Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.

Racjonalizacja czyli samousprawiedliwienie

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Zdarzają się jednak przypadki, gdzie jedynie bardzo wnikliwa analiza może wydobyć na jaw nasze rzeczywiste motywy. Zdarza się tak wówczas, gdy w grę wchodzi nasz odwieczny wróg: racjonalizacja czyli samousprawiedliwienie które wybiela nasze ciemne postępki. Ulegamy wtedy pokusie uwierzenia ,że postąpiliśmy w imię słusznych racji i motywów ,chociaż tak nie było."

- Jak często "odpycham" od siebie prawdę? (np. czy zdarza mi się., nie przemyśleć tematu i od razu zaprzeczać)
- Co skłania mnie do tego by być uczciwym ? Strach, presja innych, a może po prostu mam z tego profity:)?

Egoizm, uraza, złość

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Strzeżmy się egoizmu, nieuczciwości, urazów , złości oraz strachu. Jeśli owe uczucia pojawią się w nas, prośmy Boga aby je usuną. Natychmiast też przeanalizujmy te stany z osobą zaufaną i szybko starajmy się naprawić ewentualną krzywdę. Skierujmy następnie nasze myśli na kogoś kto może potrzebować naszej pomocy. Kierujmy się zasadą miłości i tolerancji."
Anonimowi Alkoholicy str 73

- Czy znam swoje największe zagrożenia???? Czy jest nim alkohol?
- Czy analizuje z kimś swoje postępy, albo" potknięcia"?
- Czy wiem jakimi zasadami chcę się kierować - ,a jakimi się kieruje?

Szczery żal

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Szczery żal za wyrządzane krzywdy, głęboka wdzięczność za uzyskane dary i gotowość do dalszej poprawy to zalety, do których powinniśmy wytrwale zmierzać"



1.A co jeśli, brakuje mi wytrwałości??

Duma, gniew...

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"


"Uniesieni, dumą, gniewem, zazdrością, niepokojem lub lękiem, działaliśmy pod dyktando tych uczuć. Teraz trzeba wiec uświadomić sobie te złe myśli i uczynki, pomyśleć o tym jak z Bożą pomocą wykorzystać te doświadczenie w przyszłości."

- Czy mam świadomość swych intencji??
- Czy maje doświadczenia są "moją skarbnica wiedzy"?(czy tylko moje?)

Mam świadomość że zło które wyrządzam (wyrządzałem) pochodzi wyłącznie ode mnie?

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Kierowaliśmy się kompletną uczciwością wobec siebie samych. Kiedy ukończyliśmy skrupulatnie naszą listę, przyjrzeliśmy się uważnie. Okazało się ,że z naszego dotychczasowego punktu widzenia, inni ludzie bardzo często nie mieli racji. Dochodziliśmy do wniosku, że to inni wyrządzali nam krzywdy"
Anonimowi Alkoholicy str 55

- Na dzień dzisiejszy rozliczam siebie ze swoich" występków", czy innych?
- Mam świadomość że zło które wyrządzam (wyrządzałem) pochodzi wyłącznie ode mnie?

Ból

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Ból jest kamieniem probierczym rozwoju duchowego, powiedział kiedyś ktoś kto wiedział o czym mówi. My, w AA, którzy wiemy że ból nałogu musiał poprzedzać trzeźwość, a później chaos emocjonalny poprzedzał pogodę ducha - całym sercem podpisujemy się pod tym stwierdzeniem"
cytat 12/12 str93

- Czy ja podpisuje się pod tym stwierdzeniem?
- Czy muszę czekać aż, dopadną mnie konsekwencje moich zachowań, by zacząć działać?

Od ponad 30 lat jestem żoną alkoholika

Uzależnienie mojego męża rozwijało się przez lata, ja jednak jakoś tego nie zauważałam. Żyłam z nim, wspólnie wychowaliśmy trójkę dzieci, lecz ciągle obecny przy tym, wciąż tuż obok, był mój wróg numer jeden - wódka. Z biegiem lat było coraz to gorzej: mąż zrezygnował z jednej pracy, potem z kolejnej. W końcu uznał, że mając prawo do wcześniejszej emerytury, nic już nie musi robić.

Bardzo chciałam mu pomóc. Dziś jednak już wiem, że wszystkie moje działania zamiast pomagać - szkodziły. Robienie mu awantur, gdy się spóźniał i wracał pijany, przeszukiwanie jego kieszeni, szafek, garażu i wylewanie znalezionego tam alkoholu, ukrywanie przed otoczeniem skutków jego picia, naprawa rozbitego po pijanemu samochodu… Mogłabym tak wymieniać bez końca. Przez to wszystko to ja myślałam, jak uchronić go przed skutkami jego choroby - on nie musiał się już o to martwić. Nie miał też powodu, żeby chcieć wytrzeźwieć...

Dwukrotnie był na terapii w ośrodku zamkniętym, jednak pomoc, którą tam uzyskiwał, porzucał po dwóch - trzech miesiącach, nie czyniąc żadnych konstruktywnych kroków, w tym w szczególności nie podejmując kontaktów ze wspólnotą Anonimowych Alkoholików.

Ja do klubu Al-Anon trafiłam w jednym celu: chciałam mu pomóc, chciałam znaleźć receptę na jego życie; chciałam się dowiedzieć, co zrobić, żeby on przestał pić. Przez trzy lata chodziłam koło drzwi, za którymi zbierała się wspólnota Al-Anon. Wpatrywałam się w wywieszkę z terminami spotkań. Odchodziłam i znów mnie coś przyciągało - chyba moja bezradność i poczucie, że już sobie nie poradzę…

Wreszcie, ponad dwa lata temu, weszłam w te "straszne" drzwi - z poczuciem zagubienia, bezradności i wstydu. "Jak to - myślałam sobie wtedy - to ja, kobieta z wyższym wykształceniem, pracująca na odpowiedzialnym stanowisku, mam się przyznać, że nie radzę sobie z życiem, że mój mąż jest alkoholikiem i że nie potrafię mu pomóc?"… I jeszcze ta niepewność: "Kogo tam spotkam? Żony alkoholików? Czy znajdę z nimi wspólny język? Jak one mogą mi pomóc?"…

To jednak, co zastałam w swoim klubie, i to, czym zostałam w nim obdarowana, to prawdziwy cud. Spotkałam tam kobiety poranione duchowo - a czasami i fizycznie - przez alkoholików. Przyjaciółki, które od pierwszego słowa, od pierwszej mojej łzy wsparły mnie i wskazały mi sposób rozwoju w mojej sytuacji. Dowiedziałam się od nich, że alkoholizm jest chorobą nieuleczalną i śmiertelną. Że nie znajdę recepty na to, by zmienić swojego męża. Że mogę - i muszę - zmieniać tylko siebie, a zmieniając siebie - wpływać na swoje otoczenie, w tym na pijącego męża i na poranione dzieci.

Dzięki tym naszym cotygodniowym spotkaniom wciąż się czegoś uczę. Nikt mi nie mówi, co mam robić: każda z nas wypowiada na mityngu tylko swoje własne przeżycia i doświadczenia. Mówię o tym i ja. Czasami z uśmiechem, a czasami z gardłem ściśniętym szlochem… Wciąż na nowo się otwieram na modlitwę o pogodę ducha: "Boże, daj mi pogodę ducha, abym zgadzała się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagę, abym zmieniała to, co mogę zmienić, i mądrość, abym umiała odróżnić jedne sprawy od drugich". Czasem mówię to samo swoimi słowami: "Boże, uchroń mnie od niepotrzebnego wikłania się w sprawy, na które nie mam wpływu. Pomóż mi się od nich odsunąć na bezpieczny dystans, abym nie została po raz kolejny poraniona. Boże, pomóż mi w tym, abym nie przeoczyła spraw, które zależą ode mnie i w które ja powinnam wkroczyć ze swoim działaniem.

Pomóż mi, abym nie zostawiła bez pomocy nikogo, komu mogę pomóc. Boże, obdarz mnie swoją mądrością, abym odróżniała sprawy, które wymagają mojego działania, od tych, na które nie mam wpływu".

Byłam już i na pielgrzymce w Licheniu, i na rekolekcjach w Rokitnie, na wielu spotkaniach w klubie i kościele, przeszłam terapię współuzależnienia. Wszystko to dzięki swoim koleżankom z klubu, które stały się moją rodziną.

Wiem, że takiego wsparcia, jakie znajduję wśród nich, nie znajdę nigdzie indziej. Wiem, że gdybym stanęła w środku nocy pod drzwiami którejkolwiek z nich i zapukała, znajdę tam pomoc, zrozumienie i otwarte serce.

A jeśli chodzi o moje relacje rodzinne z alkoholikiem, to obecnie staram się odizolować od choroby, pomimo że pozostaję nadal z tym kochanym człowiekiem pod jednym dachem. Uświadomiłam sobie również, że moja choroba bardzo zbliżyła mnie do Boga. Nie wiem, jaka byłaby moja wiara, gdyby nie to, że wciąż się modlę o uzdrowienie swego męża na ciele i duszy. Modlę się o jego nawrócenie, bo choć wychowany w rodzinie katolickiej, toczy prywatną wojnę z Panem Bogiem. Modlę się, wiedząc, że to nie moja wola, ale wola Pana zadecyduje o naszej dalszej przyszłości.

Ogromnym wsparciem jest przy tym dla mnie widok rodzin trzeźwych alkoholików. Kochające się małżeństwa, które przetrwały koszmar pijaństwa, nie rozpadły się, a teraz na mityngach, rekolekcjach czy pielgrzymkach dają świadectwo, że jest to możliwe, że wielka jest łaska Pana Boga, a Jego ścieżki nieznane. "Boże, użycz mi pogody ducha…"…

Teresa, żona alkoholika
źródło: deon.pl

Czy ciągle wymagam...?

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając sie do popełnianych błędów"

Musimy więc zmienić stosunek do ludzi, nawet jeśli ta zmiana będzie bardzo powolna. Możemy zacząć od starań, by nie obarczać tych, których kochamy, nie uzasadninymi wymaganiami.
12 Kroków i 12 Tradycji str 92-93

- Czy ciągle wymagam od najbliższych (i nie tylko) uwagi, miłóści i zrozumienia, tolerancji?(a może sam to daje?)

Bunt Ciała - Alice Miller

Kup teraz


Kolejna książka Alice Miller znowu burzy społeczne stereotypy, tym razem dotyczące powiązań między metodami wychowawczymi w dzieciństwie a późniejszym losem krzywdzonych dzieci. Analizując biografie znakomitych artystów i przypadki własnych klientów dostrzega, jak destrukcyjną więzią jest związek dziecka - później dorosłego człowieka - z rodzicami, którzy maltretowali go w dzieciństwie. Utrzymywanie takiej relacji, opartej na iluzjach i niespełnionych oczekiwaniach wobec rodziców, odbywa się kosztem zdrowia dziecka, a później dorosłego, bowiem ciało buntuje się przeciwko wymuszonym uczuciom, jak miłość czy wdzięczność.

z tył książki:
" Dostojewski, Kafka, Nietzsche, także Virginia Woolf, Marcel Proust, James Joyce, Fryderyk Schlller, Artur Rimbaud, Yukio Mishima, Antoni Czechów to ofiary złego traktowania w dzieciństwie. Fakty z ich biografii, które przytacza Autorka, w sposób wstrząsający potwierdzają jej tezę, że zacieranie krzywd doznanych w dzieciństwie nie zda się na nic. Zapieranie się autentycznych, silnych emocji ma zawsze konsekwencje dla naszego ciała, bądź w postaci chorób, bądź destrukcyjnych uzależnień.

„Jeżeli człowiek – pisze w przedmowie Alice Miller – wmawia sobie, że czuje to, co czuć powinien i stara się usilnie nie czuć tego, co uważa za niestosowne, zaczyna chorować, chyba że każe za to płacić swoim dzieciom, wykorzystując je do projekcji własnych tłumionych emocji. Sądzę, że udało mi się odkryć tutaj pewną psychobiologiczną prawidłowość, którą przez bardzo długi czas przesłaniały nakazy moralne i religijne”.

Alice Miller jest psychologiem, terapeutą, autorką tak poczytnych książek, jak Zniewolone dzieciństwo, Mury milczenia (kolejne wydania pt. Pamięć wyzwolona, Gdy runą mury milczenia] i Dramat udanego dziecka."

Przedmowa i wprowadzenie

Areszt Śledczy Warszawa - Białołęka

Inauguracja działalności grupy wsparcia Anonimowych Alkoholików w Oddziale Zewnętrznym w Warszawie Bemowie

Dnia 11.10.2011 r. w OZ Bemowo odbyło się pierwsze spotkanie grupy AA. Anonimowi Alkoholicy są anonimowi, ponieważ wspólnota AA rządzi się zasadami, a nie jest rządzona przez osoby. Anonimowość gwarantuje, iż imię, nazwisko, praca, zawód nie zostaną ujawnione. Najważniejszym celem dla uczestników jest pozostać trzeźwym i pomagać innym alkoholikom osiągnąć trzeźwość.

W spotkaniu w OZ Bemowo wzięło udział 22 osadzonych i 3 terapeutów. Rdzeniem programu AA jest 12 kroków. Jest to zbiór zaleceń dla osoby uzależnionej, które systematycznie stosowane i wymieniane z innymi uczestnikami mają pomóc uczestnikowi wspólnoty wyzwolić się od uzależnień. „Terapeuci”, osoby, które dotyczył osobiście problem choroby alkoholowej pomagają wyjść z nałogu i działają na rzecz pozostania w trzeźwości jak najdłużej. Wśród osadzonych duży odsetek ma problem alkoholowy. Izolacja penitencjarna utrzymuje ich z dala od nałogu, jednak niezmiernie ważna jest pomoc i wsparcie członków grupy, po zakończeniu kary pozbawienia wolności. Taki cel ma zainicjowanie działania tejże grupy wsparcia.
źródło: SW.GOV.pl

Pokora

"Pokora, to nie znaczy myśleć o sobie gorzej, tylko... myśleć o sobie MNIEJ"

Wybaczenie i współczucie

„Dość powszechnym jest, że rozpoczynamy terapię z silną (czasem świadomą, a czasem nie) nadzieją, iż uda nam się rozwiązać własne problemy, jeśli zmienimy naszych rodziców, partnerów, szefów, członków rodziny. Tymczasem trzeba stwierdzić – nie bez bólu na poziomie emocjonalnym – że jedyną osobą, którą możemy naprawdę zmienić, jest ta która przyszła na terapię. Musimy wyrzec się pragnień noszonych w sobie od dzieciństwa oraz, na ogół przejść długi okres żalu, żeby zrezygnować z projektu zmienienia innych, zmuszenia ich, by nas w końcu usłyszeli, nakłonienia do tego by na nas reagowali, by uznali nasz subiektywny świat za słuszny. Poznajemy różnicę między „naprawianiem” kogoś lub czegoś a znajdowaniem sposobu radzenia sobie z własną sytuacją (…)
Wiele osób (…) spodziewa się że (terapia) jet formą lamentowania, rytualnym zaproszeniem do obwiniania swoich opiekunów z dzieciństwa o własne błędy i słabą wolę. (…) To prawda że na wczesnych etapach terapii wielu pacjentów zaczyna się użalać na członków swojej rodziny (…) Z biegiem czasu jednak, gdy wszystkie te rozczarowania zostaną już przepłakane i zaakceptowane, pojawia się nastawienie odwrotne. ( …) W miarę jak klienci zaczynają się czuć bardziej dorośle, pojmują że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Infantylne żądania, by świat był wobec nas w porządku, zastępowane są przez kolejne stwierdzenie, że choć życie nie jest fair, to niesie ze sobą możliwość tworzenia, odczuwania przyjemności i satysfakcji.

Wszelkie przewinienia zanim zostaną wybaczone, najpierw muszą zostać wyznane. Zazwyczaj na początku terapii na poziomie intelektualnym wiemy, że nasi rodzice mieli swoich rodziców, że oni też kiedyś byli dziećmi, które doznały krzywd ze względu na czyjeś błędy czy zbiegi okoliczności. Jednak po to, by poczuć, że wybaczamy tym, którzy wobec nas zawinili, dobrze jest owe przewinienia najpierw uznać i zbadać ich konsekwencje. Musimy też zauważyć, że i my popełniliśmy takie same błędy albo że łatwo byłoby nam je popełnić. Terapia ( …) zachęca do wyrzucenia żalów (…) gniewu (…) do poczucia smutku z powodu tego co się stało, i wreszcie do pogodzenia się z faktem, że choć nie da zmienić się przeszłości, to jednak przyszłość możemy ukształtować dzięki rosnącemu poczuciu sprawstwa.

(…) uczymy się traktować swoje problemy i ograniczenia z mniejszym samokrytycyzmem. Zamiast atakować siebie, staramy się zmienić to, co zmienić można, oraz rozwijamy umiejętność pocieszania ( a nie atakowania) siebie w sytuacji, gdy czegoś zmienić się nie da. W miarę jak zaczynamy coraz bardziej akceptować siebie i nasze wady, uświadamiamy sobie, że jesteśmy coraz bardziej współczujący wobec innych (…)”

Mam nadzieję że zamieszczony fragment z Psychotearpia psychoanalityczna - Nancy McWilliams, stanie się wskazówką w poszukiwaniach odpowiedzi na temat wybaczenia.

źródło: DDA - Inspiracje i rozwój

Najbardziej bałem się listonosza

Niemal każdy z nas chciał popełnić samobójstwo. Nie zrobiliśmy tego ze zwykłego tchórzostwa” - mówią o sobie. Ich historie są skrajnie różne. Tak, jak źródło choroby. Łączy ich jedno: nie potrafili dalej żyć pijąc, a przy tym nie wyobrażali sobie życia na trzeźwo. Anonimowi Alkoholicy żyją wokół nas i toczą ciągłą walkę - ze sobą, ze swoimi słabościami, z przeszłością, z pociągiem do alkoholu, który mija dopiero po jakimś czasie od rozpoczęcia leczenia. Ci, którym udało się wyjść z nałogu, chcą pomagać innym, pokazać im, że jest inny, lepszy świat.
„Nazywam się..., jestem alkoholikiem”. Od tej formułki zaczyna wypowiedź każdy z nich. Dlaczego? Żeby nigdy o tym nie zapomnieli. Alkoholikiem jest się do końca życia. To choroba, która pozostaje w nich i z nimi na zawsze, a formułka ma im o tym przypominać i przestrzegać przed sięgnięciem choćby po kroplę alkoholu. Dzieli ich często wszystko - status majątkowy (wielu alkohol doprowadził do bankructwa), pochodzenie, wiek, model rodziny. Co ich łączy? To, że każdy z nich był już na dnie, na które pociągnął ze sobą najbliższe osoby, ale też często dzięki nim się od niego odbił.

Wszyli mu esperal. Pił dalej

„Mam na imię Aram, jestem alkoholikiem” - rozpoczyna swoją historię uczestnik mityngu jednej z bielskich grup AA. Swój pierwszy kieliszek wódki wypił w wieku 15-16 lat. Z czasem każdy weekend stał się mocno alkoholowy. W tygodniu - praca, w weekend - picie. Po drodze był ślub i... w wieku 32 lat Aram obudził się samotny. Jego związek rozpadał się, a on był bankrutem. „Zostałem złodziejem, oszustem, używałem w domu przemocy fizycznej i psychicznej. Najbardziej bałem się listonosza, bo przynosił co chwilę wezwania do sądu za pobicia, kradzieże” - opowiada 32-letni przystojny, uśmiechnięty mężczyzna. Trafił do psychologa, który powiedział mu, że jest alkoholikiem. Nie mógł i nie chciał w to uwierzyć, dlatego... pił. W pewnym momencie był po prostu mieszanką wódki z amfetaminą. Sam o sobie mówi, że był obłąkany.

- Wtedy spotkałem ludzi, którzy nazywali siebie alkoholikami i... byli szczęśliwi. Podczas gdy ja nienawidziłem swojego życia i gdybym się nie bał, pewnie bym je sobie odebrał - wspomina Aram. - Poszedłem na spotkanie AA. Po jakimś czasie rzuciłem palenie, przestałem pić, moja żona zaszła w ciążę, co nie udawało nam się przez długi czas. To był dla mnie znak. Od 4,5 roku nie piję. Widzę, że od życia mam aż za dużo, nie należy mi się, ale jestem za to wdzięczny. Aram nie ukrywa, że nadal bywają w jego życiu trudne chwile. Najgorzej, kiedy musi walczyć ze swoim własnym ego. Łamanie samego siebie jest najtrudniejsze.

Od kiedy jestem trzeźwy, wiem, że żyję

„Marek, jestem alkoholikiem. Jako młody chłopak z utęsknieniem czekałem na dowód osobisty. Kiedy już go dostałem, trzymało mnie przez 20 lat... Na końcu chodziłem na kolanach, przestałem mówić. Bałem się iść wzdłuż ulicy, że przejedzie mnie auto, którego nawet nie było...” Do leczenia zmusił Marka stan zdrowia. Jego organizm mógł odmówić posłuszeństwa po choćby jednym kolejnym kieliszku. Tak jest nadal. Marek wie, że powrót do nałogu oznaczałby dla niego koniec - w dosłownym tego słowa znaczeniu.

- Nie chciałem iść na spotkanie AA, bo bałem się, że ktoś mnie zobaczy i pozna. Wtedy terapeuta zapytał, dlaczego nie wstydziłem się spać na ławce i chodzić posikany, a wstydzę się leczyć...

„Nazywam się Karol, jestem alkoholikiem, piłem przez 13 lat. Myślałem, że kiedy urodzi nam się dziecko, przestanę pić. Nie przestałem. Długo nie wiedziałem, że jestem alkoholikiem. Zawsze szukałem winy w innych. Od psychologa, który stwierdził alkoholizm, wyszedłem oburzony, bo uważałem, że piję dla przyjemności. Potem pozostał mi już tylko detox. Od kiedy jestem trzeźwy, wiem, że żyję. Potrafię poradzić sobie z każdym problemem. To działa jak magia”.

Marzy o grzanym piwie

„Mam na imię Leszek, jestem alkoholikiem. Najpierw piłem piwo po pracy, potem też przed pracą, a w końcu i w trakcie. Alkohol wyzwalał we mnie taką agresję, że kiedy ktoś podchodził do mnie na ulicy, nie pytałem co chce, po prostu dawałem po mordzie”. Przez swoją chorobę Leszek stracił żonę, ale nadal widuje się z dziećmi. Teraz ma pracę, jego szef wie, że jest alkoholikiem i wspiera go. Leszek nie ukrywa, że to mu pomaga. Ale obsesja picia prześladuje go cały czas.

- Kiedy jestem przeziębiony, marzę o grzanym piwie... Staram się wtedy skupić na realizowaniu kolejnych celów. Jeśli jedno mi nie idzie, skupiam, się na czym innym i staram się to osiągnąć. Nie jest łatwo. Leszek mówi, że najgorsze jest niezrozumienie otoczenia. Kiedy pił, matka krzyczała na niego, że ma skończyć z tym. A gdy chciał iść na mityng AA, powiedziała, żeby się nie wygłupiał, bo ktoś go zobaczy i wstyd będzie.

Uzależnił się w wieku 12 lat

„Stefan, alkoholik, narkoman. Pierwszą wódkę wypiłem w wieku 12 lat i od razu wiedziałem, że się uzależniłem. Wódka pomogła mi uciec od problemów. Chciałem, żeby tak już zostało”. Potem jednak błogość minęła, a wrócił strach, m.in. przed wejściem pod prysznic, z powodu głosów, które tam słyszał. Ćpał i pił, zupełnie stracił kontrolę na swoim życiem. Wszyli mi esperal, lecz pił dalej. Kiedy trafił do terapeuty, został zakwalifikowany do tzw. grupy podwyższonego ryzyka, gdyż przejawiał myśli samobójcze, a jego ojciec alkoholik odebrał sobie życie. Na szczęście, w porę trafił na spotkanie AA. Teraz Stefan jest trzeźwy i próbuje pomóc innym.

- Nie ma kontrolowanego picia - zaznacza. - Żaden alkoholik nie będzie miał kontroli nad piciem. To jest choroba nieuleczalna. Nie ma byłych alkoholików. Zostaje się nim do końca życia.

Obiecał sobie, że nie będzie jak ojciec

Niemal każdy z nich zachorował z innego powodu, ale częstą przyczyną alkoholizmu jest występowanie tego zjawiska w rodzinie. Stefan wychowywał się z tatą alkoholikiem. Dorastał w ciągłym strachu. Jako dziecko przysięgał sobie w duchu, że nigdy nie będzie pił, jak ojciec. Podobnie Aram. Przez pierwsze lata życia wychowywał go dziadek, ponieważ rodzice pracowali. Dziadek był alkoholikiem, skończył na ulicy. Aram obiecał sobie, że jak dorośnie, zostanie lekarzem i wyleczy dziadka.

Lecz nie tylko dzieci z rodzin alkoholowych są zagrożone nałogiem. Niektórzy ludzie po prostu nie potrafią i nie mogą pić. - Według mnie, to nieprawda, że osoba, która pije codziennie wieczorem jedno piwo jest alkoholikiem. Można pić tak przez całe życie po jednym piwie i się nie uzależnić, a są ludzie, którym wystarczy lampka wina, żeby wpaść w nałóg - tłumaczy Leszek.

Są przeciwnikami prohibicji

Często wszystko zaczyna się już w młodym wieku. Członkowie AA podkreślają jednak, że nie są zwolennikami prohibicji czy za surowymi karami dla młodych ludzi, którzy wypiją sobie piwo. Najważniejsze, żeby picie było pod kontrolą i żeby mieć kontakt z dzieckiem. - Od dziesiątego roku życia uciekałem w książki, bo miałem słaby kontakt z otoczeniem. Takie osoby mają predyspozycję, żeby wpaść w nałóg - mówi Aram.

Najczęściej chorzy nie zdają sobie sprawy ze swojej choroby dopóki nie zaczną do nich dochodzić sygnały z otoczenia: od żony, rodziców, szefów. Wprawdzie bliscy mogą ich zaprowadzić do terapeuty albo na spotkanie AA, ale jeżeli uzależniony sam nie będzie chciał zacząć się leczyć, nic z tego nie będzie. Każdy musi trzeźwieć dla siebie - podkreślają nasi rozmówcy. Co nie znaczy, że musi trzeźwieć sam, bo to akurat byłoby trudne. Dlatego powstają i działają grupy AA.

Alkoholik, który pójdzie na spotkanie (często negatywnie nastawiony) przekonuje się, że są osoby, które mają podobne problemy, jak on, a co ważne - pokonują je! Tutaj wszyscy są równi. Nikt nie pokazuje nikogo palcami, nie wyśmiewa, nie wymaga coraz lepszych wyników i nie wywiera presji. Przy jednym stole siedzą dzieci alkoholików i bogatych rodziców, biznesmeni, którzy zaczęli pić z nadmiaru pracy i ci, którzy zapili się z powodu jej braku. Są 20-latkowie i osoby po 60-ce.

Paniom leczyć się nie wypada

Grupa, na spotkaniu której mieliśmy okazję być, działa od 29 maja (obecnie w Bielsku-Białej jest ich ok. dziesięciu). Należą do niej osoby, które spotykały się na różnych innych mityngach i postanowiły stworzyć własną grupę. Oczywiście, jest ona cały czas otwarta, tzn. na jej spotkania mogą przychodzić osoby, które szukają pomocy. Na razie w grupie nie ma żadnych kobiet, co nie znaczy, że nikt ich nie zaprasza. Szacuje się, że na świecie kobiety stanowią trzecią część Anonimowych Alkoholików. W Bielsku-Białej jest to średnio co piąty członek AA. Paniom trudniej przyznać się do tej choroby i rozpocząć leczenie. Bo przecież „damie nie przystoi”.

A prawda jest taka, że przyjść może każdy: kobiety, mężczyźni, młodzi, starsi, katolicy, ewangelicy czy ateiści. Tych ostatnich - według różnych badań - jest ok. 30 proc. Niektórzy z nich odnajdują Boga. - Nasze spotkania rozpoczynamy od modlitwy, którą każdy kieruje do kogo chce. Tak samo kiedy w 12 krokach AA jest mowa o bogu, to przez każdego ten bóg może być pojmowany na swój sposób - tłumaczy Leszek.

12 kroków do zdrowia i szczęścia

12 kroków dla AA, to trochę jak dziesięć przykazań dla chrześcijan. Pokazują, jak żyć. - Na razie przepracowałem trzy pierwsze kroki - informuje Marek - i sukcesywnie będę dążył do realizowania następnych, które pozwolą mi uporządkować życie. Kolejne z nich mówią np. o zadośćuczynieniu tym, których zraniliśmy. Ostatni krok, to niesienie posłania innym chorym.

- Chodzę na detoksy i opowiadam o sobie, o nas. Mamy dyżury w zakładach karnych albo w internecie - opowiada Stefan. - Trzymając się tych kroków, niesiemy posłanie. To jest chyba trochę chęć okazania wdzięczności za to, że nam udaje się żyć w trzeźwości. Mieliśmy to szczęście, że trafiliśmy tutaj w porę. Nie wszyscy je mają.
Magdalena Dydo

źródło: Bielsko Biała

Samodyscyplina

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Dzięki samodyscyplinie i wglądowi w siebie, uzyskanym poprzez stosowanie kroku dziesiątego, zaczynam zaznawać zadowolenia i satysfakcji, które są efektem trzeźwości rozumianej nie jako sama tylko abstynencja, ale jako zdrowienie we wszystkich dziedzinach mojego życia."

- Jak rozumiem swoją trzeźwość?(Czym dla mnie jest)
- Jestem chory(a) ,czy zdrowiejący(a)?
- Do czego potrzebuje samodyscypliny?(chodzi o to czego muszę u siebie najbardziej pilnować ,by nie odchodzić od programu)

Dobro jest w nas, nawet najgorszych

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Będziemy chcieli, by dobro które jest w nas wszystkich, nawet najgorszych, mogło, się rozwijać i kwitnąć"
"Jak to widzi Bill"

- Czy zauważam w sobie dobro?
- Czy idę jego "śladem "? (może wygodniej jest używać starych metod ,zachowań)

Wiara

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Ten kto odszedł od wiary...znajduje się w skomplikowanej sytuacji"

- Czy zdarza mi się wątpić?
- Jaki jest tego efekt?

Otwarty umysł

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Prawdziwa pokora i otwarty umysł mogą doprowadzić nas do wiary...."
12/12 str.35

- Po co mi otwarty umysł, czy tylko po to by wierzyć?

Krytyka, plotka...

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Skrytykowaliśmy np. kogoś, kto rzekomo na to zasługiwał, gdy tymczasem rzeczywistym motywem było pragnienie wygrania nie istotnego sporu. Albo obgadaliśmy kogoś za plecami, w przeświadczeniu że pomagamy innym lepiej go zrozumieć, gdy w głębi duszy zależało nam na wywyższeniu siebie podważeniu opinii o nim."

- Czy potrafię odróżnić plotkę od zwykłej informacji? Krytykę od złośliwej uwagi?
- Czy dalej plotkuje, bądź krytykuje( nie zawsze mając na celu dobre intencje)?
Jeśli tak - po co to robię?
Jeśli nie - dlaczego tego nie robię?

Euforia

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Musimy być równie ostrożni kiedy zaczynamy odnosić sukcesy. Nikt bowiem nie kocha osobistego powodzenia bardziej od nas; upijaliśmy się sukcesem niczym winem, aż do stanu najwyższego podniecenia"
12 Kroków i 12 Tradycji str.91

- Czy zdarza mi się popadać w "euforie"?
- Czy zdarzyło mi się skrzywdzić kogoś, w stanie "złudnego szczęścia"?
Jeśli tak to jak?

Córeczko, nie ma sprawy


Agnieszka Osiecka (po lewej) i jej córka Agata Passent
Foto: http://wyborcza.pl/dda/55,110613,8726042,,,,8726115.html


Próbowałam pytać wprost, potem w listach: "Po co ten alkohol?", "Dlaczego jesteś smutna?". Zawsze się wymigiwała, uciekała w jakieś żarty. Albo zaprzeczała. "Znowu piłaś?". "O, nie, troszeczkę tylko". Rozmowa z Agatą Passent, córką Agnieszki Osieckiej

Grzegorz Sroczyński: Kiedy zorientowałaś się, że mama ma problem z alkoholem?


Agata Passent: Dość wcześnie, byłam w podstawówce. Mogłam mieć 10-11 lat. Ale nie pamiętam z tego czasu żadnej drastycznej sceny. Jej choroba alkoholowa postępowała powoli. Zaczęło się od tego, że była osobą towarzyską. Nie lubiła samotności. Ciągle się bawiła, wychodziła do znajomych. I często - alkohol. Bo w Polsce nie można się przecież bawić przy soku czy herbacie. Potem przez całe lata była na okrągło w stanie podchmielenia. Długo potrafiła to kontrolować, w końcu kontrolę straciła. Pamiętam uroczystość na zakończenie swoich studiów. Koledzy, ich rodzice, mama z tatą, pełna sala. Prosiłam ją: "Nie pij chociaż dzisiaj". "Dobrze, córeczko, nie ma sprawy". A potem się upiła, wszyscy widzieli. Wiecznie te cholerne niespełnione obietnice.

Mama z wami nie mieszkała.

- Odeszła od nas, kiedy miałam sześć lat. Była więc mamą dochodzącą. Tym bardziej kontakty z nią chciałam celebrować, było to dla mnie święto. A ona w to święto się spóźniała, zawalała. Czułam się jako dziecko podwójnie odtrącona. Pierwsze odtrącenie - że nie chciała ze mną mieszkać. Drugie - że nawet jako mama dochodząca wybiera alkohol, nie mnie.

Typowe zachowania osób uzależnionych nie różnią się od siebie. Czy jest to profesor, hydraulik, czy poetka. Po długim okresie picia wystarczało pół kieliszka, żeby się zalać. A inni mówili: "Nie jest pijaczką, przecież to był tylko naparstek".

Bar Saks na Saskiej Kępie pamiętasz?

- Tak. Piękna legenda brzmi tak: Osiecka siedzi w Saksie, obserwuje ludzi i pisze na serwetkach piosenki.

A bez legendy?

- Przychodziłam ją stamtąd wyciągać. W końcu przestałam, bo nie miało to sensu. Nie chciała być wyciągnięta. Wystarczyła wymiana spojrzeń i wiedziałam, że sytuacja jest zaawansowana. Ktoś tam ją potem doprowadzał, bo wśród alkoholików jest cała siatka wzajemnej pomocy i solidarności.

Jeździłaś z mamą na wakacje?

- Tak. I pamiętam, że następowało odwrócenie ról rodzic - dziecko. Sądziłam, że jako nastolatka to raczej ja będę szaleć do nocy. A tu wieczór, ja jestem pierwsza w pokoju w pensjonacie, a mama baluje, wraca podpita. Czułam się potwornie samotna. Widziałam jej chorobę, widziałam problem, który stał się też moim problemem, bo nie potrafiłam wyzbyć się oczekiwań wobec mamy. Nie umiałam patrzeć na nią jak na osobę chorą.

Rozmawiałyście o tym?

- Nie dało się. Pamiętam szczere rozmowy o facetach, o miłości, seksie, antykoncepcji. Liczyła, że te nauki pozwolą chociaż mi ułożyć sobie życie rodzinne. Ale o alkoholu - nigdy nie mówiła. Próbowałam pytać wprost, potem w listach. "Po co ten alkohol?", "Dlaczego jesteś smutna?", "Czy czujesz się samotna?". Zawsze się wymigiwała, uciekała w jakieś żarty. Albo zaprzeczała. "Znowu piłaś?". "O, nie, troszeczkę tylko".

Szłam do niej i wszędzie znajdowałam butelki, żelazna klasyka.

Dręczyło mnie, że może są jakieś ukryte powody, dla których mama pije. Ale nie mogłam się przebić do prawdy. W końcu zaczęłam szukać tych powodów w sobie.

Że jej picie to twoja wina? To też klasyka.

- Tak, teraz to wiem. Dzieci alkoholików często obwiniają się o nałóg. "Dlaczego mama woli pić w Saksie niż spotkać ze mną na obiedzie". "Czy jestem gorsza od jej przyjaciół od kieliszka?". "Czy jestem nudna, zła, beznadziejna?".

Rozmawiałaś o tym z tatą?

- Tata chciał mnie i samego siebie chronić przed trudną prawdą. Byliśmy w sprawie mamy w poradni, u lekarza. Ale tata przyjął inną taktykę: stawiał mamę na piedestał. Uważał, że skoro widuję ją w złym stanie, to od niego dla równowagi powinnam słyszeć o niej same dobre rzeczy. A mi to nie pomagało, bo nadal nic nie rozumiałam. "Skoro taka wspaniała, to dlaczego woli alkohol niż wyjazd ze mną na Mazury". I znowu: "Pewnie to moja wina, ona wspaniała, a ja beznadziejna".

Próbowałam rozmawiać z jej najbliższymi przyjaciółmi. Ale mnie lekceważyli. Uważali, że czuję się po prostu odrzucona, obrażona na matkę i krytykuję ją ze złości. Albo mówili: "Daj spokój, artyści tak mają, że lubią się zabawić".

Działał też typowy mechanizm: im bardziej człowiek uzależniony pije, tym rzadziej spotyka się z osobami, którym na nim zależy. Bo nie chce wysłuchiwać uwag. Przyjaciele nie znali więc całej prawdy, zaczęła ich unikać. Zmieniła towarzystwo na innych pijących po knajpach. Oni niczego nie oczekiwali. Co najwyżej - żeby im postawić.

Byłam nastolatką, przechodziłam burzę hormonalną i potrzebowałam poczucia bezpieczeństwa. A znalazłam się w osamotnieniu, nikt mnie nie rozumiał. "Może jestem wariatką?". Nikt nie traktował poważnie jej problemu, który stawał się coraz bardziej moim problemem.

Jak sobie poradziłaś?

- Nie poradziłam sobie. Skończyło się na ciężkiej depresji, to był ból niemal fizyczny. Włosy wychodziły mi garściami. Chodziłam po szpitalach, bo oczywiście myślałam, że mam raka albo coś równie strasznego. I wreszcie - iluminacja. Pamiętam to zdanie do dziś: "You are not sick, you are sad" - powiedział w końcu jeden z lekarzy. "Nie jesteś chora, jesteś smutna".

Po angielsku?

- To było już w Stanach, gdzie pojechałam studiować. W przychodni studenckiej zobaczyłam, że jest terapia dla dzieci alkoholików. Tam nikt się tego nie wstydził, nikt mi nie wmawiał, że to sztuczny problem. Poszłam na terapię dla DDA.

Co tam usłyszałaś?

- Że moja sytuacja nie jest wyjątkowa, tylko typowa. Że takich osób są tysiące. Poczułam ulgę: nie jestem sama. Poza tym gadałam, gadałam, gadałam. I dobrze, że to wszystko stało się już w Stanach. Nikt mamy nie znał, to nazwisko nic nikomu nie mówiło. Poza tym - terapia była po angielsku. To mogło też być ważne, bo u nas pewne wyrazy nie przechodzą przez gardło. "Alkoholik" - to brzmi strasznie. U nas się mówi: "Wujcio lubi sobie chlapnąć, ale żeby zaraz alkoholik?".

Druga ważna rzecz: zrozumiałam, że nie jestem za mamę odpowiedzialna. Ponoszę odpowiedzialność przede wszystkim za własne życie. Za jej życie odpowiada ona sama. W Stanach jest to bardziej oczywiste niż u nas. Tam dorosłe dzieci nie mają obowiązku być aż tak opiekuńcze wobec rodziców. I też rodzice nie poświęcają się aż tak dla dorosłych dzieci, mają swoje sprawy. To psychiczne oddzielenie się od mamy było trudne. Bo trudno odejść od osoby, którą kochasz i widzisz, że ma kłopoty. Tyle że alkoholika można leczyć wyłącznie wtedy, kiedy sam tego chce. Ona nie chciała. "60-letniej pijącej kobiety nie zmienię. Jeśli chce pić, to niech pije". W końcu to sobie powiedziałam.

Czy mama miała wyrzuty sumienia wobec ciebie?

- Straszne. Nigdy mi tego nie powiedziała, ale zostawiła notatki. Zapisywała je codziennie w kalendarzach. Była na siebie wściekła. Wiedziała, że jest chora. Tyle że wyrzuty sumienia u alkoholika tylko pogłębiają chorobę. Bo jak sobie z nimi radzi? Pije więcej. Dlatego nie powinno się tych osób obwiniać, tylko traktować jako chore.

Mama napisała też opowiadanie "Biała bluzka". Przenikliwe studium alkoholizmu. Bohaterka powtarza sobie: "Weź się w garść". I zaraz odpowiada: "Ale ja nie mam tej garści". W końcu postanawia się zapić, bo nie radzi sobie z okropnym światem dookoła. Ach, jakie to piękne, prawda? W naszej romantycznej tradycji uwielbiamy cudownie pogrążających się bohaterów, wrażliwców, którzy nie mają siły, żeby się wziąć w garść i popadają w czeluść. Smutne i wzniosłe.

Kochasz mamę?

- Tak. Nauczyłam się od niej ogromnie dużo, staram się dbać o jej pamięć i dorobek. Masę rzeczy jej zawdzięczam, nie zamieniłabym jej na inną mamę.

A jakie to rzeczy?

- Empatia. Była osobą bardzo wrażliwą. Ciekawość innych ludzi, umiejętność słuchania. I to, że sprawy materialne nie mają dla mnie wielkiego znaczenia. Fryzura - nie jest ważna. Książka do przeczytania - jest ważna. Ludzie - są ważni.

Czy cały czas jesteś DDA?

- Tak. Wciąż tak myślę o sobie.

Pijesz?

- Bardzo ostrożnie. Nigdy nie piję, jak jestem zła albo smutna. Nie traktuję alkoholu jako leku na jakiś kłopot. Jest fajnie, miło - dopiero wtedy można się napić wina.

Bałaś się, że będziesz jak mama?

- Tak, ale nie z powodu alkoholu. Raczej jej zmienność uczuć, kłopoty ze stałością w miłości były dla mnie zgryzotą, bo odnalazłam to również w sobie. Pogodziłam się z tym. Nie uważam, że długi związek jest lepszy niż krótki, ale udany. To nie maraton.

Jedna światła rada dla DDA.

- Nie bójcie się mówić o problemie.

Ty mówiłaś. Po raz pierwszy w 1997 roku w "Gazecie", tuż po śmierci mamy. To też był element terapii?

- Tak. Ale był też koszt - sporo zgorszonych osób. "Oto wyrodna córka oczernia matkę". Wiedziałam, że zrobiłam dobrze. Przeczytałam dużo tego typu wywiadów w prasie amerykańskiej i wszystkie książki profesora Osiatyńskiego. Nie można milczeć, może to kogoś innego uratuje.

Jesteś zła na mamę?

- Nie. Ale nie zgadzam się z credo jej piosenki "Nie żałuję". Bardzo żałuję, że mama się nie leczyła. Wszyscy bylibyśmy w lepszej kondycji, gdyby była z nami i pisała piosenki. I żałuję, że nie spełniła się jako babcia. Byłaby to dla niej idealna forma życia w rodzinie, bo babcia rozpieszcza, a nie musi być odpowiedzialna. A ona lubiła rozpieszczać ludzi.

Rozmawiał Grzegorz Sroczyński
źródło: Gazeta Wyborcza

Zagłębie jest pijane. Zobacz, jak walczą z alkoholizmem

Jak walczyć z alkoholizmem i zapobiegać temu zjawisku oraz pomagać tym, którzy mają alkoholowy problem, dyskutowali przed kilkoma dniami w Jaworznie uczestnicy VI Śląskiego Forum Abstynenckiego. Postanowiliśmy więc sprawdzić, gdzie w Zagłębiu ten problem jest najbardziej zauważalny.

Według statystyk, w województwie śląskim jeszcze w 2009 roku (najświeższe istniejące dane) w zakładach lecznictwa odwykowego było zarejestrowanych ponad 27,5 tys. pacjentów uzależnionych od alkoholu, z czego ponad 6,6 tys. to kobiety.
- Najliczniejszą grupą zarejestrowanych osób uzależnionych od alkoholu są z kolei osoby w przedziale wiekowym 30-64 lata (80 proc.) - mówi Małgorzata Grządziel z Regionalnego Ośrodka Polityki Społecznej Województwa Śląskiego.

Najwięcej ludzi, którzy mają problem z nadużywaniem alkoholu, jest w Sosnowcu, stolicy Zagłębia. W tym 217-tysięcznym mieście do końca września tego roku przed Gminną Komisję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych trafiło 298 nowych osób.

Zostali tam wysłani przez pracowników MOPS-u, ośrodków interwencji kryzysowej, policję, a nawet rodziny.
Na obowiązkowe leczenie, czyli takie, na które kieruje sąd, poszło 51 sosnowiczan, dobrowolnie leczeniu poddało się z kolei 98 mieszkańców tego miasta.
Nie lepiej, a nawet dwa razy gorzej, jest w czterokrotnie mniejszym Zawierciu (51 tys. mieszkańców), w którym osób uzależnionych od alkoholu było tylko o połowę mniej niż w Sosnowcu (od początku tego roku do końca września dokładnie 129). To oznacza, że zawiercianie mają większy problem z alkoholem niż mieszkańcy stolicy Zagłębia.

Niebezpiecznie liczba osób uzależnionych od alkoholu rośnie za to w 95-tysięcznym Jaworznie. Tam od początku roku do komisji trafiło 160 nowych osób, a 114 jaworznian przymusowo się leczy. Nie jest wykluczone, że pod koniec grudnia liczba tych osób będzie podobna do tej z ubiegłego roku - przed komisją stanęło 251 ludzi.

- Alkoholizm to straszna sprawa. Łatwo w niego wpaść, a później trudno się z niego wyleczyć. Sam próbowałem i naprawdę nie było łatwo. Ale odniosłem sukces. Nie piję od kilkunastu lat - mówi Marek Stolarzewicz, prezes jaworznickiego Klubu Abstynentów Razem.

Do poziomu z ubiegłego roku zbliża się też Dąbrowa Górnicza. W tym 120-tysięcznym mieście rok temu do komisji trafiły 192 wnioski, dotyczące problemu alkoholowego dąbrowian. W tym roku takich osób jest już 152!

W Będzinie (58 tys. mieszkańców) w ubiegłym roku oficjalnie problemy z alkoholem miało 108 nowych osób. W tym roku było ich 89.

Anna Zielonka
źródło: Dziennik Zachodni

Lokalne problemy z alkoholem

Alkoholizm w rodzinie wiedzie do wielu problemów, patologii oraz podstawowych kłopotów z komunikowaniem się i odczuwaniem świata realnego w sposób normalny, dlatego osoba uzależniona od alkoholu oraz cała jej rodzina powinna podjąć się leczeniu, albo w poradni AA, albo w innej instytucji zajmującej się tego typu problemami o podłożu psychologicznym.
Wedle prawa osoby uzależnione i szkodzące swojej rodzinie, często pozostają bezkarne, co odbija się bezpośrednio na zdrowiu całej rodziny, państwo zaś nie wiele robi aby cała tą sytuację ulepszyć. Toteż problem alkoholizmu w kraju, a nawet na świecie zwiększa się i doprowadza do nowych uzależnień alkoholowych wielu osób w społeczeństwie.

Niestety dość powszechnym i częstym problemem w rodzinie jest nałóg alkoholowy. Objawy alkoholizmu nie są odczuwalne od samego początku, często rozpoczyna się od niewinnego piwka wypijanego co wieczór. Taka sytuacja może utrzymywać się nawet parę lat, kiedy raptownie okazuje się że porcja alkoholu dla osoby uzależniającej się jest za mała i sięga ona po większe ilości oraz stanowczo mocniejszy napój alkoholowy.

Kiedy ktoś z rodziny zaobserwuje problem, powinien kwestię tę zgłosić w właściwej instytucji, jak również samą osobę przekonać przede wszystkim na rozmowę ze specjalistą, potem na sukcesywne i skuteczne leczenie. Niestety tego typu problem w większości wypadków jest w ogóle nie dostrzegany, a ukazuje się w świetle dziennym dopiero, gdy osoba zaczyna systematycznie i bezustannie upijać się, co oddziałuje z jednej strony niekorzystnie na jej zdrowie, z drugiej zaś zaczyna druzgotać całą rodzinę od środka.
Osoba uzależniona alkoholem może objawiać różne efekty ujemne dla rodziny. Może znęcać się nad partnerem, czy tez całą rodziną fizycznie bądź psychicznie i nie wiadomo który rodzaj znęcania się jest gorszy.

Niestety problem nałogu alkoholowego w naszym kraju występuje dość powszechnie, a odtruwanie alkoholowe obecnie, według aktualnych przepisów odbywa się wyłącznie za zgodą chorego, co bywa zgubne nie tylko dla niego samego, ale przede wszystkim dla całej rodziny. Z drugiej strony wypada jasno zakomunikować iż uzależnienie alkoholowe dotyczy nie tylko samego alkoholika, lecz całej rodziny i otaczającego go społeczeństwa, a w większości wypadków to rodzina najbardziej cierpi i odnosi uszczerbki na zdrowiu fizycznym oraz psychicznym, zaś sam alkoholik nie chcąc się leczyć, po pierwsze nie widzi żadnego problemu, po drugie z całej sytuacji wychodzi obronną ręką.
źródło: Felirtony nie tylko o Porshe

Obrachunek moralny dotyczy mnie

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

Jedyny obrachunek moralny, jaki muszę dziś sporządzić, dotyczy wyłącznie mojej własnej osoby. Osądzanie innych pozostawię Najwyższemu Sędziemu Boskiej Opatrzności.
Codzienne Refleksje na15.10

- Czy tak jest???
- Może łatwiej mi jest, wpychać winę innym?

O kryzysie w rodzinie

18 października (wtorek) w Ratuszu Staromiejskim odbędzie się konferencja poświęcona tematyce kryzysu w rodzinie.
- Ludzie, którzy nie akceptują siebie, mają problemy przez całe życie. Rodzina, która nie wspiera się, nie toleruje i nie akceptuje, to chora rodzina. Większość z nas nawet nie zdaje sobie sprawy, a to błąd. Najwyższy czas, aby uleczyć Elbląg i żyć w takim społeczeństwie o jakim marzymy – mówi Alicja Sepetowska, organizator konferencji „Pomoc rodzinie w kryzysie”.
Specjaliści potrafią najlepiej określić kto i jakie potrzeby ma, aby rozwiązać konkretne problemy w życiu. W związku z tym integracja służb pomocowych jest celem nadrzędnym do stworzenia sprawnej i efektywnej pomocy. Tylko w ten sposób można kompleksowo rozwiązać problemy naszego społeczeństwa.
Nowe władze miejskie to szanse i możliwości na rozwiązanie nurtujących psychoterapeutów problemów. Zmiany w Elblągu dokonywane są na wielu płaszczyznach, więc należy dokonać zmian na lepsze również w zakresie niesienia pomocy rodzinie. Ludzie uciekają z Elbląga, bo myślą że zostawią swoje problemy w naszym mieście i rozpoczną nowe, lepsze życie w Trójmieście czy Olsztynie. Niestety, tak nie jest i wracają z powrotem, bo problem jest w nich i bez rozwiązania go, nie ma szans na prawidłowe funkcjonowanie w społeczeństwie.
- Ważne jest, aby rozpowszechnić informacje o sposobach pomocy dla osób z problemami, którzy nie do końca wiedzą gdzie mogą szukać wsparcia, porady prawnej i innych – dodaje Prezes Stowarzyszenia Pomocy Rodzinie "Szansa", Alicja Sepetowska. - Zamiast kar i mandatów najwyższa pora na terapie.
Podczas konferencji zaprezentowany zostanie, m.in. wywiad z wybitną doktor psychologii Ewą Woydyłło, która od lat zajmuje się leczeniem uzależnień, jako psychoterapeutka w ośrodku terapii uzależnień Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Jej dziełem jest rozpowszechnienie w Polsce leczenia według tzw. modelu Minnesota, opartego na filozofii anonimowych alkoholików.
Wśród specjalistów pojawią się również Krzysztof Sarzała, Kierownik Centrum Interwencji Kryzysowej w Gdańsku oraz Piotr Bednarczyk, założyciel Instytutu Psychoterapii i Ustawień Systemowych w Bielsku-Białej. Nie zabraknie oczywiście dyskusji z udziałem przedstawicieli instytucji i organizacji zajmujących się sprawami rodzin, dzieci i młodzieży, tematyką uzależnień i współuzależnień.
Konferencja jest organizowana 18 października w godzinach od 10 do 14 w Sali Koncertowej Ratusza Staromiejskiego przez Stowarzyszenie Pomocy Rodzinie „Szansa” działające w Elblągu przy ul. Żeromskiego 22 (teren Szpitala Miejskiego).
Konferencja odbędzie się pod patronatem Prezydenta Elbląga, Grzegorza Nowaczyka i przy wsparciu Samorządu Województwa Warmińsko-Mazurskiego.

............... źródło: Urząd Miejski w Elblągu

Czy staram się

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny ,z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Kiedy wieczorem przygotowujemy się do nocnego spoczynku, zwykle przypominamy sobie zdarzenia mijającego dnia... Gdy się budzimy pomyślmy o dwudziestu czterech godzinach, które są przed nami....

- Czy staram się poprawić swoje błędy, zaraz po obrachunku , a może "troszeczkę" z tym zwlekam?

Wyznanie błędów

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Mój obrachunek moralny często szwankował. Niekiedy wyznałem swoje wady nie tym ludziom co trzeba; kiedy indziej zamiast swoich własnych wad wymieniałem cudze; jeszcze kiedy indziej moje wyznanie braków i błędów przypominało raczej głośne uskarżanie się na nękające mnie problemy i okoliczności."

- Na czym polega moje wyznanie błędów ? (co mam na celu ,robiąc to)
- Jakie mam korzyści z tego, że zwracam uwagę tylko na swoje błędy?

Rozsądek i tolerancja

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Bycie rozsądnym, sprawiedliwym i tolerancyjnym to cel, nad którym muszę co dzień pracować"
Codzienne Refleksje str343

- Jak u mnie, przebiega praca nad tymi "rzeczami" i czy widzę u siebie efekty?

Wpadki

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

Nie powinniśmy się zniechęcać, jeśli zdarzy się nam któryś z błędów - nasze zmagania nie są łatwe. Naszym celem jest postęp nie doskonałość.

- Jak sobie radzę z "potknięciami", przy realizacji programu?

AA - Anonimowi Alkoholicy - Nowy porządek świata

Od jakiegoś czasu w grafice symbolu ruchu AA pojawił się trójkąt. od 30 lat AA w Polsce opierało się na 12 krokach i 12 tradycjach w listopadzie ma być zatwierdzony przez tzw. KSK - Konferencję Służby Krajowej AA - tekst 12 koncepcji służb AA, które Bil W. założyciel AA (AA powstało w latach 30) - napisał w roku 1962.

12 koncepcji służb opiera się na trzech filarach - zdrowienie, służba, jedność - brzmi jakoś znajomo - prawda? Polskę podzielono na potrzeb tzw. służb na 13 regionów.

Jestem trochę tym zaniepokojony. AA z założenia nigdy nie mieli stać się organizacją - tak głoszą tzw tradycje AA. Wprowadzenie w latach 60 w Stanach a obecnie w Polsce 12 koncepcji jednoznacznie kojarzy mi się z Orwellowskim "Folwarkiem Zwierzęcym". Wiem, ze już w latach 40 ruchem AA zainteresował się John Rockefeler. Wiem, że zaprosił założycieli AA - Bila W. i dr. Boba na kolację. Wiem, że panowie z Bilderbergu nie tracą czasu na towarzyskie spotkania.

W późnym średniowieczu zainteresowano się organizacją cechów i gilidii rzemieślniczych , co jak wiadomo zainicjowało powstanie wolnomularstwa. AA obecnie jest ponadnarodową powiedzmy, że nieformalną organizacją, zrzeszającą ponad 2mln członków i wciąż prężnie się rozrasta. Wypracowano struktury organizacyjne i hierarchiczny schemat działania - czemu oficjalnie wciąż się zaprzecza.

Z jakiś nieznanych i niezrozumiałych powodów ruch ten i duchowy program trzeźwienia jest niemal całkowicie z niewielkimi wyjątkami ignorowany przez Kościół. Ponieważ budzi to wszystko moje poważne obawy, postanowiłem zaistnieć z tym tematem na forum NWO. Może ktoś wie więcej na temat ewentualnych powiązań ruchu AA z masonerią?

Czy Bill W? pisząc w 1962 roku 12 koncepcji był już zaprzyjaźniony z Rockefelerami? - tego nie wiem. Dzielę się tylko moimi osobistymi spostrzeżeniami licząc, ze ktoś ma większą wiedzę na ten temat popartą faktami. A może to tylko moja imaginacja? Być może. Podobno każdy kto na serio bierze Huxleya i NWO jest "Oszołomem"Smile

Czy alkohol był problemem w moim życiu??

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Gniew, ten sporadyczny luksus ludzi zrównoważonych, dla nas był emocjonalnym potrzaskiem, w którym mogliśmy tkwić bez końca. Te emocjonalne "ekscesy" często prowadziły prosto do butelki."
12 Kroków i 12 Tradycji str.90

- Jak dzisiaj zakańczam swoje "emocjonalne ekscesy"?
- Czy już dzisiaj wiem że alkohol nie był problemem w moim życiu??

Czy jestem impulsywny(a)?

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Kiedy nie potrafimy pohamować języka, rozsadek i tolerancja natychmiast się ulatniają"
"Nic tak nie popłaca jak powściągliwość języka i pióra"

- Czy jestem impulsywny(a)?
- Jakie szkody przynosi mi ta wada?
- Cy moja powściągliwość od od wyrażania emocji w sposób negatywny, przynosi mi profity?
- Jakie?

Jedna z prawd życia duchowego

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Jedna z prawd życia duchowego jest ta, że ilekroć ulegamy wzburzeniu to niezależnie od powodów tego wzburzenia, coś złego się dzieje z nami. Kiedy ktoś nas dotknie i czujemy się zranieni, to przecież także z nami coś nie jest w porządku. Czy jednak nie ma wyjątków od tej reguły? Na przykład usprawiedliwiony gniew? Jeśli ktoś nas oszukuje, czy nie mamy prawa być wściekli na drania? Albo słusznie oburzeni na zarozumialców???"
"12 Kroków i 12 Tradycji", s.90

- No właśnie, co WY na to???

Co robię by nie popełniać tych samych błędów?

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Mój dzisiejszy bilans musi się zgodzić, jeśli jutrzejszy dzień ma mi przynieść jakąś szanse. Pytam wiec siebie, czy gdzieś popełniłem błąd, i jak mogę uniknąć tego zachowania w przyszłości.
"Codzienne Refleksje" 05.10

- Czy często popełniam( świadomie) te same błędy?

Skazani ze wspólnoty Anonimowych Alkoholików z ZK w Łupkowie zorganizowali uroczysty miting otwarty.

25 września poza terenem Zakładu Karnego w Łupkowie odbył się miting otwarty samopomocowej wspólnoty Anonimowych Alkoholików „Odskok”, działającej wśród skazanych z tutejszej jednostki penitencjarnej, mającej za cel główny pomóc uczestnikom ww. wspólnoty wyzwolić się ze zgubnego uzależnienia. Spotkanie miało miejsce w malowniczej scenerii bieszczadzkich krajobrazów.
Liczne grono wśród zaproszonych uczestników stanowili żyjący na wolności abstynenci. Na udział w spotkaniu przybyli członkowie Intergrupy AA „Kresy”, funkcjonującej na terenie całego województwa podkarpackiego. Goście swoją obecnością pokazali, iż odległość nie stanowi przeszkody dla ludzi, których łączy chęć niesienia pomocy tym, którzy za kratami wyrazili wolę zaprzestania picia. Przybysze pokonali drogę liczącą kilkadziesiąt kilometrów, wstali bardzo wcześnie rano aby wziąć udział w mitingu, którego głównym celem było umocnienie się w idei życia w całkowitej trzeźwości. Wśród gości znajdował się też były skazany z ZK w Łupkowie, Pan Mariusz, który opuścił naszą jednostkę w sierpniu tego roku, a w czasie odbywania kary pozbawienia wolności brał bardzo aktywny udział w działalność tutejszej, więziennej grupy AA „Odskok”. Kiedyś jego życie niszczył alkohol, teraz na wolności unika go w każdej postaci. Aktualnie żyje w bezwzględnej abstynencji i dzięki temu odzyskał wiarę w to, że można jeszcze funkcjonować normalnie. Zerwał kontakty z niedawnymi kompanami od kieliszka, poznał dziewczynę (z którą wspólnie przyjechał na miting), podjął pracę, i co najważniejsze – postanowił już nigdy nie wracać do zakładu karnego. Swoimi refleksjami na temat pozytywów wynikających z życia w abstynencji dzielił się ze swoimi niedawnymi kolegami, uczestniczącymi teraz w mitingu. Jego budujące świadectwo nowej, pozytywnej jakości życia w trzeźwości miało dużą moc pozytywnego oddziaływania na wszystkich uczestników spotkania. Skazani bowiem silniej identyfikują się z osobami, które też „siedziały” i wyszły ze zgubnego nałogu alkoholowego. Takie osoby jak pan Mariusz po swoim przeobrażeniu mogą stanowić dla nich swego rodzaju autorytet. Często to, co w zakładach karnych mówią im o uzależnieniu psychologowie lub terapeuci wywołuje u skazanych opór - bronią się stwierdzeniem, „co ludzie z drugiej strony muru mogą wiedzieć o naszych problemach”. W tym wypadku jest inaczej - gdy widzą elegancko ubraną i zadbaną osobę, mającą rodzinę, stałą pracę i szacunek społeczny, pomimo tego, że kiedyś była w więzieniu - zyskują wiarę w to, że im też po wyjściu z więzienia może się powieść.
Miting to takie szczególne spotkanie gdzie znikają wszelkie bariery, nie ma podziału na dwie strony barykady. Wszyscy siedzą przy jednym stole, ramię w ramię – abstynenci z wolności, funkcjonariusze SW pomagający w organizacji spotkania oraz skazani grypsujący i niegrypsujący. Wspólnie odmawiają „modlitwę o pogodę ducha” autorstwa założycieli ruchu trzeźwiejących alkoholików i trzymają się za ręce. Proces zdrowienia, który uroczyście celebrują w trakcie takiego mitingu staje się wtedy procesem odzyskiwania wolności osobistej, zaś zmiana jakościowa, która się w nich dokonuje, znajduje odzwierciedlenie w zachowaniach trzeźwiejących alkoholików wobec cenionych przez nich wartości, zmierzających zarówno do odbudowy własnej tożsamości i powrotu do funkcjonowania w podstawowych rolach społecznych, jak i do dalszego – wykraczającego poza główny cel, jakim jest trwała abstynencja – rozwoju osobistego zdrowiejących alkoholików. Warunkiem rozpoczęcia tego procesu – co sobie uświadamiają, jest bezwzględne przerwanie picia i utrzymywanie abstynencji, a następnie nauka życia bez alkoholu i konstruktywne rozwiązywanie licznie występujących u tych osób problemów osobistych.

Szczególnie duże wrażenie na wszystkich uczestnikach mitingu zrobiła ilość prawie 40 osób w nim uczestniczących . Tak liczna frekwencja była możliwa dzięki zaangażowaniu samych skazanych z Wspólnoty Anonimowych Alkoholików „Odskok” z ZK w Łupkowie, którzy od wielu tygodni „żyli” tylko tym spotkaniem i zapraszali zaprzyjaźnionych przedstawicieli „wolnościowego” ruchu abstynenckiego z terenu całego województwa. To wszystko jest bardzo budujące i stanowi żywy dowód na to, że z tymi ludźmi warto intensywnie pracować, a czasu na to poświęconego nie można uważać za stracony.

tekst: Dorota Kot i Henryk Antoniewicz
źródło: Służba Więzienna.pl

Co to jest obrachunek moralny?

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Obrachunek moralny polega, między innymi, na zbadaniu chłodnym okiem szkód, które stały się naszym udziałem w życiu, i na uczciwym przyjrzeniu się im z właściwej perspektywy. Pozwala nam to pozbyć się wewnętrznego ciernia - obciążenia emocjonalnego, które nas rani i hamuje rozwój"
"Jak to widzi Bill" "List.1957

- Czy wiem co ,tak naprawdę, hamuje mój rozwój?
- Czy potrafię popatrzeć z dystansem (nie biczując się )na swoje winy?

CIągła praca

"Prowadziliśmy nadal, obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"

"Ciągły wgląd we własne zalety i wady, oraz pragnienie, by dzięki temu stale uczyć się i rozwijać są dla nas koniecznością."
"12 Kroków i 12 Tradycji" str.88

- Czy jestem świadom tego, co" zmuszało (zmusza )"mnie do unikania obrachunku?
- Czy z taką samą łatwością zaglądam w swoje wady jak i zalety?

Wyleczyłem się z alkoholizmu!

Czas najwyższy zerwać z piętnem, stygmatem dożywotnio chorego alkoholika!
Doszedłem do takich wniosków i zebrałem się na odwagę, by publicznie to ogłosić, po 20 latach czynnego alkoholizmu, po 25 latach obecności w AA, po 20 latach i 6 miesiącach całkowitej abstynencji, po ukończeniu rozlicznych terapii uzależnień, warsztatów, treningów asertywności, pracy nad emocjami, stresem, komunikacją interpersonalną i terapią intrapsychiczną. Uczestniczyłem w mniej więcej 5 tysiącach mitingów AA. Ukończyłem Program Rozwoju Osobistego, Studium Terapii Uzależnień. Mam certyfikat Instruktora Terapii. Mam doświadczenie zawodowe w pracy z alkoholikami w następujących miejscach: Izba Wytrzeźwień, Oddział Detoksykacji, Ośrodek Leczenia Uzależnień i Współuzależnień, ośrodki dla bezdomnych, zakłady karne, Gminne Komisje Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Punkty Konsultacyjne.
Czuję się wyśmienicie; fizycznie, psychicznie, duchowo, w rodzinie i w społeczności, w której przyszło mi żyć. Nie jestem ciężarem dla nikogo, zarabiam na siebie, na dom, na samochód, pielęgnuję ogród, wyjeżdżam na wakacje, zwiedzam nowe miejsca, poznaję nowe kultury, spełniam się w pracy zawodowej, bo wybrałem taki zawód, w którym wykorzystuję własne doświadczenia
z przeszłości ( nieraz bolesne i wstydliwe..), by nieść pomoc ludziom dotkniętych tym samym problemem, alkoholizmem. Mam świetne relacje z moim 20 letnim synem, poprawne z jego mamą ( byłą żoną ), dobre z pozostałymi członkami rodziny. Dbam o kondycję fizyczną, duchową, wciąż się uczę, poszerzam horyzonty myślowe, dbam o swój rozwój pod każdym względem – to wszystko sprawia mi wielką przyjemność, nadaje sens mojej egzystencji, przepełnia ogromną wdzięcznością
i czyni mnie najszczęśliwszym z ludzi.
I co na to mówi współczesna, oficjalna wiedza terapeutów i przeważającej cześci anonimowych alkoholików? Że wciąż jestem ALKOHOLIKIEM !!! Człowiekiem nieuleczalnie, dożywotnio chorym na ciele, umyśle i duszy. Że człowiek, który raz się uzależnił, będzie alkoholikiem do końca życia. I taki smutny, przygniatający komunikat, bo odbierający wszelką nadzieję na całkowite wyleczenie, słyszy prawie każdy poszukujący pomocy.
I dlatego tak wielu rezygnuje, odchodzi...Niekiedy na zawsze, by już nie powstać... Smutne!
Czyż taki nieszczęśnik przytłoczony problemami, smutny i przygnębiony, nie wolałby usłyszeć,
że z tego można się wyleczyć? Że można wrócić do pełni zdrowia?
Że można wieść radosne i szczęśliwe życie? Że po odstawieniu alkoholu i uporaniu się z przyczy- -nami, które leżały u podstaw uzależnienia, do czego będzie niezbędna pomoc interdyscyplinarnego zespołu profesjonalistów, obsesja picia zniknie definitywnie i raz na zawsze, że nigdy już nie będzie musiał rozwiązywać dręczących go problemów osobowości za pomocą alkoholu i że już nigdy więcej nie będzie musiał mówić o sobie, że jest alkoholikiem?
Założę się, że 9 na 10 potencjalnych pacjentów wolałoby usłyszeć tę drugą wersję...
Nie chcę przez resztę życia nazywać się alkoholikiem! Byłbym zresztą w niezgodzie z samym sobą, bo od wielu już lat czuję się wyleczonym, zdrowym człowiekiem.
I sam, w mojej pracy terapeutycznej, postanawiam radykalnie zmienić sposób rozmawiania
z pacjentem. Będę kłaść nacisk na dawanie nadziei, nie będę nikogo nazywać alkoholikiem, ani tym bardziej przekonywać, że jest nieuleczalnie chory.
Wprost przeciwnie; roztoczę optymistyczną wizję powrotu do całkowitego zdrowia.
Będę jednak stanowczo i wyraźnie podkreślać, że o powrocie do kontrolowanego picia alkoholu
nie może być mowy !!! Abstynencja, ciagły rozwój osobisty i "niesienie posłania tym, którzy jeszcze cierpią" – warunkami zdrowia, trzeźwości trwałej, radosnej i nadającej życiu sens.
Od pierwszego mojego spotkania z anonimowymi alkoholikami, a było to w sierpniu 1986 roku, zaintrygowało mnie, dlaczego powtarzają bez końca: "jestem alkoholikiem" ? Wytłumaczono mi, że to ma im przypominać, że wciąż są alkoholikami, chorymi na śmiertelną, nieuleczalną chorobę, jaką jest alkoholizm, i że ta świadomość ma ich uchronić przed ewentualnym sięgnięciem po alkohol. Dzisiaj uważam, że o ile w pierwszym okresie walki o abstynencję, tożsamość alkoholika pozwala powstrzymywać się przed piciem, to w późniejszym życiu jest raczej przeszkodą, niż sprzymierzeńcem trwania w trzeźwości. Nieuchronnie, w życiu prawie każdego człowieka, nadchodzą trudne chwile: choroby, wypadki, rozwody, plajty finansowe, utrata rodziny, pracy, domu, zawiedzione miłości, zerwane przyjaźnie, śmierć bliskiej osoby, itp.itd...
I jak reaguje większość alkoholików? Pojawia się dobrze znana myśl: przecież mam "lekarstwo", które w przeszłości pomagało, wypiję i poczuję ulgę, przecież jestem alkoholikiem, jestem chory
i bezsilny wobec alkoholu! Twierdzę, że korzystniej będzie powiedzieć sobie w takiej trudnej sytuacji: przecież ja już nie jestem alkoholikiem, jakim byłem kiedyś, ja już nie muszę w takiej sytuacji pić alkoholu, wiem, że to przeżyję bez alkoholu, że poradzę sobie w mądrzejszy i bardziej konstruktywny sposób. Wyleczyłem się z chorego reagowania na to, co życie niesie.
Znam wielu ludzi, którzy – choć publicznie tego nie głoszą – uważają się za wyleczonych, nie piją, radzą sobie w życiu, zerwali wszelkie więzi z terapią i z AA i żyją tak, jakby nigdy nie byli alkoholikami. Mnie osobiście taka postawa nie odpowiada.
Wspólnocie Anonimowych Alkoholików zawdzięczam wszystko! Zdrowie fizyczne, psychiczne
i duchowe. Utraconą w latach picia ludzką godność. Szacunek do siebie. Możliwość rozwoju, poznawania siebie, budowania zdrowych, dojrzałych relacji z ludźmi. Odwagę bycia sobą, odwagę posiadania własnego zdania i to bez względu na to, czy się ono podoba innym, czy nie!
Odwagę zmieniania swoich poglądów i otwartość na poglądy odmienne od moich. Dojrzałość emocjonalną, tolerancję i zgodę na to, że ten "wszechświat jest taki, jaki być powinien"...
Nie mam najmniejszego zamiaru rezygnowania z przywileju bycia w AA !
Genialny twórca programu 12 Kroków, założyciel i mózg wspólnoty alkoholików, która obejmuje dziś swym zasięgiem cały świat, wspólnoty, która uratowała miliony istnień ludzkich, Bill Wilson, wizjoner, znawca psychiki alkoholika i zakamarków ludzkiej duszy, wiedział, że z alkoholizmu można wyzdrowieć. Gdyby tak nie było, nie zamieściłby w preambule, najważniejszym tekście AA, słów: "..i pomagać innym w wyzdrowieniu z alkoholizmu", podobnie, jak i w książce pod tytułem "Anonimowi Alkoholicy", gdzie słowa: wyzdrowienie, wyleczenie, przewijają się dziesiątki razy.
Napisał też, że "jedynym warunkiem uczestnictwa w AA jest chęć zaprzestania picia".
A skoro "jedynym", to znaczy, że nie ma żadnych innych!!! Nie trzeba więc przedstawiać się jako alkoholik ( jest taki zwyczaj, ale nie obowiązek.. ), nie trzeba mieć się za chorego, uzależnionego,
czy spełniać jakichkolwiek innych wymagań.
Dlatego o swoją przynależność do AA jestem spokojny.
Zdaję sobie sprawę, że tak radykalna zmiana w spojrzeniu na alkoholizm, na sposób mówienia o nim, odbieganie od utartych przez dziesięciolecia schematów, burzenie mitu
o nieuleczalności alkoholizmu – wszystko to może wywołać "burzę mózgów", skłonić do polemiki, może nawet zakłócić spokój... Nie chciałbym jednak, żeby choć jedna osoba wyciągnęła błędny
i żałośnie prymitywny wniosek, że wyzdrowienie = możliwość powrotu do picia!
Twierdzę, że jestem wyleczony, bo wiem, że alkohol mi szkodzi, nie mogę go pić, nauczyłem się żyć bez niego, nie tęsknię za nim i wiem, że do niczego nie jest mi potrzebny. Podobnie ( choć nie zupełnie.. ) ma się rzecz z papierosami. Paliłem nałogowo 25 lat, 20/30 papierosów dziennie,
na 100% byłem uzależniony. Teraz prawie 20 lat nie palę. I co, mam się do końca życia, nie paląc, przedstawiać jako uzależniony? Jestem nikotynistą ? Ani mi się śni! Byłem uzależniony
od papierosów, ale wyleczyłem się, poradziłem sobie! Jestem wolny od nałogu, jestem zdrowy!
Może są ludzie, którym lepiej się żyje z etykietką alkoholika, nieuleczalnie chorego, może nawet spodziewają się z tego tytułu specjalnych względów, łagodniejszego traktowania, większej pobłażliwości dla swojego postępowania...A może oczekują oklasków za to, że przestali pić?!?
Ja do nich nie należę! Chcę być traktowany jak każdy inny, normalny, zdrowy człowiek.
Pamiętam, przez co przeszedłem, jaki los zgotowałem moim bliskim, i co mi grozi, gdy przestanę być czujny. Mam silne postanowienie trwać w trzeźwości do końca życia, dbać o swój rozwój
i pomagać innym. Przelałem na papier te refleksje, bo wierzę niezłomnie, że takie nowe, inne, dające więcej nadziei na całkowite wyleczenie, spojrzenie na alkoholizm, może przyczynić się
do tego, że nie jeden na dziesięciu, jak jest aktualnie, ale zdecydowanie więcej ludzi zacznie się leczyć, przestanie pić i wróci do normalnego, szczęśliwego życia.
Gerber.


źródło: Spiker Poznań

Jakże łatwo

"Powadziliśmy nadal obrachunek moralny,z miejsca przyznając się do popełnianych błędów"


"Jakże..łatwo zaniechać duchowego programu nowego życia! Jak łatwo jest spocząć na laurach! Jeśli tak postąpimy, wpadniemy w nowe kłopoty. Alkohol to wyrafinowany wróg"
"Anonimowi Alkoholicy"

- Co robię by nie zaniedbywać programu?
- Po co mam prowadzić dalej, obrachunek moralny?

Musimy utrzymać aby ...


Tradycja dziesiąta wspólnoty AA

"Ponieważ zdrowienie z alkoholizmu jest dla nas równoznaczne z przeżyciem, musimy utrzymywać w jak najlepszym stanie to, co umożliwia nam przetrwanie."
12x12 str.177