Alkoholizm to choroba, możesz nauczyć się ją kontrolować ciesząc się pełnią życia
Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.
Wielka Ksiega AA...
Był rok 1939. Hedy Lamarr, Rita Hayworth, Lana Turner i Greta Garbo królowali na krajowym rynku rozrywki. Nie ma jak w domu i Szczerze mówiąc, gwiżdżę na wszystko stały się najczęściej powtarzanymi cytatami z największych hitów kinowych tego roku, Czarownik z Krainy Oz i Przeminęło z Wiatrem, który zdobył Oskara za najlepszy film. Niemcy najechały Polskę, sygnalizując tym samym początek II Wojny Światowej. W Nowym Jorku otwarto Międzynarodową Wystawę Handlową pod hasłem „Budownictwo na rzecz Świata Przyszłości”, a Kapsuła Czasu została zakopana z klauzulą otwarcia dopiero w roku 6939. Robert May, zatrudniony w Montgomery Ward napisał historyjkę o Rudolfie, czerwononosym reniferze w haśle reklamowym na zbliżające się Święta Bożego Narodzenia. Batman zadebiutował w swojej kreskówce. Wydano książkę „Grona Gniewu” Johna Steinbecka. A Jankesi zdobyli Puchar Świata.
Jednakże, dla około 100 – osobowej grupy odważnych alkoholików, starających się pomimo wszelkich przeciwności utrzymać swoją trzeźwość, najważniejszym bez wątpienia wydarzeniem roku 1939 było ukazanie się w druku książki Anonimowi Alkoholicy, noszącej nazwę wspólnoty zdrowiejących pijaków, których reprezentowała.
„My Anonimowi Alkoholicy”, jak zapisano w przedmowie do pierwszego wydania, „jesteśmy czymś więcej niż tylko grupą stu mężczyzn i kobiet, która ozdrowiała z uznawanego za pozornie beznadziejny stan umysłu i ciała. Głównym celem tej książki jest pokazanie drugiemu alkoholikowi dokładnego sposobu, w jaki my wyzdrowieliśmy”.
Dręczona wysokimi oczekiwaniami, wstrząsana kłótniami pomiędzy poszczególnymi członkami, chronicznie niedoinwestowana i targana kolejnymi niepowodzeniami, prawdziwy cud, że ta książka w ogóle się ukazała; zgodnie z opinią wielu to cudowne wydarzenie, będące rezultatem doskonałej burzy ludzkich pomysłów, miejsc i rzeczy.
Historia głównego tekstu AA – o tym jak go napisano, wydano i wypromowano – jest zbyt długa aby przytaczać tutaj wszystkie jej szczegóły. Jednak podobnie jak historia Wspólnoty, którą książka reprezentuje, jest to opowieść o tym, w jaki sposób poprzez wiele niepowodzeń zasiano nasionko sukcesu. Opowieść spisana przez Billa W. w szczegółach w książce Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość jak i W języku serca, jest historią prawdziwej przygody alkoholików – planem tak nieprawdopodobnym i zwariowanym, że jak twierdzą niektórzy, „mogła po prostu się udać”.
Jak pisał Bill W. w swoim artykule z roku 1947 zatytułowanym „Publikacja książki dowodem na nieprzemyślane przedsięwzięcie”, przedrukowanym później w W języku serca przytaczając dylemat w jakim znalazła się świeżo upieczona Wspólnota wkrótce po ukazaniu się książki, na którą nie było nabywców, „Cóż mieliśmy począć z tysiącami niesprzedanych egzemplarzy? Co mieliśmy powiedzieć wydawcy, którego rachunki nawet w połowie nie zostały opłacone? Co zrobić z tą niewielka pożyczką wielkości $2500 oraz 49-ma udziałowcami, którzy zainwestowali w sumie $4500 w Fundacje wydawniczą? W jaki sposób mieliśmy oznajmić im niekorzystną wiadomość? Jak mieliśmy im powiedzieć, ze skoro nikt o nas nie wie, to nie możemy sprzedać tych książek? Owszem, przedsięwzięcie wydawnicze książki było, jak się obawiam, iście w pijackim stylu”.
Pragnienie napisania i wydania książki o ich własnym doświadczeniu na drodze do uzyskania – i utrzymania – trzeźwości wypływa z uznania przez Billa W. oraz współzałożyciela Dr Boba faktu, że w zamiarze utrzymania przesłania w niezmienionej formie i przekazanie go niezliczonej rzeszy alkoholików oczekującej gdzieś na jakąkolwiek pomoc, potrzebowali oni dosłownie zakodować to, czego dokonali oni sami oraz pierwsi członkowie i wyjaśnić program zdrowienia z podaniem szczegółowych zasad.
W przemówieniu wydanym na bankiecie w Fort Worth, w Teksasie, w czerwcu 1954 roku , Bill W. przypomniał w jaki sposób wszystko to się odbywało:
„Któregoś popołudnia, jesienią 1937 roku, rozmawiałem ze Smithym (Dr Bobem) w jego mieszkaniu”. Do tamtego czasu grupy w Akron i Nowym Jorku były już solidnie zakorzenione, „a sprawa pomału przyjmowała się w Cleveland, a także rozpowszechniała się na południe od nowego Jorku. Ciągle jednak działaliśmy po omacku – jak wątły promyk świecy, który w każdej chwili mógł zostać zdławiony. Zaczęliśmy liczyć głowy. Ilu ludzi pozostaje w abstynencji w Akron, Nowym Jorku i jeszcze może tych kilku w Cleveland? I kiedy doliczyliśmy się już wszystkich, było nas mała garstka, 35 najwyżej 40. Jednakże upłynęło już wystarczająco wiele trzeźwych dni dla wielu naprawdę trudnych przypadków alkoholizmu, że zarówno Dr Bob i ja zgodziliśmy się co do tego, że to powinno zadziałać”.
„Nie zapomnę nigdy uniesienia i ekscytującej atmosfery, która nas wówczas ogarnęła. Do wytrzeźwienia kilku potrzeba było aż trzech lat a przecież było również wiele przypadków niepowodzeń. W jaki więc sposób ta mała garstka miałaby zanieść posłanie do wszystkich tych, którzy jeszcze o niczym nie wiedzą? Przecież wszyscy ci pijacy nie przyjadą do Akron czy Nowego Jorku. Jak więc mamy im przekazać nasze posłanie?” Obaj zaczęli rozmyślać nad możliwościami. Bill, zawsze przedsiębiorca, miał wielkie pomysły. Zamierzał stworzyć sieć szpitali aby otrzeźwieć tysiące pijaków i wysłać misjonarzy by głosili nowinę po świecie.
„Zastanawialiśmy się również nad koniecznością posiadania jakiejś literatury. Do tego momentu nie została jeszcze spisana ani jedna sylaba programu. Doświadczenie przekazywane było z ust do ust z modyfikacją w różnych wersjach według zrozumienia przekazującego mężczyzny lub kobiety…”
„W jaki sposób moglibyśmy to wszystko ujednolicić? Czy moglibyśmy, korzystając z własnego doświadczenia opisać metodę, która podziałała na nas samych? Oczywiście, jeżeli ten ruch miał się rozpowszechnić, musiałby mieć własną literaturę, aby istota przesłania nie została przekręcona zarówno przez pijaków jak i społeczeństwo ogółem”.
Pierwszym krokiem na drodze do osiągnięcia tego planu było oczywiście napisanie książki. Tymczasem, w iście uzależniony sposób, Bill postawił wszystko na głowie i próbował wprowadzić w życie całą serię zawiłych planów promocyjnych celem pozyskania funduszy na sfinansowanie rozległego imperium zdrowienia, które roztaczał w swoich marzeniach. Kiedy fundusze byłyby zgromadzone, książka zostałaby wydana, a oni wszyscy zasiedliby w oczekiwaniu na „spływające pieniądze” .
„Te rozważania doprowadziły nas wprost na tory typowego dla alkoholików planowania marzeniowego”, napisał Bill w roku 1947. „Dlaczego nie mielibyśmy opublikować tej książki samodzielnie? Pomimo upominania nas przez niemal każdą osobę znającą się na wydawaniu książek, że amatorskie wydawnictwa rzadko kończyły się czymś więcej niż klapą, nie zaniepokoiliśmy się tym. Tym razem, powiedzieliśmy, będzie inaczej”.
Po przekonaniu kilku pierwszych członków by kupowali akcje „pospiesznie tworzonej” Kompani Wydawniczej – firmie założonej w celu przyjęcia niezliczonych milionów dolarów, których Bill i jego przyjaciel Henry P., kolejny alkoholik promotor spodziewali się z zysków – panowała w nas wielka ufność. „Nie tylko sprzedawaliśmy akcje książki, która miała wyleczyć pijaków – sama książka jeszcze nie została napisana. Zadziwiające było to, że naprawdę sprzedaliśmy te akcje warte $4500 alkoholikom w Nowym Jorku, New Jersey, i ich przyjaciołom. Żaden z 49 pierwszych chętnych zakup książki nie wydał więcej niż $300. Niemal każdy z nich wpłacał w miesięcznych ratach, będąc spłukanym na tyle by wpłacić w całości…”
W maju 1938 roku, kiedy Bill w końcu zaczął pracować nad pierwszym brudnopisem, był już trzeźwy od ponad trzy i pół roku. Dr Bob miał kilka miesięcy trzeźwości mniej a pozostałych ponad 100 pierwszych członków, którzy przysłużyli się w jakiś sposób do napisania książki byli trzeźwi przez okres od kilku lat do kilku miesięcy. Byli kłótliwą, swarliwą zbieraniną ledwo przetrzeźwiałych pijaków, kulących się do siebie desperacko w zamiarze utrzymania swojej ciężko zdobytej trzeźwości, i wciąż poszukujących jej w procesie podejmowanych prób i błędów. Jednakże, ta chybotliwa, często pełna obaw grupa mężczyzn i kobiet w jakiś sposób doprowadziła do opublikowania w kwietniu 1939 roku książki, która dostarczyła swego rodzaju projektu dekodera do zdrowienia z alkoholizmu, który został przez następne 70 lat powielony przez miliony trzeźwiejących alkoholików w ponad 180 krajach na całym świecie.
W jaki sposób zdołali oni uruchomić jasny opis ich doświadczenia, który przetrwał próbę czasu. Bill przytacza tą historię w Anonimowych alkoholikach wkraczających w dojrzałość . W początkowym zamiarze napisał kilka rozdziałów przyszłej książki aby wykorzystać je na zebranie funduszów, ale po tym jak Reader’s Digest wyraził zainteresowanie artykułem o AA i jej ( jeszcze nie napisanej ) książki - cel, który nota bene nigdy nie został spełniony – Bill skłonił się do dokończenia rękopisu. „Każdego ranka podróżowałem całą drogę z Brooklynu do Newark gdzie chodząc tam i z powrotem po biurze Henriego zacząłem dyktować brudnopis rozdziałów przyszłej książki.
Przez cały czas konsultował się z sumieniem grupy, czytając każdy rozdział kiedy tylko był ukończony grupie z Nowego Jorku na jej cotygodniowym mityngu i wysyłał kopie do Dr Boba aby ten konsultował ja z grupą w Akron. Otrzymywał solidne wsparcie od grupy z Akron, jednak rozdziały „zostały poddawane druzgocącej krytyce” z grupy Nowego Jorku. „Dyktowałem je ponownie nieuzależnionej sekretarce Henriego P, Ruth Hock, która przepisywała je bez końca”. Pomimo tego, pierwszych kilka rozdziałów poszło gładko, do czasu kiedy doszedł do Rozdziału 5, w którym alkoholicy uświadomili sobie, że „w tym miejscu musielibyśmy powiedzieć jak nasz program zdrowienia z alkoholizmu naprawdę zadziałał. Sens całej książki miał być zapisany właśnie w tym miejscu.
„Problem ten w tajemny sposób przerażał mnie na śmierć”, napisał Bill. Nigdy przedtem nie napisałem niczego podobnie jak żaden z członków grupy z Nowego Jorku… Zmagania o pierwsze cztery ukończone rozdziały były naprawdę straszne. Byłem wykończony. Wiele razy w te dni czułem się tak źle, że chciałem wyrzucić książkę przez okno.
„Trwałem w tym nastroju ‘wszystko za wyjątkiem duchowości’ także podczas nocy, kiedy zostały napisane Dwanaście Kroków Anonimowych Alkoholików. By przez to przebrnąć odczuwałem strapienie i zmęczenie. Leżałem w łóżku… z ołówkiem w ręku i bloczkiem zapisanych kartek papieru na moim kolanie. Nie potrafiłem skoncentrować myśli na pracy, nie mówiąc już o włożeniu w nią serca. Ale to właśnie była jedna z tych rzeczy, która musiała być zrobiona. Powoli mój umysł zaczął się w jakiś sposób na niej koncentrować”.
Do tego czasu program AA był jedynie słowem mówionym, zawierającym podstawowe idee wypracowane w Grupach Oxfordzkich, przez Williama Jamesa i Dr Silkworth, „małego doktora, który pokochał pijaków”. Zasadniczo sprowadzały się do sześciu kroków: przyznaniu bezsilności wobec alkoholu, dokonaniu obrachunku moralnego, dzieleniu się wadami z druga osoba, zadośćuczynieniu, pomaganiu drugiemu alkoholikowi oraz modleniu się do Boga o użyczenie siły do praktykowania tych idei. Było kilka znaczących wariantów w ogólnej zasadzie, jednak w tym czasie nic nie funkcjonowało w formie pisanej.
„Kiedy moje myśli przebiegały pośpiesznie przez te wydarzenia, było dla mnie jasne, że program ciągle jeszcze nie przybrał formy ostatecznej. Mogło upłynąć wiele czasu zanim z czytelnikami tej książki w odległych miejscach i krajach można by osiągnąć bezpośredni kontakt. Zatem nasza literatura powinna być na tyle przejrzysta i wyczerpująca na ile to tylko możliwe. Nasze kroki powinny być bardziej sprecyzowane…”
„W końcu zacząłem pisać. Rozpocząłem z zamiarem spisania więcej niż sześciu kroków; nie wiedziałem o ile więcej miało ich być. Uspokoiłem się i zapytałem o poradę. Z zadziwiającą szybkością, biorąc pod uwagę moje wzburzone emocje, ukończyłem pierwszy rękopis. Zajęło mi to jakieś pół godziny. Słowa napływały same we właściwym momencie. Kiedy doszedłem do końca, policzyłem nowe kroki. Ich liczba wzrosła do dwunastu. W jakiś sposób ta liczba wydawała się znacząca”.
Następnie zaczął się wyczerpujący proces dopracowywania i precyzowania owych dwunastu nowych kroków do stanu doskonałości, w którym osiągnęłyby najwyższą ocenę u pozostałych alkoholików, których Bill wciągnął do współpracy zarówno tych z Akron jak i z Nowego Jorku. Akrończykom w całości spodobały się nowe kroki i zaakceptowali pozostały fragment tekstu napisany na ich podstawie. „Ale w nowym Jorku gorąca debata wokół Dwunastu Kroków i treści książki rozgorzała ze zdwojona siłą. Starły się tam poglądy konserwatywne , liberalne oraz radykalne”.
Bill jako pisarz został „złapany dokładnie pośrodku wszystkich argumentów… Przez jakiś czas wyglądało to tak jakbyśmy ugrzęźli w niekończącej się różnicy zdań…”
Jednakże, tuż przez ukończeniem rękopisu, „miało miejsce znaczący incydent… Ciągle sprzeczaliśmy się o Dwanaście Kroków. Przez cały czas odmawiałem… zmienić słowo z pierwowzoru rękopisu, w którym… konsekwentnie używałem słowa ‘Bóg’ oraz w innym miejscu użyłem sformułowania ‘na kolanach’. Modlenie się do Boga na kolanach pozostawało w sprzeczności z przekonaniami ( wielu alkoholików )… w końcu zaczęliśmy rozmawiać o możliwościach osiągnięcia kompromisu. Nie wiem kto jako pierwszy zasugerował słowa kompromisu ale dzisiaj są słowa znane jak AA długie i szerokie: w Kroku Drugim postanowiliśmy opisać Boga słowami ‘Siła większa od nas samych’, w Kroku Trzecim i Jedenastym wstawiliśmy słowa ‘Bóg jakkolwiek go pojmujemy’. W Kroku Siódmym wymazaliśmy sformułowanie ‘na kolanach’. Na dodatek, jako zdanie wprowadzające do wszystkich kroków dopisaliśmy takie oto zdanie: ‘Oto są kroki, które sami stawiamy, i które są proponowanym przez nas programem zdrowienia’. Dwanaście Kroków AA miało się stać jedynie sugestiami.
„Bóg w istocie był w naszych Krokach, ale teraz został wyrażony w słowach, które każdy – każdy bez wyjątku - mógł zaakceptować i się z nimi zmierzyć. Niezliczeni członkowie AA od tego czasu dowiedli, że bez tego wspaniałego dowodu liberalizmu nigdy nie mogliby zrobić żadnego kroku na drodze do jakiegokolwiek postępu duchowego lub nawet zbliżyć się do nas w pierwszym okresie. Był to kolejny szczęśliwy strzał w dziesiątkę.”
Podsumowując swój opis procesu pisania książki w Anonimowi alkoholicy wkraczają w dojrzałość, Bill podkreślił, że wszystkie kłopoty miały jakieś znaczenie. „Powinno to być tutaj jasno podkreślone, że stworzenie książki AA wywołało o wiele więcej niż tylko spory o jej treść. W trakcie powstawania księgi rosło wraz z nią przekonanie o słuszności wybranej przez nas drogi. Odkryliśmy ogromne perspektywy tego czym ta książka mogła się stać i co mogła osiągnąć. Wielkie oczekiwania oparte na oddanej wierze były ciągłym i utrzymującym się wydźwiękiem uczuć, które w końcowym efekcie w nas zwyciężyły. Jak dźwięk grzmotów oddalającej się burzy, grzmot naszych wcześniejszych bitew był jedynie odległym pomrukiem. Powietrze się wyklarowało a niebo stało się przejrzyste. Wszyscy czuliśmy się dobrze”.
"... Gdzieś w roku 2009, w swoim czwartym wydaniu i 70-tym roku nieprzerwanej publikacji, zostanie sprzedany 30-milionowy egzemplarz Anonimowych Alkoholików. Dostępny w 58 językach, w tym w języku amerykańskim migowym, alfabecie Braille, wersjach wielojęzycznych i formatach audio, podstawowy tekst AA niesie posłanie nadziei i zdrowienia właściwie na całym świecie.
Całkiem niezły sukces jak na książkę, która rodziła się w bólach. "
źródło: Box 4-5-9, jesień 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz