Alkohol w filmach pojawia się zazwyczaj mimochodem, choć nie do końca przypadkowo. Rzadko odgrywa rolę pierwszoplanowej postaci, gości tylko w niektórych scenach, pozostając w tle głównego nurtu wydarzeń, niczym obojętny statysta. Kieliszek wina, szklanka whisky czy kufel piwa w rękach bohaterów, podobnie jak butelka, której etykietę widz ma szansę zapamiętać dzięki staraniom filmowców, to bardzo często zgrabna reklama marki, partycypującej finansowo w powstaniu kinowego hitu. O zgubnych skutkach nadużywania napojów alkoholowych mówi się mało i zdecydowanie niechętnie czyni się z nich przewodni temat ekranowej opowieści. Do chlubnych wyjątków należy Stracony weekend Billy'ego Wildera.
Amerykański reżyser, nawet przez największych miłośników kina bywa kojarzony przede wszystkim z tak znanymi komediami, jak: Pół żartem, pół serio, Słomiany wdowiec, czy Garsoniera. Tylko nieliczni pamiętają o jego innych, równie udanych dziełach, wpisujących się za sprawą brutalnego realizmu i mrocznego klimatu w nurt „czarnego filmu”. Do tych ostatnich należy Stracony weekend, opowieść o trudnej miłości do alkoholu, miłości bez wzajemności, jakiej ulega niespełniony pisarz, Don Birnam.
W filmie Billy'ego Wildera, podobnie jak w życiu każdego skazanego na przymus picia, wszystko zaczyna się od butelki. Jeszcze nie otwarta, wypełniona ognistą wodą po samą szyjkę, zawieszona na sznurze i umieszczona w dość osobliwym miejscu bo za oknem, przyciąga uwagę nie tylko widzów, ale i głównego bohatera, pomysłodawcy tej sprytnej kryjówki. Zgodnie z jego planem, butelka żytniej musi trafić niezauważona na dno walizki, by pozwolić mu przeżyć abstynencki weekend na wsi, zorganizowany przez najbliższych. W domu Dona Birnama, alkoholika zmagającego się bezskutecznie od kilku lat z nałogiem, podobnych kryjówek jest więcej. Wszystko po to, by zwodzić brata i narzeczoną Helen. Utwierdzać ich w przekonaniu o zerwaniu z uzależnieniem, a jednocześnie pić kiedy przyjedzie ochota.
Butelka za oknem jest jak strzelba, która musi wypalić. Odkryta przypadkowo przez brata bohatera, inicjuje kłótnię, w wyniku której Don znów trafia do swojego ulubionego baru. Powrót do dawno nie odwiedzanego miejsca okazuje się równoznaczny z powrotem do nałogu. Pijackie majaczenia po kilku głębszych stanowią zaledwie zapowiedź straconego weekendu. Trzy dni podczas których godziny zlewają się w jeden alkoholowy ciąg, a niezrealizowane dotąd marzenie o stworzeniu powieści tłumione jest próbami zdobycia butelki, choćby za cenę sprzedania maszyny do pisania. Z każdym kolejnym kieliszkiem wódki, tej najtańszej, a nie „dwunastoletniego, dojrzewającego w drewnie wygłupu” jak Birnam określa wykwintne trunki, bohater stacza się coraz niżej. Unikanie spotkania z zatroskaną Helen przestaje być najgorszym przewinieniem. Żebranie o pieniądze, próba kradzieży, pobyt w izbie wytrzeźwień, a nawet pierwsze ataki delirium przypominają drogę, jaką przechodzi każdy alkoholik.
Bez nachalnego moralizatorstwa, a jedynie za pomocą sugestywnych obrazów, Billy Wilder tworzy opowieść o beznadziejnej walce z uzależnieniem. Warto uświadomić sobie, że optymistyczne zakończenie filmu w stylu klasycznego hollywoodzkiego happy endu podyktowane zostało wyłącznie decyzją producenta, wbrew woli reżysera. Najwidoczniej sam twórca uznał, że w prawdziwym życiu, w takich przypadkach, szczęśliwego finału brak.
pobierz film
Lapet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz