Alkoholizm to choroba, możesz nauczyć się ją kontrolować ciesząc się pełnią życia
Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.
Jestem Alkoholikiem
Byli już na dnie. Wiedzą co to strach, upokorzenie, poranne kace zapijane kolejnym kieliszkiem. Choć niektórzy z nich są trzeźwi od wielu lat, nigdy o tym nie zapomną. Jutro do Krakowa przyjedzie ok. 4 tysiące osób, by podczas Międzynarodowego Zlotu Wspólnoty Anonimowych Alkoholików cieszyć się z nowego życia
Pewnego dnia Katarzyna poczuła, że rozsypuje się jej życie. Jedynie kolejna wyprawa do knajpy, kolejny kieliszek wódki pomagał poradzić sobie z problemami, które od dłuższego czasu ją przerastały. Czuła się sfrustrowana i - jak się jej wydawało - najbardziej nieszczęśliwa na świecie.
- Wtedy moja przyjaciółka z pracy, która miała sama męża alkoholika, położyła mi na biurku gazetę z telefonem do poradni odwykowej. Byłam tak zdesperowana, że wykręciłam ten numer. Chciałam już odłożyć słuchawkę, gdy usłyszałam głos mężczyzny, który zapraszał mnie do siebie. Było w nim coś tak ciepłego, że jeszcze tego samego dnia poszłam. Dano mi do rozwiązania test, z którego wynikało, że jestem alkoholiczką. Wtedy to jeszcze do mnie nie dotarło. No gdzie ja, atrakcyjna, młoda kobieta, mająca niezłą pracę, mieszkanie i dobre zarobki mogę być alkoholiczką. Alkoholicy to przecież ci ludzie, którzy leżą brudni, śmierdzący pod dworcem - opowiada Katarzyna.
Demokratyczny nałóg
Lekarz zaproponował jej, by przez chwilę nie wychodziła z poradni. Za parę minut miało się rozpocząć spotkanie Wspólnoty AA.
- To czekanie było najgorsze w moim życiu. Pamiętam dokładnie, że na czole wyświetlała mi się żółta jarzeniówka z napisem "alkoholiczka". Kiedy weszłam do pokoju, w którym odbywały się mityngi, nie mogłam zrozumieć, dlaczego ktoś wstaje i mówi: "Nazywam się Patryk, jestem alkoholikiem". Patrzyłam na przystojnego, zadbanego mężczyznę, którego widziałam już wcześniej, jak wysiadał z fantastycznego, drogiego samochodu i nie mogłam pojąć, jak on może być alkoholikiem. Ale wtedy pomyślałam, że jak on nim jest, to może ja też - wyznaje Katarzyna, która jutro, tak jak inni członkowie Wspólnoty Anonimowych Alkoholików, przybędzie do krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego.
Przez trzy dni odbywać się tu będzie Międzynarodowy Zlot AA, którego organizatorzy przewidują przyjazd około 4 tysięcy osób, także z takich krajów jak Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, Niemcy, Włoch, Finlandia, Rosja, Słowacja... Podczas mityngów, towarzyskich spotkań i koncertów będą oni cieszyć się z nowego życia, którym nie rządzi już alkohol. A powód jest dodatkowo szczególny. Wspólnota AA w Polsce obchodzi właśnie trzydziestolecie istnienia.
Rozmowy chirurga z maklerem
Wspólnota narodziła się w Stanach Zjednoczonych w 1935 roku. Wówczas to w Arkon, w stanie Ohio, spotkało się dwóch mężczyzn: Bill - makler giełdowy i Bob - chirurg. Obydwaj byli uważani za beznadziejnych, nie rokujących żadnych szans alkoholików, którym nie pomagały żadne medyczne kuracje. Przez kilka dni rozmawiali wyłącznie o swoim piciu i ze zdziwieniem stwierdzili, że to im pomaga zachować abstynencję. Postanowili poszukać też innych alkoholików, dochodząc do wniosku, iż szczera rozmowa z nimi ugruntuje ich własne niepicie. W ten sposób zebrali wokół siebie około stu osób, które zaczęły tworzyć początek wspólnoty. Wydali także książkę "Anonimowi Alkoholicy", która opisywała ich historie, pokazując także metody zachowywania trzeźwości. Dzięki niej ruch rozprzestrzenił się na całą Amerykę, a niebawem i na Europę. W tej chwili obejmuje 150 krajów, licząc 2 miliony członków, działających w 100 tysiącach grup.
- Do Polski informacje o AA zaczęły docierać po wojnie, ale ówczesne władze obawiały się tego nieformalnego ruchu, w którym nie używa się nazwisk, nikogo nigdzie nie zapisuje... Bo AA to wspólnota mężczyzn i kobiet, którzy nie mają innego celu niż pomóc samym sobie. Nie jest związana z żadną sektą, wyznaniem, działalnością polityczną, organizacyjną, nie angażuje się w żadne polemiki i sama utrzymuje się z dobrowolnych składek. Jedynym obowiązkiem Anonimowych Alkoholików jest zachowanie trzeźwości - mówi członek wspólnoty Tadeusz.
Kraty w oknach i lekarz klawisz
Dopiero przed trzydziestu laty w Poznaniu zawiązały się grupy AA, które kierowały się zasadami "12 Kroków", umożliwiających wychodzenie z alkoholizmu.
- Kiedy pojechałem tam i zobaczyłem ludzi, którzy wstają i mówią ,,Nazywam się ..., jestem alkoholikiem'' byłem bardzo zdziwiony. Ja, jak mówiłem moim pacjentom, żeby przyznali się do tego, to patrzyli na mnie tak, że aż się bałem. Postanowiłem przeflancować metodę Wspólnoty AA na mój oddział - opowiada dr Bohdan Tadeusz Woronowicz, psychiatra, specjalista terapii uzależnień. - Wtedy w Polsce nie było tak naprawdę żadnego leczenia alkoholików. Faceta brało się za łeb, wsadzało na oddział z kratami, lekarze robili za klawiszy, a on i tak dalej nie wiedział, że jest alkoholikiem. Kiedy wychodził, wracał do towarzystwa i dalej pił. Teraz wiemy już na pewno, że podstawową metodą jest psychoterapia. Bo alkoholizm jest chorobą nie tylko ciała, ale przede wszystkim duszy. Jeżeli ktoś mówi, że potrafi wyleczyć alkoholika farmakologicznie, to znaczy że jest oszustem. Także żadna metodą nie jest wszywanie alkoholikowi do tyłka esperalu. On ze strachu przez jakiś czas nie pije, ale jak żołnierz w wojsku odlicza dni, kiedy esperal przestanie działać.
Choroba całej rodziny
Do wszycia esperalu najczęściej alkoholika namawia rodzina, która chce mieć choć chwilę spokoju. Jednak niewiele to daje, a - jak udowodniły badania - nie tylko chory jest alkoholik, ale też jego najbliżsi.
Dlatego oprócz ponad 1900 grup AA działających w Polsce, istnieją też grupy przeznaczone dla rodzin osób uzależnionych, przede wszystkim dla ich żon, zwane Al-Anon i dla dzieci Alateen.
Od niedawna działają również grupy DDA, czyli Dorosłych Dzieci Alkoholików. Oni wszyscy spotykają się na mityngach, podczas których przechodzą psychoterapię opartą także na "12 Krokach" pomagających wychodzić z uzależnienia.
- Kiedy po raz pierwszy zdecydowałam się powiedzieć "Nazywam się Katarzyna. Jestem alkoholiczką", coś jakby poluzowało się w mojej głowie. Zaczęłam coraz więcej mówić o sobie, wykrzykiwać mój ból, samotność, niezrozumienie. Od grupy dostałam taką dawkę akceptacji, która pomogła mi wyjść z nałogu. Nie piję od 15 lat - mówi Katarzyna, która wciąż jednak uczęszcza na mityngi. -Tu nawiązałam przyjaźnie na całe życie, na dobre i na złe. Znajduję tu oparcie, kiedy jest mi trudno rozwiązać różne życiowe problemy, nie mają nic wspólnego z alkoholizmem. Wspólnota spowodowała, że zaczęłam ciepło myśleć o ludziach. Jestem już innym człowiekiem.
źródło: Gazeta Krakowska 26 sierpnia 2004
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz