Prywatne śledztwo w sprawie pochodzenia sławnej "Dezyderaty" znanej w Polsce jako hymn Piwnicy pod Baranami.
Pisownia:
Można spotkać różne pisownie
desiderata - desideraty - deziderata - dezideraty - dezyderata - dezyderaty
ale cały czas chodzi o ten sam poemat
Desiderata nie jest tekstem aowskim i nie powinny być sprzedawane przez BSK AA.
Dlaczego jednak są w sprzedaży?
Doszły mnie dwie opinie od dwóch różnych osób:
1. Nie można ich zatwierdzić jako tekst aowski bo są problemy z prawami autorskimi.
2. "Nadrukowaliśmy kiedyś tego dużo i trzeba po prostu sprzedać".
A mogło być też tak jak często w życiu. Zaczęło się coś robić od początku źle, ludzie się przyzwyczaili i teraz trudno to zmienić.
Żeby tekst stał się tekstem aowskim potrzeba jest decyzja Konferencji Służby Krajowej AA wydana po porozumieniu i za aprobatą Powierników i Krajowej Komisji Literatury. Dopiero wtedy tekst, czy książkę, może oficjalnie sprzedawać Fundacja BSK
W każdym razie w BSK nie ma jednej opinii na ten temat i najczęściej wymigują się od odpowiedzi.
„Dezyderaty” nie mają wiele wspólnego z Programem AA – jeśli w ogóle cokolwiek – a nawet powiedziałbym, że wręcz przeciwnie. Doktor Bob powiedział w swym ostatnim wystąpieniu, że jak ścisnąć cały ten Program, to zostaje właściwie tylko miłość i służba.
O służeniu innym z miłością i z miłości w poemacie Ehrmanna nie ma ani słowa. Jest za to o unikaniu ludzi, których towarzystwo może nie być najprzyjemniejsze, jest o dbaniu o własny komfort, ciszę i spokój. W AA mówią, że nasze wspólne dobro jest najważniejsze. Ehrmann wydaje się być innego zdania. Wiele jego sugestii dotyczy zapewniania samemu sobie spokoju, dobrego samopoczucia, szczęścia. Stosunki z innymi ludźmi? Tak, ale tylko pod warunkiem, że nie trzeba będzie się nijak zmieniać, a ci inni nie będą zbyt uciążliwi.
Zastanawiam się, czemu ten poemat podobał mi się aż tak bardzo, czemu byłem nim zachwycony, a nawet zafascynowany i zauroczony? Czemu często łzy stawały mi w oczach, gdy go czytałem? Był taki czas, w którym marzyłem, że będę żył tak, jak to napisano w „Dezyderatach”, wierzyłem, że to możliwe, pragnąłem tego i nawet próbowałem traktować ten utwór, jako coś w rodzaju przewodnika życiowego. A może… Może miało to jakiś związek z moim uzależnieniem?
„Dezyderaty” to był miód na moją zbolałą duszę alkoholika. Ehrmann zapewniał mnie, że mam prawo tu być, że powinienem być pogodny, starać się o własne szczęście, nie pozwalać innym wprowadzać w mój świat zgiełk i pośpiech, że przestawać mam tylko z ludźmi, których towarzystwo jest przyjemne, że mam być dla siebie łagodny, nie zmieniać się, że świat jest piękny…
Tak, to był mój wymarzony i upragniony sposób na życie. Taki śnił mi się zwykle po trzeciej ćwiartce. Piękny świat dla mnie, bo przecież Ehrmann nie sugeruje zastanawiania się i rozważań, czy ten świat ze mną, alkoholikiem, dla moich bliskich, lub współpracowników, był i jest równie piękny.
Zakochany wręcz byłem w ostatnich słowach: „staraj się być szczęśliwy” – zdecydowanie bardziej mi się to podobało niż na przykład „zrobiliśmy listę osób, które skrzywdziliśmy”, czy „zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny”, albo inne, które są praktyczną wskazówką dotyczącą zdrowienia.
„Dezyderaty” to nadal i wciąż piękny utwór. Tak piękny, jak tysiące innych tekstów poetyckich wśród milionów, które powstały na przestrzeni dziejów. I chyba lepiej byłoby, gdyby tym właśnie pozostał – uroczym poematem. Bo jako recepta na życie sprawdzić może się chyba tylko na bezludnej wyspie. Natomiast w przypadku ludzi uzależnionych… no, cóż… może kiedyś jednak wypadałoby w końcu podjąć próbę rozstania z własnym monstrualnym egoizmem i egocentryzmem? Na tym świecie żyją też inni ludzie, może warto ich i ich sprawy zacząć wreszcie zauważać? Zamiast nieustannie, stale i wciąż dbać i starać się o własne szczęście i święty spokój? Nawet jeśli faktycznie niektórzy z nich są głośni i napastliwi, mają chyba prawo do czegoś więcej, niż tylko chwilka uwagi, poświęcana z pobłażaniem i wyższością głupcom i ignorantom? " Meszuge
Dziennikarka "Polityki" Barbara Pietkiewicz nazwała kiedyś ten tekst "najpiękniejszą w PRL modlitwą do szczęścia". Mnie hymn "Dezyderata" skandowany przez zespół Piwnicy pod Baranami skojarzył się na zawsze z czasami pierwszej "Solidarności". "Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie. Wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych. Oni też mają swoją opowieść". W 1981 r. nagrałem sobie tę pieśń z radia. Taśma z "Dezyderatą" pozostała pamiątką czasów, które mimo zagrożeń miały w sobie jakiś szczególny spokój. "Unikaj głośnych i napastliwych... Bądź ostrożny w interesach... Przy całej złudności i znoju, i rozwianych marzeniach jest to piękny świat, jest to piękny świat" - powtarzał chór Piwnicy.
Jakie jest prawdziwe pochodzenie tekstu rzekomo "znalezionego w starym kościele św. Pawła w Baltimore, w 1692 roku"? Marian Sworzeń - prawnik i poeta z Mikołowa - przeprowadził w tej sprawie prywatne śledztwo. Wyniki przedstawił w książeczce "Dezyderata. Dzieje utworu, który stał się legendą". W 1994 roku Sworzeń pojechał do Baltimore, znalazł stary protestancki kościół i dowiedział się czegoś, o czym nie wiedział polski tłumacz Andrzej Jakubowicz: "Dezyderata" wcale nie jest tekstem anonimowym ani starym.
W 1927 r. Max Ehrmann napisał swój najsławniejszy poemat „Dezyderaty” na swój prywatny użytek jako zbiór zasad życiowych . W czasie Bożego Narodzenia w 1933 r. przekazał go swoim przyjaciołom jako część życzeń świątecznych. W jakiś czas później, poemat odnalazł jeden z bostońskich psychiatrów. Napisał wówczas do Ehrmanna: „Powinien Pan wiedzieć, że niemal co dzień używam Pana pięknego poematu prozą „Dezyderaty” w mojej pracy”. W 1948 r., w trzy lata po śmierci Ehrmanna, wdowa po nim opublikowała „Dezyderaty” wraz z innymi poematami w tomie: „The Poems of Max Ehrmann”. W 1950 r. pastor kościoła w Maryland umieścił „Dezyderaty” na pierwszej stronie modlitewnika dla wiernych. Poemat był wydrukowany na papierze firmowym opactwa z komentarzem: „Stary Kościół Świętego Pawła, Baltimore, A.D 1692”. Od tego czasu przekazywany był z rąk do rąk a data jego powstania (1927 r.) została zamieniona na datę budowy kościoła. Autor łączył w sobie różne talenty i specjalności. Był poetą, prawnikiem, socjologiem, filozofem (Sworzeń, opisując jego życie, wyraźnie szuka w nim mistrza i bratniej duszy). Ehrmann pozostawił po sobie kilka książek: poezję, powieści, dramaty, wykłady oraz interesujący dziennik. Pochodził z pobożnej metodystycznej rodziny. Wolny umysł przejęty ideami Ewangelii i socjalizmu przepowiadał wielkie odkrycie Buddy przez Amerykanów w XXI wieku. "Żyj w zgodzie z Bogiem, czymkolwiek On ci się wydaje, czymkolwiek się trudnisz i jakiekolwiek są twoje pragnienia".
"Wyznawał umiar w sądach i sprzeciwiał się narzucaniu innym swoich przekonań - pisze Sworzeń. - Zalecał artystom, by nie odrzucali przedsiębiorczości i vice versa, ludziom biznesu doradzał odrobinę refleksji. Zalecał piękne marzenia". "Sceptycyzm przedkładał nad iluzje", ale równocześnie "uważał, że trzeba spokojnie trwać na swojej życiowej drodze, bez rezygnowania z ideałów". "W prokreacji widział piękno", a seks "nazwał najbardziej boską z pasji człowieka".
W latach 60. tekst "Dezyderaty", rozpowszechniany anonimowo, stał się biblią hipisów. W ten sposób wypełniło się życzenie autora, które zapisał w swym dzienniku w 1921 r.: „Pragnąłbym zostawić po sobie mały, skromny podarek – fragment poematu, który zawiera w sobie subtelne przesłanie” I rzeczywiście – „Dezyderaty” zapewniły Maxowi Ehrmannowi miejsce w gronie pisarzy – wizjonerów, którzy zostawili nam podarek w postaci ukazania prostych prawd z wielką jasnością i wdziękiem. Trafił na niego przebywający w Stanach Kazimierz Jankowski, twórca polskiej szkoły psychiatrii humanistycznej, i umieścił w książce "Hipisi w poszukiwaniu ziemi obiecanej". W roku 1979 Piwnica miała występ dla pacjentów kliniki psychiatrycznej. Przy wyjściu ze szpitala Piotr Skrzynecki i Zygmunt Konieczny zobaczyli przypiętą do drzwi kartkę z poematem. Zabrali ją - tak powstał hymn Piwnicy.
Autorem muzyki do wiersza "Dezyderata" jest Piotr Walewski.
Po zrekonstruowaniu prawdziwych dziejów powstania "Dezyderaty" Marian Sworzeń ubolewa, że legenda tego tajemniczego tekstu przysłoniła prawdziwą historię jego powstania oraz postać autora, ciekawego amerykańskiego wolnomyśliciela, sceptyka-idealisty. A jednak dobrze, że tak się stało. Dzięki anonimowości tej modlitwy mogli ją przyswoić wszyscy, nikt jej sobie nie przywłaszczył. Mogła być u nas przedrukowywana w piśmie dominikańskim, we "Wróżce", w "Trybunie Śląskiej" i w broszurkach Anonimowych Alkoholików. Mogła - jak sądzą niektórzy - inspirować Zbigniewa Herberta do napisania "Przesłania pana Cogito" i może dziś patronować posthipisowskim pielgrzymkom Młodzieży Różnych Dróg.
źródło: gazeta.pl
Zapraszamy gorąco do przestudiowania bardzo ciekawego artykułu porównawczego dotyczącego tekstu znalezionego w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Rudzie Śląskiej.
Tekst zatytułowany MOST rzuca ciekawe światło na oryginalność różnych tekstów nazwanych Desiderata.
Lapet
Odpowiedziałem u siebie
OdpowiedzUsuńDopóki bedziesz trzymał sie kolegi z AA i jego rad,nigdy nie bedziesz wolny.Dopóki bedziesz łaził non stop na mityngi,dopóty nie bedziesz wolny.Dopóki bedziesz pod wpływem religii i kośćioła nie bedziesz wierzył w Boga i jego plan jaki obrał dla ciebie.Kazdy jest inny i każdy ma inna droge.Dopóki bedziesz sie zadawał z kumplem lub koleżanką ,co maja problemy,ty tez je bedziesz miał.Kto z kim zadaje taki sie staje.Dopóki bedziesz słuchał podpowiadaczy nie znajdziesz właściwej drogi.Owszem bedziesz trzezwy.Kto z kim zadaje taki sie staje.Dopóki nie uwolnisz sie od kamery i swiateł,czyli musze być na widoku i najlepszy ,nawet w przemówieniu na mityngu,nie bedziesz wolny.Dopóki nie uwolnisz sie od foromowych pisań ,nie bedziesz ,nie bede wolny.Dopóki nie uznasz ,że ty a nie inni kieruja swoim zyciem,nie bedziesz wolny.Dopóki nie uznasz ,że nie boisz sie religii!!nie bedziesz wolny.Dopóki nie uznasz ,ze Częstochowa i Licheń nie moga kierować twoim życiem,nie bedziesz wolny.Dopóki nie uznasz twierdzenia,że nie jesteś po niczyjej stronie,bo nikt nie jest po twojej,nie bedziesz wolny.Nadal beda toba manipulować.Kto ,oni,religia, system ,kosciół ,państwo itd.Jeśli wyłaczysz telefon,i nie bedziesz czekać na nikogo,bo dobrze ci samemu ze soba,jesteś free.Jesli nie musisz mieć kamer i świateł,kosciół mityngii Cżęstochowa ,Licheń,jesteś free.Jesli potrafisz wyłączyć komputer, tel, tv i pójść do kogoś na kawe,lub na grzyby lub nad jezioro ,jestes free.Jesli zaczniesz po tym poście pisać i szczekać na mnie,nadal nosisz smycz,nie jesteś free,PROWADZĄ CIĘ ONI NA SMYCZY.Tu chce coś dopisać o zadośćuczynieniu,zniknął mi temat o tym na tym forum.Jeśli bedą ci non stop wmawiać ,że tylko ty masz zadośćuczynić,i beda chcieli zrobić z ciebie winowajce,wwalic na plecy poczucie winy,zmień grupe,bo zamkna cie w klatce i dołożą swoje winy na twoje plecy.Zadawaj sie z bogatymi,bedzie poczucie bezpieczeństwa finansowego,zadając sie tylko z problemowymi,nie uwolnisz sie od narzekania na premiera .Módl sie o pieniadze,bedziesz sie modlił o prace?wiec narzekanie na kase nie zniknie.Boisz sie Boga?napewno sie nie boisz.Boisz sie koscioła religii?umieja zasiać strach?no nie?Zły?nie ma złego ,to oni,go wymyslili ,by zasiać strach.Ilu ludzi chodzi na mityngi i zapija?mnóstwo.Ilu nie chodzi ?i sa trzezwi ?mnóstwo.Chodzi tylko o uwolnienie.
OdpowiedzUsuńBył czas, kiedy trzy nurty pomagania uzależnionym od alkoholu współzawodniczyły ze sobą i wzajemnie się oskarżały o to, że: w AA tylko Bóg, w terapii zrobią ci wodę z mózgu, a w klubach karty i picie herbaty. Potem przyszedł czas, kiedy wszystkie nurty współdziałały po to, żeby pomóc alkoholikowi - AA było potrzebne, bo kto lepiej zrozumie alkoholika niż drugi alkoholik, w terapii alkoholik zdobywał wiedzę, co to takiego jest to uzależnienie i jak sobie z nim radzić, a w klubach i stowarzyszeniach kwitło życie towarzyskie, bo człowiekowi samemu jest źle, a dotychczasowe towarzystwo, pijące, we własnym interesie trzeba było odstawić. Teraz zaczyna się źle dziać, znów zaczyna się konkurencja, dzielenie na lepsze i gorsze sposoby pomagania, wzajemne oskarżanie się o ... no właśnie, o co? Wspólny cel przestał istnieć, przyszli nowi ludzie i to co działało przez lata zmieniają na nowe, niesprawdzone koncepcje. W AA pewne zasady przestały być aowskie, w terapii mówią po co ci AA, jesteś chory i Bóg ci nie pomoże, jak sam sobie nie pomożesz, kluby i stowarzyszenia zaczęły robić terapię, gdzie często za całą wiedzę muszą wystarczyć dobre chęci... Może warto wrócić do tego, co już sprawdzone? Terapeuta.
OdpowiedzUsuń