Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.

O życiu w nadużyciu Rozmowa z Maciejem Maleńczukiem

Odstawił co niedobre, choć dalej korzysta z uroków życia, i to nie zawsze w sposób polecany przez lekarzy. Przyznaje, że najbardziej to teraz marzy o odpoczynku. Tylko jak tu leniuchować, gdy tyle się wokół dzieje… Zwłaszcza że wydaje nową, dość zaskakującą płytę, na której mocno flirtuje ze spuścizną polskiego dancingu.
Pretekstem do naszej rozmowy była oczywiście premiera płyty "Psychodancing" (w sprzedaży od 3 listopada), choć wiadomo było, że z tak barwnym i nietuzinkowym człowiekiem jak Maciej Maleńczuk nie sposób dyskutować wyłącznie o muzyce. I to spotkanie w pełni ten pogląd potwierdziło.


Prawdę mówiąc, "Psychodancing" nie jest zupełnie premierowym albumem, przynajmniej w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Płyta zawiera nowe wersje mniej lub bardziej znanych z historii polskiego dancingu piosenek Niemena, Młynarskiego czy Klenczona, jak i utrzymane w podobnym klimacie utwory skomponowane przez samego Maleńczuka, w tym "Andromantyzm", "Twarze przy barze", "Kaczory", "Ande la more" i "Edek Leszczyk". – Maleńczuk i dancing? – zapyta ktoś… Spokojnie, choć te kawałki nadawałyby się na każdą prywatkę, lider Homo Twist nie zamierza wcale bratać się uczestnikami telewizyjnych widowisk. Co w takim razie zamierza?


Posłuchaj "Psychodancingu" Maleńczuka!




Ostatnio często pojawiasz się w nowych, stylistycznie dość od siebie odległych projektach. Tak cię nosi czy po prostu łapiesz okazje?



MACIEJ MALEŃCZUK: Faktycznie trochę za dużo tego było, ale już się uspokoiłem. Mam ciągle sporo pomysłów, jednak od tej pory chce się trzymać tylko Homo Twist i Psychodancingu. To mi w zupełności wystarczy.


Skąd pomysł na odświeżenie idei dancingu?


Razem z moim menedżerem Maćkiem Schwartzem stwierdziliśmy, że fajnie by było sięgnąć po stare, często zupełnie nieznane bądź zapomniane szlagiery. Jak choćby "Kronika podróży, czyli ciuchcią w nieznane" Krzysztofa Klenczona i Janusza Kondratowicza. Utwór z całkowicie psychodelicznym tekstem o człowieku wsiadającym do pociągu bez konduktora i maszynisty, z którego najlepiej byłoby jak najprędzej wyskoczyć. Kompletny odjazd! Albo "Barman", powstały jeszcze w latach 30. ubiegłego wieku, do którego zresztą sam napisałem tekst. Młoda publika takich rzeczy nie zna, warto by więc trochę ją w temacie wyedukować. Pokazać ludziom, że koło w muzyce już się dawno zamknęło, a przy okazji sprawić przyjemność mamie.


Oglądaj nowy klip Maleńczuka "Barman"





Co drugi utwór jest jednak autorski…


Założenie mam takie, że evergreeny przeplatają się z moimi utworami. Chciałbym utrzymać tego "stajla" w przyszłości.


Maleńczuk na dancingu - zobacz zdjęcia




Nie boisz się, że będą mówili, iż "Maleńczuk dorabia na dancingach i generalnie obciach na całego"?



Ja już niczego się nie boję i nigdzie nie dorabiam. A obciachem to jest dzisiaj nie dancing, tylko techno. Bo co to za taniec, w którym nie możesz wziąć dziewczyny w ramiona? No chyba że po to, by z nią kopulować. Ale ja, proszę pana, się w tańcu nie pierd***. I proszę to koniecznie wydrukować.


Wspomniałeś, że się uspokoiłeś. Czujesz się zmęczony?


Bardzo. Zamierzam zrobić sobie niedługo ze dwa miesiące przerwy. Pobyć w domu, z rodziną, bez muzyki. Muszę to zrobić, jeśli w ogóle chcę dalej żyć. Nie jestem już młody, trzeba na pewne rzeczy uważać.


Nie jesteś też stary.


Ale mam 47 lat. To zobowiązuje. Najbardziej żałosny jest stary facet, któremu ciągle się wydaje, że jest młody. Chce być romantyczny, a jest andromantyczny. Na nowej płycie jest utwór "Andromantyzm". To o takich pierdzielach po czterdziestce, którzy myślą, że nadal chodzą do szkoły. Lepiej, by w końcu zajęli się dziećmi czy choćby przyjrzeli swojej garderobie. Każdy mężczyzna powinien sobie raz dziennie położyć jaja na krawędzi umywalki i je porządnie nacisnąć. Wtedy wróci do niego to, o czym zapomniał.


Ale czym jest rock'n'roll, jeśli nie pochwałą młodości? Nie byłeś na Stonesach?


Gdzie tam ja na Stonesach... Nie chodzę na rockowe koncerty [śmiech]. I na pewno nie słucham tego, co gram. Ja lubię jazz.


No to teraz to już na pewno będą cię mieli za starego pryka.


Nie jestem już młodym człowiekiem. Nawet mi już ten andromantyzm przeszedł. Kto wie, może tak naprawdę dopiero dojrzewam? Czasem wydaje mi się, że w tym kraju należałoby mężczyznom dawać dowody po czterdziestce, gdy naprawdę zaczyna się jakaś odpowiedzialność. Powiem nawet więcej, pewnym osobom nie powinno się dawać dowodów w ogóle. Do takiego wniosku skłania mnie doświadczenie moje, jak i wielu znajomych.



Ale można się przecież czuć młodym, szaleć na rockowych koncertach, a jednocześnie być odpowiedzialnym.


Niech ci będzie. Tyle że rock'n'roll to także narkotyki, alkohol i panienki. Rock'n'roll to permanentne nadużywanie wszystkiego. To nie jest normalne używanie, to jest nadużywanie! Sam jestem alkoholikiem i różne rzeczy w życiu brałem, więc wiem, co mówię. Lubisz rock'n'rolla i piwko? W porządku, spróbuj je na jakiś czas odstawić. Zobaczysz, że nie dasz rady. Może wtedy będziesz pił bardziej świadomie. To ci pomoże, gwarantuję.


Tobie pomogło?


Tak, bo od jakiegoś czasu piję w sposób kontrolowany. Traktuje alkohol jak lekarstwo. A jak wiadomo, każde lekarstwo można przedawkować.


Jak często poddajesz się "kuracji"?


W "Barmanie" jest taki zwrot: "Nie mów mamie, ze znów piję za dwóch"… Napisałem go, gdy zupełnie rzuciłem picie i przez jakiś czas udawało mi się być w tym temacie czystym. Oczywiście byłem za to nudny i marudny, ale przynajmniej zdrowszy, bo wziąłem się za treningi i ogólnie poczułem znacznie lepiej. Jak to mówi "Jary" [Krzysztof Jaryczewski, pierwszy wokalista Oddziału Zamkniętego – przyp. Onet.pl], który nie pije od dawna, alkoholikiem jest się do końca życia. Całkowite odrzucenie wszystkiego nie jest możliwe, a nałóg przychodzi falami.


Niedawno obiecywałeś, że już więcej nie sięgniesz do kieliszka przed i w trakcie koncertu. Dotrzymujesz słowa?


Generalnie tak. Tylko ostatnio, jak Deriglasoff [Olaf, muzyk znany między innymi z Homo Twist – przyp. Onet.pl] złamał nogę, musiałem na chybcika znaleźć dla zespołu zastępstwo. Poświęciłem na to dwa dni stresu i ciężkiej harówy. Jakoś się trzymałem, ale na koncercie nie dałem już rady i zacząłem chlać wódę. W połowie zdjąłem gitarę i walnąłem nią o scenę tak mocno, że poszła na pół. To nie był efekt zamierzony, żaden Hendrix, zabawa i te sprawy. Wysiadłem psychicznie i już. Po koncercie spiłem się prawie do nieprzytomności i szukałem zaczepki, bo chciałem komuś najzwyczajniej w świecie wpierd****. Nie wiem, czy to jest andromantyzm, ale  chyba tak [śmiech]. Na szczęście nikt się nie nawinął, niepotrzebnie tylko zrobiłem w domu awanturę.



Kiedy ostatni wdałeś się w bójkę?


Ze dwa lata temu. Ktoś rzucił we mnie na ulicy butelką. Nie darowałem gnojowi. Ale muszę powiedzieć, że zdarzyło mi się w życiu porządnie oberwać. Bywało, że straciłem na parę chwil przytomność, a na parę dni urodę.


Nabrałeś przez to pokory?


Generalnie to rock'n'roll nie zawsze idzie w parze z respektem, szacunkiem i pokorą. Chyba że dla co bardziej zasłużonych muzyków, jak Niemen, Krawczyk czy Bem.


Czujesz się punkowcem?


Pamiętam, jak wyszła płyta Sex Pistols. Miałem wtedy z 18 lat i nie mogłem się z taką muzyką pogodzić. Nie podobał mi się ten bałagan muzyczny, było to fatalnie zaśpiewane, co gorsza, nawet nie wiem, o czym. Już wtedy słuchałem zresztą jazzu. Ale z perspektywy czasu muszę przyznać, że punk był wartościową ideologią. Całkiem możliwe, że ostatnią sensowną, jaka się muzyce przytrafiła. Ideologicznie się więc nie czuję, ale jeśli chodzi o pewien poziom prowokacji czy zadymy, które sam czasem wszczynałem, to jak najbardziej.


Gdzie twoim zdaniem leży granica prowokacji w sztuce? Czy w ogóle można ją wyznaczyć?


Trudno powiedzieć. Kiedyś na przykład zrobiłem sobie jaja, mówiąc, że przechodzę na Islam. I do tej pory mnie o to pytają [śmiech]. Jak w ogóle ktoś mógł w coś takiego uwierzyć? Faktem jest, że w Polsce ta granica jest bardzo niska. Wystarczy powiedzieć komuś prawdę w oczy, a już jest skandal.


Taki, jaki wywołała na przykład ostatnią płytą Maria Peszek?



Płyty nie słyszałem, ale sama sytuacja, którą wytworzyła, podoba mi się jak najbardziej. Jak i to, że z takiej niewinnej dziewczyneczki zrobiła się rozwydrzona suka. I like it!


Zgodzisz się z popularną tezą, że polski show-biznes to wiocha?


Że niby obciach i tak dalej? Nie wiem, chyba było kiedyś gorzej. Gdy zaczynałem, pierwsze płyty Homo Twist schodziły w mniej więcej piętnastu tysiącach. W tym czasie Edyta Bartosiewicz czy Hey sprzedawali po trzysta tysięcy albo nawet pół miliona. Mój wynik był niczym, ledwo dziennikarze chcieli ze mną rozmawiać. Dziś sprzedaję dokładnie taką samą liczbę, za to mają mnie za wielką gwiazdę [śmiech]. Na "Psychodancing" już przed premierą jest 15 tysięcy zamówień. Jestem więc regularny.


A taki Feel puścił 200 tysięcy. Nie jedzie ci to po ambicji?


Pewnie, że jedzie, i to na maksa. Szkoda gadać [śmiech]. Sam fakt, że tyle im schodzi jest okej, bo też świadczy o tym, że ludzie zaczynają kumać, iż mp3 to jednak nie jest ten sound. Ale wkur*** mnie, ze od razu poszli do tej reklamy i z miejsca zgarnęli tyle siana, że ja o czymś takim mogę tylko marzyć. Sprzedali się na dzień dobry, z twarzą, adresem, numerem NIP. Powiedzmy sobie szczerze: dorosłość w Polsce polega na zdobyciu zdolności kredytowej. A samo zrobienie kariery w show-biznesie wiąże się z uzyskaniem zdolności reklamodawczej. Jesteś na tyle znany, że można zaproponować ci kasę, której nie będziesz w stanie odmówić, więc oddasz swoją gębę do reklamy jakiegoś produktu.


To może ty też byś oddał?


Gdy słyszę "I Feel Good" Jamesa Browna w reklamie serka topionego, to czasem myślę, że mam sporo kawałków, które by się mogły w wielu miejscach sprawdzić. Kasa łatwa, duża i bezpieczna. Tyle że czy trzeba koniecznie zawsze srać pyskiem? Nie wszystko jest na sprzedaż i nie wszystko da się kupić.


To komu byś się ewentualnie sprzedał?


Może być Porsche, ale nic gorsze [śmiech].



Co cię dziś w Polsce najbardziej irytuje?


O matko! Ile mamy czasu? Najbardziej chyba chamstwo, które szerzy się jak zaraza. I pewien tandetny maskulinizm, podparty wizytami w siłowni. Brakuje nam jaj, by być gentlemanami.


A jak tobie, jako znanemu kibicowi Cracovii, który napisał nawet dla niej hymn, podoba się obecna sytuacja w PZNP?


W ogóle mi się nie podoba, ale do sprawy mam ambiwalentny stosunek. FIFA, a więc i podległa jej PZPN, to organizacja pozarządowa. Formalnie więc rządy nie mają prawa się wtrącać.


Co w takim razie można zrobić?


Problem w tym, że bardzo niewiele. Sytuacja jest patowa. Można oczywiście wszystkich odwołać, udowodnić winę, tylko skąd wziąć czterystu nowych działaczy, do tego uczciwych? Powiem ci, że tak naprawdę nigdy nie lubiłem piłki. Podobnie jak boks, w pewnym momencie przestała być sportem. Za dużo w niej ustawiania, federacji, kombinacji i kolesiostwa. Dlatego te problemy będą się ślimaczyć w nieskończoność. Zamkną jednego, dwóch czy pięciu, ale reszta zostanie. Bo i tak wszyscy są umoczeni. Najbardziej żal mi w tym wszystkim piłkarzy. Granie w piłkę to bardzo ciężki kawałek chleba, trzeba zrezygnować z życia prywatnego i harować jak wół. No i mieć końskie zdrowie – ja naprawdę się dziwię, że oni potrafią jednocześnie tak chlać. Może w ten sposób odreagowują jakiś stres?


Może nie róbmy ze wszystkich sportowców alkoholików…


Niech będzie… Stawiam jednak taką tezę, że przed meczem z Czechami Beenhakkeer najzwyczajniej w świecie chłopaków nakoksował. Grali rewelacyjnie, a po trzech dniach ze Słowacją zupełnie zapomnieli, co się robi z piłką. Tak jakby jakiś narkotyk schodził. Jak to inaczej wyjaśnić?


Nie boisz się tak mówić?



Niech udowodnią, że było inaczej! Zresztą, niech mi ktoś powie, że nie ma w sporcie dopingu. Roześmieję mu się prosto w twarz. A na co jest ta banda fizjologów? Faszerują zawodników odpowiednim żarciem, by potem nikt niczego nie wykrył. Jakim cudem nagle ktoś bije rekord w sprincie sprzed 20 czy 30 lat, już wtedy robiony na koksie? Chcesz mi powiedzieć, że przychodzi jakiś koleś i robi to zupełnie na czysto?


Może ma po prostu talent?


W talenty rzeczywiście wierzę. Weźmiesz nieutalentowanego i utalentowanego, dasz każdemu koksu, to na pewno wygra ten utalentowany.


Wielu powie, żeś cynik.


Jestem cynikiem i tego nie ukrywam, to jedna z moich głównych cech.


Dzięki cynizmowi łatwiej jest funkcjonować.


Na pewno jest jakimś rodzajem pancerza. Cynizm jest praktyczny, niezbyt ciężki, da się z nim żyć. Całkowita wiara w człowieka może cię zaprowadzić na skraj bankructwa. I to w dosłowny sposób, jeśli przyjrzymy się temu, co się na świecie obecnie dzieje. Krach za krachem, kryzys za kryzysem, bankowcy i politycy robią w gacie.


Może im też przydałby się jakiś doping?


Jak patrzę na Kaczyńskiego prezydenta ostatnio, to chyba rzeczywiście coś mu zestaw jego fizjologów zaaplikował... Jest żywszy, dynamiczniejszy, taki podładowany. Nadal nie mogę jednak patrzeć na jego uśmiech, totalnie nieszczery, przyklejony do tej twarzy, niezależnie od tego, co mówi i myśli. A może to jakiś problem dentystyczny? Szczytem wszystkiego jest to, że potrafi grozić dziennikarce hasłami typu "ja cię wykończę". Gdyby chciał ją wykończyć, siedziałby cicho. W ten sposób nie wykończy nikogo, poza sobą. Z tego, co wiem, moja opinia nie jest odosobniona. I nie ma nic wspólnego z moimi sympatiami do PO. Uważam, że nasz prezydent kompromituje nasz kraj. W ogóle ci Kaczyńscy to jedna wielka kompromitacja klerofaszyzmu, tej zajadłej ideologii spod znaku Rydzyka. Jego wyznawcy to najbardziej faszystowscy katolicy, persony nieustępliwe, nie mające litości dla drugiego człowieka. Coś strasznego.



A jak ci się podoba premier?


Chciałbym go zobaczyć mówiącego po angielsku. Na razie słyszałem tylko Radka Sikorskiego, którego darzę olbrzymim szacunkiem. Byłby świetnym prezydentem. Jeśli wystartuje, ma mój głos. Zresztą, miał swój epizod wojenny – zabijał Rosjan podczas wojny Afganistanie.


Gdyby ktoś napadł na Polskę, też byś w jej obronie zabijał?


Oczywiście, choć nie byłem przecież w wojsku [za odmowę służby Maciej trafił w 1981 roku na dwa lata do więzienia – przyp. Onet.pl]. Trochę żałuję, że mnie nie przeszkolono. Na pewno jednak bym się jakoś przydał. Założylibyśmy partyzantkę, prawdopodobnie w Łodzi.


Dlaczego w Łodzi?


Bo tam jest się jeszcze gdzie schować. Mam tam kolegów, którzy śmigają po tych wszystkich starych zakładach włókienniczych i fabrykach. Mają pociąg do industrialu, którym mnie trochę zarazili. Idealne miejsce na partyzantkę. Tak jak w Afganistanie, choć tam  nie ma miejsca, które przypominałoby Łódź. Sikorski sobie jednak poradził. Jestem przekonany, że Rosjanie go teraz za to bardzo szanują. Z nimi można rozmawiać tylko z takiej pozycji.


Ty, miłośnik literatury rosyjskiej, nie lubisz Rosjan?


Jedno nie ma nic wspólnego z drugim. Poza tym nie mogę powiedzieć, że nie lubię Rosjan. Naród, który wypuścił tylu genialnych poetów, pisarzy i dramaturgów, musi wzbudzać respekt. W pewnym momencie w łagrach było u nich więcej artystów niż zwykłych ludzi. Ale sama Rosja to moloch, który w trybie natychmiastowym powinien rozpaść się na wiele państw, wcześniej przecież podbitych. Wielką sympatią do niej dziś nie pałam, ale przydałoby się nam wypuścić choć część tak wielkich książek jak oni.



A czym pałasz do Unii?


Chcąc nie chcąc, jestem zwolennikiem tego tworu, bo na wiele pozwala i wiele umożliwia. Kiedyś wszyscy o czymś takim marzyliśmy, dziś się spełniło. Jak można być w ogóle przeciw? Zresztą, w jej strukturach coraz silniejsze są akcenty socjalistyczne, a to mi się bardzo podoba. Bo tak naprawdę jestem socjalistą.


Czy my tego kiedyś nie przerabialiśmy?


Prawdziwego socjalizmu, jaki panuje na przykład w Norwegii, nigdy. Spójrz na to, co się wyprawia na świecie. Socjalizm zwycięża, kapitalizm upada. Najlepszy dowód mamy właśnie teraz, gdy dopadł na kryzys bankowy. Jeśli trzymalibyśmy się ideologii kapitalistycznej, powinniśmy tym wszystkim bankom pozwolić upaść. Tak jak w 1929 roku w Stanach. Wszyscy, którzy uwierzyli w ten kapitalizm, powinni teraz iść razem z nim do piachu. Tak się nie dzieje, bo interweniuje państwo. Czym więc to jest jak nie socjalizmem?


Może zwykłym pragmatyzmem? Gdyby tak teraz wszystko upadło, moglibyśmy wrócić do epoki kamienia łupanego.


Ja i tak wyjechałem jakiś czas temu na wieś, a tam życie skutecznie opiera się jakiejkolwiek cywilizacji. Wystarczy przejść się 100 metrów w jedną czy drugą stronę, i od razu trafia się w miejsce, które 500 lat temu wyglądało bardzo podobnie. Głęboka prowincja żyje własnym życiem. Tak samo hoduje się kury i zarzyna świnie.


Próbowałeś samemu?


Nigdy. Kiedyś jednak przypadkowo wlazłem z moimi dziećmi na golenie jednej już zarżniętej... Próbowałem to jakoś przed nimi zbagatelizować, by przypadkiem nie zostało im w pamięci coś z tego widoku. Im nie zostało, mi jednak tak. Powiem szczerze, że do tej pory często widuję tę świnię z wyłupionymi oczami.


Masz jakieś inne wiejskie doświadczenia? Może rolnicze?



Całą masę. Posadziłem to i tamto, nawet coś wyrosło, jakiś koperek. Ale rolnik ze mnie żaden.


To po coś się przeniósł z Krakowa na wieś?


Dziecko mi powiedziało, że chciałoby mieć dom z ogrodem. Zareagowałem na tę prośbę. Pomyślałem, że skoro tak zapier*****, to tę zdolność kredytową mam. Dobrze, że szybko pomyślałem, bo dziś mógłbym już jej nie mieć. I tak był spory kłopot z kredytem, bo w tym kraju artysta to nie jest dla banku osoba wiarygodna. W każdym razie po wielu perturbacjach, zebraniu rachunków z trzech lat i tak dalej w końcu się udało.


Co znalazłeś na wsi? Spokój?


To też. Zawsze ceniłem sobie ciszę. Pamiętam, że gdy mieszkałem jeszcze w mieście, lubiłem sobie włączać płytę z nagranymi głosami ptaków. Działało fantastycznie. Potem zrobiłem to samo na wsi. Cóż za afront dla przyrody! A wystarczyło tylko otworzyć okno… Dobrze mi się tam żyje. Ludzie się nie wpieprzają w moje sprawy,  choć wiedzą kim jestem. Mają swój Kościół, do którego nie chadzam. W ogóle żyję na uboczu, a oni są mili na odległość. I to mi odpowiada.


Nie brakuje ci wielkomiejskiego splendoru?


A gdzie w tej chwili rozmawiamy? Dziś jestem w Warszawie, wczoraj w Poznaniu, jutro jeszcze gdzie indziej…. Bez przerwy przebywam w jakimś mieście, ze 150 dni w roku na pewno. Ciągle gdzieś coś, muszę w końcu odpocząć.


A może ci się już nie chce?



Mam taka teorię, że tylko wtedy robisz coś dobrze, gdy naprawdę tego nienawidzisz, gdy na serio ci się nie chce. Jak wychodzi taki zmordowany zawodnik, który już tysiąc razy robił tę sztukę, to wtedy mamy gwaranta, że on ją naprawdę dobrze zrobi. Bo się w nią nie angażuje.


Uważasz, że artysta nie powinien się angażować?


Nie ma nic gorszego od artysty, który się angażuje! Nic dobrego z tego nie wyniknie, co najwyżej dzieci. Ty musisz być zimny. Szaleć ma publika.


Miewasz w ogóle tremę?


Obawiam się, ze dopiero wtedy, gdy się skończyła, zaczęło się normalne granie. Trema wynika z tego, że czegoś nie wiesz, a więc nie jesteś pewny swego. Ja już się nie boję i prawdę mówiąc, trochę mnie to przeraża. Bo już kurcze nawet głupiej tremy nie mam…


A masz swoją ulubioną płytę? Taką, z której jesteś naprawdę dumny?


Z rzeczy własnych, to na pewno coś z Pudelsów. Chyba "Psychopop". Zawsze, gdy wracam do słuchania moich staroci, sięgam po tę płytę.


A najgorszą?


"Demonologic" [przedostatni album Homo Twist – przyp. Onet.pl].



Dlaczego?


Bo wiem, jak była robiona i przez jaką niemoc twórczą przechodziłem. Próbowałam łatać braki tekstowe fińskimi poetami, których wyciągnąłem z jakiegoś zakamarka. Do tej pory ZAiKS nie che mi tego zarejestrować, bo gdzie ja mam teraz tych Finów szukać? Za to bardzo podoba mi się "Matematyk" [najnowszy album Homo Twist – przyp. Onet.pl]. Udało nam się wiele dobrego tu zrobić, przede wszystkim wyskoczyć z klasycznego podziału 4/4. Uwielbiam takie nieparzyste klimaty, zagrane w taki sposób, że wcale nie słychać, iż są nieparzyste. No i w końcu sam przysiadłem i napisałem dobre teksty.


A co sądzisz o płytach Pudelsów nagranych bez ciebie?


Bez uniesień.


Czego najbardziej żałujesz?


Wielu rzeczy, ale niestety nie mogę ci opowiedzieć, jakich. Z pewnością żałuję tych sytuacji, w których przedawkowałem dragi czy alkohol, doprowadzając do różnych awantur. Niestety, nie upijam się na dobrego misia i mało kto ma wtedy na moje towarzystwo ochotę.


Najgłupsza rzecz, jaką o sobie słyszałeś?


Że jestem homo. Był taki moment w moim życiu, w 2000 roku, że z niewiadomych przyczyn wszyscy w to uwierzyli. Zawiniła całkowicie nieuzasadniona plota na temat mnie i pewnego kolegi. Jakaś idiotka zastała nas razem w damskim kiblu. Dwóch facetów w damskim kiblu może robić wiele rzeczy, niekoniecznie te, o które nas posądzono… Na początku było to może i zabawne, ale potem, gdy zaczęło się tak za mną na serio ciągnąć, postanowiłem zadziałać. Pomyślałem sobie "O kur**, ktoś musi za to dostać w mordę!". Dowiedziałem się, że jednym z tych, którzy na mój temat gadają, był Gruby, ponad dwumetrowy bramkarz z jednej z knajp, dziś już nieżyjący. Stwierdziłem, że jak dam w mordę Grubemu, to znaczy, że mogę dać każdemu. No i dałem. W rewanżu złamał mi dwa żebra. Potem trzy tygodnie w łóżku leżałem…


Domyślam się, że było warto?



Pewnie, że było! Od tamtego czasu nie usłyszałem już żadnej plotki na temat mojego bycia homo. No i po tym, jak dałem mu w mordę, nie odczuwam już żadnego strachu.

źródło: http://muzyka.onet.pl

1 komentarz:

  1. O nadużyciach 'trucizn' fajnie pisze koleś na tej stronie - www.otrucia.pl

    OdpowiedzUsuń