Czas najwyższy zerwać z piętnem, stygmatem dożywotnio chorego alkoholika!
Doszedłem do takich wniosków i zebrałem się na odwagę, by publicznie to ogłosić, po 20 latach czynnego alkoholizmu, po 25 latach obecności w AA, po 20 latach i 6 miesiącach całkowitej abstynencji, po ukończeniu rozlicznych terapii uzależnień, warsztatów, treningów asertywności, pracy nad emocjami, stresem, komunikacją interpersonalną i terapią intrapsychiczną. Uczestniczyłem w mniej więcej 5 tysiącach mitingów AA. Ukończyłem Program Rozwoju Osobistego, Studium Terapii Uzależnień. Mam certyfikat Instruktora Terapii. Mam doświadczenie zawodowe w pracy z alkoholikami w następujących miejscach: Izba Wytrzeźwień, Oddział Detoksykacji, Ośrodek Leczenia Uzależnień i Współuzależnień, ośrodki dla bezdomnych, zakłady karne, Gminne Komisje Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Punkty Konsultacyjne.
Czuję się wyśmienicie; fizycznie, psychicznie, duchowo, w rodzinie i w społeczności, w której przyszło mi żyć. Nie jestem ciężarem dla nikogo, zarabiam na siebie, na dom, na samochód, pielęgnuję ogród, wyjeżdżam na wakacje, zwiedzam nowe miejsca, poznaję nowe kultury, spełniam się w pracy zawodowej, bo wybrałem taki zawód, w którym wykorzystuję własne doświadczenia
z przeszłości ( nieraz bolesne i wstydliwe..), by nieść pomoc ludziom dotkniętych tym samym problemem, alkoholizmem. Mam świetne relacje z moim 20 letnim synem, poprawne z jego mamą ( byłą żoną ), dobre z pozostałymi członkami rodziny. Dbam o kondycję fizyczną, duchową, wciąż się uczę, poszerzam horyzonty myślowe, dbam o swój rozwój pod każdym względem – to wszystko sprawia mi wielką przyjemność, nadaje sens mojej egzystencji, przepełnia ogromną wdzięcznością
i czyni mnie najszczęśliwszym z ludzi.
I co na to mówi współczesna, oficjalna wiedza terapeutów i przeważającej cześci anonimowych alkoholików? Że wciąż jestem ALKOHOLIKIEM !!! Człowiekiem nieuleczalnie, dożywotnio chorym na ciele, umyśle i duszy. Że człowiek, który raz się uzależnił, będzie alkoholikiem do końca życia. I taki smutny, przygniatający komunikat, bo odbierający wszelką nadzieję na całkowite wyleczenie, słyszy prawie każdy poszukujący pomocy.
I dlatego tak wielu rezygnuje, odchodzi...Niekiedy na zawsze, by już nie powstać... Smutne!
Czyż taki nieszczęśnik przytłoczony problemami, smutny i przygnębiony, nie wolałby usłyszeć,
że z tego można się wyleczyć? Że można wrócić do pełni zdrowia?
Że można wieść radosne i szczęśliwe życie? Że po odstawieniu alkoholu i uporaniu się z przyczy- -nami, które leżały u podstaw uzależnienia, do czego będzie niezbędna pomoc interdyscyplinarnego zespołu profesjonalistów, obsesja picia zniknie definitywnie i raz na zawsze, że nigdy już nie będzie musiał rozwiązywać dręczących go problemów osobowości za pomocą alkoholu i że już nigdy więcej nie będzie musiał mówić o sobie, że jest alkoholikiem?
Założę się, że 9 na 10 potencjalnych pacjentów wolałoby usłyszeć tę drugą wersję...
Nie chcę przez resztę życia nazywać się alkoholikiem! Byłbym zresztą w niezgodzie z samym sobą, bo od wielu już lat czuję się wyleczonym, zdrowym człowiekiem.
I sam, w mojej pracy terapeutycznej, postanawiam radykalnie zmienić sposób rozmawiania
z pacjentem. Będę kłaść nacisk na dawanie nadziei, nie będę nikogo nazywać alkoholikiem, ani tym bardziej przekonywać, że jest nieuleczalnie chory.
Wprost przeciwnie; roztoczę optymistyczną wizję powrotu do całkowitego zdrowia.
Będę jednak stanowczo i wyraźnie podkreślać, że o powrocie do kontrolowanego picia alkoholu
nie może być mowy !!! Abstynencja, ciagły rozwój osobisty i "niesienie posłania tym, którzy jeszcze cierpią" – warunkami zdrowia, trzeźwości trwałej, radosnej i nadającej życiu sens.
Od pierwszego mojego spotkania z anonimowymi alkoholikami, a było to w sierpniu 1986 roku, zaintrygowało mnie, dlaczego powtarzają bez końca: "jestem alkoholikiem" ? Wytłumaczono mi, że to ma im przypominać, że wciąż są alkoholikami, chorymi na śmiertelną, nieuleczalną chorobę, jaką jest alkoholizm, i że ta świadomość ma ich uchronić przed ewentualnym sięgnięciem po alkohol. Dzisiaj uważam, że o ile w pierwszym okresie walki o abstynencję, tożsamość alkoholika pozwala powstrzymywać się przed piciem, to w późniejszym życiu jest raczej przeszkodą, niż sprzymierzeńcem trwania w trzeźwości. Nieuchronnie, w życiu prawie każdego człowieka, nadchodzą trudne chwile: choroby, wypadki, rozwody, plajty finansowe, utrata rodziny, pracy, domu, zawiedzione miłości, zerwane przyjaźnie, śmierć bliskiej osoby, itp.itd...
I jak reaguje większość alkoholików? Pojawia się dobrze znana myśl: przecież mam "lekarstwo", które w przeszłości pomagało, wypiję i poczuję ulgę, przecież jestem alkoholikiem, jestem chory
i bezsilny wobec alkoholu! Twierdzę, że korzystniej będzie powiedzieć sobie w takiej trudnej sytuacji: przecież ja już nie jestem alkoholikiem, jakim byłem kiedyś, ja już nie muszę w takiej sytuacji pić alkoholu, wiem, że to przeżyję bez alkoholu, że poradzę sobie w mądrzejszy i bardziej konstruktywny sposób. Wyleczyłem się z chorego reagowania na to, co życie niesie.
Znam wielu ludzi, którzy – choć publicznie tego nie głoszą – uważają się za wyleczonych, nie piją, radzą sobie w życiu, zerwali wszelkie więzi z terapią i z AA i żyją tak, jakby nigdy nie byli alkoholikami. Mnie osobiście taka postawa nie odpowiada.
Wspólnocie Anonimowych Alkoholików zawdzięczam wszystko! Zdrowie fizyczne, psychiczne
i duchowe. Utraconą w latach picia ludzką godność. Szacunek do siebie. Możliwość rozwoju, poznawania siebie, budowania zdrowych, dojrzałych relacji z ludźmi. Odwagę bycia sobą, odwagę posiadania własnego zdania i to bez względu na to, czy się ono podoba innym, czy nie!
Odwagę zmieniania swoich poglądów i otwartość na poglądy odmienne od moich. Dojrzałość emocjonalną, tolerancję i zgodę na to, że ten "wszechświat jest taki, jaki być powinien"...
Nie mam najmniejszego zamiaru rezygnowania z przywileju bycia w AA !
Genialny twórca programu 12 Kroków, założyciel i mózg wspólnoty alkoholików, która obejmuje dziś swym zasięgiem cały świat, wspólnoty, która uratowała miliony istnień ludzkich, Bill Wilson, wizjoner, znawca psychiki alkoholika i zakamarków ludzkiej duszy, wiedział, że z alkoholizmu można wyzdrowieć. Gdyby tak nie było, nie zamieściłby w preambule, najważniejszym tekście AA, słów: "..i pomagać innym w wyzdrowieniu z alkoholizmu", podobnie, jak i w książce pod tytułem "Anonimowi Alkoholicy", gdzie słowa: wyzdrowienie, wyleczenie, przewijają się dziesiątki razy.
Napisał też, że "jedynym warunkiem uczestnictwa w AA jest chęć zaprzestania picia".
A skoro "jedynym", to znaczy, że nie ma żadnych innych!!! Nie trzeba więc przedstawiać się jako alkoholik ( jest taki zwyczaj, ale nie obowiązek.. ), nie trzeba mieć się za chorego, uzależnionego,
czy spełniać jakichkolwiek innych wymagań.
Dlatego o swoją przynależność do AA jestem spokojny.
Zdaję sobie sprawę, że tak radykalna zmiana w spojrzeniu na alkoholizm, na sposób mówienia o nim, odbieganie od utartych przez dziesięciolecia schematów, burzenie mitu
o nieuleczalności alkoholizmu – wszystko to może wywołać "burzę mózgów", skłonić do polemiki, może nawet zakłócić spokój... Nie chciałbym jednak, żeby choć jedna osoba wyciągnęła błędny
i żałośnie prymitywny wniosek, że wyzdrowienie = możliwość powrotu do picia!
Twierdzę, że jestem wyleczony, bo wiem, że alkohol mi szkodzi, nie mogę go pić, nauczyłem się żyć bez niego, nie tęsknię za nim i wiem, że do niczego nie jest mi potrzebny. Podobnie ( choć nie zupełnie.. ) ma się rzecz z papierosami. Paliłem nałogowo 25 lat, 20/30 papierosów dziennie,
na 100% byłem uzależniony. Teraz prawie 20 lat nie palę. I co, mam się do końca życia, nie paląc, przedstawiać jako uzależniony? Jestem nikotynistą ? Ani mi się śni! Byłem uzależniony
od papierosów, ale wyleczyłem się, poradziłem sobie! Jestem wolny od nałogu, jestem zdrowy!
Może są ludzie, którym lepiej się żyje z etykietką alkoholika, nieuleczalnie chorego, może nawet spodziewają się z tego tytułu specjalnych względów, łagodniejszego traktowania, większej pobłażliwości dla swojego postępowania...A może oczekują oklasków za to, że przestali pić?!?
Ja do nich nie należę! Chcę być traktowany jak każdy inny, normalny, zdrowy człowiek.
Pamiętam, przez co przeszedłem, jaki los zgotowałem moim bliskim, i co mi grozi, gdy przestanę być czujny. Mam silne postanowienie trwać w trzeźwości do końca życia, dbać o swój rozwój
i pomagać innym. Przelałem na papier te refleksje, bo wierzę niezłomnie, że takie nowe, inne, dające więcej nadziei na całkowite wyleczenie, spojrzenie na alkoholizm, może przyczynić się
do tego, że nie jeden na dziesięciu, jak jest aktualnie, ale zdecydowanie więcej ludzi zacznie się leczyć, przestanie pić i wróci do normalnego, szczęśliwego życia.
Gerber.
źródło:
Spiker Poznań