Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.

Nadużywanie nazwy AA


. Wyjaśnię skąd się to wzięło i o co chodzi.

Niektórym ludziom w Polsce, trzeźwiejącym dłuższy czas, między innymi w AA, przestała wystarczać formuła przyjęta w tym ruchu. Tradycja szósta AA mówi:
Grupa AA nie powinna popierać, finansować ani użyczać nazwy AA żadnym pokrewnym ośrodkom ani jakimkolwiek przedsięwzięciom, ażeby problemy finansowe majątkowe lub sprawy ambicjonalne nie odrywały nas od głównego celu.
w innych tradycjach padają stwierdzenia:
Anonimowi Alkoholicy nie powinni nigdy stać się organizacją... /Tradycja 9/.
Nasze oddziaływanie na zewnątrz opiera się na przyciąganiu, a nie reklamowaniu; musimy zawsze zachować osobistą anonimowość wobec prasy, radia i filmu /Tradycja 11/.

Przyjęta forma pracy AA ogranicza, a wręcz uniemożliwia możliwość szerszych działań takich jak: współpraca z samorządem lokalnym, miejscową społecznością, ośrodkami pomocy społecznej, placówkami oświatowymi itp. Nie pozwala też na zabieranie głosu na forum publicznym w sprawach ważnych dla środowiska trzeźwościowego. Nie jest to w żadnym wypadku wada ruchu, gdyż jego siła i skuteczność polega na czymś zupełnie innym.

Może to ograniczenie nie było takie istotne w warunkach rozwiniętych państw zachodnich, skąd ruch AA dotarł do Polski. W tych krajach lecznictwo odwykowe i służby społeczne pracowały normalnie. W naszym kraju gdzie praca tych instytucji pozostawiała do życzenia. Pomimo ogromnej poprawy w dalszym ciągu jest u nas jeszcze wiele do zrobienia.

Trzeźwiejący alkoholicy i ich rodziny pragnęli pracować i zaistnieć w środowisku lokalnym. Chcieli zabiegać o swoje sprawy, propagować idee trzeźwościowe, mieć wpływ na otoczenie. Zaczęli zatem tworzyć kluby i stowarzyszenia abstynenckie, które czasami uzupełniały i uzupełniają do dziś, a czasami zastępowały i zastępują nadal w jakiejś mierze działalność instytucji państwowych. Oprócz tego tworzą też jednak nową niepowtarzalną jakość w dziedzinie pomagania, są pewnym fenomenem na skalę światową.

Kluby te, a także poradnie uzależnień i kościoły użyczały i użyczają lokali na mitingi grup AA. Myślę, że przyczyniło się to w dużym stopniu do mylenia pojęć i mówi się czasami: Klub AA – z samych założeń AA wynika, że nie może być czegoś takiego, są tylko grupy AA Lub: zapisał się do AA – nie mógł się zapisać, ponieważ AA nie jest organizacją, nie ma list ani składek członkowskich, może zostać uczestnikiem ruchu AA lub po prostu stać się Anonimowym Alkoholikiem.

To użyczanie lokali na mitingi jest wygodne, ale czasami przynosi szkody ruchowi AA i powoduje zamieszanie. Zdarza się, że członkom stowarzyszenia abstynenckiego brak pomysłów lub chęci do działania. Wtedy głównym przejawem działalności stowarzyszenia i podstawa do otrzymywania dotacji staje się to, że w jego lokalu odbywają się mitingi AA. Ruch staje się usprawiedliwieniem braku czyjejś inwencji.

Liderzy grup są niekiedy z powodu braku osób chętnych do działania, równocześnie członkami władz stowarzyszenia, co w jakiejś mierze może wpłynąć na naruszenie Tradycji. Mogą pojawić się ambicje, władza, pieniądze... Nowym uczestnikom mylą się pojęcia – klub i grupa.

Napiszę jeszcze o paru rzeczach, które mogą budzić wątpliwości. Nie chciałbym, aby ktoś zrozumiał, że chcę pomniejszyć lub zdyskredytować ideę ruchu, przeciwnie, chcę, aby krytyczne refleksje na temat niekorzystnych według mnie zjawisk, przyczyniły się do jego dalszego umacniania. Od około dziesięciu lat nie uczestniczę w mitingach i dlatego może niektóre moje informacje są nieaktualne i niepełne. W związku z tym proszę czytelników o weryfikację.
Czy w AA uczestniczą tylko alkoholicy? W pewnym zakresie – nie. Są tak zwane mitingi zamknięte, w których biorą udział tylko osoby uzależnione i mitingi otwarte, na które może przyjść każdy. Na mitingi otwarte w praktyce najczęściej przychodzą małżonkowie lub osoby będące w bliższym związku. Tak przynajmniej być powinno. Zetknąłem się jednak kiedyś z dwiema dziwnymi sytuacjami. Pod koniec lat osiemdziesiątych w okolicach gdzie mieszkałem spotykała się grupa AA. Inicjatorem jej powstania był nieuzależniony psycholog z oddziału odwykowego, zatrudniony tam w charakterze terapeuty. Był zawsze obecny na mitingach tej grupy. Rościł sobie prawo do swojej obecności z racji tego, że przyczynił się do powstania grupy. Poza tym pisał pracę doktorską na temat alkoholizmu. Wygłaszał też czasami pogląd, że alkoholicy, nawet trzeźwi nie mogą sami stanowić o sobie i ktoś musi ich nadzorować. Skądinąd wiele mu zawdzięczam, lecz zawdzięczam również sobie, ponieważ ślepo się go nie słuchałem, brałem co dobre. Mimo wszystko na spotkaniach tej grupy źle się czułem. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że w tamtych czasach szkolenia dla terapeutów uzależnień były rzadkością. Jakimś argumentem mogło być to, że ktoś powinien naukowo opisać zjawisko AA, a żeby opisać musi je poznać. Nie wiem.

Druga sytuacja, która mnie zaniepokoiła to obecność księży na mitingach zamkniętych. Brałem udział w spotkaniach grup zamkniętych, na które od czasu do czasu byli zapraszani nieuzależnieni księża. Liderzy tłumaczyli to tym, że możemy być swobodni, bo i tak na spowiedzi o wszystkim mówimy. Mi się to nie podobało. Są ludzie, którzy nie chodzą do kościoła lub spowiedzi i obecność księży może ich krępować, są tacy dla których Siłą Wyższą wymienianą w kroku drugim nie jest Bóg. Inni w czasie picia tak odeszli od wiary, że powrót zajmuje im dużo czasu, chociaż bardzo chcą wrócić. Dla nich spotkanie z księdzem może być przedwczesne. Nie wiem.

Mówię tu cały czas o mitingach zamkniętych. Jak wspominałem mitingi otwarte są ogólnodostępne. Organizowaliśmy takie w zakładzie karnym i domu pomocy, aby przybliżyć ideę AA ludziom z problemami alkoholowymi. Co innego zobaczyć, uczestniczyć, nawet czasem biernie, a co innego znać z opowieści.

Następna sprawa to zasada dobrowolności uczestniczenia w ruchu, która jest dla mnie bardzo ważna. Zdarza się jednak, że udział w mitingach AA jest przymusowy. Może tak się dziać w dwóch wypadkach. Pierwszy to zalecenie wydane przez terapeutę w czasie realizowania programu psychoterapii uzależnień w systemie stacjonarnym lub dochodzącym. Pacjenci dzielą się na na tak zwanych przymusowych i dobrowolnych. Przymusowymi określa się takich, którzy mają postanowienie sądu rodzinnego o obowiązku leczenia odwykowego, czasami sąd karny przy udzielaniu zwolnienia warunkowego sugeruje udział w AA. Zresztą trzeba sobie szczerze powiedzieć, że leczenie to jest przymusowe tylko z nazwy. Alkoholika objętego obowiązkiem leczenia można co prawda, przy pomocy policji siłą zawieźć do zakładu odwykowego. Może on jednak odmówić podpisania zgody na leczenie. W w krajach cywilizowanych pacjent musi wyrazić zgodę na jakiekolwiek leczenie. Jedyny wyjątek to internowanie w szpitalu psychiatrycznym na podstawie ustawy psychiatrycznej, jeżeli pacjent zagraża sobie lub otoczeniu. Nie jest łatwo uzyskać taką decyzję, musi być szczegółowy wywiad, opinie lekarzy itp. i bardzo dobrze. Łatwo tą decyzję uzyskuje się w krajach totalitarnych.

Kiedyś, jak działałem w klubie abstynenckim zgłosili się klienci z następującym problemem. Ich kuzyn, czterdziestoletni kawaler wspólnie z ojcem prowadził dobrze prosperujące gospodarstwo rolne. Ojciec umarł, kuzyn zaczął intensywnie pić. W coraz szybszym tempie przepijał gospodarkę, sprzedał kawałek ziemi i traktor, zaniedbywał uprawy. Kuzyni pytali, czy można coś zrobić, aby nie stracił wszystkiego. Zaproponowałem, aby złożyli w prokuraturze właśnie wniosek o internowanie. Kuzyn niewątpliwie zagrażał sobie, ale i otoczeniu. Mógł spowodować pożar lub wypadek. O takim rozwiązaniu usłyszałem Jarosława Polanowskiego prokuratora Prokuratury Okręgowej w Warszawie, eksperta PARP-y /Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych/, konsultanta organizacji samorządowych zajmujących się problematyką przemocy, na jednym ze szkoleń prowadzonych. Klienci tak zrobili. Z tego co się później dowiedziałem prokurator nie przyjął wniosku, a kuzyni nie upierali się, chociaż według mnie mogli. Zapewne prokurator nie chciał sobie brać kłopotu na głowę, jak wspomniałem sprawa jest skomplikowana, a może był niedoszkolony?

Dobrowolni to tacy, którzy zgłaszają się niby bez przymusu. Właśnie, czy aby na pewno bez przymusu? Dla mnie wszyscy są przymusowi, chociaż na początku terapii dobrowolni przeważnie twierdzą, że przyszli z własnej woli. Owszem faktycznie zgłosili się sami, bez żadnego nakazu, lecz zmusiła ich do tego konieczność życiowa. Możliwość utraty pracy, groźba rozbicia rodziny, poważne zagrożenie zdrowia lub życia w wyniku zatrucia alkoholowego, stanów przeddeliryjnych, końcówki wątroby. Zawsze powtarzam – człowiek nie przymuszony nie podejmuje żadnych działań. Czy będzie to tak zwany przymus wewnętrzny, czy okoliczności zewnętrzne, przymus zawsze występuje. Zapewne oburzą się ci, którzy są przekonani, że kierują swoim życiem, samodzielnie dokonują wyborów. W pewnym sensie mają rację, wyborów dokonują samodzielnie lecz zmuszają ich do nich okoliczności. Pracownik zaczyna szukać lepszej pracy dopiero wtedy, kiedy zaczyna mu brakować na utrzymanie lub psychicznie w dotychczasowej nie wytrzymuje. Młody człowiek zaczyna się naprawdę chętnie uczyć dopiero wtedy, gdy zobaczy konkretny cel, na przykład zdobycie zawodu, który będzie jego pasją.

Drugi przypadek przymusu uczestnictwa zachodzi wtedy, kiedy udział jest elementem kontraktu zawartego przez uczestnika z ośrodkiem pomocy społecznej. Kontrakt warunkuje przyznanie pomocy od aktywności klienta pomocy, między innym warunkiem bywa uczestnictwo w spotkaniach.

Pomimo przedstawionych wątpliwości muszę jednak przyznać, że te przymusowe wizyty przeważnie dobrze się kończą, goście zostają. Ważne, aby liderzy grupy i grupa przyjęli ich w sposób, który zachęci gości do uczestnictwa. Równocześnie dobrze jest zadbać to, aby wizyta nie zakłóciła pracy grupy.

źródło: Problemy - alkoholowe

dodajdo.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz