystycznym przestrzeganiem zakazu sprzedawania jakiegokolwiek alkoholu osobom niepełnoletnim. W wieku trzynastu, czternastu lat człowiek uczy sie radzić sobie z różnymi wyzwaniami. Wtedy najłatwiej jest nauczyć się, że najskuteczniejszą odpowiedzią na te wyzwania jest alkohol. W wielu stanach USA na początku lat siedemdziesiątych - a wiec w czasach najbardziej liberalnych, gdy znoszono kare śmierci itd. - podniesiono wiek uprawniający do nabycia alkoholu z osiemnastu do dwudziestu jeden lat. Moja żona, która pracuje w ośrodku terapeutycznym, mówi, że do wyjątków należą pacjenci, którzy zaczeli pić po dwudziestym pierwszym roku życia. Niemal wszyscy alkoholicy zaczynali właśnie mając kilkanaście lat - najpierw piwo czy wino, a potem wódke.

Do wyjątków, o których mówisz, często należą kobiety. Czym się różni mechanizm alkoholizmu kobiecego od męskiego?

* Po pierwsze, inna jest fizjologia organizmu kobiety. Kobieta np. upiją się mniejszą dawką alkoholu i szybciej sie uzależnią. Ważniejsze są jednak przyczyny kulturowe. Mężczyźni zaczynają pić wcześniej, bo w naszej kulturze papieros, alkohol i seks często są traktowane jako dowód dorosłości i męskości. Picie alkoholu przez mężczyzn jest wiec społecznie akceptowane. Kobiety zwykle nie demonstrują swej dojrzałości w ten sposób. Natomiast wiele z nich przeżywa silny stres w późniejszym wieku, bardzo często w chwili, gdy odchowane dzieci opuszczają dom. I wtedy zaczynają pić. Przez lata uważano, ze alkoholizm jest choroba męską. Nawet E. Jelinek - pierwszy uczony, który w latach czterdziestych określił go mianem choroby - był przekonany, ze kobity nie chorują na nią i badaniami objął tylko mężczyzn. To przekonanie pokutuje do dziś. Kiedy w alkoholiku mężczyźnie dostrzeżono już osobę chorą, kobieta alkoholiczka wciąż jeszcze uchodziła po prostu za istotę godną pogardy. Dlatego chora kobieta ma o wiele większe wyrzuty sumienia. Kobiety znacznie częściej upijają się samotnie i po kryjomu - i maja mniej okazji do skonfrontowania ze światem zewnętrznym, a tym samym później do nich dociera, że są chore i wymagają leczenia.

A gdy już trafią na leczenie?

* Maja gorzej. Przecież im większy jest ciężar wyrzutów sumienia i pogardy dla siebie, tym trudniej osobie chorej odbudować poczucie własnej wartości - a to jest warunek udanej terapii. Po drugie, leczący sie mężczyzna najczęściej jest otaczany uznaniem najbliższych, którzy traktują go z wyrozumiałością i starają sie wesprzeć. Natomiast od powracającej z terapii kobiety otoczenie często wymaga, by wreszcie wzięła sie do roboty, zaczęła normalnie prac, gotować, prowadzić dom. Dopiero jak to wszystko ,,odwali", ewentualnie będzie mieć czas na zajęcie sie sobą. O ile oczywiście nie zostanie sama. Bo leczące sie kobiety częściej są porzucane niż leczący sie mężczyźni.

To ciekawe, że sama zmiana systemu politycznego i gospodarczego wywarła tak duży wpływ na charakter alkoholizmu w Polsce. Znamienne jest też, że wasza Komisja Edukacji w Dziedzinie Alkoholizmu działa przy Fundacji Batorego, której celem jest pomaganie w budowie nowoczesnego, otwartego społeczeństwa.

Od początku uważałem, że proces wychodzenia z alkoholizmu i proces wychodzenia z komunizmu są bardzo podobne. I komunizm, i alkoholizm to stan, w którym jednostka nie bierze odpowiedzialności za swoje życie i może winić innych za to, co się z nią dzieje. Homo sovieticus obwinia ,,Onych", a alkoholik wszystkich i wszystko dookoła - żone, rodziców, dzieci, złego szefa itd. I w jednym , i w drugim wypadku warunkiem wyzdrowienia jest zobaczenie rzeczywistości taką, jaka ona jest, zrobienie rachunku sumienia i wzięcie w swoje ręce odpowiedzialności za własny los. To nie tylko metafora. Nie jest w końcu przypadkiem, że w państwach komunistycznych alkoholizm był stylem życia.

Wzięcie odpowiedzialności oznacza też ponoszenie kosztów. W wielu polskich ośrodkach terapia jest bezpłatna. Ja sam nic nie płaciłem.

* Mam mieszane uczucia. Leczenie jest chyba skuteczniejsze, gdy pacjent musi za nie zapłacić. Można to oczywiście rozłożyć na raty albo stworzyć system tanich kredytów. Ja przez dwa lata spłacałem koszty terapii, którą przeszedłem w USA. Jeśli ktoś dostał coś za darmo to nie ma tak silnej motywacji, żeby tego nie stracić. Łatwiej mu napić się znowu z myślą, że w razie czego pójdzie na terapie jeszcze raz. Oburza mnie natomiast, że prywatne, płatne usługi odtruwania są masowo reklamowane w dziale ogłoszeń każdej gazety - często jako ,,leczenie alkoholizmu". To zwykle oszustwo!

Jak się zorientować, gdzie warto iść po pomoc, a gdzie nie? Gdzie ma szukać fachowej porady np. żona czy matka alkoholika?

* Może zadzwonić do punktu kontaktowego AA lub Al-Anon, tj. wspólnoty członków rodzin alkoholików. Tam sie dowie, gdzie i kiedy odbywają się spotkania. Jeśli sie wybierze na takie spotkanie, szybko sie dowie, co ma robić dalej.

Skąd zdobyć numer telefonu takiego punktu kontaktowego?

* Z pobliskiej poradni odwykowej. Albo z rubryki Telefony Zaufania w dowolnej gazecie.



Z prof. Wiktorem Osiatyńskim

Rozmawiał Wojciech Maziarski

żródło: dodatek do Rzeczypospolitej "Wysokie Obcasy"

Typowe błędy w myśleniu - zniekształcenia poznawcze



Myślenie „wszystko albo nic” – widzisz wszystko jako czarne lub białe. Jeżeli to, co robisz, okazuje się nie całkiem perfekcyjne, postrzegasz siebie jako kompletnego nieudacznika. Myślenie „wszystko albo nic ” jest podstawą perfekcjonizmu. Sprawia, że boimy się popełnienia jakiegokolwiek błędu, niedoskonałości, ponieważ wtedy w naszych wyobrażeniach będziemy postrzegani jako ludzie gorsi i bezwartościowi. Oczywiście taki sposób widzenia siebie ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. W życiu rzadko bywa, że coś jest albo białe, albo czarne

Nadmierne uogólnianie – postrzegasz pojedyncze negatywne wydarzenie jako niekończący się wzorzec porażki. Wyciągasz arbitralne wnioski, ze coś co przydarzyło ci się raz będzie powtarzać się bez końca.

Czarne okulary (selektywne abstrahowanie) - wybierasz jeden negatywny szczegół i skupiasz się wyłącznie na nim, tak że w końcu obraz rzeczywistości jest zaciemniony. Tak jak kropla atramentu zaciemnia szklankę wody. Na podstawie jednego faktu wyciągasz wniosek, że wszystko jest do niczego.

Tendencyjny wybór faktów - odrzucasz pozytywne wydarzenia upierając się, że się „nie liczą” z tego czy innego powodu. W ten sposób możesz utrzymywać negatywne przekonania, którego nie są w stanie obalić całkowicie przeciwne codzienne doświadczenia. Tendencyjny wybór faktów jest jedną z najbardziej destrukcyjnych zniekształceń poznawczych. Przypominasz wtedy naukowca, który z zadziwiającym uporem próbuje udowodnić swoją hipotezę. Bez względu na to, co mówią fakty. Hipotezą dominującą jest często przekonanie, że „do niczego się nie nadaję”. Z drugiej strony, gdy spotyka cię coś pozytywnego, przypisujesz to szczęśliwemu trafowi, losowi itp.

Nieuzasadnione wnioski - dokonujesz negatywnych interpretacji, mimo że nie ma w twoim polu widzenia faktów, które by przekonująco wspierały wyciągnięte wnioski
- czytanie w myślach: wyciągasz arbitralny wniosek, że ktoś reaguje na ciebie negatywnie i nie sprawdzasz go
- błąd jasnowidza: spodziewasz się, że wszystko potoczy się źle, jesteś wręcz przekonany że to co przewidujesz, jest już zaistniałym faktem. Tak jakbyś posiadał kryształową kulę, która przewiduje tylko negatywne wydarzenia.

Myślenie katastroficzne i bagatelizowanie - nadajesz zbyt duże znaczenie różnym rzeczom (takim jak twoje własne potknięcia lub czyjeś osiągnięcia) lub umniejszasz to, co się wydarzyło, aby nic nie wydawało się znaczące (twoje pożądane cechy lub niedoskonałości innych ludzi).To zniekształcenie zwane jest również sztuczką z lornetką.

Rozumowanie emocjonalne - zakładasz, że twoje negatywne emocje zawsze i wszędzie odzwierciedlają to, jak rzeczy przedstawiają się w rzeczywistości: „tak czuję, a zatem tak musi być”. „Czuję się kretynem, a więc jestem kretynem”, „czuję się przytłoczony, czuję się beznadziejnie, a więc moje problemy są nie do rozwiązania”.

Stwierdzenia typu „powinienem”, „powinno się” „muszę”, „trzeba” - próbujesz zmotywować się za pomocą tego, co się powinno, a czego się nie powinno robić. Jak gdyby człowiek był przyciśnięty do muru, zanim cokolwiek zrobi. Te wszystkie „powinienem i trzeba” są czynnikami pogłębiającymi poczucie winy. Kiedy takie stwierdzenia kieruje się ku innym, czuje się wtedy gniew, frustrację i niechęć. Wyrażenia tego typu na co dzień generują dużo niepotrzebnych zawirowań emocjonalnych. Kiedy realia twoich zachowań nie pasują do twoich standardów i oczekiwań, to te wszystkie „powinienem” stają się źródłem niechęci do samego siebie, poczucia wstydu i winy. Kiedy zaś inni nie spełniają twoich perfekcyjnych oczekiwań, przeżywasz niechęć i rozczarowanie w stosunku do nich.

Etykietowanie - jest to doprowadzona do ostateczności forma nadmiernego uogólniania. Zamiast powiedzieć, na czym polega twój błąd, nadajesz sobie negatywną etykietę: „jestem życiowym nieudacznikiem” Założeniem, które stoi za tą iluzją jest „miarą człowieka są błędy, które popełnia”. Operowanie etykietami jest nie tylko autodestrukcyjne, ale także irracjonalne. Nie można przecież stawiać znaku równości pomiędzy tym, jakim ktoś jest i co robi w danej chwili. Kiedy czyjeś zachowanie cię irytuje, nadajesz tej osobie negatywną etykietę „to cholerny złośliwiec”. Błędne etykietowanie polega między innymi na opisywaniu jakiegoś wydarzenia za pomocą słów nadmiernie nasyconych emocjonalnie.

Ksobność - postrzegasz siebie jako źródło i przyczynę negatywnych zdarzeń zewnętrznych, z którymi masz niewiele wspólnego i za które tak naprawdę wcale nie jesteś odpowiedzialny.

Lekceważenie lub pomijanie pozytywnych informacji - Nie opierając sie na żadnych rozsądnych przesłankach,
mówimy sobie, że pozytywne doświadczenia, uczynki lub cechy się nie liczą.

Uzasadnienie emocjonalne - Myślimy, że cos musi być prawdą, gdyż mocno to "czujemy" (a tak naprawde wierzymy)
Lekceważymy lub pomijamy dowody przeciwne.

Wyolbrzymianie / Umniejszanie - Oceniając siebie, inne osoby czy sytuacje, nie opieramy sie na rozsądnych przesłankach, lecz wyolbrzymiamy negatywne aspekty i/lub umniejszamy pozytywne.

Filtr mentalny - (zwany również selektywna uwagą)
Niepotrzebnie skupiamy się na jednym negatywnym szczególe, zamiast uwzgledniac pełny obraz.

Czytanie w myślach - Uważamy, że wiemy, co myślą inni. Nie bierzemy pod uwage innych bardziej prawdopodobnych możliwości.

Personalizacja - Wierzymy, że jesteśmy powodem negatywnych zachowań innych osób. Nie bierzemy pod uwagę bardziej prawdopodobnych powodów ich zachowań.

Myślenie jedno torowe: "efekt lornetki" - Widzimy jedynie negatywne aspekty sytuacji.

Przez ciemne zwierciadło / A Scanner Darkly




"Przez ciemne zwierciadło", ekranizacja jednej z najważniejszych powieści Philipa K. Dicka, to drugi film, w którym Richard Linklater zdecydował się wykorzystać technikę animacji rotoskopowej. Pierwszy, "Życie świadome", nieco mnie rozczarował. Miałem wrażenie, że reżyser niezbyt fortunnie dobrał środki wyrazu. Pulsujące kontury, formy już to udające rzeczywistość, już to płynące w kierunku nadawanym przez wyobraźnię - wszystko to fascynowało, ale jednocześnie nie mogłem pozbyć się natrętnej myśli, że oglądam sztukę dla sztuki. Kolejne postacie z życia publicznego, przyjaciele reżysera, aktorzy, intelektualiści dzielili się na ekranie swoimi poglądami na życie. Po cóż był potrzebny ten barokowy naddatek, żmudne opracowywanie materiału za pomocą rotoskopii, czyli obrysowywania konturów sfilmowanych wcześniej przedmiotów i postaci? Czy nie można było zrezygnować z czasochłonnej postprodukcji i dać widzom skromny, "gadany" film w rodzaju "Przed wschodem słońca"?

W przypadku "Przez ciemne zwierciadło" nie miałem żadnych wątpliwości - animacja pasuje do tej historii jak ulał. Bob Arctor jest agentem tropiącym handlarzy narkotyków, który nie do końca zdaje sobie sprawę, że sam uzależnił się od zaburzającej świadomość substancji D. Wykonując obowiązki służbowe Bob nosi osobliwy strój maskujący, jednak nie tylko on jeden skrywa swoje prawdziwe oblicze. Mało tego - Arctor tak naprawdę nie wie, jakie jest owo prawdziwe oblicze i czy w ogóle istnieje. Nieustannie towarzyszy mu niepewność co do własnej tożsamości, a otaczający go przyjaciele, sami pogubieni i dręczeni rozmaitymi obsesjami, nie są zbytnio pomocni. Animacja rotoskopowa sprawdziła się tutaj znakomicie. Dodatkowo podkreśla umowność ekranowej rzeczywistości sprawiając, że wątpliwości bohaterów co do jej prawdziwego kształtu udzielają się również widzowi.

Film Linklatera, podobnie jak książki Dicka, uwodzi absurdalnym humorem, ale w gruncie rzeczy jest rozpaczliwym wołaniem o pomoc. Reżyser i pisarz ukazują świat pozbawiony jakichkolwiek pewników. Ludzie zgłaszający zastrzeżenia pod adresem zastanej rzeczywistości są w nim nieuchronnie spychani na margines, izolowani lub po prostu niszczeni. Literacki pierwowzór czerpał z dusznej atmosfery Ameryki czasów Nixona, co Dick podkreśla w wywiadzie nagranym w 1977 roku i włączonym do zamieszczonego na płycie dokumentu o realizacji filmu. Z książki wyłania się kraj, w którym nawet najbardziej groteskowe podejrzenia wobec władz nie uchodziły za nieuzasadnione. Linklater sugeruje, że jego wersja rozgrywa się współcześnie, jednak nie robi tego nachalnie. Jego bohaterowie nie wygłaszają natchnionych tyrad przeciwko Bushowi, ale na przykład w scenie spotkania Arctora z lokalnym stowarzyszeniem dowiadujemy się, że prowadzona jest wojna ze wszystkimi krajami, które zezwalają na uprawianie rośliny służącej do wyrobu substancji D.

Finał tej przewrotnej mistyfikacji, karkołomnej gry pozorów, nie przyniesie oczyszczenia, lecz jedynie nowe pytania. "Przez ciemne zwierciadło" nie jest dziełem łatwym w odbiorze. Przy obieraniu rzeczywistości z kolejnych warstw oczy zaczynają szczypać tak, jakbyśmy nie tyle oglądali film, ile trzymali w dłoniach dorodną główkę cebuli. Aktorzy okazują się być idealnymi wspólnikami reżysera w dręczeniu widzów. Wciągają ich w pułapkę potoczystym dialogiem, który momentami zamienia się wręcz w słowotok. Odgrywają zbieraninę dziwaków z wyraźnym upodobaniem. Kiedy zorientujemy się, że nie mamy do czynienia z absurdalną, surrealistyczną komedią, jest już za późno. Przeszliśmy na drugą stronę ciemnego zwierciadła, zaś drogi powrotnej nie widać.

Link do filmu pisz lapetekpl @ gmail.com

Dlaczego warto przystąpić do struktur intergrupy


Wspólnota Anonimowych Alkoholików to coś więcej niż jedna grupa.

Dobrowolne zrzeszenie kilku grup, na ogół działających w sąsiedztwie to intergrupa.
Oczywiście każda grupa nazywająca siebie grupą AA może działać poza strukturami całej Wspólnoty. Bo kto jej tego zabroni?
Tylko że taka izolacja może doprowadzić do błędnych interpretacji programu Wspólnoty, a zwłaszcza błędów w rozumieniu i realizacji 12-tu Tradycji AA.
Grupie jest łatwiej się rozwijać i łatwiej przestrzegać zasad całej Wspólnoty, jeśli ma poprzez swoich przedstawicieli bieżący, regularny kontakt z intergrupą, regionem, służbą krajową AA.

Intergrupa niesie posłanie AA sposobami przekraczającymi możliwości pojedynczych grup, organizuje kolportaż literatury, dociera do więzień, szpitali, aptek, współpracuje z lecznictwem przeciwalkoholowym itp.

Jak przekonać grupę, że warto?
Poddać taki pomysł grupie pod głosowanie.
Niech sumienie grupy w głosowaniu rozstrzygnie, czy chce ona działać w strukturach Wspólnoty, czy w oderwaniu od tych struktur.

Wiadomo że przeszkodą są pieniądze, tzn. oddanie ich (60-20-10-10)

Czyją własnością są pieniądze po wrzuceniu ich do kapelusza??
grupy ?? skarbnika może ?? czy też zarządzającego grupą??

To są pieniądze wspólnoty AA i AA wspaniałomyślnie pozwala grupie zostawić sobie 60 % tej kasy a resztę sugeruje przeznaczyć: 20 na intergrupę, 10 na region i 10 na służby krajowe. Te pieniądze nie są przejadane, drukuje się za nie literaturę, utrzymuje w każdym regionie punkt info- kontaktowy itp
Bywa że grupa nie uczestniczy w strukturach a potem robi wielki raban bo nie została ujęta w ogólnopolskim czy lokalnym spisie grup, nie docierają do niej informacje z "centrali". (rzecznik grupy coś ważnego przespał?)

Wypowiedzi typu:
- dlaczego ktoś za moje pieniądze ma sobie jeździć na spotkania?
- przystąpmy do intergrupy ale nie dawajmy naszych pieniędzy
- co będą nam narzucać jak mamy działać
świadczą w/g mnie o bojaźni przed prawidłowym działaniem wspólnoty (zamknąć się jak ślimak w skorupie)
Sami sobie, tylko dla siebie to czysty egoizm i to są objawy nie trzeźwiejącego alkoholika.

Rockefeller powiedział kiedyś że pieniądze zepsują AA i miał racje.
Chcemy być trzeźwymi(czy abstynentami?) ale nie zgadzamy się na niesienie posłania bo..pieniądze nam przeszkadzają.
Wszystko opieramy o kasę.
"Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jakie koszty ponosi AA w Polsce: płacimy po 1 USD za każdą grupę AA w Polsce do GSO, utrzymujemy się głównie z literatury – a nie z kapelusza, n/p AA z Wielkiej Brytanii opłaca koszty wszystkich wizyt przyjaciół za naszej wschodnie granicy." (ze spotkania Intergrupy Wschód)

a dużo by o tym można

Z ulotki wydanej przez BSK:
" kiedy wrzucasz pieniądze do kapelusza wspierasz swoją grupę AA i AA na całym świecie. swym wsparciem przyczyniasz się do tego, że:
- możemy korzystać z profesjonalnie wydanej literatury AA
-AA mogą się spotykać i opłacać wykorzystywane lokale
- działają telefony kontaktowe
-więźniowie otrzymują literaturę AA
-możemy organizować spotkania z profesjonalistami i sympatykami AA
-służba jest dostępna dla każdego AA
-twój głos jest słyszalny na całym świecie poprzez uczestnictwo naszych delegatów w spotkaniach międzynarodowych"

Karta Konferencji Region Dolnośląski AA

Intergrupa AA Kresy

Karta Intergrupy AA Kociewie

„INTERGRUPA”- w jakim celu grupy powołują Intergrupę. MITYNG 01/139/2009


-----------------------------
Z biuletynu AA:

Po co nam intergrupa?????????


Parę lat temu przyszedłem do wspólnoty AA, trafiłem na grupę przy ośrodku terapii, zaakceptowałem ją taką jaka była.
Po kilku mityngach pomyslałem ze dobrze by było zobaczyć jak to wygląda na innych grupach w mieście. Tam dopiero spotkałem ludzi z wieloletnia , ugruntowana abstynencją, czy trzeźwoscią jak kto woli. Dzis z perspektywy lat oceniam że była to dobra decyzja- iść miasto, nie kisić się wśród nowicjuszy z terapii.Chyba dopiero widząc ludzi ze "stażem" UWIERZYŁEM że ja też mogę.Długo, długo trwało zanim pierwszy raz usłyszałem o intergrupie. Co to za twór, po co??? - eh, pewnie jakaś władza, zarządcy jacyś po prostu jacyś ONI. Nie interesuje mnie to.

I tak sobie chodziłem na mityngi, będąc "konsumentem" nic z siebie nie dając. Potem był żlot regionu w Sarbinowie w 2004 i znowu skonsumowałem coś co jacyś ONi przygotowali. Na mityngach słyszałem jak ktoś byl na intergrupie i mówi że gdziś grupa zmieniła miejsce pobytu, któras inna organizuje swoją rocznicę, jest potrzebny człowiek do dyżurowania w punkcie informacyjnym, ktos literaturę rozprowadza. Jakies ciało nadrzędne tym zarządza ale przecież w AA nikt nie rządzi- wątpliwości, watpliwości. to rządzi czy nie rządzi w końcu???
Na spotkanie intergrupy trafiłem przypadkiem i z dużymi oporami. Nic nie rozumiałem z tego co tam gadali- ale oszołomy, aktywiści, ze też im sie chce.
Wracając do domu dotarło do mnie, że jednak są te oszołomy potrzebne choćby po to bym wiedział gdzie się mityngi odbywają. miałem w portfelu taka karteczkę ze spisem grup i pod spodem małymi literkami: sporządzil Wiesiek.
Na następne spotkanie intergrupy jechałem już z ciekawoscią i z myslą : a może i ja się na cos przydam???
Przydałem się.

to tyle o sobie, teraz o intergrupie - co to jest co robi.
Intergrupa "Fala" bo tak się nazywa skupia przedstawicieli grup z okolic Szczecina, kilku kilkunastu -różnie z frekwencją bywa.
Podobnie jak grupa AA ma Fala swoje służby:
- prowadzący-rzecznik intergrupy
-skarbnik
- sekretarz
-kolporter literatury
-przedstawiciel d/s kontaktów z mediami
- pelnomocnik punktu kontaktowego
-łącznik z internetem
nie są to jakieś figury, tylko jedni z nas alkoholików z kilkuletnią abstynencją, przeważnie "zahartowani" w służbach na grupie.
Spotkania intergrupy służą głównie wymianie informacji: co słychać w grupach, gdzie i jak niesiemy posłanie AA, informowaniem o terminach i miejscach wydarzeń aowskich. ale też ich organizacją.wysłuchujemy wniosków od grup
Na spotkaniach zgłaszamy kandydatów do służby w regionie, rozpatrujemy potrzebę wysłania delegata na spotkania na szczeblu krajowym.
Wszystkie wnioski są głosowane i z uwagą wysłuchiwane są głosy sprzeciwu.
Ze spotkania sporządzane jest sprawozdanie.
Spotykałem się z zarzutami że intergrupa przejada powierzone jej wpłaty grup.
Powiem tyle że nie ma nic za darmo dzisiaj, wysłanie delegata do Warszawy- kosztuje, druk ulotek i plakatów- kosztuje utrzymanie punktu kontaktowego- kosztuje i dużo innych wydatków.Skarbnik sporządza dokładny wykaz wpływów i wydatkow, dostępny do wglądu dla każdego AA.

Myślę że rozwiałem trochę wątpliwości, odpowiedziałem na niektóre pytania.
Niedowiarków zapraszam na spotkanie intergrupy.
Służba jest dostępna dla każdego AA.


Pozdrawiam Jurek



Z biuletynu AA

„INTERGRUPA”- w jakim celu grupy powołują Intergrupę.




Warsztaty odbyły się 8 listopada 2008 w Punkcie Informacyjno-Kontaktowym, Brazylijska 10 g. 15.00.

Warsztaty prowadził Maciek. Wzięło w nich udział 15 uczestników.

Warsztaty rozpoczęto modlitwą oraz odczytaniem fragmentu książki „DWANAŚCIE KROKÓW i DWANAŚCIE TRADYCJI”

„Wszyscy nasi reprezentanci powinni kierować się duchem służby, bo prawdziwi przywódcy w AA są jedynie zaufanymi i doświadczonymi sługami całej wspólnoty. Ich stanowiska nie dają żadnej władzy; oni nami nie rządzą. Warunkiem ich przydatności jest powszechny szacunek.”

Zespół ds.. literatury przygotował szereg tez i pytań, które ukierunkowały pracę.

W jakim celu grupy AA powołują Intergrupę? (główny cel, obszar działania Intergrupy, zasady przynależności grup)

Spotkania Intergrupy ( ich przebieg, tematyka, kto w nich winien uczestniczyć, przestrzeganie Tradycji, wnioski i sposób głosowania)

Służby w Intrgrupie ( jakie są ich główne zadania)

Przepływ informacji i współdziałanie: Grupa – INTERGRUPA – Region

Inwentura Intergrupy ( Twoje doświadczenia w tym zakresie)

Inne spostrzeżenia

Jako pierwszy zabrał głos Jurek Na warsztacie poświęconym służbie mandatariusza ktoś zadał pytanie – po co ta Intergrupa? Zastanowiłem się i dostrzegłem, że gdyby nie Intergrupa i struktury do niej podobne nigdy nie dowiedziałbym się np. o istnieniu grupy AA w Akron.

Robert. Jestem tutaj bo właśnie jako przedstawiciel grupy Kotwica ze Skierniewic pracuję nad utworzeniem Intergupy. Grupy sąsiednie są uczestnikami Intergupy łódzkiej Centrum. Niestety Intergrupa jest sporo oddalona od grup z okolicy Skierniewic i powoli te grupy zatracają kontakt z innymi strukturami AA. Zanika służba mandatariusza. Brak jest wymiany doświadczeń. Właśnie dla ułatwienia przepływu informacji powstał pomysł utworzenia nowej Intergupy dla grup z naszego regionu. Ułatwi to pracę na niej, odrodzi służbę mandatariusza, ułatwi kolportaż literatury. Ułatwi także niesienie posłania np. w zakładach karnych i na „detoksie” w okolicy.

Mariusz. Intergrupa utrzymuje łączność z innymi grupami. Niesienie posłania np. do zakładów karnych przez jedną grupę jest bardzo trudne. Nawet z powodów czysto technicznych i finansowych. Intergrupa Sawa płaci za literaturę dla alkoholików z zakładów karnych, którymi się opiekuje. Tak jak Region systematyzuje pracę Intergrup, tak Intergrupa wspiera i usprawnia prace grup AA.

Piotr. We wspólnocie najpierw podjąłem się drobnych służb. W Intergrupie mogę nieść posłane na wyższym poziomie, w szerszym zakresie. Intergrupa wspiera swoim działaniem słabsze grupy. Spośród wszystkich grup pracujących w Intergrupie wybiera się np. osoby dyżurujące w PIK. Jedna grupa nie byłaby w stanie poradzić sobie z zapewnieniem ciągłości dyżurów.

Adam. Właśnie na tych warsztatach dowiedziałem się, że to grupy tworzą Intergrupy a nie Intergrupy inicjują powstanie grup. Właśnie w czasie pracy w Intergrupie pojąłem wielkość AA. Brałem udział w konferencji Regionu. Poznałem nowych ludzi i więcej dowiedziałem się o AA. I właśnie od tego momentu zacząłem nieść posłanie. Zacząłem też odzywać się na mityngach. Poczułem siłę wspólnoty. Zaprosiłem do pracy w Intergrupie Skarbnika swojej grupy. Zyskałem dzięki temu wsparcie drugiego alkoholika na grupie, gdy chciałem przeprowadzić inwenturę i rzecznik grupy próbował mi w tym przeszkodzić.

Alunia. Intergrupa, Region - to do niedawna były obce mi określenia. Przez wiele lat grupa była dla mnie jedynie „zsypem” nieszczęść , a w Intergrupie zorientowałam się, że AA to nie tylko osobiste trzeźwienie. W Intergrupie dowiedziałam się o innych celach AA. Udział w Intergrupie pokazał mi cel i zasadność niesienia posłania grupa-grupie, Intergrupa - Intergrupie. Inergrupa wypracowuje zasady stosowania Tradycji AA, daje możliwość komunikacji na większym obszarze niż grupa. Udział w Intergupie daje poczucie przynależności do AA w większym zasięgu niż województwo, kraj.

Mariusz- Pierwotnie moja grupa Luna wydawała mi się najważniejsza. Obecnie widzę, że wszystkie grupy są ważne. Najistotniejszy jest przepływ informacji między grupami. To właśnie Intergrupa zapewnia komunikację w AA. Moja Intergrupa - Mokotów określiła swoje zadania poprzez przeprowadzenie Inwentury. Pomysł jej przeprowadzenia powstał przy okazji omawiana w Intergrupie Tradycji AA oraz przy okazji planowania warsztatów dotyczących inwentury grupy AA. Wtedy też Intergrupa powzięła decyzję o przeprowadzeniu inwentury Intergrupy. Postanowiliśmy wspierać Zespół ds. Zakładów Karnych w formie finansowej poprzez zakup literatury. Odkryliśmy, że część zadań określonych jako zadania Intergrupy to są w zasadzie zadania grup AA. Od tej chwili mówię, że nie ja, mandatariusz ale grupa jest członkiem Intergrupy. Kiedyś wykonywałem zadania sam teraz angażuję także innych do pracy. Uważam, że w spotkaniach Intergrupy powinni brać udział mandatariusze i inni członkowie wspólnoty.

Andrzej. Mam właśnie objąć służbę i jestem wprowadzany w pracę przez obecnego mandatariusza. Na spotkania Intergrupy powinni być zapraszani także członkowie innych służb. Intergupa przekazuje informacje z AA z grup do Regionu i z Regionu na grupy. Intergrupa powinna organizować warsztaty przybliżające alkoholikom pracę w służbach.

Maciek. Uważam, że w pracach Intergrupy powinni brać udział wszyscy uczestnicy grup AA. Niestety wielu członków AA uważa, że na spotkaniach Intergrupy……. je się ciastka i miło spędza czas.

Robert. Rozesłałem przed tym warsztatem SMS do przyjaciół z informacją o ich terminie. Niestety przyszły jedynie 2 osoby. Kiedyś usłyszałam, że Intergrupa to „super grupa”. Wiem obecnie, że nie ma grup lepszych i gorszych. Struktura AA skonstruowana jest „w poziomie”. To sumienie grupy wybiera Intergrupę do której grupa chce należeć. Grupa z Zakopanego może na leżeć do Intergrupy w Gdańsku. Każdy alkoholik może uczestniczyć w pracach Intergrupy ale rozumiem, że jedynie mandatariusze mogą głosować, bo tylko on mają mandat do reprezentowania grupy. Odkąd zacząłem pracować w Intergrupie zauważyłem, że istnieją także inne grupy AA poza moją.

Leszek. Intergrupy powstały w wyniku konieczności . Na pierwsze kongresy przyjeżdżało po 700 mandatariuszy. Jak mieli się oni wypowiedzieć? Im więcej było uczestników kongresu tym więcej było pomysłów Wtedy powstała idea uporządkowania tego chaosu. Zaistniała potrzeba znalezienia mądrości „ogólnej”. By działać dla wspólnego celu trzeba ukierunkować alkoholików jak kompanię wojska. Potrzebny jest także przepływ informacji między grupami. Poza tym nie każdego alkoholika zaspakaja jedynie praca w grupie AA. Intergrupa zaczyna formowanie wspólnego działania alkoholików. Pokazuje, że można nieść posłanie poprzez organizację warsztatów. W Intergrupie , gdy musi się porozumieć 40 osób powstaje konieczność stosowania Tradycji w życiu. Praca w Intergrupie uczy osiągać wspólne cele. Współpraca w Intergrupie, Regionie pokazała mi, że można uformować wspólny cel poprzez szerokie konsultacje, w grupach, Intergrupach i w Regionie.

Maniek. Intergrupa załatwia te sprawy, których grupa nie jest w stanie załatwić sama. Na ostatnim spotkaniu Intergrupy WARS omawialiśmy kwestię dyżuru telefonicznego w PIK w dniu 24 grudnia - w Wigilię. Obawiałem się, czy zgłosi się ktoś do pełnienia dyżuru w ten wieczór. Intergrupa dokonała tego, czego nie mogłaby dokonać jedna grupa. Chętny do pełnienia dyżuru znalazł się bez problemu. Nie można nikogo zmuszać do pracy w Intergrupie. 15 lat temu byłem zdegustowany pierwszą wizytą na jej spotkaniu. Wtedy nie byłem gotowy do tej formy pełnienia służby. Nadal jest dla mnie najważniejsza grupa AA ale bez wsparcia Intergrupy nie mogłaby ona działać. Wiem, że muszę uwierzyć w działanie Intergrupy AA, to z Intergrupy wychodzą informacje dla dziesiątek grup, setek alkoholików. Dzięki jakości pracy mandatariuszy możliwe jest przekazywanie ich dalej. Intergrupa zapewnia wymianę doświadczeń. Wierzę w działanie grupy AA ale doświadczenie czerpię z prac Intergrupy. Ważne jest przekazywanie informacji między Intergrupami. Korzystam z doświadczeń innych Intergrup. Też początkowo myślałem, że Intergrupy powstały z podziału jednej wielkiej Intergrupy. Wiem teraz , że jest inaczej. Ważne jest dla mnie, że biorę udział w tym warsztacie, gdyż pogłębiam w ten sposób moją wiedzę na temat wspólnoty AA i jej funkcjonowania.

Lech. Wiem, że w Warszawie działa około 200 mityngów, czyli w AA uczestniczy około 2000-3000 osób. W Radzie Regionu pracuje jedynie ok. 50 osób. Czyli proporcjonalnie bardzo mało. Intergrupa ma obowiązek mieć swoich reprezentantów w zespołach Regionu. Jeżeli Intergrupa podupada należałoby ją przyłączyć do innej Intergrupy. Tak jak należy likwidować małe 2-3 osobowe grupy AA i przyłączać się do większych grup.

Andrzej. Na grupie dzielimy się doświadczeniem, siłą i nadzieją. W Intergrupie biorą udział mandatariusze. Pełniłem wszystkie możliwe służby. Nauczyłem się tego na dobrze zorganizowanej grupie. Kłótnie są normą w AA. W końcu jednak z chaosu powstaje ład jak przy tworzeniu świata przez Boga. Najważniejsze jest, że w końcu pracując sami poznajemy siebie i uczymy się.

Andrzej. Intergrupa skupia potencjał ludzki i finansowy. Intergrupa to także jedna z form grupy. To ona niesie posłanie na „detoksach”, w zakładach karnych. Praca w Intergrupie jak każda inna służba rozwija bezinteresowność, dyscyplinę, pracowitość. Pokazuje czy mam chęć do działania, czy mam do tego predyspozycje. Polskie Intergrupy nie są ani lepsze ani gorsze od Intergrup w innych krajach. Podobnie działają one także w USA.

Warsztaty zakończyliśmy odmówieniem wspólnie „Modlitwy o pogodę ducha”.

Alunia

Trzeźwy alkoholik?




Zajmuje się Ksiądz diecezjalnym
duszpasterstwem trzeźwości. Czy może nam Ksiądz opowiedzieć jak do
tego doszło?





W 1993 r., w grudniu, biskup mnie tu
przysłał i okazało się, że koncepcja naszego biskupa kaliskiego była
taka, żeby w diecezji stworzyć ośrodek, w którym byłoby duszpasterstwo
trzeźwości promieniujące na całą diecezję. A ponieważ biskup wiedział,
że akurat jestem "fachowcem od problemów alkoholowych" to
dlatego przysłał mnie tutaj do tego domu. Budynek był w stanie
surowym zamkniętym, tzn. znajdowały się okna i drzwi i gdzieniegdzie
podłogi. Należało ten dom zagospodarować. Pierwotnie miał to być
dom katechetyczny, a kiedy katecheza wróciła do szkoły, ten dom stał
pusty i parafianie kowalewscy z księdzem poprzednikiem nie mieli
pomysłu na wykorzystanie tego domu. Pomysłów było wiele, ale jak to
młodzież mówi, żaden nie wypalił. W maju 1994 r. po paru miesiącach
pobytu, ja, ludziom mniej więcej, zdradziłem tajemnicę, co bym chciał
w tym domu zrobić. Zostało to zaakceptowane przez parafian i 8 września
1994r. biskup przyjechał i poświęcił ten diecezjalny ośrodek
duszpasterstwa trzeźwości. Tak to było.




Mówił ksiądz, że jest fachowcem od
tego problemu, jak to rozumieć?




No, bo moja fachowość zaczęła się od
tego, że sam przez ten problem przeszedłem i że sam jestem
trzeźwiejącym wciąż i do końca życia alkoholikiem, który przez ten
problem przeszedł. Dlatego uważam, że jestem fachowcem, bo nikt lepiej
na tym się nie zna jak trzeźwiejący alkoholik.





Dlaczego nazywa Ksiądz siebie wciąż
"trzeźwiejącym alkoholikiem", skoro już od kilku lat Ksiądz nie pije?




Dlatego, że alkoholizm, albo inaczej
zespół zależności alkoholowej jest chorobą, którą ma się do końca
życia. Nie można się z niej wyleczyć, można tylko zatrzymać proces
chorobowy. Są na to sposoby, by swój alkoholizm przeżywać na trzeźwo.
Rozumiecie to, czy nie? Widzę, że nie bardzo.





Przyznam, że nie rozumiem, bardzo to
zagmatwane. Przecież jeśli już nie piję, i nie sięgam po alkohol, to
jak mogę mówić o sobie, że jestem alkoholikiem?




Cukrzyca to choroba do końca życia. Jak
już się ją ma, to się ma ją do końca życia. Jak się nazywa człowiek
chory na cukrzycę? - cukrzyk. Jak się nazywa człowiek chory na
alkoholizm? - alkoholik. Tak jak się ma cukrzyce do końca życia, tak
się ma alkoholizm do końca życia. Dlatego ja zawsze będę alkoholikiem,
ale trzeźwym. Różnica między mną, a alkoholikiem, który jest w
aktywnym stadium choroby jest ta że on pił dzisiaj, a ja nie piłem.
Ale jestem takim samym alkoholikiem jak on i dzieli mnie od niego
tylko jeden kieliszek i będę tak samo w rynsztoku jak on. To jest taka
choroba, takie ma reguły. Czyli jeżeli się jest alkoholikiem to jest
się alkoholikiem do końca życia. Można tę chorobę przeżywać na trzeźwo
i tak ja to robię. Dlatego mówię i zawsze będę to mówił do końca
życia, że jestem alkoholikiem, trzeźwym alkoholikiem. Gdyby to była
taka choroba, z której można by było się wyleczyć to nie miał bym
powodu do mówienia, że jestem alkoholikiem. A ponieważ tej choroby nie
idzie wy- leczyć tylko idzie ją zatrzymać i zacząć ją na trzeźwo
przeżywać dlatego jest się alkoholikiem do końca życia. I gdybym ja na
chwilę zapomniał, że jestem alkoholikiem to ... albo jeszcze gorzej.




Czy w ogóle istnieje potrzeba mówienia
o alkoholizmie w Polsce?





O mój Boże. Istnieje potrzeba i to
ogromna. Bardzo często problemy związane z używaniem alkoholu i
płynącymi z tego powodu szkodami są zawężane do właśnie problemu
alkoholowego. Jeśli idzie o alkoholizm to w Polsce jest od 2 do 5%
ludzi alkoholików, którzy mają problem z alkoholem i którzy mają
chorobę w sobie, którzy są zdiagnozowani jako alkoholicy. A my mówiąc
o problemach związanych z alkoholem, używając przeróżnych nazw typu
pijaństwo, alkoholizm, nadużywanie, nałóg, mamy tylko i wyłącznie na
myśli tych ludzi, którzy mają ten chorobowy problem; i jeszcze wśród
tych najłatwiej nam jest ten problem sprowadzać do takiej szufladki
która się nazywa ci fioletowi od denaturatu, ci którzy leżą na ławce w
parku, to ci których policja zwija po awanturze domowej. To jest u nas
problem alkoholowy. Nieprawda! Polska mapa problemów alkoholowych jest
ogromna, tak jak w każdym innym społeczeństwie, bo nie ma
społeczeństwa które nie pije alkoholu. Natomiast my mamy bardzo
specyficzny sposób picia alkoholu, specyficznej subkultury wokół picia
alkoholu i dlatego nasze szkody w stosunku do innych krajów zachodnich
są większe. My ponosimy większe szkody na tej polskiej mapie problemów
alkoholowych niż na przykład amerykanie, chociaż nie ma się co
licytować. Oni mają swoje problemy z tym że umieją sobie lepiej radzić
od nas. My jesteśmy na początku drogi, sensownego radzenia sobie z
tymi problemami. I na tej polskiej mapie problemów alkoholowych pięć
takich krain się wyróżnia; to jest taki obraz, który ma przybliżyć
jakby problem, jest na przykład taka kraina, która nazywa się
alkoholicy, u których picie alkoholu powoduje szkody i ludzie
nadużywający alkoholu, którzy nie są zdiagnozowani jako alkoholicy.
Powiedzieli byśmy pijacy, którzy dużo piją, często piją i to jest
pierwsza potężna kraina, to jest około 5 mln. ludzi w Polsce nadużywa
alkoholu mówiąc ogólnie. I teraz druga kraina ich rodziny. Bo to nie
jest tak, że alkohol spijany przez alkoholika nie ma na nikogo wpływu.
To ma wpływ na jego rodzinę. To jest cała druga wielka kraina. To są
znowu miliony ludzi. Tak że się oblicza, że jeżeli jest 5 mln. ludzi
pijących problemowo, a każdy żyje w rodzinie, to razy 4, jest 20 mln.,
połowa Polski, która jest w otoczeniu bezpośrednim szkód wynikających
z picia i nadużywania alkoholu. A to ma wpływ na ich myślenie,
działanie i odczuwanie. Czyli ma wpływ na wszystko co najważniejsze w
życiu, na cały system wartości, reakcji. I dlatego mówi się o tak
zwanym pijanym myśleniu, pijanym odczuwaniu w Polsce, pijanym
działaniu. Przykłady mogą być ze współczesności, to jest takie typowe,
że my działamy na skrajnych emocjach. Jak jest wojna to my się
sprawdzamy na wszystkich frontach świata, a jak przyjdzie w Ojczyźnie
coś w pokoju budować, coś robić permanentnie, to jest źle, to my od
razu robimy komitety, dyrektorów, sześciu kierowników zaczynamy się
kłócić, napadać na siebie, kto jest prawdziwy, kto nie jest prawdziwy,
etykiety sobie nakładać, to jest chore, to jest zupełnie chore. Nie
umiemy być normalni, nie umiemy być w środku. Kiedy my się zrywamy?
Kiedy jesteśmy na dnie, kiedy jesteśmy rozebrani jako kraj kiedy nie
istniejemy. Wtedy potrafimy wykrzesać z siebie wszystko, robić
fantastyczne powstania, zadziwiać ludzi, tak jak w 80 roku, no i co
mamy teraz po tym 80 roku, mamy to samo polskie piekiełko.




Czy istnieje jakaś różnica między tymi
co nadużywają alkoholu, a alkoholikami?





Alkoholik to już jest zdiagnozowany,
człowiek, u którego fachowcy rozpoznają zespół zależności alkoholowej,
numer statystyczny choroby F102 według nowej klasyfikacji. Poprzednia
klasyfikacja nr 303 (światowa organizacja zdrowia kłania się, 1953r.
rejestracja tej choroby). Natomiast człowiek nadużywający, to jest
człowiek, który jest już na jakimś etapie alkoholizmu, ale ani on sam,
ani nikt inny diagnozy nie postawił, nie chcąc, lub nie umiejąc
odczytać jasnych objawów alkoholizmu. Dalej, człowiek nadużywający, to
jest również ten, który może pić, może to przynosić szkody w jego
życiu, ale który panuje nad swoim piciem i nie ma tych objawów
uzależnienia, które ma alkoholik zdiagnozowany z takimi klinicznymi
objawami.




Jakie są objawy alkoholizmu?




Wyróżnia się pięć modeli alkoholizmu.
Nazwane są greckimi literami: alfa, beta, gamma, delta. Najczęściej
spotykany w Polsce to model gamma polegający na dużej tolerancji na
alkohol. Ktoś mówi "ja mam ale łeb', "mogę dużo", "jestem dobry bo
mogę dużo wypić", "z kim tu wypić, już wszyscy leżą". To jest
prawdopodobnie sygnał zbliżającego się uzależnienia. Potem przychodzi
taki moment, że ten mocny łeb się kończy i zaczynają szkodzić dwa
kieliszki, albo małe piwo, i zaczynają się ciągi pijackie. Zaczyna się
to w ten sposób, że alkoholik na drugi dzień mówi, że on leczy kaca. A
to jest po prostu zespół odstawienia czyli zespół odstawienny, po
prostu jest to głód alkoholowy. Ponieważ mechanizm choroby się
uruchomił, a na drugi dzień alkohol został odstawiony, wtedy on
potrzebuje kolejnej dawki alkoholu. W Polsce popularnie się mówi, że
on leczy kaca. Nieprawda! Są ludzie, którzy na drugi dzień po dużym
piciu na słowo alkohol, czy zapach alkoholu mówiąc brzydko rzygają,
albo lecą do toalety. A są tacy, którzy mimo to łykają alkohol. To
jest dowód, że u tych ludzi jest już uaktywniony mechanizm choroby
alkoholowej. Potem pojawiają się ciągi, najpierw dwa dni pije, potem
trzy dni, potem cztery, pięć, siedem, dziesięć dni. Pojawiają się
wtedy kilkunastodniowe ciągi, wtedy wszystko jest w życiu alkoholika
skoncentrowane na piciu. Wtedy nic się nie liczy. Nie liczy się żona,
nie liczą się dzieci, nie liczą się inne sprawy. Liczy się tylko
kolejna porcja alkoholu. Ponieważ on jest w takim momencie choroby. To
nieprawda, że alkoholicy wtedy przestają kochać żonę, dzieci, robią
komuś na złość. On jest po prostu chorym człowiekiem, który w tym
momencie jest w ciągu picia. To jest uruchomiony system choroby, on
nie odpowiada, nie jest możliwe zatrzymanie sensowne, logiczne tego.
Ludzie mu mówią przestań, to jest nielogiczne dla niego. On dopiero
gdy wyjdzie, gdy ciąg się kończy, gdy wyczerpany jest fizycznie, już
nie może przełknąć kolejnej porcji alkoholu. No i potem pojawiają się
jeszcze takie palimpsesty pamięciowe czyli luki w pamięci, czyli
mówiąc popularnie, film się urywa. Może się urwać film w ten sposób,
że na drugi dzień pyta: "co się ze mną stało jak wpadłem pod stół, nic
nie pamiętam". To mógł być facet, który się mocno napił i zatruł
organizm, tak że mózg nie wytrzymał. Natomiast alkoholika można poznać
po tym, że on ma luki pamięciowe wyrywkowo, że na pozór się zachowuje
wtedy normalnie, tańczy, bawi się, podpisuje kontrakty, z
zagranicznymi kontrahentami, jak jest właścicielem wielkiej firmy, a
na drugi dzień pyta się sekretarki "pani Zosiu podpisaliśmy ten
kontrakt z tymi Holendrami, czy nie?", "podpisaliśmy panie
dyrektorze", "acha, nic nie pamiętam". A on podpisywał, normalnie się
zachowywał jechał do domu sam samochodem, wszystko na drugi dzień jest
"biała plama". O i to są alkoholicy. To są takie typowe kliniczne
objawy, takiego typowego modelu gamma alkoholizmu. Najczęściej
spotykanego w Polsce.





Jaki istnieje sposób wyjścia z tego
problemu?




W tej chwili w Polsce jest już bardzo
dobrze zorganizowany system pomocy, istnieją różnego rodzaju poradnie
odwykowe, i poradnie leczenia uzależnień. Właściwie są dwa systemy
leczenia. Jeden to jest w systemie zamkniętym, to są np. w naszym
województwie kaliskim, taka dobra my to mówimy popularnie odwykówa,
ale to taki ośrodek leczenia, w Sokołówce koło Kalisza. I takich
ośrodków, monitorowanych przez Państwową Agencję Rozwiązywania
Problemów Alkoholowych jest kilkadziesiąt, mówi się o tzw. sieci
wiodących ośrodków. I o ile była przez parę lat sieć A, w tej chwili
tworzy się już sieć B, czyli drugich następnych ośrodków. Te z sieci A
ciągną jakby te następne i tam jest robiony taki amerykański model
leczenia alkoholizmu, który się nazywa Minnesota. Został ze Stanów
Zjednoczonych przywieziony. I ten sam model w systemie zamkniętym jest
realizowany w systemie otwartym, ambulatoryjnym, że alkoholik nie jest
zamykany, czy nie zamyka się sam, nie zgadza się na odizolowanie,
chociaż to jest bardzo dobre w tej chorobie bo ma on duży komfort w
koncentracji do pracy nad sobą w grupie indywidualnie z terapeutami.
Jest taki drugi system, ambulatoryjny np. w Ostrowie Wlkp. na
Kościuszki 14, świetny ośrodek terapii uzależnień. Ale wszystkie te
ośrodki i zamknięte i otwarte w tzw. programie na wejście, który
alkoholik otrzymuje od terapeutów ośrodka mają wpisany absolutnie
konieczny kontakt z grupą AA (Anonimowych Alkoholików). Wszystkie te
systemy leczenia podprowadzają pod ruch Anonimowych Alkoholików,
chociaż do ruchu AA nie potrzeba trafiać przez poradnię, czy przez
leczenie, bo do takiej grupy AA można przyjść dobrowolnie, każdy może
przyjść. U nas w poniedziałki o 19.00.Dla alkoholików są mityngi. Ruch
AA wypracował sobie grupy rodzinne dla żon alkoholików Al - Anon,
grupy Alateen (czytaj Al - Atin) dla dzieci alkoholików i dla
dorosłych dzieci alkoholików grupy DD. Tak że ten ruch jest
wielowarstwowy, ponieważ alkoholizm jest chorobą rodziny dlatego też
AA się dopracowało grup, w których ludzie żyjący z alkoholikiem w
bliskości, rodziny najczęściej, otrzymują taki alternatywny program
dla siebie. Rodziny nie przychodzą po to, żeby wyleczyć swojego
alkoholika, one przychodzą same się leczyć. W cudzysłowie, to jest
brzydkie słowo tu leczyć, bo tu właściwie raczej chodzi o taki
alternatywny program. W puste miejsce po tych chorych zachowaniach
trzeba wstawić coś co będzie konkurencyjne dla tych chorych zachowań,
i to tak samo jak u alkoholika, tak samo u rodzin alkoholika i jego
bliskich.





źródło: http://www.alpha.pl/

Jestem ksiądz, alkoholik


-- Czy przeszedł Ksiądz
piekło w swoim życiu z powodu picia ?





-- Patrząc na to z dystansu 18 lat nie
użyłbym takiego ostrego słowa. Powiedziałbym raczej, że przeszedłem
ogromne, dojmujące cierpienie. Cierpienie polegające na tym, że w
pewnym okresie życia nie potrafiłem kontrolować swojego picia. To
powodowało, że w sferze duchowej i psychicznej bardzo źle się czułem.
Dzisiaj wiem, że trzeba to nazwać uzależnieniem, ale wtedy tego tak
nie nazywałem. To było dojmujące cierpienie w momentach, kiedy
człowiek nie chciał pić, a nagle budził się czy raczej otrząsał po
pięciu czy sześciu dniach ciągu alkoholowego i zdawał sobie sprawę z
tego, co się z nim stało. Albo nie zdawał sobie sprawy, bo mówiąc
popularnie "film mu się urwał". To było straszliwe cierpienie, gdy
widziałem, że kolejny raz nie mogę sobie z tym poradzić. Gdy to
zestawiałem ze swoim życiem człowieka wierzącego, chrześcijanina,
katolika i człowieka Kościoła -- kapłana, to rzeczywiście powodowało,
że najczęściej ponownie miałem ochotę się napić. To był taki zamknięty
krąg.




-- Jak długo Ksiądz pił
?




-- Intensywny rozwój choroby, kiedy
zaczęła ona już przechodzić z etapu krytycznego w przewlekły, trwał u
mnie sześć lat. Gdy patrzę z perspektywy czasu i mojej obecnej wiedzy
na temat alkoholizmu, widzę że predyspozycje do choroby alkoholowej
miałem już w latach szczenięcych. Wielu chłopaków już wtedy próbuje
alkoholu, spija kieliszki po imieninach. Alkohol za mnie coś robił,
lepiej się czułem, lepiej grałem w zespole muzycznym. Jak graliśmy na
"five" czyli zabawie, ciągnęliśmy wino za kulisami, a mnie się
wydawało, że granie i śpiewanie lepiej wychodziło.





-- Czy podobnie było w
okresie kapłańskim? Czy ludzie "pomagali", bo przecież wiadomo, że
nieraz częstują alkoholem księdza chodzącego "po kolędzie" ?





-- Często jest tak, że koniak chowamy
specjalnie na kolędę, żeby uczcić to ważne spotkanie. Francuski koniak
w tamtych czasach, w latach siedemdziesiątych to był rarytas. I do
tego ta subkultura zachowań i przekonanie, że wszyscy w Polsce piją.
Niepijący jest postrzegany jak jakiś kosmita.  Więc nie jest
żadnym zgorszeniem, że ksiądz wypija kieliszek czy dwa. Ale w mieście,
w bloku, na jedną trasę kolędową było 20 albo 30 mieszkań i niemal w
każdym ktoś czekał z kieliszkiem. Można sobie wyobrazić, czym to się
kończyło.





I często zaczynał się ciąg. Bo taki
rasowy alkoholik nie pije codziennie. On pije ciągami: jak zacznie
pić, to pije przez parę dni. Ponieważ jest to samobójczy sposób picia,
więc on musi przerwać to picie na jakiś czas, żeby "odsapnąć" i
umotywować się: "oto teraz nie piję, to znaczy, że nie jestem
alkoholikiem". Funkcjonuje mit, że alkoholik pije codziennie, więc
jeżeli ja piję raz w miesiącu przez 3-4 dni, to wydaje mi się, że nie
jestem alkoholikiem.




Nie piłem więc codziennie i nawet nie
upijałem się bardzo często. Potrafiłem nie pić miesiąc albo półtora,
bo leżałem krzyżem w kościele i błagałem Pana Boga, żeby to odjął ode
mnie. Nie wiedziałem, że istnieje dla mnie coś bardziej
niebezpiecznego niż codzienne picie, co się nazywa "mechanizmem
pierwszego kieliszka". To jest choroba.





Nauka stwierdziła, że to jest choroba,
która się będzie rozwijała w momencie, kiedy nastąpi spotkanie
alkoholu z tym wszystkim, co jest wewnątrz człowieka. Są trzy elementy
zespołu zależności alkoholowej -- psychologiczny, biologiczny i
społeczny. Dodałbym jeszcze bardzo ważny element: duchowy. Każdy
alkoholik ma zaburzoną sferę wartości i relacji, ma chorą duchowość,
nie religijność, bo to są dwie różne rzeczy. Alkohol okazuje się dla
niego lekarstwem na tę chorą duchowość, np. poprzez budowanie
sztucznych relacji z innymi, kumplostwo przy kieliszku. Tak naprawdę
to nie jest to żadna przyjaźń. To jest chore i to działa w dwie
strony. Bo jeżeli ktoś ma te predyspozycje i zaczyna pić, picie
"nakręca" ten mechanizm, następuje rozwój choroby i tworzy się
zamknięty krąg.




-- Jak sobie Ksiądz z
tym problemem poradził?




-- U nas w AA mówimy, że trzeba dosięgnąć
"dna". Dla każdego będzie ono czym innym: dla jednego rynsztok, dla
innego degradacja społeczna, dla jakiegoś ojca mogą to być wystraszone
oczy dziecka, gdy nagle zobaczy, że ono się go panicznie boi, nawet
gdy jest trzeźwy.





Po sześciu latach kapłaństwa doszedłem do
tego, że miałem kilkudniowe ciągi. Nie chcąc gorszyć parafian -- byłem
wikariuszem pod Poznaniem w małym miasteczku - wyjeżdżałem z parafii.
Ale kiedyś jako ksiądz błogosławiący związek małżeński zostałem
poproszony na wesele. I na tym weselu upiłem się, musiano mnie
wyprowadzić, bo podobno awanturowałem się.




Przychodzi taki moment w człowieku --
myślę, że to jest łaską Boga -- że człowiek nie chce tak dalej żyć,
wie, że musi coś z tym zrobić. Wtedy, w kwietniu 1980 roku tak właśnie
czułem: że mam tego dosyć. Wiedziałem, że zrobię wszystko, że nie będę
stawiał warunków typu: "Panie Boże, naucz mnie pić w sposób
kontrolowany". Poszedłem do lekarza w miejscowości, gdzie byłem
wikariuszem. Powiedziałem: "panie doktorze, niech mi pan da takie
tabletki i jak pójdę gdzieś w towarzystwie to sobie te tabletki łyknę
i będzie dobrze". A on -- doświadczony, mądry doktor powiedział: nie
tędy droga. Dał mi adres do Poradni Odwykowej przy ul. Strzeleckiej w
Poznaniu.





Bardzo trudno było mi tam wejść. Kiedy
zobaczyłem tablicę z tym napisem, pomyślałem sobie, że do poradni
odwykowej chodzą tacy z twarzami fioletowymi od denaturatu,
alkoholicy, tacy jak mój dziadek, którego pamiętam jak przez mgłę.
Kilka razy zawracałem, aż w końcu udało mi się tam wskoczyć ukradkiem,
bo wydawało mi się, że nikt mnie nie widzi. Tam, pierwszy raz u pani
psycholog Marii Matuszewskiej usłyszałem po opowiedzeniu co się ze mną
dzieje, że jestem alkoholikiem. Pamiętam, że powiedziałem wtedy:
"Proszę Pani, jeżeli Pani, pracując tu tyle lat z alkoholikami mówi,
że jestem alkoholikiem, to jestem. Tylko co ja mam z tym zrobić?"
Poradziła mi, żeby iść do grupy Anonimowych Alkoholików. I znowu byłem
skonsternowany, bo nie wiedziałem, co to jest: czy oni anonimowo piją,
bo przecież skoro nazywają się alkoholicy, to piją.




Pani psycholog opowiedziała mi o ruchu AA.
No i 30 kwietnia 1980 r. znalazłem się na pierwszym mityngu
Anonimowych Alkoholików w Poznaniu, grupy AA "Eleusis". Ponieważ
przyjechałem wcześniej, poszedłem do generalnej spowiedzi ze swego
"pijanego" życia. To była łaska Boża, to świadczyło o tym, że
poszedłem "na całość" i już nie kombinowałem. Chciałem być czysty i
mieć ze wszystkimi jakby "pozałatwiane". Uważam, że spowiedź pomogła
mi bardzo i ten mityng "złapałem" od razu. Wracając samochodem do domu
po tym pierwszym mityngu w moim życiu wiedziałem, że to było to, czego
potrzebowałem. To jest fantastyczne uczucie: szukać czegoś i znaleźć
to miejsce, to bezpieczne terytorium, gdzie człowiek czuje i wie, że
to jest to, czego szuka.




-- Słyszałem, że ksiądz
przyznał się publicznie swoim parafianom do tego. Co dało księdzu to
oczyszczenie ?





-- To nie było oczyszczenie, to było
podyktowane sytuacją. Wiedziałem, że zyskując trzeźwość, muszę ją
oddać, bo tak jest u nas w AA. Jeżeli jako duszpasterz widzę, że w co
trzecim mieszkaniu w parafii mężczyźni mają wstępne objawy choroby
alkoholowej, wiem, że najlepiej im pomogę, jeżeli zacznę od własnego
świadectwa. Drugi powód był taki, że wiedziałem, że u siebie w parafii
w Myjomicach będę miał księży z chorobą alkoholową.




Co więc miałem ludziom powiedzieć: że ci
księża chorują na kręgosłup, na wątrobę ? Chcąc poinformować parafian,
że będziemy mieli księży, którzy chorują na alkoholizm, musiałem
zacząć od siebie. Dlatego po dwóch latach duszpasterzowania w
Myjomicach stanąłem w kościele i powiedziałem o tym parafianom. Ale
nie dramatyzowałem na temat, jak to piłem, jak leżałem, jak się
wywracałem, bo to nie na tym polega.





 Powiedziałem natomiast, że
alkoholizm to jest choroba, na którą ja też cierpię i daję świadectwo
swojego otrzeźwienia. Potem to trzeba było zweryfikować swoją
trzeźwością. Znam księdza, który cały miesiąc czy półtora wchodził na
ambonę i mówił: "Wiecie, że jestem alkoholikiem, przebaczcie mi". Tak
też można! Jestem przekonany, że trzeba to weryfikować swoją
trzeźwością. Bez tego świadectwa uważam, że byłoby to nieuczciwe.




-- A jak ludzie zareagowali ?





-- Świetnie. Nie było w kościele żadnego
"he, he, he" ani niczego w tym rodzaju. Ludzie przyjęli to normalnie.
W Myjomicach powiedziałem o tym po dwóch latach, a na następnej
parafii w Kowalewie -- po dwóch miesiącach pobytu. Ludzie widzieli
kilka programów telewizyjnych z moim udziałem i byli już przygotowani
na tę informację.  Ja o tym mówiłem po latach trzeźwości: do
Kowalewa przyszedłem mając 13 lat trzeźwości.




 -- Ksiądz od 18
lat nie pije, a mówi, że jest alkoholikiem. Dlaczego ?




-- Dlatego, że ta choroba -- jak każda
choroba -- ma swoje reguły. Jedną z reguł zdrowego przeżywania tej
choroby jest uznanie swojej bezsilności wobec alkoholu. Kto jest
bezsilny wobec alkoholu ? Alkoholik. To jest ktoś, kto choruje na
chorobę alkoholową, dlatego nazywa się "alkoholik" a jego dieta polega
na tym, że nie pije alkoholu. To jest bogactwo ruchu AA : że my na
każdym mityngu zabierając głos mówimy: "Wiesław alkoholik". I ludzie
na otwartych mityngach są zaszokowani. Pytają: czemu wy tak
nieustannie to powtarzacie?





 -- Właśnie, czemu, przecież
jesteście ludźmi, którzy odnieśli wspaniałe zwycięstwo nad sobą ?




-- To zwycięstwo jest uwarunkowane tym,
czy ja nieustannie będę przypominał sobie, że jestem alkoholikiem.
Dlatego mówię: jestem alkoholik-ksiądz, a nie ksiądz-alkoholik.






Ilu miałem pacjentów księży, którzy
mówili: ksiądz-alkoholik. Na pozór co to za różnica, że ktoś powie
ksiądz-alkoholik czy alkoholik-ksiądz? Kolosalna różnica. Bo jeżeli
ktoś mówi ksiądz-alkoholik, to on ciągle będzie księdzem.




Alkoholizm u niego jest na drugim miejscu
jako coś wstydliwego, do czego trudno się przyznać, bo ktoś taki czuje
się moralnie wykolejony, bo dostaje nieustannie informacje od biskupa,
od innych kapłanów, że on jest taki "gorszy" ksiądz, "wykolejeniec",
że musi się nawrócić. Dlatego swój alkoholizm postrzega jako plamę na
życiorysie kapłańskim i na życiu Kościoła. To jest plama -- ty
skalałeś Kościół, ty jesteś sługą Kościoła i coś takiego robisz? I
przejść księdzu z tego ksiądz-alkoholik na alkoholik-ksiądz i uznać
swój stan jest bardzo trudno, bo wciąż postrzega go w kategoriach
moralnych.





A tu trzeba po prostu powiedzieć sobie:
"Jesteś chorym facetem. Wiechu-alkoholik jest chory, Zdzichu, Zbychu,
Bogdan. Dopiero potem gdzieś idzie twoje kapłaństwo, bo nie choruje
twoje kapłaństwo. Chorujesz ty, twoja osobowość, twoja psychika, twoje
ciało. Natomiast jeżeli ja będę mówił: ksiądz-alkoholik, to jakby było
chore kapłaństwo. To prawda, że na skutek alkoholizmu moje kapłaństwo
mogło być w niedorozwoju, było stłamszone.




Dzisiaj będąc trzeźwym człowiekiem wiem,
że swoje kapłaństwo i swoją służbę rozwijam. To jest prawda. Ale --
mówię to moim księżom podczas terapii -- nigdy nie jest tak, że ich
kapłaństwo jest chore.





Jeśli kolega ksiądz mi mówi: ty jesteś
wykolejeniec, szmata, to wali w moje kapłaństwo, a nie w moje
człowieczeństwo. A chore jest moje człowieczeństwo, z moją biologią, z
psychiką, ze wszystkim.

 




-- Jaki zasięg ma zjawisko alkoholizmu
wśród księży ?




-- Według najnowszych badań naukowych 20%
ludzi niezależnie od koloru skóry, narodowości, religii, wykonywanego
zawodu, wykształcenia nie ma umiejętności kontrolowania swojego picia,
nawet rodzi się z tą nieumiejętnością. A więc predyspozycje do choroby
alkoholowej ma 20% ludzi na świecie. Ten wskaźnik występują u
wszystkich: księży, lekarzy, dziennikarzy, prawników, robotników.





Te predyspozycje są w psychice, w ciele,
są uwarunkowania genetyczne. Z tych 20% w danym zawodzie nie wszyscy
muszą zapadać na tą chorobę. W Polsce jest 24 tys. księży, to znaczy
że ok. 4 tys. ma predyspozycje do choroby alkoholowej, a 2 tys. ma
problemy z alkoholem. Jeśli pozostałe 2 tys. zagrożonych dostanie
dobrą informację i profilaktykę, to nie wpadną w chorobę. Może ktoś
powiedzieć, że 2 tys. księży na 24 tys. to jest niewiele, a ja mówię
że to bardzo dużo. Zebrać ich razem to wyjdzie stan personalny dwóch
dużych diecezji. Nie można więc powiedzieć: to ksiądz-alkoholik,
wykolejeniec, trzeba go gdzieś schować, żeby nam tu nie robił kłopotu.
Trzeba się tym problemem zająć kompleksowo. Mówiliśmy o tym na forum
Komisji Trzeźwościowej Episkopatu. Często powtarzany jest mit, że
przyczyną alkoholizmu takiego czy innego księdza jest jego samotność
albo celibat.




Jest to totalna bzdura. Znam dziesiątki
księży, którzy mówią, iż celibat jest darem od Boga, ale też jest
darem, który ja daję Kościołowi, żeby być bardziej dyspozycyjnym, żeby
lepiej wykonywać swoją służbę. Myślę, że celibat dla zdrowego
mężczyzny jest cierpieniem, ofiarą. Nie znam księdza, który by skakał
z radości, że żyje w celibacie. Jeżeli ktoś się przesadnie dobrze
czuje w celibacie, niech idzie do lekarza i się przebada. Zdrowy
dojrzały mężczyzna, który rezygnuje z życia rodzinnego, małżeńskiego,
ma świadomość, że to go boli, łącznie z tym, że chciałby mieć syna,
zbudować dom, posadzić drzewo i zrobić parę innych rzeczy. Jeżeli ktoś
mi mówi, że to jest przyczyną alkoholizmu to jest to bzdura. Mam
księży na terapii i sam też wiem po sobie, że nie zacząłem pić z
powodu samotności. Zacząłem pić w sposób normalny jak wszyscy inni:
towarzysko, na odpuście, koniaczek z księżmi, na kolędzie. Nagle
zacząłem zauważać, że tego picia coraz bardziej potrzebuję, chciałem,


żeby dzień zaczynał się od końca, lecz jeszcze nie rozpoznawałem tych
sygnałów. Pracowałem solidnie w ciągu dnia jako prefekt, wikary, lecz
nie mogłem doczekać się wieczora. To był początek lat
siedemdziesiątych, gdy -- podobnie jak teraz -- alkohol był
wszechobecny. Gdy moja choroba zaczęła się rozwijać, przestałem ją
kontrolować. Wracając do domu śpiewałem sobie na ulicy, co się na
drugi dzień wydało, bo jakaś parafianka była w oknie i widziała jak
ksiądz wikary wracał i sobie podśpiewywał. I było wiadomo, że wikary
wraca pijany. Nie było nikogo, kto by mnie powstrzymał, powiedział, że
to są już objawy choroby.





-- Do niedawna to był
temat tabu, teraz dopiero się mówi,  że alkoholizm wśród księży
jest też problemem.




-- Dopóki będziemy chowali głowę w piasek
albo udawali, że nie ma tego problemu albo że jest on marginalny, nie
będzie to sprzyjać rzetelnemu jego rozwiązaniu. Musimy jako kapłani,
biskupi, teologowie uznać, że alkoholizm jest chorobą. Niektórzy
mówią, że ksiądz ulega alkoholizmowi z własnej winy, bo przecież ma
słowo Boże, sakramenty, swoje kapłaństwo, więc nie powinien sięgać po
kieliszek. Ale ja bez przerwy powtarzam że to sięganie po kieliszek
nie jest przecież złośliwe. Oni nie mówią: "ja się teraz upiję, bo
jestem alkoholikiem". Gdyby tak było, wtedy możemy dyskutować o winie
moralnej. Natomiast jeżeli człowiek nagle budzi się, trzęsie, wie, że
nie kontroluje swojego picia, to on jest po prostu chory.





Jest to zespół zależności alkoholowej i
może na niego zapaść każdy człowiek, który nie wiedząc o tym, ma do
tego predyspozycje. Jeżeli ktoś nie ma predyspozycji do alkoholizmu,
może pić i nigdy nie zostanie alkoholikiem. Wiem z doświadczeń
anonimowych alkoholików i swoich własnych, "że alkoholizmu nie idzie
trenować". Znam ludzi, którzy od samego początku piją w sposób
uzależniony i znam takich, którzy piją strasznie dużo i często, a mimo
to nie są alkoholikami.




-- Co się robi, aby
uratować 2 tysiące księży, którzy już piją ?





-- Mam u siebie w Kowalewie dla księży
Diecezjalny Ośrodek Duszpasterstwa Trzeźwości. Od 1994 roku przeszło
przez Kowalewo 20 księży, następnych 3 przyszło niedawno. Z tych 20
wszyscy wrócili do pracy w duszpasterstwie. Poszli na probostwa, mają
2-3 lata abstynencji są odzyskani.




Z mojej diecezji wiem o ks. Alojzym
Mendlikowskim, który współpracuje ze mną i który był w Kowalewie na
terapii. Jest też ks. Paweł Pawlicki z archidiecezji poznańskiej. 
Ci dwaj księża to ludzie z charyzmatem. Kiedy Pan Bóg coś daje, chce
aby to przekazać dla dobra innych. Ks. Paweł, ks. Ali i ja spotykamy
się z takimi zdaniami: " jak ksiądz tak śmiało może o tym mówić i tak
się publicznie spowiadać?" A co ja mam ukrywać, że dostałem łaskę od
Boga, że żyję?




-- Dlaczego jest to tak
wstydliwy problem ?





-- To wywodzi się z choroby alkoholowej.




W terapii są dwa bardzo ważne uczucia:
wstyd i poczucie winy. Wstyd to jest akceptacja swego defektu --
wszyscy patrzą, trzeba przełknąć ślinę, przełamać się i iść dalej,
żeby żyć. Wstyd trzeba zaakceptować. Alkoholik musi powiedzieć: tak,
jestem alkoholikiem, mam prawo się tego wstydzić, ale jest to choroba
i ja to przyjmuję, utożsamiam się z moja chorobą, idę do wspólnoty i
wiem, że wyzdrowieję. Poczucie winy, to jest coś najgorszego dla
alkoholika. Ktokolwiek chce pomóc alkoholikowi i zaczyna od wzbudzenia
w nim poczucia winy które jest u niego rozbudowane i rozdmuchiwane, to
przegrywa, nie pomoże mu. Więc jak biskup mówi do księdza, że jest on
gorszycielem, wykolejeńcem i za karę pójdzie do mamy, a jak się
wyleczy to damy mu pracę, jest to podejście najgorsze z możliwych.
Ksiądz taki doskonale wie, co się z nim dzieje, wie, że sobie z tym
nie radzi. Gdy wyjdzie od biskupa, to pójdzie się nachlać, nie ma
innego wyjścia, bo taki jest mechanizm choroby.





-- Co zalecałby ksiądz
spowiednikom? Często bywa, że nie traktują oni alkoholika jako
człowieka chorego.




-- Gdy do mnie przychodzi rasowy
alkoholik i zaczyna się spowiadać, zazwyczaj mówi, że nadużywa
alkoholu, bo to się tak enigmatyczne nazywa. Pytam: co to znaczy
nadużywałeś, upiłeś się, film ci się urwał ?  Po paru pytaniach
już wiem, czy mam do czynienia z alkoholikiem. Wtedy mówię mu: dobrze
się składa, albo miałeś pecha, bo trafiłeś na spowiednika, który też
jest alkoholikiem, tylko różnica między nami jest taka,  że dwa
tygodnie temu piłeś z czego się spowiadasz, a ja już 18 lat nie piję.
Mówię mu, że jest taka wspólnota AA, która mu pomoże. I tak naprawdę
nic więcej nie mogę zrobić.

Nie mogę się bawić w terapeutę w konfesjonale.





-- Jak Kościół mógłby
bardziej pomóc alkoholikom i rodzinom?




-- Jeśli chodzi o alkoholików i ich
rodziny każdy proboszcz, aby rozpocząć z nimi duszpasterstwo, musi
zacząć od dobrego przygotowania siebie.  Diecezja powinna zadbać,
żeby na konferencje rejonowe zapraszać fachowców, którzy przeszkolą
księży, powiedzą jakie są objawy choroby alkoholowej, jak należy
reagować w konkretnych przypadkach, jakich słów używać.





Nie wystarczy -- mówiąc trywialnie --
stuła i kropidło. To jest tak specyficzna choroba, że tu nie można
mieć własnych pomysłów. Ksiądz przeszkolony będzie wiedział, że gdy
przyjdą anonimowi alkoholicy z prośbą o salę na spotkania, ma ją im
udostępnić z pocałowaniem w rękę, a nie mówić: co, wy macie tu zamiar
pić?  Won mi stąd!




Dzisiaj w Polsce, przy tak dużym zasięgu
alkoholizmu, każda parafia powinna dać miejsce dobrej grupie AA, jeśli
tylko ma możliwość. AA nie łączy się z żadną konkretną religią i
chwała Bogu. Bo alkoholikami są ludzie różnych religii i niewierzący
również. Byłem przy zakładaniu 10 grup i wiem, jak to bardzo fajnie
idzie, jeśli jest zrozumienie ze strony księdza.





-- Dopiero niedawno w
apelu Episkopatu o trzeźwość pojawiło się sformułowanie, że alkoholizm
to choroba.




-- Kiedyś wydaliśmy książkę "Przesłanie
nadziei -- poradnik dla duszpasterzy", rozprowadzoną po wszystkich
diecezjach i parafiach. Jednak niektóre diecezje zlekceważyły tę
pozycję. Tymczasem na półce każdego księdza w Polsce, który chce
rzetelnie prowadzić duszpasterstwo, musi być fachowa literatura
trzeźwościowa. Musi on wiedzieć, co to jest choroba alkoholowa. Trzeba
się przestać kłócić o etykiety, trzeba złączyć siły, bo sytuacja jest
naprawdę fatalna. Jak tak dalej pójdzie i będziemy udawali że nic się
nie dzieje, to będzie koniec. Trzeba reagować na to, co się dzieje z
młodzieżą. Młodym wcisnęło się kit, że jak chcą posłuchać muzyki, to
muszą mieć piwo -- tylko EB lub jakieś inne, że jeżeli chcą się
pobawić na dyskotece, to nie mogą na trzeźwo. Cały ten atak reklamowy
poszedł w 15-16 latków. Nie będą atakować naszego pokolenia, której
jest dla nich nieperspektywiczne, bo jak nauczą pić piwo 14-latka, to
mają klienta na 40 lat. Liczy się biznes. Wszyscy udają, że nie
wiedzą, o co chodzi. Mówią, że młodzież jest agresywna, rozbujała.
Agresja jest w każdym człowieku, lecz nie uzewnętrznia się dopóki są
hamulce, a hamulce zwalniają te wlane w siebie trzy piwa. Gdyby
młodzież w Słupsku była trzeźwa, prawdopodobnie nie doszłoby do
tragedii. 90% ludzi siedzących w więzieniach było pod wpływem alkoholu
w momencie popełnienia przestępstwa. Kościół ma tutaj tak wiele do
zrobienia! Musimy opracować dobry profilaktyczny program kościelny.
Komisja Duszpasterska wydaje 2 tomy programów duszpasterskich na dany
rok, a ja od lat szukam tam chociaż jednego artykułu na temat
trzeźwości. Duszpasterstwa trzeźwości nie ma, jednak kiedy porównuję
sytuację sprzed 15 lat, widzę, że zaszły kolosalne zmiany. Dużą
nadzieję pokładam w księżach, trzeźwych alkoholikach, którzy przeszli
terapię, wrócili do normalności i pracują z charyzmatem w tej
dziedzinie właśnie. Zresztą nie tylko oni. Znam wielu duszpasterzy w
całej Polsce, którzy wykonują fantastyczną robotę w poradniach
odwykowych, w świetlicach.




 -- Z okazji Wielkiego Postu czy
sierpnia z ambon kierowane są apele o abstynencję. Czy Ksiądz mógłby
tutaj coś dorzucić ze swej strony ?





-- Wezwanie do rezygnacji z kieliszka
jest dobre dla ludzi, którzy nie mają problemów alkoholowych.
Natomiast ktoś, kto ma problemy z alkoholizmem, może tylko utwierdzić
się w tym, co robi. Może usłuchać takiego wezwania i potem powiedzieć
do żony: "Zobacz, przez cały Wielki Post nie ruszyłem alkoholu". A
potem od pierwszego dnia Świąt przez cały tydzień "idzie w tango". Ale
spełnił swój chrześcijański obowiązek, bo ksiądz wzywał... I ma
argument przed sobą samym, że nie jest alkoholikiem. Tak więc takie
wezwania muszą być umiejętnie formułowane.


 



Rozmawiał Grzegorz
Polak (KAI)

(c) 1996-1998 Mateusz


źródło: AA Patryk Warszawa