Alkoholizm to choroba, możesz nauczyć się ją kontrolować ciesząc się pełnią życia
Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.
Wspomnienia alkoholika
Rano gigantyczny kac. Głowa pęka, żyć się nie chce. Wódka! Gdzie jest wódka?! W domu już chyba nie ma. Trzeba będzie wieczorem pamiętać i schować jedną pod poduszkę, na jutro.
A teraz na rower i do sklepu. Byle prędzej. Wystarczy kilka głębszych i świat nabiera kolorów, na usta wraca uśmiech, mózg zaczyna pracować. Można coś zrobić.
Ten ostatni kieliszek
Pszczoły, cały rój pszczół rzuca się na ciebie. Gryzą. Opędzić się nie można, człowiek biega, krzyczy, wymachuje rękoma i nic. Ale to dopiero początek. Potem przychodzą myszy. Białe oczywiście. Wszędzie ich pełno. Na koniec diabły, te są najgorsze, bo zaczynasz się bać. Tak bardzo się boisz...! A one otaczają cię ze wszystkich stron widzisz ich przekrwione oczy, złośliwy grymas twarzy, słyszysz ten przeraźliwy, szarlatański śmiech. Musisz się napić, wtedy wszystko minie, skończy się ta przeklęta delirka. Niech ktoś przyniesie tę cholerną wódkę!
I kto by pomyślał. Kiedy byłem młodym chłopakiem taki był ze mnie wróg alkoholu, a teraz? Ale ja przecież tylko trochę, żeby się poczuć lepiej. I to wcale nie ciągle. Trzy miesiące mogę nie pić, ani grama. A że później przez miesiąc bez przerwy, to co z tego? Czasem człowiek po prostu musi.
Leżę raz sobie w nocy sam w łóżku, żona w pracy. Leżę i nagle widzę błysk. Cały pokój wypełnia jakaś dziwna jasność. O Matko Kochana! Jezusie drogi! Jeszcze nie teraz! Nie zabieraj mnie! Nie, proszę! Ja chcę jeszcze żyć!!!
Dwa tygodnie później na rower i do kolegi od kieliszka. Pijemy. Kończy się jedna butelka, więc kumpel wstaje i idzie do kuchni po następną. Widzę, jak niesie tę flaszkę i nagle wiem, że ja już dłużej nie mogę tak żyć. Wstaję od stołu.
– Kończę z tym, nie będę już więcej pił, nie chcę – mówię i zaraz wychodzę.
Czym prędzej do domu . Żona znowu w pracy. Dzwonię. Chyba z dziesięć razy pyta, czy naprawdę chcę z tym skończyć. W końcu tyle razy jej obiecywałem, tyle razy mnie prosiła, żebym się zaczął leczyć.
– Do cholery pomóż mi, ja już dłużej tak nie mogę! – krzyczę w końcu do słuchawki.
Przyjechała jak szybko się dało. Tej nocy zabrała mnie w do szpitala, na oddział.
Kumple nie wierzyli
– Musisz stanąć przed lustrem i powiedzieć: jestem alkoholikiem. To podstawa, musisz się do tego przyznać przed samym sobą i być ze sobą szczery – tak zawsze mówię chłopakom, którzy pytają co zrobić, żeby nie pić.
Mnie się udaje od czterech lat. Na początku kumple nie wierzyli, że dam radę. Robili zakłady, kiedy zapiję. Pewnie, łatwo nie jest. Najpierw byłem pięć dni w Kościanie na odtruciu. Dawali jakieś prochy. Koszmar. Depresja. Nerwica. Człowiek chodzi taki przymulony i nie wie, co się wokół niego dzieje. Potem parę tygodni w Czarkowie, w ośrodku. Tam były głównie rozmowy z psychologiem. Kiedy przestaje się pić to tak, jakby człowiek uczył się życia od nowa, trzeźwego życia. Jak chcesz żeby się udało, musisz być uczciwy wobec siebie i innych. Nie ma się co wykręcać na imprezach, tłumaczyć, że się kieruje albo bierze leki. Lepiej od razu, prosto z mostu powiedzieć: jestem alkoholikiem, wódka nie jest dla mnie, więc lepiej mi nie proponujcie. I człowiek ma spokój.
Pamiętam, pierwsza zabawa po odwyku. Mówiłem żonie, że nie wiem, jak można bawić się na trzeźwo, że chyba nie umiem. Przecież to było zawsze normalne, że trzeba wypić na odwagę. Tańczyć się szło się dopiero po połówce. Niepotrzebnie się bałem. Było świetnie, naprawdę. Bawiłem się, jak nigdy w życiu.
Wtedy, na odwyku uwierzyłem w Boga i ta wiara mnie trzyma. To jest taka niewyobrażalna siła. Dzień zaczynam od modlitwy. Nie ma dla mnie nic ważniejszego, niż Bóg. Dzięki Niemu mam siłę, żeby co tydzień iść na grupę AA.
24 godziny
Dobra, aż tak różowo to nie jest. Niech nikt sobie nie myśli, że jak się przestaje pić, to wszystko zaczyna się układać, że już żadne kłody nie walą się pod nogi. Cały czas myślę sobie jednak, że tych kłód będzie z czasem coraz mniej. Zaczepił mnie kiedyś pod sklepem dawny kumpel od kieliszka i pyta, co zrobić żeby się od tej wódy odzwyczaić.
– Chwyć mnie za ramię i idź ze mną, pokażę ci, co ja zrobiłem – powiedziałem, a jechałem akurat na spotkanie AA. Nie poszedł, ale może kiedyś?
Bo grupa to podstawa. Bez niej nie dałbym rady, nikt nie da. To lepsze niż lekarze i tabletki. Bo nikt nie zrozumie cię lepiej, niż drugi alkoholik. Tylko on wie, co przeżyłeś, co czujesz, czego się boisz.
To było jakieś pół roku po tym, jak przestałem pić. Jechaliśmy z kolegami z grupy samochodem. Miałem wielkie plany, opowiadałem czego to ja nie zrobię, gdzie nie pojadę. Wtedy jeden z nich kazał zatrzymać samochód. Powiedział, żebym wysiadł razem z nim. Odeszliśmy kawałek, on do mnie mówi:
– Ty nie mów, co będzie za rok albo dwa. Ty masz być trzeźwy przez następne 24 godziny i to jest twoje najważniejsze zadanie, tylko o tym masz myśleć. Nie planuj, co zrobisz kiedyś, bo nawet nie wiesz, jak będzie wyglądało jutro.
Miał rację. Teraz każdego ranka układam sobie plan na najbliższe 24 godziny – nie zapić. Czasem tylko wyobrażam sobie, że odchodzę na tamten świat świadomie i nie mogę się już doczekać, kiedy będę po tej drugiej stronie. Zupełnie trzeźwy. Takie mam marzenie.
źródło: Panorama Leszczyńska
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz