Jestem osobą współuzależnioną. Mój mąż nie pije od lat 11. Jest, jak to ja nazywam, "zapalonym aaowcem". Mitingi dwa razy w tygodniu, służba rzecznika, jeździ do aresztów na mitingi, w które, aby się odbywały, włożył wiele wysiłku. Po prostu wzór trzeźwiejącego alkoholika. Jest tylko jedno "ale" - relacje w rodzinie. Bywa agresywny wobec mnie i naszej dorosłej już córki. Gdy tylko coś "nie idzie po Jego myśli krzyczy nie przebierając w słowach. Potrafi powiedzieć do córki, że ma "oblezłą gębę" (nawet kiedyś położył Jej taką karteczkę z tym napisem na biurku).
Ostatnio powiedział, że "jest poryta" (a chciała po prostu wyłączyć ruter i włączyć za chwile, bo nie działał w Jej laptopie internet, a że mąż też pracował na laptopie, to go po prostu o tym poinformowała.. i taką dostała odpowiedź). Sytuacji takich jest mnóstwo. Jak jest zły, to potrafi do mnie powiedzieć -"mam nadzieje, że szybko zdechniesz" albo "mam nadzieję, że wjedziesz pod jakiegoś tira, albo że jestem głupia lub inne epitety, których wstydzę się pisać. Z biegiem czasu uodporniłam się na takie hasła, gorzej jest z córką. Mam wrazenie, że mój mąż zatrzymał się emocjonalnie na latach wczesnej młodości. Traktuje córkę jak małe dziecko (dziewczyna ma 25 lat ), dołuje Ją, kpiąc, że jaki tam z Niej inżynier (za 2 miesiące będzie magistrem, a inżynierem już jest).
Chodzę na Al-anon od kilku lat i pewnie dlatego żyje mi się lżej. Próbowałam rozmawiać z mężem, ale On twierdzi, że nie ma czasu. Próbowałam namówić Go na wspólną terapię u psychologa, na wizytę u seksuologa (ta sfera nie istnieje od 3 lat a gdy już istniała, to było po prostu kiepsko) i nic. Po prostu NIC. Nigdzie nie chce pójść. Czytam mnóstwo literatury. Przez około 3 lata miałam kontakt terapeutyczny z alkoholikem trzeźwiejącym od ponad 20 lat - to terapeuta. Nawet udało się namówić mojego męża na kilka spotkań, ale to nic nie dało, bo mój mąż czuł się kimś lepszym ode mnie w tej terapii (to słowa terapeuty). Gdy terapeuta zwracał uwagę, że pewne rzeczy robi źle i że trzeba nad tym popracować, to był po prostu zły i mówił, że chcemy go zmieniać. To cały czas ja mam się zmieniać - tak twierdzi mąż.
Myślę, że zrobiłam wiele dobrych rzeczy, staram się przekładać program Al-anon na dom. Odpuściłam już wiele rzeczy, ale żyje mi się dalej źle. Co mogę jeszcze zrobić? Wiem, że podstawą jest rozmowa, ale nie ma takiej siły, która by spowodowała, że mąż będzie rozmawiał. Próbowałam już wszystkiego. Pisałam listy, maile. Mówi, że wyrzuca to i wcale tego nie czyta. Mówi, że "ma w dupie to, co ja czuję, myślę i co chcę powiedzieć". Próbuję powiedzieć, że tak naprawdę to my się nie znamy. Mąż pił kilkanaście lat. Wszystko kręciło się wokół niego i alkoholu, a ten czas trzeźwienia to właśnie czas, w którym powinniśmy poznawać siebie, po prostu uczyć się siebie nawzajem. Dla całego otoczenia on jest wzorem męża, ojca, wzorem trzeźwiejącego alkoholika.
Co ja jeszcze mogę zrobić? Dodam, że mąż miał oboje rodziców alkoholików - nie żyją już. Szczególnie matka dopuściła się wobec Niego strasznych rzeczy (gdy był dzieckiem, wyrzucała Go z domu, głodziła, sypiała na Jego oczach z mężczyznami itp.). Czasami mam wrazenie, że tą nienawiść do matki przelał na mnie i na naszą córkę. Proszę o odpowiedź i pomoc. Pozdrawiam. Z szacunkiem. Mariola
Szanowna Pani Mariolu!
Wychodzenie z choroby alkoholowej to długi proces dotyczący całej rodziny. W swoim liście poruszyła Pani wiele problemów. Oczywiście, że pierwszym pytaniem, które się nasuwa jest, skąd bierze się agresja Pani męża. Jak się domyślam on - aktywista AA - nie przejawia jej wobec alkoholików wśród których działa. Dlaczego zatem przejawia ją w domu?
Jest tak prawdopodobnie dlatego, że alkoholizm najwięcej cierpień przysparza rodzinie osoby uzależnionej. To Pani rodzina była głównym świadkiem picia męża i to swoim najbliższym alkoholik wyrządza największą krzywdę, co budzi w nim często poczucie winy. Nawet zdrowy człowiek ma poważne problemy ze zmierzeniem się ze swoją odpowiedzialnością za krzywdy wyrządzone innym. Tym bardziej ma je alkoholik, który z racji swego uzależnienia ma wyjątkowe trudności z uświadomieniem sobie i wyrażeniem własnych uczuć. Osoba chora boi się bliskości, bo ta wiąże się z otwarciem na innych, a więc i narażeniem na krytykę i odrzucenie. Stąd też, może się brać u Pani męża skłonność do ucieczki od problemów, od rodziny i od Pani. Proszę zauważyć, że ucieka on tam, gdzie może być Kimś, gdzie jest chwalony, doceniany, gdzie nikt nie widział jego nadszarpniętej przez nałóg godności. W Pani związku lęk męża przed bliskością objawia się nie tylko agresją, ale również problemami natury seksualnej
Być może mąż czuje się w domu krytykowany i niedoceniany, zaś próby rozmowy odbiera jako nacisk i chęć zmieniania go. Jeżeli tak jest, to on reaguje na to złością. Nikt nie lubi, jeżeli ktoś wywiera na niego nacisk. Czyż Pani list nie pokazuje, że jest Pani bezsilna wobec męża? Czy pamięta Pani pierwszy krok Al-anon? "Wyznajemy, że jesteśmy bezsilni...". Każdy człowiek jest w gruncie rzeczy bezsilny wobec drugiego. Tak naprawdę jesteśmy zdolni zmieniać wyłącznie siebie. A i to z wielkim trudem. Wiele wskazuje na to, że Pani mąż potrzebuje pomocy terapeutycznej, jednakże nie może Pani na niego naciskać. Można odnieść wrażenie, że mąż zamiast na zauważeniu swoich problemów koncentruje się na walce z Panią.
Pyta Pani co może zrobić? Zwracam to pytanie w Pani stronę. Nie jest Pani w stanie wymóc na mężu ani pójścia na terapię, ani nawet rozmowy. Może Pani natomiast postarać się dokonać pewnych zmian w sobie. Jednakże nie poprzez uodpornienie na przemoc (agresja słowna to także forma przemocy!) ze strony męża, o czym Pani pisze. Warto nauczyć się w sposób asertywny radzić sobie z cudzą złością. Oznacza to, spokojne, stanowcze komunikowanie mężowi, co Pani czuje, kiedy on zachowuje się wobec Pani w agresywny, obraźliwy sposób. Ale oznacza również poinformowanie go, co Pani zrobi jeśli on nie przestanie się tak zachowywać. Pani Mariolu! Na pewno w pobliżu Pani domu istnieją poradnie, w których odbywają się kursy asertywności dla osób współuzależnionych. Myślę, że bardzo pomogłoby Pani nabycie takich umiejętności.
Widać, że pomimo jedenastu lat abstynencji męża oddalacie się Państwo od siebie. Z Pani listu bije pragnienie zbliżenia się do niego. Zależy Pani na ratowaniu związku. Pani walka o swoją rodzinę budzi we mnie szacunek. Próbuje Pani rozmawiać z mężem, ale czy tylko rozmowa zbliża? Czy aby na pewno w sytuacji, kiedy Państwa ostatnie dyskusje były wzajemnie raniące? Pani Mariolu, warto się trochę zdystansować, zająć swoimi pasjami, zainteresowaniami, tym wszystkim, co sprawia Pani radość - podnieść poczucie własnej wartości, zbudować siebie. Dopiero wówczas będzie Pani mogła budować ciepłą relację z mężem. A może pochwalić go za drobne rzeczy, zauważyć to, co w nim dobre, docenić go jako męża, ojca, mężczyznę? Oprócz rozmowy bardzo pomocne w budowaniu relacji jest wspólne działanie. Zarówno AA jak i Al-anon proponują wiele form rodzinnego spędzania czasu na luzie, bez "pracy nad sobą". Może Państwo skorzystacie ze wspólnego wyjazdu, grilla, zabawy?
I na koniec sprawa córki. Dziewczyna, która dorastała w atmosferze nałogu ojca potrzebuje profesjonalnej pomocy. Proponuję, aby skorzystała z terapii dla Dorosłych Dzieci Alkoholików (DDA). Będzie mogła na tych spotkaniach zrozumieć chorobę taty i jej wpływ na siebie samą.
Droga Pani Mariolu! Z całą pewności w przeciągu ostatnich jedenastu lat zarówno Pani, jak i mąż wykonaliście ogromną pracę nad sobą, która budzi uznanie. Nie jedna rodzina pragnęłaby tyle osiągnąć. Poznawanie samego siebie pomimo wysiłku może być fantastyczną przygodą i drogą, którą warto przebyć.
Pozdrawiam
Irena Michalewska o sobie: Jestem magistrem psychologii klinicznej i terapeutką. Od dwudziestu lat pracuję z ludźmi uzależnionymi i współuzależnionymi, ostatnio także z dorastającą młodzieżą z zaburzeniami psychicznymi, głównie zachowania i emocji oraz z rodzicami tej młodzieży. Udzielam porad indywidualnych, prowadzę terapię grupową, rodzinną i grupy wsparcia. Jestem otwarta, lubię ludzi, chętnie służę pomocą. Wierzę, że nawet największy kryzys może być szansą rozwoju duchowego.
źródło: onet.pl
Ostatnio powiedział, że "jest poryta" (a chciała po prostu wyłączyć ruter i włączyć za chwile, bo nie działał w Jej laptopie internet, a że mąż też pracował na laptopie, to go po prostu o tym poinformowała.. i taką dostała odpowiedź). Sytuacji takich jest mnóstwo. Jak jest zły, to potrafi do mnie powiedzieć -"mam nadzieje, że szybko zdechniesz" albo "mam nadzieję, że wjedziesz pod jakiegoś tira, albo że jestem głupia lub inne epitety, których wstydzę się pisać. Z biegiem czasu uodporniłam się na takie hasła, gorzej jest z córką. Mam wrazenie, że mój mąż zatrzymał się emocjonalnie na latach wczesnej młodości. Traktuje córkę jak małe dziecko (dziewczyna ma 25 lat ), dołuje Ją, kpiąc, że jaki tam z Niej inżynier (za 2 miesiące będzie magistrem, a inżynierem już jest).
Chodzę na Al-anon od kilku lat i pewnie dlatego żyje mi się lżej. Próbowałam rozmawiać z mężem, ale On twierdzi, że nie ma czasu. Próbowałam namówić Go na wspólną terapię u psychologa, na wizytę u seksuologa (ta sfera nie istnieje od 3 lat a gdy już istniała, to było po prostu kiepsko) i nic. Po prostu NIC. Nigdzie nie chce pójść. Czytam mnóstwo literatury. Przez około 3 lata miałam kontakt terapeutyczny z alkoholikem trzeźwiejącym od ponad 20 lat - to terapeuta. Nawet udało się namówić mojego męża na kilka spotkań, ale to nic nie dało, bo mój mąż czuł się kimś lepszym ode mnie w tej terapii (to słowa terapeuty). Gdy terapeuta zwracał uwagę, że pewne rzeczy robi źle i że trzeba nad tym popracować, to był po prostu zły i mówił, że chcemy go zmieniać. To cały czas ja mam się zmieniać - tak twierdzi mąż.
Myślę, że zrobiłam wiele dobrych rzeczy, staram się przekładać program Al-anon na dom. Odpuściłam już wiele rzeczy, ale żyje mi się dalej źle. Co mogę jeszcze zrobić? Wiem, że podstawą jest rozmowa, ale nie ma takiej siły, która by spowodowała, że mąż będzie rozmawiał. Próbowałam już wszystkiego. Pisałam listy, maile. Mówi, że wyrzuca to i wcale tego nie czyta. Mówi, że "ma w dupie to, co ja czuję, myślę i co chcę powiedzieć". Próbuję powiedzieć, że tak naprawdę to my się nie znamy. Mąż pił kilkanaście lat. Wszystko kręciło się wokół niego i alkoholu, a ten czas trzeźwienia to właśnie czas, w którym powinniśmy poznawać siebie, po prostu uczyć się siebie nawzajem. Dla całego otoczenia on jest wzorem męża, ojca, wzorem trzeźwiejącego alkoholika.
Co ja jeszcze mogę zrobić? Dodam, że mąż miał oboje rodziców alkoholików - nie żyją już. Szczególnie matka dopuściła się wobec Niego strasznych rzeczy (gdy był dzieckiem, wyrzucała Go z domu, głodziła, sypiała na Jego oczach z mężczyznami itp.). Czasami mam wrazenie, że tą nienawiść do matki przelał na mnie i na naszą córkę. Proszę o odpowiedź i pomoc. Pozdrawiam. Z szacunkiem. Mariola
Szanowna Pani Mariolu!
Wychodzenie z choroby alkoholowej to długi proces dotyczący całej rodziny. W swoim liście poruszyła Pani wiele problemów. Oczywiście, że pierwszym pytaniem, które się nasuwa jest, skąd bierze się agresja Pani męża. Jak się domyślam on - aktywista AA - nie przejawia jej wobec alkoholików wśród których działa. Dlaczego zatem przejawia ją w domu?
Jest tak prawdopodobnie dlatego, że alkoholizm najwięcej cierpień przysparza rodzinie osoby uzależnionej. To Pani rodzina była głównym świadkiem picia męża i to swoim najbliższym alkoholik wyrządza największą krzywdę, co budzi w nim często poczucie winy. Nawet zdrowy człowiek ma poważne problemy ze zmierzeniem się ze swoją odpowiedzialnością za krzywdy wyrządzone innym. Tym bardziej ma je alkoholik, który z racji swego uzależnienia ma wyjątkowe trudności z uświadomieniem sobie i wyrażeniem własnych uczuć. Osoba chora boi się bliskości, bo ta wiąże się z otwarciem na innych, a więc i narażeniem na krytykę i odrzucenie. Stąd też, może się brać u Pani męża skłonność do ucieczki od problemów, od rodziny i od Pani. Proszę zauważyć, że ucieka on tam, gdzie może być Kimś, gdzie jest chwalony, doceniany, gdzie nikt nie widział jego nadszarpniętej przez nałóg godności. W Pani związku lęk męża przed bliskością objawia się nie tylko agresją, ale również problemami natury seksualnej
Być może mąż czuje się w domu krytykowany i niedoceniany, zaś próby rozmowy odbiera jako nacisk i chęć zmieniania go. Jeżeli tak jest, to on reaguje na to złością. Nikt nie lubi, jeżeli ktoś wywiera na niego nacisk. Czyż Pani list nie pokazuje, że jest Pani bezsilna wobec męża? Czy pamięta Pani pierwszy krok Al-anon? "Wyznajemy, że jesteśmy bezsilni...". Każdy człowiek jest w gruncie rzeczy bezsilny wobec drugiego. Tak naprawdę jesteśmy zdolni zmieniać wyłącznie siebie. A i to z wielkim trudem. Wiele wskazuje na to, że Pani mąż potrzebuje pomocy terapeutycznej, jednakże nie może Pani na niego naciskać. Można odnieść wrażenie, że mąż zamiast na zauważeniu swoich problemów koncentruje się na walce z Panią.
Pyta Pani co może zrobić? Zwracam to pytanie w Pani stronę. Nie jest Pani w stanie wymóc na mężu ani pójścia na terapię, ani nawet rozmowy. Może Pani natomiast postarać się dokonać pewnych zmian w sobie. Jednakże nie poprzez uodpornienie na przemoc (agresja słowna to także forma przemocy!) ze strony męża, o czym Pani pisze. Warto nauczyć się w sposób asertywny radzić sobie z cudzą złością. Oznacza to, spokojne, stanowcze komunikowanie mężowi, co Pani czuje, kiedy on zachowuje się wobec Pani w agresywny, obraźliwy sposób. Ale oznacza również poinformowanie go, co Pani zrobi jeśli on nie przestanie się tak zachowywać. Pani Mariolu! Na pewno w pobliżu Pani domu istnieją poradnie, w których odbywają się kursy asertywności dla osób współuzależnionych. Myślę, że bardzo pomogłoby Pani nabycie takich umiejętności.
Widać, że pomimo jedenastu lat abstynencji męża oddalacie się Państwo od siebie. Z Pani listu bije pragnienie zbliżenia się do niego. Zależy Pani na ratowaniu związku. Pani walka o swoją rodzinę budzi we mnie szacunek. Próbuje Pani rozmawiać z mężem, ale czy tylko rozmowa zbliża? Czy aby na pewno w sytuacji, kiedy Państwa ostatnie dyskusje były wzajemnie raniące? Pani Mariolu, warto się trochę zdystansować, zająć swoimi pasjami, zainteresowaniami, tym wszystkim, co sprawia Pani radość - podnieść poczucie własnej wartości, zbudować siebie. Dopiero wówczas będzie Pani mogła budować ciepłą relację z mężem. A może pochwalić go za drobne rzeczy, zauważyć to, co w nim dobre, docenić go jako męża, ojca, mężczyznę? Oprócz rozmowy bardzo pomocne w budowaniu relacji jest wspólne działanie. Zarówno AA jak i Al-anon proponują wiele form rodzinnego spędzania czasu na luzie, bez "pracy nad sobą". Może Państwo skorzystacie ze wspólnego wyjazdu, grilla, zabawy?
I na koniec sprawa córki. Dziewczyna, która dorastała w atmosferze nałogu ojca potrzebuje profesjonalnej pomocy. Proponuję, aby skorzystała z terapii dla Dorosłych Dzieci Alkoholików (DDA). Będzie mogła na tych spotkaniach zrozumieć chorobę taty i jej wpływ na siebie samą.
Droga Pani Mariolu! Z całą pewności w przeciągu ostatnich jedenastu lat zarówno Pani, jak i mąż wykonaliście ogromną pracę nad sobą, która budzi uznanie. Nie jedna rodzina pragnęłaby tyle osiągnąć. Poznawanie samego siebie pomimo wysiłku może być fantastyczną przygodą i drogą, którą warto przebyć.
Pozdrawiam
Irena Michalewska o sobie: Jestem magistrem psychologii klinicznej i terapeutką. Od dwudziestu lat pracuję z ludźmi uzależnionymi i współuzależnionymi, ostatnio także z dorastającą młodzieżą z zaburzeniami psychicznymi, głównie zachowania i emocji oraz z rodzicami tej młodzieży. Udzielam porad indywidualnych, prowadzę terapię grupową, rodzinną i grupy wsparcia. Jestem otwarta, lubię ludzi, chętnie służę pomocą. Wierzę, że nawet największy kryzys może być szansą rozwoju duchowego.
źródło: onet.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz