Alkoholizm to choroba, możesz nauczyć się ją kontrolować ciesząc się pełnią życia
Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.
Tak, jestem alkoholikiem
Święto Trzeźwości odbyło się w niedzielę na Cytadeli. Była to okazja, by spotkać się z lekarzami, terapeutami, psychologami. I niepijącymi alkoholikami
Takimi jak 56-letni pan Stanisław, który opowiedział nam o tym, jak sięgnął dna i co skłoniło go do tego, że przestał pić.
Katarzyna Kolska: Od ilu lat pan nie pije?
Stanisław: Ponad 21 lat.
A przez ile lat pan pił?
- Jakieś 20, w tym ostatnie pięć było tragiczne, niszczące.
Sięgnął pan dna?
- O tak. W pewien pochmurny, jesienny dzień stanąłem głodny, bez pracy, bez rodziny, bez znajomych, w podartych butach. Nie wiedziałem, co robić, świat mi się zawalił. Tak się dobrze zapowiadałem. Koledzy pokończyli szkoły, awansowali. A przede mną była pustka.
Kiedy powiedział pan: "Jestem alkoholikiem"?
- Te słowa usłyszałem od mojego kolegi, z którym kiedyś piłem. I poradził, żebym poszedł na spotkanie grupy AA. Poszedłem. Dostałem tam gorącą herbatę. Nie piłem jej od dawna, bo nie miałem za co kupić. Trzymałem tę szklankę i grzałem się jej ciepłem. Nikt mnie nie pytał, co zrobiłem, jakie mam problemy. Siedziałem tylko i słuchałem. Chodziłem na te spotkania przez cztery tygodnie. I nagle odkryłem: można nie pić. To mi się zdarzyło pierwszy raz od wielu, wielu lat. Wpadłem w wir pracy, żeby oddać długi. Ale któregoś dnia wszedłem do winiarni. Wypiłem dużo więcej niż zamierzałem. Ocknąłem się w nieznanym miejscu, zgubiłem torbę, dokumenty. Wróciłem jeszcze raz na spotkanie grupy AA. I powiedziałem: "Jestem alkoholikiem". Od tamtej pory już nie piję.
Udało się panu odbudować to wszystko, co pan wcześniej stracił?
- Na początku najważniejsze było dla mnie to, żeby utrzymać abstynencję, a tego trzeba się nauczyć, bo pokus jest wiele. Musiałem zmienić styl życia, myślenia. Cieszyłem się samym faktem niepicia. Dowiedziałem się, że alkoholizm to choroba, więc jednocześnie przyszło poczucie ulgi, że nie jestem takim złym człowiekiem. Uświadomiono mi, że mój organizm reaguje alergicznie na alkohol i że każda najmniejsza wypita dawka spowoduje, że wypiję więcej niż chciałem.
Żona do pana wróciła?
- Nie. I kiedy zrozumiałem, że nie wróci, świat mi się znów zawalił. Pomyślałem: to po co ja mam się leczyć. Koledzy powiedzieli mi wtedy: ty jesteś ważny, zrób to dla siebie. Nigdy wcześniej tak o sobie nie pomyślałem. Z czasem życie wróciło do normy: znalazłem pracę, oddałem długi, uporządkowałem wiele spraw. Do dziś jestem w ciągłym okresie zdrowienia. Dojrzewam jako człowiek.
Czy alkoholik musi stoczyć się na dno, żeby chciał się ratować?
- Musi znaleźć motywację. Jeśli go nie boli, to co ma zmieniać w swoim życiu? Ten ból jest niezbędny, żeby podjąć decyzję.
Źródło: Gazeta Wyborcza Poznań
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz