Jestem wesołym pijakiem - wywiad z Sidneyem Polakiem
Ponieważ jest możliwe, że dla części czytelników jesteś osobą mało znaną, powiedz parę słów o sobie - skąd pochodzisz, czym się dotychczas zajmowałeś, w jakich zespołach można było Cię usłyszeć?
Sidney Polak: Sidney Polak to moja oficjalna ksywa z płyt T.Love'u. Od 14 lat gram na bębnach w tym zespole, oprócz tego grałem w kilku mniej znanych bandach. Jestem z Warszawy, pochodzę z Żoliborza, wychowałem się na Chomiczówce. Teraz mieszkam na Tarchominie, gdzie mam swoje studio.
22 maja tego roku miała premierę Twoja debiutancka płyta. Doszły już do Ciebie pierwsze opinie słuchaczy na jej temat?
Sidney Polak: Oczywiście. Nie słyszałem jeszcze żadnej druzgocącej, co mnie bardzo cieszy. Gratulują mi znajomi, fani T.Love'u, hip-hop'owcy, ale także pisarze, na przykład Krzysztof Varga. Jara mnie to bardzo! Jest to dość nowatorska sprawa na polskim rynku. Połączenia Hip-Hop'u, reggae i folku nie było jeszcze na naszej scenie. Pomaga mi fakt, że jestem muzykiem, sam komponuję i jednocześnie piszę teksty. Nie ma w moim przypadku typowego podziału na MC i producenta.
Co skłoniło Cię do tego, aby samemu zacząć pisać teksty?
Sidney Polak: Kiedy znaleźliśmy z T.Love swoją własną salę prób, zwieźliśmy tam wszystkie sprzęty, które mieliśmy do tej pory w domu: instrumenty, miksery, mikrofony. Powstało Tarchostudio, gdzie zacząłem pracować nad muzyką. Początkowo opracowywałem pomysły dla Muńka, ale wiele z nich nie pasowało do niego. Z czasem pomysłów muzycznych zebrałem naprawdę sporo. Pamiętam ten wieczór, kiedy po czterech Okocimiach Mocnych odpaliłem sobie mikrofon i pojechałem całą piosenkę freestylem. Oczywiście nic poważnego z niej nie wyszło, ale zakiełkował pomysł, żeby zrobić coś samemu. Coś, co by się totalnie różniło od wszystkiego, bo byłoby moje w stu procentach. To było jakieś 4 lata temu. Od dwóch lat w wolnych chwilach, pomiędzy koncertami, balangami i nauką, zacząłem robić płytę na poważnie. Wydaje mi się, że jest to naturalne. W pewnej chwili czujesz potrzebę sprawdzenia się, zrobienia czegoś, co całkowicie oddaje Twój klimat. Płytę, która by pokazywała, że masz coś do powiedzenia. Napisanie dwunastu dobrych tekstów było nie lada wyzwaniem. Teraz mogę powiedzieć, że każde słowo jest na swoim miejscu. Nic bym już nie zmienił.
W dwóch utworach na płycie wystąpił gościnnie Pezet, w innym członkowie Trzeciego Wymiaru. Czym kierowałeś się dobierając właśnie tych eprezentantów polskiego rapu?
Sidney Polak: Na Pezeta zwróciłem uwagę, gdy wyszła "Muzyka Klasyczna". Pomyślałem - "O - ten kolo wie, o czym pisze, jest przekonywający". Podobają mi się jego rymy, z Noonem stanowią zajebistą spółkę. Zadzwoniłem, pokazałem numer i pomysł na treść piosenki. Wiedziałem, że on dobrze się dogra i nie będę musiał przeprowadzać potem kiepskiej rozmowy w stylu - "Wiesz stary, to nie tak miało być. Nie wcelowałeś w klimat". Miałem rację - z utworu "Otwieram wino" jestem bardzo zadowolony. Później on sam zaproponował, że dogra się do numeru "Radio Warszawa", bo czuje ten klimat i moje śpiewane zwrotki bardzo mu się podobają. Podobnie było z Trzecim Wymiarem. Usłyszałem singiel w telewizji, kupiłem płytę i gdy już wiedziałem dokładnie, czego mogę się spodziewać, zadzwoniłem. Wysłałem płytę do Wałbrzycha, a oni będąc w okolicy przyjechali do mnie i nagrali się. To są zajebiście mili ludzie, którzy nie patrzą na pieniądze i tego typu rzeczy. Chyba poczuli, że biorą udział w czymś nowatorskim. Sami tak zrecenzowali moją płytę i powiedzieli, że cieszą się, że wzięli udział w tego typu produkcji.
Na albumie wystąpili gościnnie członkowie polskiego sound system reggae - Zjednoczenie Sound System. Jak doszło do współpracy między Wami?
Sidney Polak: Poszedłem na koncert zaprzyjaźnionej kapeli reggae Habakuk, która grała na ich dniu w klubie Punkt. Po koncercie zaczęło grać Zjednoczenie. Reggaenerator i Pablopavo zaczęli nawijać. Trochę zmiękłem, zajebiście mi się spodobało ich brzmienie i freestyle. Pomyślałem, że muszę mieć te głosy na płycie i za chwilę już byłem u nich z płytką demo. Tak jak Pezet i Trzeci Wymiar, zareagowali na moją produkcję bardzo pozytywnie i w rezultacie "rozegrali" mi wszystkie skity oraz nagrali się do dwóch piosenek. Dla mnie bomba, oprócz działalności sound systemowej mają jeszcze band live Vavamuffin, któremu wróżę zajebistą przyszłość.
Jak postrzegasz rozwój i kierunek, w którym podąża nasza scena rapowa?
Sidney Polak: Śledzę polską scenę na tyle, na ile czas mi na to pozwala. Zauważyłem, że styl Noona znalazł wielu naśladowców. Gdy usłyszałem demo "Muzyki Poważnej", zrozumiałem, że on już jest dalej, że się wkurzył, że jest podrabiany. To jest problem polskiej sceny, zresztą nie tylko hip-hop'owej. Jak już pewien trend zaczyna żreć, to wtedy mnóstwo ludzi zaczyna robić w tym samym stylu. Jak robisz coś i to Ci wyjdzie wyraźnie w stylu "kogoś", to na początku się tym jarasz. Dojrzałość polega na tym, że jak już coś jest, to starasz się uniknąć podobieństw do tego. Takie podejście miałem przy robieniu swojej płyty. Tak w ogóle, to sporo jest ciekawych rzeczy. Zaczyna się robić kolorowo - jest poważnie, jest bounce'owo, reggae'owo. Pozostaje jeszcze niezapełniona półka typowego dancehallu a la Sean Paul. Hip-Hop się komercjalizuje i przyciąga muzyków, kompozytorów. Dojrzewa i jest coraz bardziej muzyczny.
Gentleman, niemiecki muzyk reggae, powiedział, że często dobry videoklip może skutecznie wypromować słaby kawałek i na odwrót. Zgodzisz się z tym stwierdzeniem?
Sidney Polak: Zgadzam się, ale nie do końca. Video jest bardzo ważne. Przynajmniej do tej pory tak było, bo większość radiostacji była zamknięta na nową muzykę i promocja głównie opierała się na MTV i Vivie. Nie wiem, czy naprawdę zły numer można uratować klipem, natomiast dobrą piosenkę na pewno można spartolić. Szczególnie trudno zrobić coś do muzy, do której nie pasują bliskie plany i śmigające ręce. Polskie klipy w dużej części są finansowane przez firmy odzieżowe i to trochę mi się nie podoba, choć to charakterystyczne dla Hip-Hop'u. W moim old scholowym światku coś takiego byłoby nie do pomyślenia, ale spoko, takie czasy. Z drugiej strony, gdyby nie te firmy, tych klipów by nie było. Wizerunek artysty jest prawie tak samo ważny, jak sama muzyka - spojrzysz na kolesia i od razu wiesz, czy mu wierzyć, czy nie.
Wielu osobom zapewne po głowie chodzi to pytanie. Dlaczego na płycie nie znalazł się bardzo popularny utwór "Porno pasterz"?
Sidney Polak: Miał się znaleźć, zmasterowałem go i chciałem go włożyć na indeks zerowy. Ukryć ten numer, tak że przy normalnym słuchaniu by go nie było, bo nie pasuje i tylko podczas odpalenia płyty i cofnięcia o jeden, wskakiwałby jako dodatkowy track. W wytwórni powiedzieli mi najpierw, że jest to możliwe, ale gdy przyszło co do czego okazało się, że za tę ekstrawagancję musiałbym dopłacić z własnego hajsu. W tamtym momencie byłem zupełnie pusty, więc pomysł upadł. Jest do ściągnięcia na mojej stronie www.polak.pl.
W Twoich tekstach często pojawia się alkohol. Chcesz w ten sposób zwrócić uwagę słuchacza na problem, którym w naszym kraju jest częste spożywanie napojów wyskokowych, czy są to relacje z własnych doświadczeń?
Sidney Polak: Nie muszę nikomu na to zwracać uwagi, bo jak jest, wszyscy widzą. Polska spływa wódą i agresją z nią związaną. Piją wszyscy - od prezydenta, po dzieci. Nie wylewam za kołnierz, ale mój sposób picia jest inny, bo traktuję to jako środek euforyczny, który mnie spiduje do działania i wymyślania. Poza tym, robię sobie spore przerwy. Nie używam proszku, piguł, jestem raczej ziołowo - piwny i dobrze się z tym czuję. Alkohol spina mi płytę, robi z niej koncept album. Na tej płycie wszystkie opowiedziane historie są prawdziwe, więc jeśli śpiewam, że piłem tekilę i wyrywałem panny, to tak było. Oczywiście nie odnosi się to do przenośni typu "Jestem po piwie pustą butelką", bo przecież częściej jestem pełną. Spoko, nie jestem alkoholikiem, jestem wesołym pijakiem, który przez pryzmat alkoholu opisuje rzeczywistość.
Bob Marley na krótko przed śmiercią powiedział, że muzyka reggae nie jest muzyką tylko czarnych. Niektórzy jednak twierdzą, że próby jej grania przez nie czarnych muzyków są tylko nieudolnym naśladownictwem. Po której ze stron się opowiadasz?
Sidney Polak: Naśladownictwo jest zgubne i pewnie o to mu chodziło. Muzyka reggae jest własnością ogółu, a to, że powstała na Jamajce jest tylko zbiegiem socjologicznych uwarunkowań. Tego, że jest tam ciepło, że konopie rosną same, że bieda jest powszechna na maks, że poczucie wspólnoty pozwalało przetrwać wyzysk białych. Znaleźli się tam niewolnicy przywiezieni z Afryki z bagażem kultury afrykańskiej i wierzyli, że gdzieś za morzem jest ich prawdziwa ojczyzna, której siły zostali pozbawieni. To wszystko dało podłoże do rozwoju poezji rasta, do specyficznego pojmowania świata i interpretacji Biblii, do przekazywania w muzyce pozytywnego wajbu, bez którego ciężko byłoby żyć. W tym sensie muzyka reggae jest muzyką wszystkich uciśnionych, niezależnie od koloru skóry. W tym sensie reggae i Hip-Hop mają wspólne korzenie. Dla mnie reggae, tak jak Hip-Hop, czy folk, to platformy, na których opowiadam swoją bajkę, swoje słowa skręcam w swój sens. Chcę bawić, ale też zmuszać do myślenia.
Jakie masz podejście do reggae? Identyfikujesz się z całą towarzyszącą jej otoczką, tradycją (zakaz palenia tytoniu, wiara w reinkarnację, konsumpcja "zioła mądrości"), czy podchodzisz do tego, jak do gatunku muzycznego?
Sidney Polak: Nie jestem rastafarianem, zresztą trudno zdefiniować dokładnie ten termin. Patrzę na reggae, jak na gatunek muzyczny oparty na wspaniałej kulturze. Słucham bardzo dużo reggae, roots i nowej fali zahaczającej o ragga i dancehall. Z wieloma aksjomatami tego ruchu zgadzam się całkowicie, ale nie trafiają do mnie na przykład wpływy Kościoła Koptyjskiego. Nie będę się rozwodził. Kocham tę muzykę, jara mnie jej rytm i pozytywna energia, która z niej bije. Radość życia i docenianie każdej ulotnej chwili. Można robić reggae na swój sposób, opowiadać o rzeczach całkowicie aktualnych i uczuciach ważnych dla każdego. Pod tym względem nie zawsze podoba mi się polskie reggae, które jest jakieś takie zdołowane.
Reggae jest kojarzone z zabawą i fascynacją "ziołem mądrości". Gdyby któryś z naszych rodzimych polityków wyszedł z inicjatywą zalegalizowania marihuany, głosowałbyś za, czy przeciw?
Sidney Polak: Jestem zdecydowanie za legalizacją marihuany. Moje poglądy polityczne nie są prosto "definiowalne", ale w legalizacji nie chodzi tylko o to, że jest to taka sama używka jak alkohol, a nawet lżejsza, ale głównie o wytrącenie z rąk mafii ogromnych dochodów. Jeśli sam hodujesz - spoko, ale jeśli kupujesz skuna od dilera musisz mieć świadomość, że dokładasz się do reflektora mafijnego BMW. Oni wykorzystują ten hajs w obrzydliwy sposób, nie mają skrupułów i w tym sensie jest to ohydne. Poza tym, legalizacja ściągnęłaby do naszego kraju turystów tak, jak do Holandii. Dałaby pracę i zysk dla państwa w postaci podatków. To nie mrzonki.
Czyje płyty, poza swoją, poleciłbyś osobie, która chciałaby bliżej zapoznać się z muzyką reggae, folk?
Sidney Polak: Zacząłbym od samej klasyki: Marley, Tosh, Burning Spear, Lee Perry, Black Uhuru, a skończyłbym pewnie na Seeedzie, Gentlemanie, Capletonie. Jeśli chodzi o folk, to nie do zajebania jest Manu Chao i z okresu Manonegry i oczywiście solowej działalności. Płyta koncertowa Manu Chao "Radio Bemba" jest super. Polecam każdemu, nawet najbardziej ortodoksyjnemu hip-hop'owcowi. Zresztą nie wiem za dużo. Ot tak sobie słucham.
Wspólnie z zespołem T.Love zagrałeś sporo koncertów. Zdarza Ci się występować po drugiej stronie sceny - jako widz, czy nie znajdujesz na to wolnego czasu?
Sidney Polak: Zagrałem mnóstwo koncertów, jakieś 1000, może 1200 - nie wiem, bo dawno się pogubiłem. Swoich, jak na razie, zagrałem kilka. Tak, lubię chodzić na koncerty i gdy tylko mogę i dzieje się coś ciekawego, jestem tam obecny. Kiedyś miałem czas, żeby jeździć na koncerty za granicę - do Berlina, Pragi czy Budapesztu. Pracowałem też jako barman na dwóch dużych festiwalach w Anglii - w Glasgow i w Leeds, tam się też napatrzyłem na maksa. Chyba moim największym przeżyciem koncertowym był Burning Spear w Astorii w Londynie. Świetny koncert prawdziwej gwiazdy reggae plus publiczność jak z bajki - rastamani z włóczniami i piękne kobiety z pachnącymi (w Polsce tego nie ma) dredami. Cieszę się, że coraz więcej czołowych bandów przyjeżdża do Polski, to niewątpliwie ma wpływ na ogólny poziom naszej sceny koncertowej.
Na koniec luźniejsze pytanie - skąd wziął się Twój artystyczny pseudonim?
Sidney Polak: Kiedyś na koncercie Muniek zażartował, że na bębnach gra z nim znany reżyser i tak zostało. Podpisałem się też tak na którejś płycie T.Love'u. Przywiązałem się do tego imienia.
Ze strony www.polak.pl można ściągnąć riddimy i coś do nich nawinąć - Sidney czeka na ciekawe propozycje. Wyślijcie to na adres, który znajdziecie na stronie. Jeśli przyjdzie coś ciekawego, na pewno nie pójdzie do szuflady. Są tam też wszystkie ślady z piosenki "Butelki", które można ściągnąć i zremiksować samemu numer.
Nigdy nie uwierzę że można być wesołym pijakiem.Lepiej niech ten pan pójdzie na odwyk i do AA
OdpowiedzUsuńZapewne był w AA gdzie inaczej spojrzał na życie.
Usuń