Alkoholizm to choroba, możesz nauczyć się ją kontrolować ciesząc się pełnią życia
Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.
Gdy miłość to za mało - When Love Is Not Enough-The Lois Wilson Story
Rok 1918. Lois (Wynona Rider) i Bill (Barry Pepper) biorą ślub tuż przed tym jak mężczyzna zostaje wysłany na wojnę. Po powrocie do kraju Bill rozpoczyna pracę na Wall Street, później zaś pomaga dobierać wielkim przedsiębiorstwom firmy, w które warto zainwestować. Stres związany z pracą próbuje rozładować z pomocą alkoholu. Ten zaś budzi w nim to, co najgorsze. Lois zaczyna zdawać sobie sprawę, że miłość to zbyt mało, by wyciągnąć męża z nałogu. Oparta na faktach historia dwojga ludzi, którzy przyczynili się do powstania dwóch największych stowarzyszeń do walki z alkoholizmem - Al-Anon oraz Anonimowych Alkoholików.
pobierz film
reżyseria:John Kent Harrison
scenariusz:William G. Borchert, Camille Thomasson
premiera: 25 kwietnia 2010 (Świat)
produkcja:Kanada, USA
gatunek: Biograficzny, Dramat historyczny
czas trwania :95min
Czy jestem odpowiedzialny za używanie własnych wad?
To właśnie ten krok oddziela ludzi dojrzałych od dzieci. (…) Każdy, kto potrafi zdobyć się na tyle dobrej woli i uczciwości, aby zawsze, wobec wszystkich swoich wad i bez żadnych zastrzeżeń stosować Szósty Krok przeszedł już tak poważną drogę duchową, że zasługuje na miano człowieka dojrzałego.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 64
- Czy stać mnie na osiągnięcie takiego stanu?
Miting spikerski
Temat: "Praca na programie 12 kroków AA ze sponsorem".
Miting organizuje grupa Egida Nysa
Termin 11 lipca tj. poniedziałek o godzinie 18.00 w Nysie ul.Franciszkańska 1
Różnica między „dzieckiem a dojrzałym człowiekiem”
Tak więc różnica między „dzieckiem a dojrzałym człowiekiem” to różnica między dążeniem do wyznaczonego przez samego siebie celu a pragnieniem zbliżenia się do wzoru obiektywnej doskonałości, pochodzącego od Boga.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 69
- Czy „całkowita gotowość” to wezwanie do perfekcji, czy wymaga doskonałości?
- Czy umiem uniknąć frustracji z powodu braku „doskonałości”, i poprzestać na małych krokach?
Mniejsze wady
Niektórzy z nas mogą dojść do wniosku, że naprawdę posiadają gotowość pozbycia się wszystkich takich („mniejszego kalibru”) wad. Ale nawet i oni, po uwzględnieniu jeszcze mniej rażących słabości przyznają, że niektóre z nich woleliby zachować. Wydaje się więc zupełnie oczywiste, że mało kto może łatwo i szybko uzyskać gotowość do przyjęcia wzoru duchowej i moralnej doskonałości. Zazwyczaj pragniemy jej tylko tyle, ile potrzeba, by jakoś iść przez życie, stosownie do naszych własnych, naturalnie bardzo rozmaitych wyobrażeń.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 68-69
- Czy utrzymywanie jakichś mniejszych wad nie przynosi mi szkody?
- Czy nie oszukuje sam siebie, że one są mało szkodliwe?
Czy jestem całkowicie gotowy, aby Bóg uwolnił mnie od wad charakteru?
Doszliśmy bowiem dokładnie do tego punktu, w którym rezygnujemy z naszych ograniczonych celów i zwracamy się ku temu, co zamyślił dla nas Bóg.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 70
Czy jestem całkowicie gotowy, aby Bóg uwolnił mnie od wad charakteru? Czy wreszcie wiem, że sam nie potrafię się uratować? Uwierzyłem, że tego nie potrafię. Skoro jestem do tego niezdolny, skoro nawet moje najlepsze intencje ulegają wypaczeniu, skoro w moich pragnieniach kieruję się egoizmem, skoro zarówno moja wiedza, jak i wola są ograniczone – to jestem gotowy na to, by w moim życiu wypełniła się wola Boga.
Codzienne Refleksje, str. 196
- Czy wiem, że sam nie potrafię się uratować?
- I czy ciągle nie próbuję, a wobec niepowodzeń porzucam starania?
- Czy szczerze powierzam to Bogu?
Grupa AA (Anonimowi Alkoholicy) - co robi, jak działa?
Jak oprócz organizowania mityngów działają (mogą działać) grupy AA?
Tradycja V: Każda grupa ma jeden główny cel: nieść posłanie alkoholikowi, który wciąż jeszcze cierpi.
Grupa AA, poza spotkaniami (mityngami) niesie posłanie AA. Może to mieć formy bardzo różne, na przykład:
- organizacja spotkań informacyjnych w ośrodkach odwykowych, czy aresztach i więzieniach,
- udostępnianie literatury AA tym, którzy mogliby jej szukać i potrzebować, poprzez ofiarowanie jej bibliotekom miejskim (i nie tylko),
- dyżury przy (finansowanym przez grupę) telefonie informacyjnym,
- ulotki informacyjne i plakaty z wykazem mityngów w mieście – grupa finansuje druk i rozprowadza w miejscach, w których pozwolą, np. w poradniach,
- organizacja mityngów w noclegowniach i schroniskach,
- zbiórka – wśród członków grupy – literatury i biuletynów AA i dostarczanie ich więźniom.
- rozpowszechnianie ulotek o AA zakupionych na inter-grupie oraz z podaniem adresu, godziny i dnia mityngów
- prowadzić stronę internetową i udzielać informacji poprzez @
- zachęcać do czytania literatury AA
- nawiązać kontakt np.z ordynator oddziału psychiatrycznego i jeśli jest taka potrzeba iść tam pogadać z pacjentami.
A gdzie rodzina?
…życie duchowe, w którym nie ma dość miejsca na rodzinę, nie może być doskonałe. Anonimowi Alkoholicy str.113.
Mogę świetnie radzić sobie „na Programie” – stosując go na mityngach, w pracy i w działalności służebnej – a zarazem odkryć, że rozpada mi się życie rodzinne. Oczekuję od moich bliskich zrozumienia – a oni nie potrafią mi go okazać, oczekuję, że dostrzegą i docenią mój rozwój – a oni tego nie robią; chyba że sam im to uświadomię. Czy domagając się ich uwagi i troski, zaniedbuję i lekceważę ich własne potrzeby i pragnienia?
Czy przebywając z nimi jestem drażliwy albo nudny? Czy moje „zadośćuczynienie” sprowadza się do wymamrotanego pod nosem „przepraszam”, czy też przybiera formę cierpliwości i tolerancji? Czy prawię im kazania, próbując ich zmienić, ulepszyć, „naprawić”? Czy aby na pewno uporządkowałem własne podwórko również w tym kawałku, który dotyczy ich i moich stosunków z nimi? „Życie duchowe to nie teoria. Musimy nim żyć”.
Codzienne Refleksje, str. 204
- Czy aby na pewno uporządkowałem własne podwórko również w tym kawałku, który dotyczy rodziny, bliskich mi osób i moich stosunków z nimi?
Dlaczego wspólnota Anonimowych Alkoholików jest anonimowa ?
Artykuł ten będzie można najwłaściwiej zrozumieć przypominając sobie Tradycje mówiące o anonimowości. Tradycja Jedenasta głosi: „Nasze oddziaływanie na zewnątrz opiera się na przyciąganiu, a nie reklamowaniu; musimy zawsze zachowywać osobistą anonimowość wobec prasy, radia, filmu i telewizji.” Tradycja Dwunasta stwierdza: „Anonimowość stanowi duchową podstawę wszystkich naszych Tradycji, przypominając nam zawsze o pierwszeństwie zasad przed osobistymi ambicjami.”
Bill.W
Jak nigdy dotąd walka o władzę, znaczenie, bogactwo rozdziera naszą cywilizację — człowiek staje przeciwko człowiekowi, rodzina przeciwko rodzinie, grupa przeciwko grupie, naród przeciwko narodowi. Prawie wszyscy zaangażowani w tę zażartą rywalizację deklarują, że ich celem jest pokój i sprawiedliwość dla nich samych, ich bliźnich oraz ich narodów. „Dajcie nam władzę,” — mówią — „a zapanuje sprawiedliwość; zapewnijcie nam sławę, a dostarczymy budującego przykładu; dajcie nam pieniądze, a będziemy żyć wygodnie i szczęśliwie.” Ludzie na całym świecie głęboko wierzą w takie rzeczy i zgodnie z tym postępują. Pozostając w tym odrażającym suchym ciągu, całe społeczeństwa wydają się pędzić w ślepą uliczkę. Widnieje przy niej wyraźny kierunkowskaz. Pod strzałką w kierunku tej drogi jest napis: „katastrofa”. Co to ma wspólnego z anonimowością i Anonimowymi Alkoholikami? My, ludzie z AA, powinniśmy wiedzieć. Prawie każdy z nas przeszedł identyczną ślepą uliczką. Napędzani alkoholem oraz samouzasadnieniami wielu z nas goniło za mirażami pieniędzy i wysokiego uznania dla siebie aż do owego znaku stop: katastrofa! A potem nadszedł czas AA. Rozejrzeliśmy się wokół i zobaczyliśmy, że jesteśmy na zupełnie nowej drodze, wzdłuż której kierunkowskazy nie zawierały nigdy nawet słowa o władzy, sławie, czy bogactwie. Nowe kierunkowskazy informowały: „To droga do zdrowia psychicznego i pogody ducha. Ceną jest samopoświęcenie.” Nasz podręcznik, Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji, stwierdza, że: „Anonimowość jest najlepszym środkiem ochrony interesów, jaki nasza wspólnota może kiedykolwiek uzyskać”. Mówi również, że „duchową istotę anonimowości stanowi poświęcenie”. Przyjrzyjmy się dwudziestoletniemu doświadczeniu AA, aby zobaczyć, w jaki sposób doszliśmy do poglądów i przekonań wyrażonych w Jedenastej i Dwunastej Tradycji. Na samym początku poświęciliśmy alkohol. Musieliśmy to zrobić, gdyż w przeciwnym wypadku on zabiłby nas. Jednakże nie umieliśmy pozbyć się alkoholu nie zdobywając się na inne poświęcenia. Wygórowane mniemanie o sobie i myślenie pełne zafałszowań musiało zostać wyrugowane. Następnie musieliśmy zaprzestać samousprawiedliwień, litowania się nad sobą oraz złości. Musieliśmy poniechać zwariowanego pościgu za prestiżem osobistym i okazałym kontem bankowym. Musieliśmy wziąć na siebie odpowiedzialność za nasz pożałowania godny stan i raz na zawsze przestać obwiniać za to innych. Czy to były poświęcenia? Niewątpliwie, tak. Aby zdołać osiągnąć dostatecznie wiele pokory i szacunku dla siebie, by w ogóle móc pozostać przy życiu, musieliśmy poświęcić to, co było naszym najcenniejszym skarbem — naszą ambicję oraz naszą nieuzasadnioną dumę.
Ale nawet to jeszcze nie wystarczało. Poświęcenie musiało sięgnąć jeszcze dalej. Inni ludzie także musieli odnieść korzyść. Podjęliśmy zatem pracę Dwunastego Kroku — zaczęliśmy nieść posłanie AA. Poświęcaliśmy w tym celu czas, energię, a także własne pieniądze. Nie mogliśmy bowiem za chować tego, co otrzymaliśmy nie przekazując tego innym. Czy wymagaliśmy od naszych nowych podopiecznych, aby nam cokolwiek dali? Czy żądaliśmy od nich, by nam przekazali władzę nad swoim życiem, by zapewnili nam sławę z tytułu naszej dobrej roboty, czy też by dali nam choć grosz ze swoich pieniędzy? Nie, tego nie czyniliśmy. Zauważyliśmy bowiem, że zawsze kiedy rościmy sobie prawo do posiadania którejkolwiek z tych rzeczy, wówczas z naszej pracy Dwunastego Kroku uchodzi cała para. Tak więc, te skądinąd naturalne pragnienia musiały zostać poświęcone; w przeciwnym bowiem razie nasi podopieczni zyskiwali zbyt mało trzeźwości, albo nie zyskiwali jej wcale. Prawdę mówiąc my także nie. Nauczyliśmy się więc, że poświęcenie mu się przynosić podwójną korzyść, gdyż inaczej nie przynosi jej w ogóle. Zaczęliśmy poznawać ten rodzaj samopoświęcenia, który nie jest opatrzony metką z ceną. Kiedy ukonstytuowała się pierwsza grupa AA, szybko na uczyliśmy się znacznie więcej o tych kwestiach. Zauważyliśmy, że każde z nas musiało zdobywać się na różne poświęcenia na rzecz grupy, poświęcenia dla wspólnego dobra. Grupa z kolei odkryła, że musi zrzec się wielu swoich praw dla ochrony interesów i dla dobra poszczególnych swych uczestników oraz dla AA jako całości. Poświęcenia te musiały zostać poniesione, gdyż bez nich Wspólnota AA nie byłaby w stanie przetrwać. Na niwie tych doświadczeń i spostrzeżeń zaczęło wykształcać się Dwanaście Tradycji Anonimowych Alkoholików. Stopniowo przekonaliśmy się, że jedność, efektywność, a na wet przetrwanie AA będzie zawsze zależeć od nieustannej gotowości poświęcania naszych osobistych ambicji i pragnień na rzecz wspólnego dobra i bezpieczeństwa. Tak samo, jak po święcenie dla indywidualnego człowieka oznaczało zachowa nie życia, tak też oznaczało ono jedność i przetrwanie dla każ dej grupy AA i dla całej wspólnoty. Patrząc z tego punktu widzenia Dwanaście Tradycji AA jest zaledwie zdobytą w dwudziestoletnim doświadczeniu listą poświęceń, na które musimy się zdobywać indywidualnie a także zbiorowo po to, aby Wspólnota AA mogła pozostać przy życiu i zdrowiu.
W naszych Dwunastu Tradycjach musieliśmy oprzeć się prawie każdej tendencji widocznej w otaczającym nas świecie. Odmówiliśmy sobie prawa do sprawowania osobowych rządów, do profesjonalizacji, do określania kim mają być nasi członkowie. Porzuciliśmy stosowanie „dobrych uczynków”, reformatorstwo oraz paternalizm. Odmówiliśmy przyjmowania datków z zewnątrz i zdecydowaliśmy się płacić w całości nasze własne rachunki. Staliśmy się gotowi do współpracy praktycznie z każdym, ale też odmówiliśmy wiązania naszej wspólnoty z kimkolwiek. Powstrzymujemy się od zajmowania stanowiska w sporach publicznych i nie kłócimy się między sobą w sprawach, które tak wyniszczają całe społeczeństwa: religii, polityki oraz reformowania. Mamy tylko jeden cel: nieść posłanie AA choremu alkoholikowi, który tego pragnie. Przyjmujemy tę postawę nie dlatego, że przypisujemy sobie jakieś szczególne zasługi czy też uznania godną mądrość; czynimy tak, gdyż twarda szkoła życia pokazała nam, że tak robić musimy — o ile AA ma przetrwać w dzisiejszym rozchwianym świecie. Rezygnujemy z naszych praw i decyduje my się na poświęcenie również dlatego, że powinniśmy, a wreszcie — dlatego, że sami tego pragniemy. AA jest siłą większą niż ktokolwiek z nas; musi żyć dalej, gdyż inaczej niezliczone tysiące nam podobnych nieuchronnie rozstaną się z życiem. Wiemy to ponad wszelką wątpliwość. Lecz co ma z tym wszystkim wspólnego anonimowość? Czym ona w ogóle jest? Dlaczego uważamy ją za najpewniejszy środek ochrony dla AA z tych, którymi możemy kiedykolwiek dysponować? Dlaczego jest najlepszym symbolem osobistego poświęcenia, kluczem duchowym do wszystkich naszych Tradycji i do całej naszej drogi życia? Następujący fragment historii AA wyjawi — w moim głębokim przekonaniu — odpowiedź, której wszyscy poszukujemy.
Przed laty odzyskał trzeźwość w AA pewien znany piłkarz. Ponieważ jego powrót do zdrowia był tak widowiskowy, spotkał się on z osobistą owacją ze strony prasy, zaś Wspólnota Anonimowych Alkoholików zyskała dużo uznania. Jego imię i nazwisko jako uczestnika AA wraz z towarzyszącą tej informacji podobizną zobaczyły w prasie miliony kibiców. Na pewien czas wyświadczyło nam to wielką przysługę, gdyż alkoholicy masowo ruszyli do AA. Byliśmy wręcz uszczęśliwieni. Szczególnie ja, gdyż nasunęło mi to wiele pomysłów. Nie minęło wiele czasu, a ja sam zacząłem podróżować, we wspaniałym humorze udzielając osobistych wywiadów i pozwalając się fotografować. Ogarnął mnie wręcz zachwyt, gdy stwierdziłem, że trafiam na pierwsze strony gazet równie łatwo jak mój poprzednik na szlaku autoreklamy. W dodatku on nie mógł zbyt długo być w centrum zainteresowania publicznego, ja natomiast — tak. Wystarczyło, abym podróżował i mówił. Lokalne grupy AA oraz prasa zrobiły całą resztę. Byłem zdumiony, kiedy ostatnio sięgnąłem do tych starych wycinków prasowych. Przez dwa lub trzy lata byłem, jak sądzę, człowiekiem najbardziej naruszającym anonimowość w całym AA. Dlatego też nie mogę tak na serio obwiniać żadnego członka naszej wspólnoty, który tak się od tam tego czasu zachowywał. Przed laty ja sam dostarczyłem przykładu. W tamtych czasach wydawało mi się to rzeczą właściwą. Czując się usprawiedliwiony, pozwalałem sobie na wiele. Jakim to potężnym podbijaniem bębenka były dla mnie te prasowe dwuszpaltówki o „Billu brokerze” — człowieku ratującym pijaków całymi tysiącami — zaopatrzone w moje zdjęcie oraz dane osobowe! Nieco później jednak to lazurowe niebo zaczęło się chmurzyć. Sceptycy w AA zaczęli szept „Ten facet, Bill, to sobie dopiero dogadza, doktor Bob nie dostaje wcale swojej doli.” Albo też: „A co będzie, jeśli ta cała sława uderzy Billowi do głowy i po prostu upije się naszym kosztem?”
Oj, to mnie dźgnęło głęboko. Jakim prawem oni się nade mną pastwili, skoro ja robiłem tyle dobrego? Oświadczyłem moim krytykom, że to jest Ameryka i oni powinni wiedzieć, że mam prawo do wolności słowa. Czyż nasz kraj — i zapewne każdy inny — nie był prowadzony przez powszechnie znanych przywódców? Anonimowość była może dobra dla przeciętnego uczestnika AA, ale współzałożyciele powinni być traktowani w sposób wyjątkowy. Szeroka publiczność miała prawo wiedzieć, kim jesteśmy. Prawdziwi przebojowcy w AA (tzn. ludzie spragnieni prestiżu i rozgłosu, dokładnie tacy sami jak ja) nie kazali na siebie długo czekać. Oni też zamierzali zostać wyjątkami. Twierdzili, że anonimowość wobec szerokiego ogółu jest dobra dla nieśmiałych; ludzie odważniejsi, o śmiałej postawie — tacy jak oni — powinni bez zahamowań wystąpić w pełnym świetle i dać się policzyć. Taka odważna demonstracja szybko zlikwiduje owo piętno społeczne wyciśnięte na alkoholikach. Świat zewnętrzny sam się zaraz przekona, jakimi to po rządnymi obywatelami mogą stać się powracający do zdrowia pijacy. Im więcej uczestników wspólnoty zrezygnuje ze swej anonimowości, tym lepszy efekt będzie to miało dla AA. A jeśli pijak zostanie sfotografowany z gubernatorem? Zarówno on sam jak i gubernator mieli prawo zostać tak uhonorowani, prawda? I tak pędziliśmy dalej w naszą ślepą uliczkę. Następny incydent z naruszaniem anonimowości wyglądał jeszcze bardziej różowo. Blisko ze mną zaprzyjaźniona osoba z AA chciała się poświęcić krzewieniu wiedzy w zakresie alko holizmu. Zainteresowany alkoholizmem wydział wybitnego uniwersytetu pragnął, aby stanęła ona za katedrą i szeroko poinformowała, że alkoholicy są ludźmi chorymi i bardzo wiele w tej sprawie da się zrobić dobrego. Moja znajoma była osobą bardzo utalentowaną, zarówno gdy posługiwała się piórem, jak i gdy znajdowała się na mównicy. Czy mogła zatem poinformować, że sama jest uczestnikiem AA? A czemuż by nie? Używając imienia Wspólnoty Anonimowych Alkoholików miałaby sposobność zyskać szerokie poparcie dla krzewienia rzetelnej wiedzy o alkoholizmie, a tym samym — również poparcie dla naszej wspólnoty. Uznałem to za wspaniały pomysł i udzieliłem mego pełnego błogosławieństwa. AA zaczynało już być szacownym i szeroko znanym imieniem. Wspomagana przez to imię oraz przez swój wielki talent osobisty nasza przyjaciółka odniosła natychmiastowy sukces. Prawie w okamgnieniu jej własne nazwisko i podobizna wraz z nader pochlebnymi sprawozdaniami z jej działalności edukacyjnej, a także z działalności AA, trafiły na łamy prawie każdej liczącej się gazety i czasopisma w Ameryce Północnej. Powszechne zrozumienie, co to jest alkoholizm, wzrosło, piętno odciśnięte na alkoholikach zelżało, a Wspólnota AA zyskała nowych uczestników. Na pewno nie mogło być w tym nic złego, prawda?
A jednak było. Dla Osiągnięcia krótkoterminowych korzyści narażaliśmy naszą przyszłość na ryzyko o wielkich, wręcz przerażających rozmiarach. Teraz bowiem pewien uczestnik AA rozpoczął publikację czasopisma poświęconego krucjacie na rzecz powszechnej prohibicji. Uważał bowiem, że Wspólnota Anonimowych Alkoholików powinna przyczynić się do wprowadzenia na świecie kompletnej abstynencji. Ujawnił się sam jako uczestnik AA i nie krępował się powoływać na AA atakując diabelstwo whisky oraz tych, którzy ją produkowali oraz konsumowali. Podkreślił, że też prowadzi „działalność edukacyjną” i to „stosownego rodzaju”. W kwestii wikłania AA w publiczne polemiki, uważał, że tak właśnie powinno być, toteż sam bardzo zaangażował się w taką właśnie działalność. Oczywiście, aby dopomóc swej ukochanej sprawie, bez wahania odrzucił swą anonimowość. Niedługo potem związek producentów napojów alkoholowych zaproponował innemu uczestnikowi AA przyjęcie pracy w „edukacji”. Należało ludzi poinformować, że zbyt wiele alkoholu szkodzi każdemu, pewni zaś ludzie — alkoholicy — nie powinni pić wcale. Co w tym mogło być złego? Sekret po legał na tym, że nasz przyjaciel z AA miał odrzucić swą osobistą anonimowość; każda audycja czy publikacja, miała być opatrzona jego imieniem i nazwiskiem, jako uczestnika Wspólnoty Anonimowych Alkoholików. To oczywiście miało na celu wywołanie wrażenia, że AA preferuje „edukację” w stylu odpowiadającym interesom producentów alkoholu.
Chociaż do realizacji tego scenariusza nigdy nie doszło, nie mniej jego implikacje były przerażające. Uświadomiliśmy je sobie natychmiast. Angażując się w jakąkolwiek sprawę, a następnie ujawniając swą przynależność do AA wobec całego świata, każdy uczestnik naszej wspólnoty był w stanie podłączyć Anonimowych Alkoholików do dowolnej praktycznie sprawy, bądź też wplątać w dowolną wymianę zdań, czy to po słusznej czy niesłusznej stronie. Im więcej liczyło się w świecie imię AA, tym większa stawała się pokusa, aby tak się zachować. Wkrótce pojawił się nowy dowód, że tak się dziać musiało. Kolejny uczestnik wspólnoty zaczął nas wplątywać w działalność reklamową. Został on zatrudniony przez towarzystwo ubezpieczeniowe, aby wygłosić dwanaście „odczytów” o Anonimowych Alkoholikach na ogólnokrajowej antenie. Te, rzecz jasna, stanowiłyby reklamę dla owego towarzystwa ubezpieczeniowego, dla Wspólnoty Anonimowych Alkoholików, wreszcie dla naszego przyjaciela — trzy pieczenie upieczone przy jednym niewinnie wyglądającym ogniu. W Centrali AA przestudiowaliśmy konspekt przyszłych odczytów. W połowie zawierały one stanowisko AA, w połowie zaś odzwierciedlały osobiste przekonania religijne autora. To niewątpliwie musiało nas przedstawić w krzywym zwierciadle, szeroko dostępnym publicznie. Musiałoby wzbudzić wiele uprzedzeń religijnych wobec AA. Oczywiście szybko zaprotestowaliśmy.
Nasz przyjaciel odpowiedział mocno poirytowanym listem, powiadamiając nas, że czuje się „zainspirowany”, aby te odczyty wygłosić i nie jest z pewnością naszą sprawą ograniczać jego prawo do wolności wypowiedzi. Chociaż sam miał otrzymać wynagrodzenie za swoją pracę, nie miał w istocie na myśli niczego poza dobrem AA. Jeśli zaś my nie zdawaliśmy sobie sprawy, że jest to działalność dla wspólnoty korzystna, to tym gorzej dla nas. Zarówno my, jak i stojąca na tym samym co my stanowisku Rada Powierników AA, mogliśmy sobie razem pójść do diabła. Odczyty zostaną wygłoszone. To dopiero było zagrożenie! Przez samo tylko odrzucenie swej anonimowości, a tym samym wykorzystanie imienia AA, nasz przyjaciel za jednym zamachem był w stanie prze jąć kontrolę nad naszymi stosunkami ze światem zewnętrznym, ściągnąć na nas kłopoty religijne oraz uwikłać nas w działalność reklamową! To również oznaczało, że każdy błądzący uczestnik wspólnoty mógł ją śmiertelnie narazić w dowolnej chwili i dowolnym miejscu, po prostu odrzucając anonimowość i zapewniając samego siebie, jakież to niesłychane dobro nam „wyrządza”. Oczami wyobraźni zobaczyliśmy każdego uczestnika AA pracującego w reklamie i poszukującego sponsora w sprawach komercyjnych, jak to zaraz zacznie wykorzystywać imię AA sprzedając dowolną rzecz — od słonych paluszków do soku śliwkowego. Trzeba było natychmiast zająć zdecydowane stanowisko. Napisaliśmy do naszego przyjaciela, że AA też ma prawo do wolności wypowiedzi. Wprawdzie nie będziemy sprzeciwiać mu się publicznie, ale jesteśmy w stanie sprawić, że jego zleceniodawca otrzyma od członków AA kilka tysięcy listów krytykujących to przedsięwzięcie i możemy mu zagwarantować, że tak zrobimy, o ile tylko program trafi na antenę. Nasz przyjaciel zrezygnował ze swego projektu.
Jednakże grobla naszej anonimowości nie przestawała przeciekać. Pewni członkowie wspólnoty zaczęli nas wciągać w politykę. Zaczęli mówić przeróżnym komisjom legislacyjnym — publicznie oczywiście — czego to Wspólnota AA życzy sobie w kwestiach rehabilitacji, pieniędzy i prawodawstwa. W ten sposób z użyciem pełnego nazwiska i często wraz z towarzyszącą fotografią, niektórzy z nas stali się lobbystami. Inni jeszcze członkowie zasiadali na lawach wraz z sędziami śledczymi, doradzając im, którego ze złapanych pijaków po słać do AA, a którego — do więzienia. Wreszcie, zaczęły się kłopoty z pieniędzmi, w które bywała uwikłana naruszona anonimowość. W tym czasie już większość naszych uczestników rozumiała, że powinniśmy zaniechać publicznych zbiórek pieniędzy na cele AA. Jednakże działał edukacyjna naszej wspomaganej przez uniwersytet przyjaciółki wydała wówczas owoce. Miała ona ściśle uzasadnioną i uprawnioną potrzebę zdobycia na nią większych pieniędzy. Z tego powodu poprosiła szerszy ogół o wsparcie, organizując na ten cel publiczną zbiórkę. Ponieważ niewątpliwie była ona uczestnikiem AA i nie kryła tego, wielu ofiarodawców było zdezorientowanych. Niektórzy sądzili, że to AA prowadzi działalność na niwie edukacyjnej. Inni uważali, że to AA dokonuje zbiórki pieniędzy, podczas gdy w żadnym z tych przypadków tak nie było i być nie miało. W ten sposób powstało wrażenie, że imię AA jest używane do zbiórki pieniędzy w tym samym czasie, kiedy usiłowaliśmy poinformować szeroki ogół, że AA nie przyjmuje pieniędzy z zewnątrz. Ten precedens uruchomił wszelkiego rodzaju zbiórki pieniędzy przez AA — pieniędzy na ośrodki odwykowe, przedsięwzięcia Dwunastego Kroku, pensjonaty AA, kluby AA oraz tym podobne — co wiązało się z nagminnym naruszaniem anonimowości. Widząc, co się dzieje, nasza przyjaciółka — która sama była wspaniałym członkiem wspólnoty — próbowała odzyskać swą utraconą anonimowość. Ponieważ była już tak szeroko znaną osobą, zadanie to okazało się bardzo trudne. Jego realizacja zajęła jej całe lata. Zdobyła się wszakże na wszystkie konieczne poświęcenia i pragnę jej tutaj wyrazić głęboką wdzięczność w imieniu nas wszystkich. Następną szokującą wiadomością było to, że zostaliśmy wplątani w politykę partyjną, tym razem dla osobistej korzyści jednego człowieka. Ubiegając się o urząd publiczny, jeden z naszych uczestników wykorzystał w swej reklamie politycznej fakt, że należy do AA, co zapewne miało sugerować, że jest trzeźwy jak żaden z kontrkandydatów. Ponieważ Wspólnota AA cieszyła się rozgłosem i poważaniem w jego stanie myślał, że to mu pomoże odnieść zwycięstwo w dniu wyborów. Prawdopodobnie najlepsza tego typu historyjka zdarzyła się, kiedy imię AA zostało wykorzystane w sprawie o zniesławienie. Uczestniczka wspólnoty, której nazwisko i zawodowe osiągnięcia znane były na trzech kontynentach, weszła w posiadanie listu, który — jak sądziła — powodował uszczerbek na jej zawodowej reputacji. Uważała, że coś z tym należy zrobić i pogląd ten podzielał jej adwokat, również Anonimowy Alkoholik. Przyjęli oni, że zarówno opinia publiczna jak też i AA miałyby prawo do niezadowolenia, gdy by fakty te zostały ujawnione. Wkrótce, w wielu czasopismach pojawiły się artykuły z nagłówkami, jak to Wspólnota Anonimowych Alkoholików dopinguje jedną ze swych uczestniczek, oczywiście wymienioną z nazwiska, aby wy grała swą sprawę o zniesławienie. Niedługo potem pewien znany komentator radiowy powiedział to samo swym słuchaczom, których liczbę oceniano na dwanaście milionów. Incydent ten pokazywał, że imienia AA można dowolnie używać dla osiągnięcia czysto osobistych korzyści, tym razem na skalę ogólnokrajową.
Stare segregatory w Centrali AA kryją jeszcze niejedno wy darzenie związane z naruszeniem anonimowości. Większość z nich dostarcza tych samych lekcji. Mówią nam one, że my alkoholicy jesteśmy twórcami najbardziej przekonujących racjonalizacji i że sam ten fakt, wspomagany przekonaniem, że robi my dla AA rzeczy wielkie, może — przez naruszanie anonimowości — przywrócić do życia naszą starą i zgubną pogoń za osobistą władzą, prestiżem, publicznym uznaniem i pieniędzmi — ty mi samymi nieprzejednanymi popędami, które — gdy podrażnione — w swoim czasie stawały się powodem naszego sięgania po kieliszek, a w dzisiejszych czasach stanowią też siłę rozsadzającą ten świat. Lekcje te pokazują wyraźnie, że dostateczna liczba spektakularnych pogwałceń anonimowości może kiedyś doprowadzić naszą wspólnotę do całkowitej i rujnującej zagłady. Jesteśmy zatem pewni, że gdyby takie siły miały kiedykolwiek zapanować nad naszą wspólnotą, my także będziemy skazani na zagładę, podobnie jak to się już zdarzyło innym stowarzyszeniom w historii ludzkości. Nie zakładajmy ani przez chwilę, że my, powracający do zdrowia alkoholicy, jesteśmy o tyle lepsi czy silniejsi od innych ludzi, ani też, że skoro w naszej dwudziestoletniej historii nic takiego AA nigdy się nie przytrafiło, to z tego tytułu nigdy przydarzyć się nie zdoła. Nasza na prawdę największa nadzieja kryje się w tym, że całe nasze do świadczenie — jako alkoholików oraz jako uczestników AA — nauczyło nas w końcu, jak ogromna jest moc owych sił samo zniszczenia. Te w ciężkim trudzie wyuczone lekcje uczyniły nas w pełni gotowymi do każdego poświęcenia koniecznego, aby utrzymać przy życiu naszą bezcenną wspólnotę. Oto dlaczego postrzegamy anonimowość na poziomie publicznym jako nasze główne zabezpieczenie przed nami samymi, jako strażniczkę wszystkich naszych Tradycji i najpotężniejszy symbol osobistego poświęcenia, jaki znamy. Oczywiście, żaden uczestnik AA nie potrzebuje zachowywać anonimowości wobec rodziny, przyjaciół, czy sąsiadów. Ujawnienie się w tych przypadkach jest zarówno właściwe, jak i korzystne. Nie ma też niebezpieczeństwa, gdy zabieramy głos na grupowych mityngach AA o charakterze na wpół publicznym, o ile tylko notatki prasowe podają wyłącznie imiona występujących osób. Jednak wobec szerszego ogółu — prasy, radia, filmu, telewizji, wydawnictw książkowych i tym podobnych — ujawnianie pełnych nazwisk i fotografii nie jest dla nas. Tu trzeba hermetycznie zamknąć wieko i musi ono pozostać w tej pozycji. Zdajemy sobie teraz w pełni sprawę z tego, że stuprocentowa anonimowość osobista wobec szerszej publiczności jest sprawą równie zasadniczą dla życia AA, jak stuprocentowa trzeźwość dla zachowania życia absolutnie każdego indywidualnego członka. To nie są strachy na lachy; to jest rozważny głos wieloletnie go doświadczenia. Jestem pewien, że będziemy go słuchać i że zdobędziemy się na każde wymagane poświęcenie. Faktycznie, już nauczyliśmy się słuchać. Dziś pozostała wśród nas zaledwie zanikająca garstka tych, którzy anonimowość naruszają.
Mówię o tym wszystkim z taką powagą, na jaką mnie tylko stać. Mówię o tym, bo wiem dobrze, czym jest w istocie pokusa sławy i pieniędzy. Mogę to powiedzieć, bo sam kiedyś byłem kimś, kto anonimowość łamał. Dzięki Bogu, już całe la ta temu głos doświadczenia i upomnienia mądrych przyjaciół odciągnęły mnie z tej zgubnej ścieżki, na którą mogłem zaprowadzić całą naszą wspólnotę. W taki to sposób przekonałem się, że tymczasowa lub pozorna korzyść może być częstokroć śmiertelnym wrogiem tego, co najlepsze i nieprzemijające. Kiedy chodzi o przetrwanie AA, nic nie może okazać się do statecznie dobre ponad nasz największy wysiłek. Chcemy utrzymać stuprocentową anonimowość także z jednego jeszcze istotnego powodu — powodu, który częstokroć ulega przeoczeniu. Zamiast zapewnienia nam większego rozgłosu, powtarzające się naruszenia anonimowości dla odniesienia jakichś korzyści mogłyby poważnie nadwerężyć te cudowne stosunki z prasą i szerszym ogółem, którymi dzisiaj mamy szczęście się cieszyć. Mogłoby się skończyć na tym, że mielibyśmy złą prasę i bardzo mało publicznego zaufania. Przez wiele lat wszystkie media na całym świecie obsypywały AA entuzjastycznym rozgłosem, którego strumień nigdy się nie wyczerpywał. Redaktorzy mówią nam, dlaczego tak jest. Poświęcają nam dodatkowe miejsce i czas, ponieważ sami mają niezłomne zaufanie do AA. Podstawą zaś tego zaufania jest — w ich własnym przekonaniu — nasze stałe naleganie na za chowanie osobistej anonimowości na łamach prasy.
Nigdy przedtem ludzie z agencji prasowych oraz agend do kontaktów z szerokim ogółem nie słyszeli o towarzystwie, które odmawiałoby osobistego reklamowania swych przywódców, czy też członków. Dla nich ta dziwna i odświeżają ca nowość stanowiła zawsze dowód na to, że AA jest wspólnotą obiektywną; nikt nie korzystał z żadnych prerogatyw. Jest to — jak nam sami mówią — najistotniejszą przyczyną ich tak wielkiej dobrej woli. Oto dlaczego, przekazują oni całemu światu aowskie posłanie zdrowienia.
Gdybyśmy przez naruszanie anonimowości sprawili w końcu, że prasa, szersza publiczność oraz sami nasi podopieczni alkoholicy zaczną powątpiewać w czystość naszych intencji — z pewnością utracilibyśmy ten bezcenny kapitał, a wraz z nim — niezliczonych przyszłych członków. Wspólnota Anonimowych Alkoholików przestałaby cieszyć się dobrą sławą; rozgłos stawałby się mniejszy i w gorszym gatunku. Napis na ścianie jest wyraźny. Wielu z nas może go już odczytać i jestem pewien, że reszta wkrótce też będzie mogła.
Copyright © by The AA. Grapevine Inc;
16 lat grupy Anonimowych Alkoholików "Płomień" Włoszczowa
25 czerwca grupa Anonimowych Alkoholików Płomień we Włoszczowie obchodzi 16. rocznicę swojego powstania. Pierwszy mityng odbył się w marcu 1994 roku w sześcioosobowym gronie w miejscowym szpitalu. Grupa organizowała się ponad rok, nie mając stałego miejsca spotkań. Oficjalne zawiązanie grupy nastąpiło w czerwcu 1995 roku w świetlicy Urzędu Gminy. Do dnia dzisiejszego, czyli ponad 17 lat w mityngach uczestniczyło kilkadziesiąt osób, które postanowiły zmienić swoje życie na lepsze, nie poddając się chorobie alkoholowej. Wielu członkom udało się przestać pić, posklejać na nowo swoje rozbite życie i poprawić los swoich rodzin. Pierwszym krokiem ku temu była decyzja o zerwaniu z nałogiem. Tegoroczne spotkanie rocznicowe odbędzie się w ośrodku PKP w Koziej Wsi koło Oleszna. Poprzedzi je msza święta w kaplicy parafialnej pod wezwaniem Błogosławionego Księdza Józefa Pawłowskiego z Grona 108 Męczenników we Włoszczowie.
źródło:http://www.strefaimprez.pl/
Szósty Krok jest uznanym w AA określeniem postawy
Tak więc Szósty Krok jest uznanym w AA określeniem postawy, najlepszej jaką możemy przyjąć, by zapoczątkować pracę na całe życie. Nie oznacza to, że oczekujemy cudownego odjęcia wszystkich wad charakteru, tak jak została odjęta pokusa picia. Być może niektóre znikną zupełnie, ale co do większości będziemy musieli cierpliwie zadowalać się stopniową poprawą.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 66
- Jakie wady zostały mi całkowicie odjęte?
- Co jeszcze czeka w kolejce?
-Czy godzę się na taki stan rzeczy?
-Czy zauważam nawet niewielką poprawę w kwestii moich wad?
-Czy potrafię cierpliwie czekać, aż Bóg zechce uwolnić mnie od kolejnych wad?
Tego się jeszcze nie mogę wyrzec!
Ale nawet najbardziej gorliwi z nas natrafiają na jakiś sęk i z konsternacją załamują ręce: „Nie, tego się jeszcze nie mogę wyrzec”. Często popadamy w jeszcze większe niebezpieczeństwo, kiedy wyrywa się nam z ust okrzyk: „Tego nigdy się nie wyrzeknę!”.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 67
- Czy są wady, których trzymam się kurczowo?
- Jakie to wady?
- Czy wiem, dlaczego to robię?
- Co one mi dają?
Uczciwość
Uczciwość jest fundamentem trzeźwienia
Uczciwość to prawda.
Uczciwość jest to prawda w relacji z Bogiem, samym sobą i człowiekiem.
Prawda o mnie w relacji z Bogiem jest pytaniem, - Jaka jest Twoja wola
Panie.
Prawda o mnie w relacji z samym sobą jest czuciem - czyny, zgodność z
wyznawanymi wartościami(sumieniem) = odczuwanie.
Prawda o mnie w relacji z człowiekiem jest współ-odczuwaniem -
intensywność współ-odczuwania zależy od poziomu lęku przed otwarciem
oraz podobieństwa odczuć.
Uczciwość to droga, którą podążam zgodnie z Jego wolą czując zgodność
czynów z wartościami wewnętrznymi i potwierdzając to w sercach innych
ludzi.
Przeciwieństwem jest kłamstwo, manipulacja, zaniechanie, ukrycie,
ucieczka.
Uczciwość to prawda.
Uczciwość jest to prawda w relacji z Bogiem, samym sobą i człowiekiem.
Prawda o mnie w relacji z Bogiem jest pytaniem, - Jaka jest Twoja wola
Panie.
Prawda o mnie w relacji z samym sobą jest czuciem - czyny, zgodność z
wyznawanymi wartościami(sumieniem) = odczuwanie.
Prawda o mnie w relacji z człowiekiem jest współ-odczuwaniem -
intensywność współ-odczuwania zależy od poziomu lęku przed otwarciem
oraz podobieństwa odczuć.
Uczciwość to droga, którą podążam zgodnie z Jego wolą czując zgodność
czynów z wartościami wewnętrznymi i potwierdzając to w sercach innych
ludzi.
Przeciwieństwem jest kłamstwo, manipulacja, zaniechanie, ukrycie,
ucieczka.
AA nie jest lekarstwem na wszystko
Byłoby objawem pychy uważać, że AA jest lekarstwem na wszystko, nawet na alkoholizm.
Jak to widzi Bill, str.285
W początkowych latach trzeźwości byłem pełen pychy, uważając, że AA jest jedynym sposobem leczenia, który gwarantuje uczciwe i szczęśliwe życie.
Bez wątpienia Wspólnota była podstawowym składnikiem mojej trzeźwości, i nawet dziś - po z góra 8 latach "na Programie" - wciąż angażuję się w mityngi, sponsorowanie i służbę. Przez pierwsze lata zdrowienia uznawałem za konieczne korzystać z pomocy profesjonalistów - jako że moje zdrowie emocjonalne pozostawiało bardzo wiele d życzenia. Są też ludzie, którzy trzeźwość i szczęście zawdzięczają rozmaitym organizacjom spoza Wspólnoty. AA nauczyło mnie, że mam wybór:
jeśli tylko zechce, będę gotów uczynić wszystko, aby umocnić moja trzeźwość.
Być może Wspólnota nie jest lekarstwem jedynym, ani na wszystko, ale na pewno stanowi ona centrum mojego trzeźwego życia.
Jak to widzi Bill, str.285
W początkowych latach trzeźwości byłem pełen pychy, uważając, że AA jest jedynym sposobem leczenia, który gwarantuje uczciwe i szczęśliwe życie.
Bez wątpienia Wspólnota była podstawowym składnikiem mojej trzeźwości, i nawet dziś - po z góra 8 latach "na Programie" - wciąż angażuję się w mityngi, sponsorowanie i służbę. Przez pierwsze lata zdrowienia uznawałem za konieczne korzystać z pomocy profesjonalistów - jako że moje zdrowie emocjonalne pozostawiało bardzo wiele d życzenia. Są też ludzie, którzy trzeźwość i szczęście zawdzięczają rozmaitym organizacjom spoza Wspólnoty. AA nauczyło mnie, że mam wybór:
jeśli tylko zechce, będę gotów uczynić wszystko, aby umocnić moja trzeźwość.
Być może Wspólnota nie jest lekarstwem jedynym, ani na wszystko, ale na pewno stanowi ona centrum mojego trzeźwego życia.
Lapet
Poważne wady
Niemal każdy z nas mógłby sporządzić pokaźną listę podobnych wad, ale bardzo niewielu poważnie pomyślałoby o tym, by się ich pozbyć. Przynajmniej dopóty, dopóki nie wpędzą nas w zbyt wielkie kłopoty.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 68
"Regeneracja według recepty AA"
Taki to jest paradoks regeneracji według AA:
siła rodząca się z całkowitej klęski i słabości oraz utrata dotychczasowego życia jako warunek odnalezienia nowego.
Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość, str.60
Wspólnota w wolności
...gdyby ludziom zapewnić absolutną wolność i uwolnić ich od przymusu podporządkowania się komukolwiek, wówczas zjednoczyliby się całkowicie dobrowolnie dla wspólnego dobra.
Jak to widzi bill,str.50
„Zasłużony odpoczynek"
Jakże często pracujemy bez opamiętania, tylko po to, żeby zarobić sobie na okres nieróbstwa, który nazywamy „zasłużonym odpoczynkiem”. Albo też odkładamy na później wykonanie nużących obowiązków, co też jest oczywistą formą lenistwa.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 68
Czy odnajduję się w tym przykładzie?
Jak u mnie wygląda ta wada?
Jakie konkretnie koszty ponoszę ja i moi bliscy w związku z tą moją wadą?
Alkoholik nie jest dzieckiem
"Głęboko w nas samych"
Głęboko w nas samych znaleźliśmy Wspaniałą Rzeczywistość. Bo tylko w Niej można coś znaleźć...wejrzyjcie wewnątrz samych siebie... Z takim nastawieniem, świadomość wiary na pewno do was nadejdzie.
Anonimowi Alkoholicy, str.46,47
Dogadzaniu sobie
Gdy obżarstwo nie jest zbyt widoczne, wówczas i na nie mamy łagodniejszą nazwę, mówimy o „dogadzaniu sobie”.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 68
- Czy odnajduję się w tym przykładzie?
- Co złego jest w „dogadzaniu sobie”?
- Jakie koszty ponoszę ja i moi bliscy w związku z tą moją wadą?
Otwarty umysł
Odkryliśmy, że Bóg nie rzuca kłód pod nogi tym, którzy za nim podążają. Dziedzina Ducha jest w naszym pojęciu obszerna i wszechogarniająca; wstęp do niej jest wolny dla wszystkich, którzy szczerze szukają. W naszym przekonaniu, Dziedzina Ducha stoi otworem dla wszystkich ludzi.
Jak to widzi Bill, str.7
Plotki i zawiść
Złośliwe plotki, będące bezkrwawym odpowiednikiem zadawania ciosu nożem w plecy, także sprawiają nam swego rodzaju satysfakcję. Plotkując nie chcemy przecież pomóc tym, których krytykujemy, a jedynie popisać się własną cnotą.(...)
Żyjemy w świecie pełnym zawiści. Wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu, są nią zarażeni. Musi więc i ona sprawiać jakąś szczególną, pokrętną przyjemność, skoro wolimy poświęcać czas na marzenia o tym, czego nie posiadamy, zamiast na to zapracować; albo staramy się zawzięcie wybić w dziedzinach, do których nie mamy zdolności, zamiast pogodzić się z ich brakiem.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 68
- Czy odnajduję się w tych przykładach?
- Jak u mnie wyglądają te wady?
- Jakie konkretnie koszty ponoszę ja i moi bliscy w związku z tymi moimi wadami?
- Jakie mam doświadczenie w pracy nad nimi?
AA jako twoja siła wyższa
Jeśli chcesz, możesz postawić w miejsce Siły Wyższej samo AA.
Oto istnieje bardzo duża grupa ludzi, którzy przezwyciężyli swój problem alkoholowy... właśnie w ten sposób przekroczyli próg...ich wiara rozszerzyła się i pogłębiła...po zupełnie niewytłumaczalnym przekształcenia ich życia - uwierzyli w Siłę Wyższą.
Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji, str. 29-30
Lepszy
Któż na przykład nie lubi czuć się nieco lepszy od sąsiada albo nawet dużo lepszy od niego? (…) Pozornie usprawiedliwiony gniew także może nam sprawiać przyjemność. Możemy czerpać przewrotną satysfakcję z faktu, że ludzie nas irytują, ponieważ daje nam to miłe poczucie własnej wyższości
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 67 i 68
Czy odnajduję się w tym przykładzie?
Jak u mnie wyglądają te wady?
Jakie konkretnie koszty ponoszę ja i moi bliscy w związku z tymi moimi wadami?
Jakie mam doświadczenie w pracy nad nimi?
"Kurs na trzeźwość"
Sześć dni na łodzi, zmaganie się z nurtem rzeki i samym sobą oraz setki kilometrów do przebycia. Kilkunastu alkoholików odbędzie nietypowy rejs - zapowiada "Dziennik Polski".
Towarzystwo Wiedzy Psychologicznej "Start" jest pomysłodawcą pierwszej w kraju terapii antyalkoholowej na wodzie. Celem projektu jest udowodnienie, że od nałogu można odejść angażując się w różne twórcze przedsięwzięcia.
Na niewielkiej łodzi w sześciodniowy rejs do Gdańska wypłynął spod Wawelu alkoholik, któremu od 2,5 roku udaje się zachować wstrzemięźliwość. - Ta podróż to moja forma terapii. Każdy dzień będzie połączeniem umacniania mojego postanowienia oraz największej pasji, jaką jest pływanie. Wierzę, że oddanie się hobby pomaga wyjść z nałogu - mówi jachtowy sternik morski, Grzegorz Paśnikowski.
W każdym mieście, gdzie łódź "Kurs na trzeźwość" przybije do brzegu prowadzona będzie akcja informacyjna, w ramach której można m.in. napisać list pożegnalny do wódki, symbolicznie stłuc butelkę oraz zobaczyć na podstawie instalacji "Józek największy alkoholik" ile (17 litrów czystego spirytusu) wypija przeciętny Polak.
Czy jestem niezdolny do zbudowania prawdziwego partnerstwa z drugim człowiekiem?
Jednakże większość z nas najbardziej ucierpiała z powodu zdeformowanych stosunków z rodziną, przyjaciółmi i całym społeczeństwem. To właśnie w stosunkach z ludźmi byliśmy wyjątkowo uparci i bezmyślni. Przede wszystkim nie chcieliśmy i nie umieliśmy uznać tego, że całkowicie brak nam było zwykłej umiejętności nawiązania partnerstwa z drugim człowiekiem.
Codzienne Refleksje, str. 205
Gdy wszystko inne zawodzi
Gdy wszystko inne zawodzi, praca z alkoholikami pozwala przeżyć kolejny dzień.
Anonimowi Alkoholicy, str.12
Czy odnajduję takie „przyjemne” wady u siebie?
Musimy bowiem przyznać, że niektóre z naszych wad sprawiają nam przyjemność. Jesteśmy w nich wręcz zakochani.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 67
Zadośćuczynienie jako sposób życia
Lata przeżyte z alkoholikiem na pewno uczynią z jego żony i dzieci neurotyków. Cała rodzina alkoholika jest do pewnego stopnia chora.
Anonimowi Alkoholicy, str. 107 - 108
Anonimowi Alkoholicy w sejmie RP
Chciałbym zaprosić 12.06.11 w niedzielę do oglądania o godzinie 17.50 w telewizji Polsat programu z wydarzenia ważnego dla Wspólnoty AA. W Sejmie po raz pierwszy w historii z Posłami spotkali się profesjonaliści ; Ewa Wojdyło – leczenie rodziny , program AA , szkody w rodzinie , dr . Woronowicz – choroba alkoholowa , Wiktor Osiatyński - Wspólnota AA polepszanie społecznego życia – Program 12 Kroków , członkowie Rady Powierników – Krzysiek , , dyrektor BSK – Witek , i członkowie Wspólnoty AA kolporter krajowy Andrzej , ksiądz Wiesław i inni . Spotkanie cieszyło się bardzo dużym zainteresowaniem , przekazano bardzo dużo literatury . Zapraszam do obejrzenie tych wydarzeń w telewizji Polsat .
Pogody ducha i spotkania na szlaku
Budowanie prawdziwego partnerstwa
Jednakże większość z nas najbardziej ucierpiała z powodu zdeformowanych stosunków z rodziną, przyjaciółmi i całym społeczeństwem. To właśnie w stosunkach z ludźmi byliśmy wyjątkowo uparci i bezmyślni. Przede wszystkim nie chcieliśmy i nie umieliśmy uznać tego, że całkowicie brak nam było zwykłej umiejętności nawiązania partnerstwa z drugim człowiekiem.
Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji, str. 54
Czy widzę u siebie wady „mniejszego kalibru”?
W zasadzie każdy pragnie pozbyć się najbardziej jaskrawych i destrukcyjnych wad. Nikt nie chce być na tyle dumny, żeby narażać się na miano pyszałka, ani na tyle chciwy, żeby zarzucano mu złodziejstwo. Nikt nie chce ulegać takim atakom furii, by mordować, czy też atakom pożądania szukającego ujścia w gwałcie. Nikt nie chce być chorobliwie żarłoczny, gnuśnieć w lenistwie, szaleć z zazdrości. Oczywiście, u większości ludzi wady te nie występują w aż tak alarmującej postaci. My, którzy uniknęliśmy tego rodzaju ekscesów, chętnie sami sobie składamy gratulacje. Ale czy powinniśmy?
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 67
Zobowiązania rodzinne
...życie duchowe, w którym nie ma dość miejsca na rodzinę, nie może być doskonałe.
Anonimowi Alkoholicy str. 113
76 lat wspólnoty Anonimowych Alkoholików
To już 76 lat, 10 czerwca, w dniu symbolicznych narodzin Anonimowych Alkoholików odbędzie się w Akron jak co roku wielki zlot.
- Dlaczego 10 czerwca?
- Miejscem założenia AA były Stany Zjednoczone. Incjatorem był makler giełdowy Bill W. (William Griffith Wilson). Drugim współzałożycielem był dr Bob (Robert Holbrook Smith). Jego pierwszy dzień nieprzerwanej trzeźwości, poniedziałek 10 czerwca 1935 uważa się za symboliczną datę narodzin ruchu.
Brak ci cierpliwości, spróbuj lewitować!
Silniej niż inni reagowaliśmy na frustracje.
Jak to widzi Bill, str.111
Miara naszych wad charakteru...
Nie wszystkie jednak nasze trudności są sprawą życia i śmierci. Każdy normalny człowiek chce jeść, kochać i być kochany, cieszyć się poważaniem w swoim środowisku. Pragnie również pewnego poczucia bezpieczeństwa w dążeniu do tych celów. W istocie, takim właśnie został stworzony przez Boga, który przecież nie planował, by człowiek wyniszczał się alkoholem. Bóg wyposażył ludzi w instynkty, by mogli przetrwać, a nie ginąć. (…) Skoro przychodzimy na świat tak sowicie wyposażeni w naturalne popędy, trudno się dziwić, że często pozwalamy im wykraczać poza wyznaczone dla nich granice. Kiedy zaczynają nami ślepo kierować albo świadomie żądamy od nich więcej przyjemności i wygód niż nam się należy, wówczas zaczynamy oddalać się od tego, co Bóg zaplanował dla nas tu na ziemi. To właśnie jest miarą naszych wad charakteru, lub jeśli kto woli, grzechów.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 65-66
Bill W. - prawdziwy człowiek.
William Griffith Wilson (26 listopada 1895 - 24 stycznia 1971), powszechnie znany także jako Bill Wilson lub Bill W. Twórca Programu 12 kroków - nie był ideałem, miał swoje słabostki i przywary. W naszym kraju (POLSKA) natomiast przedstawia się go jako wzorowego realizatora 12 kroków... a Bill był normalnym człowiekiem. Wychowywany przez dziadków, w szkole po początkowych trudnościach odnosił sukcesy jako kapitan drużyny piłkarskiej i jako skrzypek w orkiestrze szkolnej. Ale przeżył poważną depresję w wieku siedemnastu lat, kiedy jego pierwsza miłość, Bertha Bamford, zmarła z powodu komplikacji podczas operacji.
Swoją przyszłą żonę, Lois Burnham poznał w lecie 1913 roku podczas rejsu na jeziorze Emerald Vermont's, dwa lata później para zaręczyła się. 24 stycznia 1918 r., tuż przed wyjazdem Billa do służby w I wojnie światowej jako 2nd Lieutenant na Wybrzeżu , para wzięła ślub. Po odbyciu służby wojskowej, Wilson powrócił z żoną do Nowego Jorku. Nie udało mu się ukończyć studiów prawniczych, bo był zbyt pijany, by odebrać swój dyplom.
Wilson eksperymentował z innymi możliwościami leczenia alkoholizmu, w tym LSD, niacyny (witamina B 3) i parapsychologii jako sposobu wywoływania zmian duchowych. Ci wszyscy co go idealizują nie dokładnie czytali Wielką Księgę, (o ile w ogóle czytali, temat poruszany na forum Ilu z nas zna Wielka Księga AA ) gdzie wyraźnie pisze że my dążymy do ideału. Sam założyciel się pod tym podpisał. Dlatego tez z niesmakiem obserwuje nieraz w salkach spotkań wiszące na ścianach portrety - święte Obrazy. Tak niedługo ołtarze powstać mogą. Z założycieli robi się tu i ówdzie Ikony.
Zapomina się o tym, że jedynym autorytetem jest miłujący Bóg...
Ostatnio przeczytałem na jednym forum skupiającym uzależnionych różnych opcji, że Bill W by erotomanem. Podobno czytając Patricka Carnesa można się o tym dowiedzieć.
Szperając w literaturze nie pamiętam czy się tam o tym doczytałem.
Tak wiec dalej jestem wdzięczny Billowi i Bobowi za Wspólnotę i pokazanie całemu światu, że dla dobra alkoholika jest drugi taki sam alkoholik.
A jeżeli nawet Bill był erotomanem to nie ma to znaczenia na to co zrobił dla mnie i dla nas wszystkich, za co mu po wsze czasy chwała.
Warto by poczytać:
Bill W.: The Absorbing and Deeply Moving Life Story of Bill Wilson, Co-founder of Alcoholics Anonymous pióra bardzo poczytnego zawodowego biografa, który spotykał się z Wilsonem przez ostatnich 12 lat jego życia. Niektórzy biografowie m.in. była osobista sekretarka Bill W.: A Biography of Alcoholics Anonymous Cofounder Bill Wilson suponują iż Bill nie był wierny Lois również po zaprzestaniu picia. Bill miał romans z Helen Wynn, kobietą o 22 lat młodszą. Warto przetłumaczyć recenzję w Googlach. Bezstronne informacje na temat domniemanego romansu Billa można znaleźć tu: Bill W. -Wikipedia, free encyklopedia w akapicie "Temptation and reports of infidelity" - być może w związku z tymi wydarzeniami w oryginalnym AA tak dużo uwagi poświęca się tzw. 13 Krokowi i sugeruje się żeby mężczyźni nie sponsorowali kobietom i na odwrót.
To, że Bill W. nigdy w życiu nie "przepracował "12 Kroków", wiadomo już od dawna.
Zadaje sobie jednak pytanie: czy alkoholik który sformułował 12 kroków nie wiedział o czym pisze?
Nie zapominajmy, ze nie on (podobnie, jak wielu innych wielkich; Kolumb, Kopernik, etc.) odkrył to pierwszy. Byli już przed nim inni...!
Drugim ważnym aspektem jest to, że to nie on sam wymyślił Wspólnotę AA... - Na początku miał on tylko sześć (6) Kroków, z czego trzy (3!) zapożyczył ze swej religii, której był wyznawca...!
On był motorem, ale nie zapomnijmy, że Program ten napisali (l.mn.) alkoholicy... - To jest "MY".
On pisał o wychowaniu dzieci, a nigdy nie miał dzieci. Przynajmniej nic jeszcze o tym nie wiadomo. :-)
Pisał o żonach alkoholików, a nigdy nie był żoną alkoholika. Ten rozdział (Do żon)Wielkiej Księgi chciała napisać Lois, ale Bill się nie zgodził i napisał sam.
Myślę, że dużo czerpał z doświadczeń i opowieści innych alkoholików plus oczywiście wszystkie materiały, hm... dodatkowe. Prace Williama Jamesa (a wcześniej Tołstoja - szczególnie "Spowiedź", gdzie wyraźnie widać jak, gdzie i komu urodziła się koncepcja Siły Wyższej). No i oczywiście Biblia.
Trzeba jednak oddzielić dzieło od twórcy. Polscy odwykacze - teoretycy z upodobaniem cytują wzmiankę P. Carnesa o owym romansie w jednej z jego książek ale nie mówią zarazem, że ten sam autor napisał książkę A Gentle Path Through the Twelve Steps: The Classic Guide for All People in the process of recovery
pokazującą niezwykłą moc 12 Kroków, których bez Billa by nie było. Na dodatek gdzieś w naszych tekstach jest napisane, że AA nie ocenia i nie stoi na straży oblicza moralnego swoich członków.
Nieznane nagranie w którym Bill opowiada swoją historię http://www.youtube.com/watch?v=HwIrecwfTy4&feature=related
Wilson zmarł na rozedmę i zapalenie płuc 24 stycznia 1971 r., w drodze do szpitala w Miami na Florydzie . Został pochowany w East Dorset, Vermont .
Moim zdaniem Bill był do bólu uczciwy, ale też myślał o wspólnym dobru, z tego powodu nie pisał o swoich trudnościach. Świadczyć o tym może fragment ze str. 125 "Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość".
"Następną istotną przyczyną strachu były pozamałżeńskie romanse, czyli dobrze znany trójkąt małżeński. Więcej niż połowa członków naszej wspólnoty miała zrujnowane życie rodzinne. Pijaństwo przekształciło niejednego męża w rodzinną czarną owcę, jego żonę zaś w opiekuńczą i zaborczą matkę. Gdy taki układ stosunków trwał nadal już w czasach AA, mąż czasem zaczynał rozglądać się wokół siebie. Tam zaś pojawiały się pociągające alkoholiczki, dawno już porzucone przez własnych mężów. Tu i ówdzie stawaliśmy się i świadkami wybuchów, zdarzających się w tych sytuacjach. Ludzie ogromnie podniecali się biorąc tę czy tamtą stronę konfliktu. Całe grupy zamieniały się w jeden kocioł, a wielu ich członków znów się upajało. Było też trochę obrzucania grzeszników kamieniami. Drżeliśmy o reputację Wspólnoty AA i o jej przetrwanie. Wreszcie jednak uświadomiliśmy sobie, że w istocie wcale nie mieliśmy więcej problemów małżeńskich niż inne towarzystwa, a może nawet mniej. Przekonaliśmy się, że te sytuacje często same wracają do normy, o ile tylko zostaną potraktowane z cierpliwością i wyrozumiałością. Zarówno grzesznicy jak í zadufani w swoich racjach moraliści w końcu zdawali sobie sprawę, że sami postępują niemądrze. Większość alkoholików, którym żony towarzyszyły w ich najczarniejszych dniach, wróciło na łono rodziny. Pojawiły się grupy rodzinne Al-Anon, które uczyniły cuda dla stosunków domowych członków AA. Wszystkie te doświadczenia przyczyniły się do szczęśliwego wygaśnięcia początkowych obaw. Obecnie przeciętna liczba rozwodów w AA należy do najniższych w świecie. Stało się oczywiste, że burzliwe stosunki między odmiennymi płciami nie pokonają nas i nasze leki z tym związane ustały."
źródło:
- Anonimowi Alkoholicy Wielka Księga
- Podaj dalej
- Wikipedia
- Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji
- Doktor Bob
Lapet
Przekaż dalej, 76 lat AA
To już 76 lat, 10 czerwca, w dniu symbolicznych narodzin AA odbędzie się w Akron jak co roku wielki zlot i wybija się symboliczny medal.
76th ANNIVERSARY OF ALCOHOLICS ANONYMOUS JUNE 10, 11, 12, 2011 AKRON, OHIO
"...w 1935 roku dwaj alkoholicy; makler giełdowy Bill (William Griffith Wilson z Nowego Yorku, wtedy 39 lat i dr Bob (Dr. Robert Holbrook Smith - 55) założyli w Akron, Ohio - USA... pierwsza Grupę AA.. - Oni to doszli do tego, ze w rozwiązywaniu ich problemów i kłopotów pomagają im radykalne i otwarte wspólne rozmowy, które pozwalają im zatrzymać ich picie...
Oboje byli uczestnikami , tzw. "Oxford-Grupy" - ewangelickiego duchowego Franka Buchmana.
Grupy te były wtedy w USA i Europie mocno rozprzestrzenione...-Praktykowały one szczególne, psychologiczne i skuteczne spowiedzi grupowe.
Punktem wyjścia była idea, że każdy człowiek jest grzesznikiem i posiada wady charakteru...
Z drugiej jednak strony każdy może się zmienić - poprzez wewnętrzne przyznanie się w sobie oraz przyznanie się wobec pewnej niedużej społeczności na zewnątrz, mianowicie w Grupie.
Drugim wielkim wpływem na AA było demokratyczne Pojecie (zrozumienie), które ściśle związane jest z politycznym powstaniem Stanów Zjednoczonych, jako kraju o "nieograniczonych możliwościach", przynajmniej w swej konstytucyjnej teorii, gdzie wszyscy ludzie, bez względu na kolor skory, stan socjalny, itd.- maja równe szanse...
Trzeci wpływ na AA wywodzi się z filozoficznego punktu myślowego, który w Ameryce był reprezentowany przez John Dewey`a, a w Europie przez Henri Bergson´a. Tu chodzi o świadomość ludzką, że każdy człowiek posiada i jest w stanie wytworzyć niepojęte siły służące mu w swym rozwoju i w jego przemianach...
Po czwarte AA działa na ogólnie przyjętej już zasadzie pomocy sąsiedzkiej (za darmo) i anonimowości......
Ale tym ostatnim i zarazem tym pierwszym impulsem do powstania AA było nawiązanie kontaktu z ekspertami...
W 1931 roku alkoholik Roland H. udał się do Zurychu, na leczenie do znakomitego i sławnego już wtedy Carla Gustawa J u n g a - Roland był u Junga do czasu, aż ten oświadczył, że jest "beznadziejnym przypadkiem" (W polskim wydaniu Wielkiej Księgi ta historia wzmiankowana jest na str 21. - mój przyp.).
Po tym oświadczeniu, Jung dodał, że jemu (Rolandowi) pomóc może już tylko specjalna duchowość albo religijne doświadczenie...
Roland udał się potem do Oxford-Grup w Europie i w USA...
I nastąpił ten "cud" i Roland (po)został trzeźwym.
Trzydzieści lat później (23 stycznia 1961r - mój przyp.), Bill napisał list do C.G. Jung´a o Roland´zie a także o jego własnym (Bill´a) powodzeniu....
Jung był tym tak zachwycony, że wtedy to powstała ta krotka formula AA: "Spiritus contra spiritum"... Nie wiadomo czy Bill doszedł do tego sam czy znalazł to w książce Junga "Współczesny człowiek w poszukiwaniu duszy"
Tekst korespondencji pomiędzy Wilsonem i Jungiem ukazał się w "Zdroju" bodaj w 94."
Jakakolwiek grupa społeczna nie przetrwa jeśli nie ma poczucia ciągłości i nie zna swojej historii. Byle sklep spożywczy czy zakładzik usługowy hucznie świętuje swoje urodziny. AA po polsku jakoś nie przykłada zbytnio wagi do swojej historii, a ciągle gada o niesieniu posłania, a przecież żeby je nieść Wspólnota musi trwać. Do tego właśnie potrzebna jest świadomość swojej historii.
Można by z tej okazji zorganizować zlot radości z tematem "Moja droga do AA i w AA" tylko czy byłoby komu.
Większy zapał mają nasi bracia przy spotkaniach Licheńskich niż to że obchodzimy 76 urodziny.
Takie jest nasze AA, i tak chyba pozostanie. Można próbować to zmieniać, tylko gdy mówiłem ostatnio o 6 tradycji , i o tym że tu i tu jest łamanie tej tradycji, użyczanie nazwy itp. to nasi bracia nie pijacy po kilkadziesiąt lat i więcej, patrzyli na mnie jak na człowieka z kosmosu.
Do Lichenia jedzie cały autobus a w 80 tysięcznym mieście jest jedna grupa na której spotkaniu jak uświadczysz więcej niż 5 osób to jest tłum. Na mszy w Częstochowie wyczytane były grupy i Stowarzyszenia (niby)Trzeźwościowe uczestniczące w spotkaniach, ciekawe że niektóre bez wiedzy sumienia grup.
Takie spotkania są bliższe klimatowi stadionu niż medytacji. Tu czy tam do służby w dni powszednie mało chętnych. Trzeba z uporem nawoływać do rozdzielenia - mając na uwadze to co mówi Wielka Księga o "wyzbyciu się wszelkich uprzedzeń, nawet wobec zorganizowanych religii".
Każda z nich ma mnóstwo narzędzi w których uczestnicy AA zaangażowani religijnie mogą się spełnić. Tylko zaangażowanie w sprawy swojej parafii (katolicyzm u nas jest powszechny, i z innymi religiami nie ma tego problemu) wymagałoby zobowiązania i poświęcenia a dawałoby to mało haju, a my wszak go lubimy.
Lapet
Bibliografia:
- "Der Spiegel"
Wyrzeczenie się naturalnych popędów
Nie mamy żadnych dowodów, przynajmniej na tym świecie, że Stwórca oczekuje od nas całkowitego wyrzeczenia się naszych naturalnych popędów. Nigdzie też, o ile nam wiadomo, nie odnotowano przypadku, aby sam Bóg kogoś całkowicie uwolnił od wszystkich przyrodzonych instynktów.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 65-66
Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru.
Kolejny krok zmierzenia się z pychą. Nie dość, że potrzebujemy przyznać się do błędów, wyrazić je publicznie, to jeszcze musimy stać się gotowi z nich zrezygnować i to w chwili, gdy niektóre błędy przynosiły ewidentne korzyści. Picie przynosiło ulgę, nie tylko krzywdę. Jakże często przyznawaliśmy się do winy tylko po to, aby pozbyć się nieznośnego poczucia winy, a nie po to, aby nie pić więcej. Krok 6 mówi, że przyznanie się to mało. Jeszcze trzeba podjąć decyzję o rezygnacji z zachowań, przyzwyczajeń, nawyków, które czasami są bardzo sztywne i oporne na zmiany.
My alkoholicy, powracający do zdrowia często mówimy: „Wciąż walczę z moimi wadami charakteru. Na różne sposoby usiłowałem się ich pozbyć, a one wciąż są. Coś nie skutkuje. Co robię źle?”
Pomimo szczerych wysiłków, by pracować nad programem, jakoś ciągle odczuwamy niepokój. Zrobiliśmy starannie Krok Czwarty i Piąty, ale wciąż nie znajdujemy spokoju umysłu, który świadczy o pogodzie ducha. Wyczuwamy, że czegoś nam brakuje, coś jest nie tak, ale nie wiemy co to takiego. Wkrada się czasami zwątpienie i powracając do zdrowia zaczynamy odczuwać nieudolność i rozczarowanie programem zdrowienia proponowanym przez Anonimowych Alkoholików.
Jedynym wywołującym zakłopotanie aspektem pracy nad krokiem Szóstym jest to, że wymaga on naszego bezpośredniego dialogu z Bogiem. Wymaga naszego głębszego spojrzenia na stosunek do Niego w odosobnieniu i samotności naszych serc i umysłów. Sprawia nam to olbrzymią trudność nie dlatego, że nie chcemy pracować nad tym Krokiem, ale dlatego, że nie wiemy jak. Szczególnie trudne jest to gdy nie zaakceptowaliśmy jeszcze obecności Siły Wyższej. Nawet gdy posiadamy ustaloną wiarę w swoją koncepcję Boga i mocne religijnie wychowanie; miewamy czasem kłopoty z zaakceptowaniem tego Kroku. Wczesne wychowanie religijne być może nauczyło nas, że musimy być „dobrzy”, jeśli oczekujemy dobrych rzeczy od Boga. Występuje uczucie, że musimy „wykazać się” przed Bogiem, że musimy „upiększyć nasze czyny” zanim zwrócimy się do Niego w modlitwie. Może nawet lękamy się, że gdyby On znał nas takimi jakimi naprawdę jesteśmy, to w ogóle by nie chciał, abyśmy byli blisko Niego w modlitwie. Czy tak bardzo wstydzimy się naszych czynów, że sami nie możemy na nie patrzeć, a tym bardziej dzielić się nimi z tak potężną istotą? Modlimy się o to, jacy chcielibyśmy być, albo jacy myślimy, że powinniśmy być, zamiast powiedzieć Mu prosto i szczerze jak to naprawdę z nami jest. Czy nie miałoby sensu, kiedy zwracamy się do Boga z naszymi wadami charakteru, przedstawić stan w jakim się znajdujemy, a nie ten , jaki chcielibyśmy, żeby był?. Przypomnijmy sobie nasze zmagania z Krokiem Pierwszym: Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem”. Może nasze modlitwy brzmiały w ten sposób: „Boże, spraw abym mógł pić normalnie”. „Boże, pomóż mi kontrolować moje picie”. ”Panie, ja nie chcę tak pić...Chcę pić jak inni.” Te modlitwy były dla nas logiczne, bo przecież Bóg powinien chcieć, abyśmy pili przyzwoicie. Wołaliśmy” Dlaczego nie możesz mi tego dać? Modlę się do ciebie, a budzę się pijany! No tak jak Bóg może istnieć?” Teraz znamy już odpowiedź na te modlitwy. Czy były to modlitwy samolubne- modlitwy całkowicie skupione na naszych potrzebach, na życzeniach dla samych siebie?. Leczenie mogło się rozpocząć dopiero wtedy, gdy pokornie i szczerze zwróciliśmy się do Niego i powiedzieliśmy Mu, jak to naprawdę jest, dopiero wtedy, gdy mogliśmy Mu powiedzieć: „Boże, jestem bezsilny i przestałem kierować własnym życiem” Proces zdrowienia mógł się rozpocząć dopiero wtedy, gdy ustało zmaganie i walka i gdy rozpoczęła się akceptacja. Powracając do kroku Szóstego, może powinniśmy pamiętać o problemach, jakie napotkaliśmy przy Kroku Pierwszym. Może powinniśmy zaczynać modlitwę od uczciwego stwierdzenia tego co jest!” Boże, jestem niecierpliwy. ”Boże, jestem osobą nie tolerancyjną.” „Boże, brak mi wiary.” „Boże , jestem nieuprzejmy. ”Zamiast naszych marzeń i pragnień odnośnie tego, jakimi chcemy być, przedstawiamy Mu się, jacy w rzeczywistości jesteśmy. Nie ma potrzeby ukazywać się Bogu w jakikolwiek sposób odbiegający od rzeczywistości. Nie potrzebujemy „upiększać naszych czynów”. Bóg nie ma wobec nas takich zamiarów. On mówi nam, że nie możemy niczego uczynić , aby pozyskać Jego miłość, obojętnie jak wiele dajemy kościołowi, ile robimy dobrych uczynków, czy jak dobrymi jesteśmy samarytaninami. Jego miłości nie można zdobyć. Miłość Jego jest już nasza poprzez samą laskę. Łaska jest miłością i życzliwością, na którą nie trzeba zasługiwać. Nie trzeba jej zdobywać ani jej wyczekiwać. Ona po prostu istnieje. Czy wierzysz w to czy nie , zależy od tego, czy mamy wiarę.
Czym jest wiara?
To po prostu wierzenie w coś , czego nie trzeba budować. Jeśli brak wiary nie pozwala nam żyć spokojnie, to z pewnością jest wadą- wadą, która stoi na drodze do zdrowienia i do więzi z Bogiem, tak jak Go pojmujemy. Może ten brak wiary jest pierwszą wadą charakteru, do której powinniśmy Mu się uczciwie przyznać Alkoholizm określony jest jako choroba potrójna: fizyczna, psychiczna i duchowa. Zdrowienie musi obejmować wszystkie trzy płaszczyzny, a wiara w Siłę większa od nas samych jest istotną, niezbędną częścią zdrowienia. Należy pamiętać, że jeżeli znaleźliśmy wiarę w Siłę Wyższa, to również potem powinniśmy trzymać się jej świadomie każdego dnia. Nawet ci z długotrwałą, solidna trzeźwością i silną wiarą maja czasem chwile zwątpienia i wtedy powinni poprosić o siłę. Praca nad Krokiem Szóstym oraz stosowanie go, musi być procesem stałym. Wiara jest jak roślina, którą trzeba podlewać jeśli ma żyć. Wymaga troski i uwagi, aby zawsze być silną i zdrową. Może to jest właśnie pole, na którym moglibyśmy spożytkować siłę woli, która była tak bezużyteczna w naszych próbach zaprzestania picia na własną rękę. Wola to po prostu siła do dokonywania wyboru. Mamy siłę wybrać takie postępowanie, jakie jest potrzebne do podtrzymywania naszej wiary, bez względu na to jak niewielka może ona być. Możemy wybrać chodzenie na mitingi. Możemy wybrać codzienne czytanie materiałów. Możemy wybrać próbę rzetelnego praktykowania Dwunastu Kroków. Możemy wybrać pójście na całego w pogoni za trzeźwością. Możemy wybrać modlitwę niesamolubną. To samo dotyczy wad naszego charakteru. Możemy wybrać ich rozpoznanie, uświadomienie sobie i zaakceptowanie, a w rezultacie zdobyć pewną siłę, by nimi kierować, zamiast być kierowanym przez nie. Możemy wybrać uczciwe podzielenie się nimi z naszą Siłą Wyższą i zwrócenie się do Niej o pomoc w ich usunięciu, wierząc, że Ona je usunie. Doskonalmy nasz świadomy kontakt z Bogiem, tak jak Go rozumiemy, modląc się jedynie o poznanie Jego woli wobec nas. Chcemy, żeby pomagał nam podejmować decyzje, ale tak naprawdę to powinniśmy Go pytać jaka jest jego wola wobec nas. Bo On chce, abyśmy byli trzeźwi, zdolni stawić czoła życiu z godnością i spokojem – polegać na Jego sile i przewodnictwie, a nie na alkoholu. Przeprowadzenie takich drastycznych zmian w sposobie radzenia sobie z życiem wymaga od nas oprócz zdrowienia fizycznego i psychicznego, również zdrowienia duchowego. Konieczność zdrowienia duchowego jest szczególnie widoczna, kiedy spojrzymy na spustoszenia, jakich choroba dokonała w naszych stosunkach z innymi ludźmi. Stosunki z bliskimi stopniowo pogarszały się, zastępowaliśmy je alkoholem. Nie było miejsca dla tych, na których nam zależało. To samo działo się z naszym stosunkiem do Boga, jakkolwiek Go pojmowaliśmy. Następowało odłączenie od Niego – odstąpienie. Uważaliśmy, że już Go nie potrzebujemy, bo mieliśmy coś innego. Mieliśmy alkohol a pod jego działaniem mieliśmy wspaniałe przeżycia pseudo-duchowe. W stanie upojenia doświadczaliśmy wspaniałych uczuć, mieliśmy poczucie powodzenia, na trzeźwo rzadko odczuwane. Czuliśmy, że jesteśmy mocni, byliśmy w stanie zrobić cokolwiek byśmy chcieli, bądź stać się kimkolwiek kim byśmy chcieli. Czuliśmy, że posiadamy ogromną inteligencję i rozum; że jesteśmy ponad problemami całej reszty ludzkości. Nie potrzebowaliśmy wiary, więc komu potrzebny był Bóg? Alkohol stał się naszym bogiem. Bogiem, na którym można było polegać i do którego mieliśmy zaufanie większe niż do czegokolwiek i kogokolwiek innego. Bogiem, który ostatecznie niszczył nas i tych, których kochaliśmy. Leczenie duchowe rozpoczyna się wtedy, gdy to sobie uświadomimy i zwrócimy się do Siły Wyższej, która nie zawiedzie naszego zaufania. Do życzliwego i kochającego Boga, który będzie nas znał takimi, jakimi jesteśmy naprawdę, a mimo to będzie nas kochał i będzie się o nas troszczył. Boga, który da nam poczucie powodzenia, które nie zniknie po kilku godzinach. Boga, który może nam dać poczucie siły, które nie przeminie. Boga, który nie zabierze naszego bólu, ale da nam siłę na dalszą drogę, Jeśli Mu na to pozwolimy. Boga, który będzie kierował naszymi stosunkami z tymi, których kochamy. Boga, który będzie sobie cenić nasz stosunek do Niego i który na zawsze zostanie z nami. Musimy wyzbyć się schematu myślenia, który sprawia, że czujemy, że jesteśmy wszechwładni, że nasza siła może usunąć braki charakteru. Tak jak jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, tak samo jesteśmy bezsilni wobec naszych wad charakteru. Potrzebujemy pomocy. Musimy stać się gotowi, aby Bóg je usunął. Nie możemy tego zrobić na własną rękę, tak jak na własną rękę nie mogliśmy przestać pić. Musimy zwrócić się do Niego w pokorze, by usunął nasze braki, a następnie wierzyć, że On to uczyni. My tylko musimy się do niego zwrócić.
Nie komplikujmy, tylko powoli oddajmy Bogu !
Opracował: SIGIMUND
grupa "W drodze"
Bóg wybaczy nam nasze wady?
Jeśli poprosimy Go o to, Bóg na pewno wybaczy nam nasze wady. Ale w żadnym razie nie wybieli nas jak śnieg i nie utrzyma tej bieli bez naszego współdziałania. To przedsięwzięcie wymaga gotowości do pracy nad sobą.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 66
W trójkącie z alkoholem
W trójkącie z alkoholem (a dla mnie w czworokącie z AF-N w promocji) Rach Halliwell / News of the World
Jest wzorowym pracownikiem, majętnym człowiekiem. Mąż Miriam, Matthew dużą wagę przywiązuje do terminowości i rutyny. Każdego ranka stawia się w biurze. Każdego wieczora sięga po kieliszek…
Kiedy wyobrażasz sobie alkoholika, zapewne na myśl przychodzi ci nieszczęśnik na ławce w parku, w pomiętym ubraniu, ze zmierzwionym włosem i brudem pod paznokciami. Mój mąż Matthew (imiona bohaterów zostały zmienione – przyp. NOTW) w żadnym razie tak nie wygląda, a jednak jest alkoholikiem. Na razie określiłabym go mianem dobrze prosperującego człowieka interesu, menadżera w dziale marketingu, kierownika sporego zespołu. Jesteśmy właścicielami wartego 400 tys. funtów mieszkania, audi, kupiliśmy też działkę za granicą.
Ale proszę, nie zrozumcie mnie źle. Problem Matthew z alkoholem jest naprawdę poważny. Mój mąż od 14 lat i ojciec dwójki moich dzieci to w medycznym żargonie „wysokofunkcjonujący alkoholik”. Na pozór prowadzi udane życie, lecz w rzeczywistości uzależnił się od substancji, która co noc odbiera mu świadomość.
– Po prostu chcę odreagować – mówi, gdy wytykam mu kolejny kieliszek. – Alkoholicy nie odnoszą takich sukcesów zawodowych jak ja. Nie posyłają dzieci do prywatnych szkół. Nie prowadzą wystawnego życia, jak my.
Jak bardzo się myli… Alkoholicy to w rzeczywistości bardzo zróżnicowana grupa, także pod względem zarobków. Bardzo chciałabym móc ujawnić swoje dane – i dane męża – by go zawstydzić. A także po to, by zwrócić uwagę na dramat ludzi takich jak my. Jednak za bardzo się wstydzę. Boję się pokazać, jak nędzne jest nasze życie kryjące się za fasadą pozornego sukcesu i uznania. O naszym piekle nie mówię nawet przyjaciołom i rodzinie. Nie chcę, żeby znali prawdę – nasze dzieci spaliłyby się ze wstydu. Chociaż są chwile, gdy myślę, że tak naprawdę oszukuję tylko samą siebie.
Zakochaliśmy się w sobie 18 lat temu. Miałam 24 lata, Matthew – 26, poznaliśmy się na weselu naszego wspólnego znajomego. Cztery lata później sami zostaliśmy małżeństwem. Alkohol zawsze był obecny w naszym związku. Najpierw popijaliśmy tak jak inni młodzi ludzie, którzy mimo obrączki na palcu wciąż prowadzą beztroskie życie. Gdy na świat przyszły nasze bliźnięta – Oliver i James, dziś 11-latkowie – powiedziałam kacowi „ nie”. Musiałam mieć dużo energii, by sprostać opiece nad dwoma urwisami. Jednak Matthew nie widział powodu, dla którego miałby odmawiać sobie kolejnego drinka.
Początkowo sądziłam, że jest egoistą, czasem kłóciliśmy się o to. Nie wyobrażałam sobie, że mąż kroczy prosto w ramiona nałogu.
W 2008 roku zmarł najlepszy przyjaciel Matthew, Bill, zaledwie trzy miesiące po tym, jak usłyszał diagnozę o raku płuc. Byli dla siebie jak bracia przez 25 lat. Gdy odszedł, mąż zaczął pić w samotności. Co noc serwował sobie dużą dawkę alkoholu. Mawiał, że to dla niego antidotum na stres w pracy. Myślę, że w większym stopniu picie stanowiło remedium na bolesne wspomnienia związane ze śmiercią Billa. Matthew trwał przy nim podczas agonii. Aż trudno mi sobie wyobrazić, co czuł siedząc bezsilnie u jego boku i patrząc jak rak odbiera przyjacielowi siły, a ostatecznie – życie. Miałam dla męża dużo współczucia i mówiłam sobie, że bez drinka przed snem miotałby się bezsennie w łóżku godzinami. Sądziłam, że gdy minie okres żałoby, zrezygnuje z używek.
Mijały miesiące, tymczasem zwyczajowe dwie-trzy szklaneczki whisky przed snem zamieniły się w dziewięć-dziesięć. Gdy mówiłam o swoich obawach, Matthew bagatelizował problem. Zapewniał, że pije tylko dla relaksu, że nie ma o czym mówić, że to picie dla towarzystwa… Usłyszałam dziesiątki wymówek. (…) Bardzo chciałam mu wierzyć. Niestety jego pijaństwo wkrótce zaczęło kłaść się cieniem na całym naszym życiu.
Nie mogliśmy nic zrobić wspólnie w weekendy, bo Matthew cierpiał z powodu kaca. Nie pojawiał się na piłkarskich meczach naszych synów, coraz częściej na nich warczał, bo po nocnym pijaństwie bywał zmęczony i poirytowany. Urósł mu duży brzuch, miał opuchniętą twarz. Zrezygnowaliśmy z seksu, bo do łóżka trafiał w opłakanym stanie. Przestaliśmy razem wychodzić i nasze relacje bardzo się popsuły – przebywanie z osobą, która wciąż się chwieje, mamrocze i zapomina, o czym się z nią rozmawia może doprowadzić do szału.
Jeśli dziś chcemy pójść razem do restauracji, wybieram lokal z dala od domu. Nie chcę ryzykować, że natkniemy się na kogoś znajomego. (…) Nie chcę, żeby ktoś zobaczył, jak Matthew nie może utrzymać w ręce widelca, przewraca szklanki i wysypuje jedzenie na podłogę.
Sama zupełnie przestałam pić. Dziś alkohol nie jest w stanie sprawić mi najmniejszej przyjemności. Z tego zresztą powodu Matthew nazywa mnie nudziarą i wynajduje sobie kolejny powód do picia. Czy możecie wyobrazić sobie moją frustrację? Jak bardzo złości mnie i boli jego niechęć do mojej abstynencji?
Kiedy jeszcze mieliśmy wspólnym znajomych, Matthew bardzo odstawał na tle grupy. Nie potrafił, tak jak inni ojcowie, bawić się dziećmi i gawędzić z matkami nad szklanką herbaty. Wolał pochłaniać wino, kieliszek po kieliszku. Zdarzało się nawet, że tracił przytomność i musiałam podnosić go z fotela, żeby zechciał wrócić ze mną do domu. Gdy znajduje się w stanie nieważkości, nawet nie wie, jakie pełne politowania spojrzenia wywołuje. Ale ja je widzę. I bardzo mnie zawstydzają.
Moi przyjaciele pamiętają jeszcze, jaki Matthew był przed laty. Potrafią przypomnieć sobie tego uroczego gościa, lubianego przez otoczenie, którego stopniowo tracimy z każdą kolejną szklaneczką alkoholu. W miarę jak postępował nałóg męża, liczba zaproszeń dla naszej rodziny zaczęła topnieć. A teraz, nawet jeśli ktoś poprosi nas o obecność, odmawiam. Wolę szukać wymówek, niż potem siedzieć jak sparaliżowana i patrzeć, jak mąż z każdym łykiem alkoholu staje mi się bardziej obcy.
Rodzinne zjazdy stały się dla mnie istnym koszmarem. Niedawno, w trakcie przyjęcia urodzinowego mojego teścia, błagałam Matthew, żeby zachował umiar z winem. Zauważyłam, że jego rodzice popatrzyli na siebie z irytacją. Prawdopodobnie pomyśleli, że jestem domową jędzą, a ja byłam zbyt zawstydzona, by powiedzieć im o naszych kłopotach. Jak mogłam się przyznać, że dla Matthew picie to rutyna? Czy miałam opowiedzieć o tym, jak nasi synowie zmykają do łóżek, byle tylko nie słuchać pijackich mamrotów ojca? A może miałam wspomnieć, że przestaliśmy uprawiać seks? Że wyrzucam zapasy alkoholu z lodówki, ale mąż zawsze zdąży kupić jeszcze więcej?
W dodatku teściowie są już starszymi ludźmi. Obalanie ich przekonania o „idealnym synu” wydaje mi się okrucieństwem. Zraniłabym ich, a przy tym nie mam pewności, czy w czymkolwiek by to pomogło. A może wcale by mi nie uwierzyli – przecież Matthew wciąż odnosi sukcesy, wszystko zbyt dobrze nam się układa, by zaakceptować moją wersję zdarzeń.
Najbardziej obawiam się, jaki wpływ sytuacja w domu może mieć na nasze dzieci. Matthew po pijaku nigdy nie jest w stosunku do nich agresywny, lecz synowie przestali szanować ojca. Gdy słyszą nasze kłótnie, automatycznie biorą moją stronę. – Nienawidzę ojca, gdy jest pijany – słyszałam wielokrotnie z ich ust. – Wygląda idiotycznie, gdy tak mamrocze i się chwieje.
Co mam im odpowiedzieć? Przecież tak dobrze ich rozumiem. Ale co będzie, jeśli kiedyś pójdą w ślady ojca? Czy jako dzieci alkoholika nie są narażeni na większe niż przeciętne ryzyko nałogu? Sama myśl o tym wyprowadza mnie z równowagi.
Niepokoi mnie też inna myśl. Co będzie, jeśli mąż zacznie pić także w pracy i dostanie wymówienie? Co jeśli przestanie pracować, kiedy alkohol przejmie nad nim całkowitą kontrolę? Może dostać ataku wątroby i spowodować wypadek samochodowy. Albo zadławić się wymiocinami. W akcie desperacji drukuję broszury informacyjne ze stron organizacji niosących pomoc alkoholikom. Umieszczam je na widoku, ale Matthew nie zwraca na nie uwagi.
Błagałam go, by szukał pomocy w grupach anonimowych alkoholików, prosiłam, żeby zgłosił się na terapię. Stanowczo odmawia. Wciąż nie wierzy, że ma problem. Zwróciłam się o pomoc do naszego lekarza rodzinnego, lecz usłyszałam, że najpierw mąż musi przyjąć swój nałóg do wiadomości.
Pewnego wieczora omal nie spalił naszego domu. Zaczął gotować zupę, lecz będąc pod wpływem alkoholu osunął się na sofę i stracił przytomność. W międzyczasie od kuchenki zajęła się ścierka. Całe szczęście, że zachciało mi się pić i w porę zeszłam do kuchni zaniepokojona wonią spalenizny. Zdołałam ugasić pożar, podczas gdy Matthew chrapał w najlepsze, w błogiej nieświadomości.
Nawet po tym incydencie nie chciał przyznać, że potrzebuje pomocy. Zgodził się tylko, że odtąd nie będzie równocześnie pić i gotować, ale czy mogę wierzyć jego obietnicom? Obawiając się o nasze życie co wieczór wyłączam kuchenkę z prądu i blokuję kontakt.
Trudno tak żyć. Codziennie rozmyślam o tym, jak uświadomić Matthew krzywdy, które wyrządza mnie i dzieciom. Ale nic nie przychodzi mi do głowy. Nie mogę mu pomóc, póki sam nie zrozumie, że potrzebuje pomocy. W dodatku nie mam nikogo, komu mogłabym się zwierzyć.
Wciąż trwam u boku męża – choć alkohol zamienił nasze małżeństwo w swoisty trójkąt – bo wciąż nie mogę uwierzyć, że tak już będzie zawsze. Grożenie rozwodem wydaje mi się bezsensowne: Matthew zbyt dobrze mnie zna i puściłby moje słowa mimo uszu. Nie chcę pozbawiać synów ojca i pełnej rodziny. I jeszcze jedno: wciąż kocham mojego męża. Nie chcę go opuszczać. Wiem, że alkoholizm jest chorobą, z której można się wyleczyć.
Wspomnienia z naszego życia, gdy alkohol nie był jeszcze problemem, są dla mnie nadal żywe. Pamiętam wspólne dni na plaży, gdy Matthew surfował na desce z bliźniakami pod pachą. Albo te urocze wieczory, gdy zostawialiśmy dzieci u dziadków i szliśmy na romantyczną kolację. Te chwile nie wydają się aż tak odległe. Wspomnienia są dla mnie wsparciem, gdy tracę nad sobą kontrolę i chcę wyrzucić męża z domu, gdy mam dość samotnego wychowywania naszych synów. Powtarzam sobie, że przeszłość mimo wszystko może wrócić. Bo jaka jest alternatywa? Że Matthew stopniowo zapije się na śmierć. Czy tak właśnie będzie?
Jak sprawdzić, czy nasz bliski nie jest „wysokofunkcjonującym alkoholikiem”?
Lou Lebentz, specjalista w dziedzinie terapii uzależnień, daje nam kilka wskazówek. Nasz niepokój powinny wzbudzić następujące symptomy:
– Nasz bliski nie może obyć się bez codziennej dawki alkoholu i picie należy do jego rutyny;
– Miewa huśtawki nastrojów, bywa drażliwy bądź przygnębiony;
– Cierpi z powodu fizycznych zaburzeń: nadmiernie się poci, trzęsie, miewa halucynacje po piciu;
– Alkohol ma negatywny wpływ na jego życie rodzinne.
Jak pomóc?
– Trudno pomóc komuś, kto nie przyznaje się, że ma problem – mówi Lou. – Na rozmowę najlepiej wybierz chwilę, gdy jest trzeźwy, ale nie na kacu. Bądź grzeczny, szczery, ale nie osądzaj. Powiedz bliskiemu o swoich uczuciach oraz o tym, jak jego picie wpływa na ciebie i na twoją rodzinę.
Jeśli bliski nie zamierza zwrócić się o pomoc, zwróć się o nią ty. Także możesz zgłosić się na terapię. Pamiętaj, że nie jesteś winien alkoholizmu drugiej osoby. Możesz też zdecydować się na konfrontację z udziałem rodziny: zbierzcie się wszyscy, wraz z osobą uzależnioną od alkoholu, powiedzcie jej o waszych obawach. Wspólna akcja może przynieść dobroczynny wskutek i chory zgłosi się do specjalisty.
źródło: Wierzę Ufam miłuję
Wystarczy spróbować
Czy jesteśmy teraz gotowi, aby Bóg usunął z nas te cechy, które uznaliśmy za budzące zastrzeżenia?
Anonimowi Alkoholicy str.65
Czy Bóg zechce...
Niemal każdy członek wspólnoty Anonimowych Alkoholików natychmiast odpowie twierdząco na często zadawane pytanie, czy Bóg może i czy zechce pod pewnymi warunkami – usunąć wady naszego charakteru.
12 Kroków i 12 Tradycji, str.64
- Czy wierzę, tak naprawdę, że Bóg może mnie uwolnić od moich wad?
- O jakie warunki chodzi?
Nie ma wśród nas ideałów.
Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru
"Ilu z nas posiada taki stopień gotowości? Nie ma wśród nas ideałów. Jeśli z całą szczerością, na jaką nas stać, będziemy się starali obudzić w sobie taką gotowość, staniemy na wysokości zadania."
12 Kroków i 12 Tradycji, str.66
Przepijanie korkowego
Z każdej zakupionej butelki wódki, wina, piwa, z każdej kropli sprzedanego legalnie alkoholu pobierany jest podatek na wsparcie działań trzeźwościowych.
W skali kraju to ogromne pieniądze. W skali Dębicy też niemałe. Teoretycznie powinny być wydawane na działania profilaktyki uzależnień, przynajmniej tak mówi tzw. ustawa o wychowaniu w trzeźwości. Są wydawane, ale nikt nie jest w stanie z pełna odpowiedzialnością powiedzieć na co.
Pijemy
Ankieta przeprowadzona wśród dzieci jednej ze szkół podstawowych wykazała, że już ośmio- i dziewieciolatkowie pija alkohol. Niektóre dzieci z drugiej klasy zwierzają się, że rodzice zalecają im płukanie bolącego zęba wódka lub spirytusem. Potem przyznają się, że widują kolegów pijących piwo za rogiem szkoły, w parku, za blokowymi garażami. Czasem przyznają się, że sami pija.
Dzieci w klasie czwartej maja kontakt z narkotykami. W klasie piątej ponad połowa uczniów miała w ustach papierosa. Liczby dowodzą, że z roku na rok liczba "kontaktujących się" z narkotykami rośnie. O ile narkotyki maja stanowczy sprzeciw społeczny, o tyle na alkohol jest ciche przyzwolenie.
Około 80 procent badanych miało kontakt z alkoholem, ale prawie połowa z nich pije alkohol systematycznie. Przede wszystkim piwo, bo młodym ludziom wydaje się, że niskoprocentowe alkohole nie niosą z sobą negatywnych skutków. Wprawdzie obniżyło się spożycie wina i wódki, ale spożycie piwa wśród młodzieży rośnie. Od lat.
Ankieta przeprowadzona wśród uczniów gimnazjów i szkół średnich wykazała, że w prawie 80 procentach rodzin pije się alkohol, w prawie połowie rodzin pity jest codziennie.
Że ponad połowa gimnazjalistów pierwszej klasy ma inicjacje alkoholowa za sobą, a prawie połowa uczniów ostatnich klas szkół podstawowych.
Wszelkie statystyki mówią, że spożycie spirytualiów wśród młodzieży rośnie. Rośnie też liczba organizacji zajmujących się profilaktyka uzależnień. Rośnie pula pieniędzy na te profilaktykę.
Skoro jest coraz więcej programów i coraz więcej pieniędzy, to dlaczego jest coraz więcej uzależnionych od alkoholu?
Wydajemy
Wyniki przeprowadzonych badań wskazują na potrzebę kontynuacji dotychczasowych działań profilaktycznych, które winny być skierowane głównie na prace wśród dzieci i młodzieży. W szczególności należy dążyć do zagospodarowania ich wolnego czasu poprzez prowadzenie pozalekcyjnych zajęć sportowych, kółek zainteresowań, ożywione działanie świetlic osiedlowych i parafialnych, realizacje programów profilaktycznych zarówno w szkołach, jak też w organizacjach i stowarzyszeniach nastawionych na prace z młodzieżą - można przeczytać w Programie Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych Miasta.
Program zawiera kilkadziesiąt punktów - programów, na które wydatkowane będą pieniądze, a które maja (teoretycznie) pohamować ekspansje alkoholizmu i patologii w mieście. I niektóre z tych punktów budzą wątpliwości.
Tylko na organizacje zimowisk i wakacji z programem profilaktycznym dla dzieci z rodzin dysfunkcyjnych wydanych zostanie w tym roku 53 tysiące złotych. Tysiące złotych dostana uczniowskie kluby sportowe. Nikt nie kwestionuje sensowności wychowania przez sport, ale w programie znalazł się też klub sportowy, który trudno uznać za klub uczniowski. Jest też Klub Bilardowy i Automobilklub.
Stowarzyszenie Rodziców i Przyjaciół dzieci Niepełnosprawnych dostało 10 tys. złotych na prowadzenie zajęć rehabilitacyjnych i dydaktycznych wśród dzieci niepełnosprawnych umysłowo i ruchowo na prowadzenie oraz na zajęcia integracyjne.
I w porządku, tylko dlaczego taką inicjatywę podpina się pod profilaktykę uzależnień?
Oddział Terenowy Arka Specjalistyczna Poradnia i Telefon Zaufania otrzymał 1830 złotych na prenumeratę czasopism, opłaty rachunków telefonicznych (!) i zakup materiałów biurowych. Caritas dostał 1 tys. złotych na wyposażenie galerii.
Do kuriozalnych należy program Podkarpackiego Stowarzyszenia Romów, który poprosił i otrzymał pieniądze na zorganizowania Sezonów Romskich, spotkania integracyjnego i dofinansowanie pielgrzymki.
A Stowarzyszenie Trzeźwościowe "Nowe Życie" za publiczne pieniądze dofinansuje sobie transport na ogólnopolskie spotkanie trzeźwościowe w Licheniu i Częstochowie.
Związek Sybiraków zorganizował spotkanie integracyjne, takie spotkanie zorganizował też Polski Związek Emerytów, Rencistów i Inwalidów.
Caritas organizuje Dzień Dziecka i mikołajki, a Polski Związek Głuchych urządzi trzydniowe warsztaty profilaktyczno - integracyjne.
Przykłady można mnożyć. W sumie na walkę z patologia alkoholowa miasto wyda ponad 555tys. złotych.
Patologiczny system patologii
Cześć akcyzy od każdej kropli sprzedanego alkoholu (tzw. korkowe) przekazywana jest obligatoryjnie na fundusz rozwiązywania problemów alkoholowych. Kolosalne pieniądze w skali kraju. Pieniądze, których nie wolno wydać ani na inwestycje, ani na pomoc socjalna, wyłącznie na działania profilaktyki uzależnień. Bardzo łatwe pieniądze, o które niespecjalnie trzeba walczyć, bo i tak muszą być wydane.
Nie trzeba walczyć, wiec system nie wymusza konkursów ofert programowych. Urzędy samorządu lokalnego zbierają oferty programów profilaktycznych od lokalnych organizacji, fundacji, zrzeszeń, związków sportowych, instytucji. Przedstawiają je lokalnym radnym, którzy kierują się opiniami komisji.
W tym roku propozycje przedstawione przez Miejska Komisje Rozwiązywania Problemów Alkoholowych zostały pozytywnie zaopiniowane przez komisje Rady Miasta, w końcu w całości przez radnych. Decydowały zapewne magiczne słowa, użyte w programach: profilaktyka, integracja, dysfunkcyjne, terapia. Nikt nie weryfikuje celowości wydanych publicznych pieniędzy, jedynie rozlicza z nich.
U źródeł zła leży brzmienie ustawy o wychowaniu w trzeźwości - nikt nigdy nie doprecyzował, co to takiego profilaktyka uzależnień, wiec nie wiadomo, na co wolno, a na co nie wolno przeznaczać korkowego. Równie dobrze można finansować detoksykacje pijaka, co kupić piłki do szkolnego klubu sportowego lub wysłać członków AA na pielgrzymkę do Lichenia. I wypłacić diety członkom komisji za posiedzenia.
Komentarz członka Komisji ds. Rozwiązywania Problemów Alkoholowych
Bez żadnej kontroli
Nie było dokładnie żadnej kontroli nad wydatkami na profilaktykę przeciwalkoholowa. Po raz pierwszy wtedy zetknąłem się z uznaniowym przyznawaniem tych środków i brakiem właściwego nadzoru nad sposobem ich wydatkowania. I po trzecie - rokrocznie pieniądze otrzymują te same instytucje. Opieka nad dziećmi z rodzin zagrożonych to szczytny cel, ale ta opieka dotyczy znów hermetycznego i wąskiego kręgu i wyjazdy letnie i zimowe organizowane są dla wciąż tej samej grupy dzieci. Kryteria kwalifikacji dzieci do wyjazdu też nie są dla mnie do końca jasne. Sam fakt, że dziecko z rodziny patologicznej przez tydzień czy dwa jest poza domem niczego nie rozwiązuje. Tu jest przerost formy nad treścią, więcej mowy na temat sposobu realizowania postulatów niż efektów. Wszystkie te działania maja z pewnością szczytne cele, ale brakuje właściwej pieczy nad programami profilaktycznymi.
Czy rozliczne działania profilaktyki antyalkoholowej przynosza oczekiwany skutek? (komentarze z internetu)
- Działania profilaktyki antyalkoholowej przynoszą korzyść tym co piszą i wydaja broszury poświęcone alkoholizmowi. Pieniądze przekazywane na drukowanie ulotek o tematyce antyalkoholowej powinny być przeznaczone na organizowanie imprez sportowych, na lepiej zorganizowana działalność świetlicowa. Żeby dzieci i młodzież były pod opieka dorosłych i miały zorganizowane zajęcia. Likwiduje się boiska sportowe, świetlice, a przez brak zajęcia młodzież rozpija się.
- Ci, co pija ratują budżet państwa. Alkoholizm szerzy się dlatego, że w naszym kraju nie ma pracy, brak jest perspektyw. Drukowanie folderów antyalkoholowych nic nie da. Ludzie muszą mieć prace, wtedy jest szansa na to, żeby skończyć z alkoholizmem.
- Na terenie powiatu nie widziałam, żeby były prowadzone jakiekolwiek akcje o tematyce antyalkoholowej. Wydrukowanie kilku folderów nie rozwiąże problemu alkoholizmu. Kto pije ten i tak będzie pił. Rozwiązaniem mogłaby być podwyżka ceny napojów wyskokowych. Myślę, żeby to pomogło ale w minimalnym stopniu, bo ktoś nie mając pieniędzy kupiłby sobie jedna flaszkę zamiast dwóch. Jednak nałogowi alkoholicy zawsze znajda sposób żeby zdobyć pieniądze nawet wtedy gdy alkohol będzie droższy.
- Wyjazdów na spotkania w miejsca święte typu Licheń czy Częstochowa powinny być sponsorowane przez kościół lub samych zainteresowanych a nie przez Stowarzyszenia Trzeźwościowe z publicznych pieniędzy.
- W moim mieście wszystkie świetlice działają przez 12 miesięcy, w sumie korzysta z nich ponad 150 dzieciaków. Zajęcia prowadzą wykwalifikowani ludzie, którzy całe swoje serce oddają dzieciakom. Do świetlic nie chodzą tylko dzieci z rodzin alkoholowych. Staramy się, aby integrować środowiska, aby dzieci, które na co dzień widzą biedę i alkohol zobaczyły, że można inaczej. Że nie trzeba sięgać po piwo czy inne substancje, żeby dobrze się bawić i spędzić czas. Przede wszystkim wpajamy im, że aby coś osiągnąć trzeba dać też coś z siebie, że dawanie daje większą satysfakcję niż branie, a przede wszystkim, że są potrzebnymi i wartościowymi ludźmi. Może jesteśmy idealistami nie z tej epoki, ale z ręką na sercu, to przynosi efekty. Miło jest rozmawiać z wychowawcami i nauczycielami, którzy mówią, że to nie te same dzieci, co rok czy dwa lata temu. Miło jest jak do świetlicy przychodzą rodzice i pracują razem z dziećmi, jak pytają o sposoby załatwiania wielu spraw. Człowiek czuje się potrzebny i wierzy w to, że jego praca nie idzie na marne. Oczywiście świetlice to nie cała działalność.
Lapet
Subskrybuj:
Posty (Atom)