Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.

Najbardziej bałem się listonosza

Niemal każdy z nas chciał popełnić samobójstwo. Nie zrobiliśmy tego ze zwykłego tchórzostwa” - mówią o sobie. Ich historie są skrajnie różne. Tak, jak źródło choroby. Łączy ich jedno: nie potrafili dalej żyć pijąc, a przy tym nie wyobrażali sobie życia na trzeźwo. Anonimowi Alkoholicy żyją wokół nas i toczą ciągłą walkę - ze sobą, ze swoimi słabościami, z przeszłością, z pociągiem do alkoholu, który mija dopiero po jakimś czasie od rozpoczęcia leczenia. Ci, którym udało się wyjść z nałogu, chcą pomagać innym, pokazać im, że jest inny, lepszy świat.
„Nazywam się..., jestem alkoholikiem”. Od tej formułki zaczyna wypowiedź każdy z nich. Dlaczego? Żeby nigdy o tym nie zapomnieli. Alkoholikiem jest się do końca życia. To choroba, która pozostaje w nich i z nimi na zawsze, a formułka ma im o tym przypominać i przestrzegać przed sięgnięciem choćby po kroplę alkoholu. Dzieli ich często wszystko - status majątkowy (wielu alkohol doprowadził do bankructwa), pochodzenie, wiek, model rodziny. Co ich łączy? To, że każdy z nich był już na dnie, na które pociągnął ze sobą najbliższe osoby, ale też często dzięki nim się od niego odbił.

Wszyli mu esperal. Pił dalej

„Mam na imię Aram, jestem alkoholikiem” - rozpoczyna swoją historię uczestnik mityngu jednej z bielskich grup AA. Swój pierwszy kieliszek wódki wypił w wieku 15-16 lat. Z czasem każdy weekend stał się mocno alkoholowy. W tygodniu - praca, w weekend - picie. Po drodze był ślub i... w wieku 32 lat Aram obudził się samotny. Jego związek rozpadał się, a on był bankrutem. „Zostałem złodziejem, oszustem, używałem w domu przemocy fizycznej i psychicznej. Najbardziej bałem się listonosza, bo przynosił co chwilę wezwania do sądu za pobicia, kradzieże” - opowiada 32-letni przystojny, uśmiechnięty mężczyzna. Trafił do psychologa, który powiedział mu, że jest alkoholikiem. Nie mógł i nie chciał w to uwierzyć, dlatego... pił. W pewnym momencie był po prostu mieszanką wódki z amfetaminą. Sam o sobie mówi, że był obłąkany.

- Wtedy spotkałem ludzi, którzy nazywali siebie alkoholikami i... byli szczęśliwi. Podczas gdy ja nienawidziłem swojego życia i gdybym się nie bał, pewnie bym je sobie odebrał - wspomina Aram. - Poszedłem na spotkanie AA. Po jakimś czasie rzuciłem palenie, przestałem pić, moja żona zaszła w ciążę, co nie udawało nam się przez długi czas. To był dla mnie znak. Od 4,5 roku nie piję. Widzę, że od życia mam aż za dużo, nie należy mi się, ale jestem za to wdzięczny. Aram nie ukrywa, że nadal bywają w jego życiu trudne chwile. Najgorzej, kiedy musi walczyć ze swoim własnym ego. Łamanie samego siebie jest najtrudniejsze.

Od kiedy jestem trzeźwy, wiem, że żyję

„Marek, jestem alkoholikiem. Jako młody chłopak z utęsknieniem czekałem na dowód osobisty. Kiedy już go dostałem, trzymało mnie przez 20 lat... Na końcu chodziłem na kolanach, przestałem mówić. Bałem się iść wzdłuż ulicy, że przejedzie mnie auto, którego nawet nie było...” Do leczenia zmusił Marka stan zdrowia. Jego organizm mógł odmówić posłuszeństwa po choćby jednym kolejnym kieliszku. Tak jest nadal. Marek wie, że powrót do nałogu oznaczałby dla niego koniec - w dosłownym tego słowa znaczeniu.

- Nie chciałem iść na spotkanie AA, bo bałem się, że ktoś mnie zobaczy i pozna. Wtedy terapeuta zapytał, dlaczego nie wstydziłem się spać na ławce i chodzić posikany, a wstydzę się leczyć...

„Nazywam się Karol, jestem alkoholikiem, piłem przez 13 lat. Myślałem, że kiedy urodzi nam się dziecko, przestanę pić. Nie przestałem. Długo nie wiedziałem, że jestem alkoholikiem. Zawsze szukałem winy w innych. Od psychologa, który stwierdził alkoholizm, wyszedłem oburzony, bo uważałem, że piję dla przyjemności. Potem pozostał mi już tylko detox. Od kiedy jestem trzeźwy, wiem, że żyję. Potrafię poradzić sobie z każdym problemem. To działa jak magia”.

Marzy o grzanym piwie

„Mam na imię Leszek, jestem alkoholikiem. Najpierw piłem piwo po pracy, potem też przed pracą, a w końcu i w trakcie. Alkohol wyzwalał we mnie taką agresję, że kiedy ktoś podchodził do mnie na ulicy, nie pytałem co chce, po prostu dawałem po mordzie”. Przez swoją chorobę Leszek stracił żonę, ale nadal widuje się z dziećmi. Teraz ma pracę, jego szef wie, że jest alkoholikiem i wspiera go. Leszek nie ukrywa, że to mu pomaga. Ale obsesja picia prześladuje go cały czas.

- Kiedy jestem przeziębiony, marzę o grzanym piwie... Staram się wtedy skupić na realizowaniu kolejnych celów. Jeśli jedno mi nie idzie, skupiam, się na czym innym i staram się to osiągnąć. Nie jest łatwo. Leszek mówi, że najgorsze jest niezrozumienie otoczenia. Kiedy pił, matka krzyczała na niego, że ma skończyć z tym. A gdy chciał iść na mityng AA, powiedziała, żeby się nie wygłupiał, bo ktoś go zobaczy i wstyd będzie.

Uzależnił się w wieku 12 lat

„Stefan, alkoholik, narkoman. Pierwszą wódkę wypiłem w wieku 12 lat i od razu wiedziałem, że się uzależniłem. Wódka pomogła mi uciec od problemów. Chciałem, żeby tak już zostało”. Potem jednak błogość minęła, a wrócił strach, m.in. przed wejściem pod prysznic, z powodu głosów, które tam słyszał. Ćpał i pił, zupełnie stracił kontrolę na swoim życiem. Wszyli mi esperal, lecz pił dalej. Kiedy trafił do terapeuty, został zakwalifikowany do tzw. grupy podwyższonego ryzyka, gdyż przejawiał myśli samobójcze, a jego ojciec alkoholik odebrał sobie życie. Na szczęście, w porę trafił na spotkanie AA. Teraz Stefan jest trzeźwy i próbuje pomóc innym.

- Nie ma kontrolowanego picia - zaznacza. - Żaden alkoholik nie będzie miał kontroli nad piciem. To jest choroba nieuleczalna. Nie ma byłych alkoholików. Zostaje się nim do końca życia.

Obiecał sobie, że nie będzie jak ojciec

Niemal każdy z nich zachorował z innego powodu, ale częstą przyczyną alkoholizmu jest występowanie tego zjawiska w rodzinie. Stefan wychowywał się z tatą alkoholikiem. Dorastał w ciągłym strachu. Jako dziecko przysięgał sobie w duchu, że nigdy nie będzie pił, jak ojciec. Podobnie Aram. Przez pierwsze lata życia wychowywał go dziadek, ponieważ rodzice pracowali. Dziadek był alkoholikiem, skończył na ulicy. Aram obiecał sobie, że jak dorośnie, zostanie lekarzem i wyleczy dziadka.

Lecz nie tylko dzieci z rodzin alkoholowych są zagrożone nałogiem. Niektórzy ludzie po prostu nie potrafią i nie mogą pić. - Według mnie, to nieprawda, że osoba, która pije codziennie wieczorem jedno piwo jest alkoholikiem. Można pić tak przez całe życie po jednym piwie i się nie uzależnić, a są ludzie, którym wystarczy lampka wina, żeby wpaść w nałóg - tłumaczy Leszek.

Są przeciwnikami prohibicji

Często wszystko zaczyna się już w młodym wieku. Członkowie AA podkreślają jednak, że nie są zwolennikami prohibicji czy za surowymi karami dla młodych ludzi, którzy wypiją sobie piwo. Najważniejsze, żeby picie było pod kontrolą i żeby mieć kontakt z dzieckiem. - Od dziesiątego roku życia uciekałem w książki, bo miałem słaby kontakt z otoczeniem. Takie osoby mają predyspozycję, żeby wpaść w nałóg - mówi Aram.

Najczęściej chorzy nie zdają sobie sprawy ze swojej choroby dopóki nie zaczną do nich dochodzić sygnały z otoczenia: od żony, rodziców, szefów. Wprawdzie bliscy mogą ich zaprowadzić do terapeuty albo na spotkanie AA, ale jeżeli uzależniony sam nie będzie chciał zacząć się leczyć, nic z tego nie będzie. Każdy musi trzeźwieć dla siebie - podkreślają nasi rozmówcy. Co nie znaczy, że musi trzeźwieć sam, bo to akurat byłoby trudne. Dlatego powstają i działają grupy AA.

Alkoholik, który pójdzie na spotkanie (często negatywnie nastawiony) przekonuje się, że są osoby, które mają podobne problemy, jak on, a co ważne - pokonują je! Tutaj wszyscy są równi. Nikt nie pokazuje nikogo palcami, nie wyśmiewa, nie wymaga coraz lepszych wyników i nie wywiera presji. Przy jednym stole siedzą dzieci alkoholików i bogatych rodziców, biznesmeni, którzy zaczęli pić z nadmiaru pracy i ci, którzy zapili się z powodu jej braku. Są 20-latkowie i osoby po 60-ce.

Paniom leczyć się nie wypada

Grupa, na spotkaniu której mieliśmy okazję być, działa od 29 maja (obecnie w Bielsku-Białej jest ich ok. dziesięciu). Należą do niej osoby, które spotykały się na różnych innych mityngach i postanowiły stworzyć własną grupę. Oczywiście, jest ona cały czas otwarta, tzn. na jej spotkania mogą przychodzić osoby, które szukają pomocy. Na razie w grupie nie ma żadnych kobiet, co nie znaczy, że nikt ich nie zaprasza. Szacuje się, że na świecie kobiety stanowią trzecią część Anonimowych Alkoholików. W Bielsku-Białej jest to średnio co piąty członek AA. Paniom trudniej przyznać się do tej choroby i rozpocząć leczenie. Bo przecież „damie nie przystoi”.

A prawda jest taka, że przyjść może każdy: kobiety, mężczyźni, młodzi, starsi, katolicy, ewangelicy czy ateiści. Tych ostatnich - według różnych badań - jest ok. 30 proc. Niektórzy z nich odnajdują Boga. - Nasze spotkania rozpoczynamy od modlitwy, którą każdy kieruje do kogo chce. Tak samo kiedy w 12 krokach AA jest mowa o bogu, to przez każdego ten bóg może być pojmowany na swój sposób - tłumaczy Leszek.

12 kroków do zdrowia i szczęścia

12 kroków dla AA, to trochę jak dziesięć przykazań dla chrześcijan. Pokazują, jak żyć. - Na razie przepracowałem trzy pierwsze kroki - informuje Marek - i sukcesywnie będę dążył do realizowania następnych, które pozwolą mi uporządkować życie. Kolejne z nich mówią np. o zadośćuczynieniu tym, których zraniliśmy. Ostatni krok, to niesienie posłania innym chorym.

- Chodzę na detoksy i opowiadam o sobie, o nas. Mamy dyżury w zakładach karnych albo w internecie - opowiada Stefan. - Trzymając się tych kroków, niesiemy posłanie. To jest chyba trochę chęć okazania wdzięczności za to, że nam udaje się żyć w trzeźwości. Mieliśmy to szczęście, że trafiliśmy tutaj w porę. Nie wszyscy je mają.
Magdalena Dydo

źródło: Bielsko Biała

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz