Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.

Alkohol na frontach II wojny światowej

Alkohol towarzyszył człowiekowi w trudnych chwilach od niepamiętnych czasów i tak też było podczas II Wojny Światowej.

Oto kilka ciekawostek historycznych przekazanych potomnym :

Bitwa o Monte Cassino.
Miałem dziadka który często opowiadał mi o swoich "przygodach" wojennych...
Z polecenia głównego dowództwa rozdawano wśród zwykłych żołnierzy alkohol... (nie wiem dokładnie, wódka czy spirytus) ale ludzie na trzeźwo na pewno by tam nie poszli. Nabrali na tyle odwagi (czytaj głupoty) żeby spróbować ten ważny punkt zdobyć... Jak widać się udało... Choć cena tego była wysoka...

Stalingrad
Inny przykład. Podczas "wojny szczurów" w ruinach Stalingradu, zdarzało się żołnierze obu stron zajmowali różne piętra tych samych budynków. Zdarzało się, że przerywali walkę wieczorami, spotykali się i razem pili flaszeczki.

Niemcy wycofując się niszczyli całą żywność oprócz alkoholu, który do tego często zatruwali. Wyniku wojny to nie zmieniło, ale na pewno spowodowało śmierć wielu czerwonoarmistów.

F. Halder w swoim dzienniku pod datą 16.12 1941 rok notuje: "Dać żołnierzom konserwy, spirytus w kostkach i czekoladę na 8 - 10 dni".

Nie uwierzycie ale tzw. SUCHY SPIRYTUS to paliwo; sami możecie go używać jako rozpałki do grilla .
Powiem szczerze że nie słyszałem o takiej możliwości spożywania go bez żadnych skutków ubocznych . Aż dziwne ze smakosze z pod znaku "Brzozowej" czy "Likieru na kościach" nie odkryli takiej możliwości

Tobruk
Jeśli idzie o tradycyjny bimber naszym żołnierzom na froncie włoskim wyszedł przypadkiem z jego powodu niezły numer. Kiedy w 1944 front zatrzymał się na zimę ułani którym znudziło się włoskie wino zrobili maszynkę do pędzenia bimbru. Oczywiście robili to tam gdzie dowództwo specjalnie nie zaglądało czyli na linii frontu. Niestety efektem ubocznym jej działania był dym. Niemcy początkowo pozwalali na tą działalność i z samochodowej chłodnicy kapał płyn, który zdaniem zainteresowanych walił jak TNT. Jednak po jakimś czasie Niemcom unoszący się znad urządzenia dym wyraźnie zaczął przeszkadzać i posłali tam kilka pocisków moździerzowych. Bimbrownię szlag trafił ale ludziom nic się nie stało. Niestety jakoś niedługo potem na odcinek trafił ktoś ze sztabu zbierający codzienne meldunki sytuacyjne. Pytany o to co słychać na odcinku główny inicjator pędzenia odrzekł. "Niemcy rozwalili mi destylarnie." Meldunek poszedł dalej i przy zmianie na język angielski na poziomie sztabu korpusu destylarnie zamieniono na rafinerię. U Anglików wywołało to niemałą sensację bo tak, tyle zdjęć lotniczych, praca wywiadu, a tu nikt nie doniósł o istnieniu włoskiej rafinerii do czasu aż ją Niemcy zniszczyli. Generalicja trochę z nudów trochę z ciekawości udała się na inspekcję odcinka. I tam na miejscu nasi ułani weterani Tobruku osobiście wytłumaczyli im co się stało i jak "rafineria" wyglądała.

Spożywanie alkoholu w rosyjskich formacjach militarnych ma długą tradycję. Pierwszy chyba wypowiedział się o tym Suworow (chodzi o dowódcę, a nie pisarza), który wprowadził zasadę, iż każdemu żołnierzowi przysługuje po kąpieli w bani (łaźni), 100 gram spirytusu. W armii brytyjskiej podczas II Wojny Światowej przydzielano deputat alkoholu.Oficerowie otrzymywali butelkę ginu a podoficerowie i żołnierze piwo (jak dobrze pamiętam były to racje tygodniowe). Co do benzydryny wydawanej pilotom amerykańskim realizującym nocne bombardowania to faktycznie była ona dość powszechnie stosowana. Jednak niekiedy miało to opłakane skutki- jedna z załóg (chyba zdecydowanie przesadziła z dawką) wylądowała na jednym z niemieckich lotnisk i wezwała obsługę do poddania się, czym wprawiła Niemców w osłupienie. W miejscowości Cybinka znajduje się cmentarz czerwonoarmistów. Część pochowanych tam żołnierzy to ofiary degustacji zatrutego alkoholu (Niemcy nagminnie stosowali pod koniec wojny tą taktykę znając zamiłowanie Rosjan do trunków).

Linia Mołotowa
Nie wiem na ile jest to prawdą. Lecz słyszałem historie o piciu żołnierzy na linii Mołotowa.
Wiemy że Niemcy przejęli te bunkry bez większych problemów .
Właśnie dlatego (są też inne powody np. nie dostarczenie sprzętu) że żołnierze Armii Czerwonej spili się do nieprzytomności a gdy już ochłonęli, nie wiedzieli że atak nastąpił. I nie wiedzieli też jak znaleźli się w niemieckiej niewoli. Jest to śmieszne ale prawdopodobnie prawdziwe.

Siedlce
Niedawno w archiwum państwowym w Siedlcach znalazłem zapiski dotyczące "wyzwalania" tegoż miasta przez A.Cz. Datowana jest na 14 październik 44. Żołnierze rosyjscy po schlaniu się poszli na ryby, wrzucili parę granatów do stawu. Ryby owszem wypłynęły, ale razem z nimi kable z dna stawu a miasto straciło na kilka dni prąd elektryczny.

Sławny przypadek w 1945 roku w Lęborku na Pomorzu. Niemcy nie zdążyli zniszczyć winiarni. Rosjanie spili się i wymordowali wielu ludzi, nawet Polaków. Niemiec, właściciel winiarni na widok tego co się stało, powiesił się od razu.

Paul Carell opisuje w "Operacji Barbarossa" wiele takich przypadków. Min. w czasie sowieckiej kontrofensywy pod Moskwą często Niemcom pomagał fakt, że po zdobyciu ich baz zaopatrzeniowych, Rosjanom odchodziła ochota do walki i zajmowali się plądrowaniem niemieckich składów w poszukiwaniu jedzenia i alkoholu. Tego typu sytuacje ułatwiały przeprowadzanie skutecznych kontrataków, gdyż czerwonoarmiści byli odurzeni np. francuskim koniakiem, czy hiszpańskim portwajnem. W 1943r. w okolicach Charkowa Rosjanie wstrzymali atak na 48 godzin, ponieważ najpierw musieli się rozprawić z ogromnymi ilościami wódki pozostawionej z ewakuowanego składu żywnościowego.

Gdy po wojnie zaczęto spisywać historie frontowe, a kombatanci z różnych krajów spotykali się w miejscach większych bitew wyszła pomiędzy nimi ciekawa kwestia. U Rosjan prawie nie stwierdzano zgonów z powodu postrzału, np. w nogę, podczas gdy u aliantów zwykłe uszkodzenie barku oznaczało śmierć z powodu zakażenia. Gangrena, sepsa i zgon. A Rosjanie... zawsze mieli pod ręką alkohol, żeby zdezynfekować ranę. Oprócz tego dezynfekowali się też wewnętrznie, a to łagodziło efekty równie groźnego po postrzale szoku pourazowego.

Amerykanie i ogólnie Alianci mieli doskonale rozwinięty system służb medycznych i ratowniczych. Ściąganie rannych, oraz zaginionych z pola walki było zawsze priorytetem(w miarę możliwości oczywiście).
Przykładem destruktywnego działania alkoholu niech będzie fakt tragedii 2 Armii LWP pod Budziszynem. To wiecznie pijany Świerczewski jest jej winien. Był doskonałym smakoszem wódy i fatalnym dowódcą, niezależnie od stopnia nietrzeźwości. Efektem jego dowodzenia było całkowite rozbicie jego 248 dywizji piechoty [przeżyło 5 żołnierzy z całej dywizji].

Ciekawe co było wcześniej?
Wojna czy alkohol?
A może to alkohol był przyczyną wojny?

źródło: grupa "W drodze"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz