Alkoholizm to choroba, możesz nauczyć się ją kontrolować ciesząc się pełnią życia
Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.
Jak rozwija sie uzależnienie?
Nikt nie rodzi się alkoholikiem i nikt nie budzi się pewnego dnia w dziwnym miejscu, do którego nigdy nie poszedłby, gdyby był trzeźwy.
Uzależnienie rozwija się niepostrzeżenie a nawet przyjemnie. Początkowo alkohol rozluźnia, ośmiela, czyni dowcipnym tzw. dusza towarzystwa, sprawia, że masz dobre grono znajomych a nawet przyjaciół. Oprócz alkoholu ważne jest też spotkanie z ludźmi, że się zabawimy, dobrze zjemy, pogadamy o polityce, biznesach, wakacjach i o czym tam jeszcze.
Z czasem jednak, fakt picia wybija się na plan pierwszy. Elementy atrakcyjne dawniej, bledną. Przestaje Cię zajmować, co u kogo słychać, liczy się, że się napijesz. Wypijasz drinka, może nawet z lampki przed wyjściem na spotkanie. Dokonujesz wyborów pomiędzy sytuacjami z udziałem alkoholu a tymi bez alkoholu - szukasz okazji do picia. Inicjujesz kolejki do picia. Chętnie przejmujesz rolę osoby napełniającej kieliszki, przygotowujesz drinki. Wypijasz coraz więcej, dawka sprzed kilku lat, którą się upijałeś(łaś) poszła w zapomnienie.
Pijesz coraz częściej. Masz dobrą pracę, więc nie pijesz w tygodniu (co może najwyżej 2-3 piwa, kilka lampek), ale już pod koniec tygodnia ogarnia Cię przyjemne podniecenie na myśl o weekendzie. Świat i ludzie znowu wydają się lepsi. Problemy mniej straszą.
Znasz już smak kaca na drugi dzień, ale bardziej doświadczeni w piciu nauczyli Cię sposobu na ból głowy. Czujesz rozdrażnienie, niepokój, potliwość, drżenie i ogólną słabość organizmu (do którego jeszcze dokłada się upominający partner). Po prostu musisz się napić. Jesteś jak nowonarodzony i byle do wieczora, bo dopiero sobota.
Tak, mijają dni, przepite od piątku do niedzieli. Nie pamiętasz, że trwa, to już kilka lat. Nie martwisz się piciem, bo przecież masz mocną głowę, przepijesz prawie każdego. Chełpisz się tym .
Z każdym rokiem, po wypiciu stajesz się „głupkowato zabawny” lub niebezpieczny dla siebie i innych. Jeździsz autem po pijanemu, lubisz wzajemne opowieści, jak to nawywijaliśmy, wtedy, a wtedy. Moment refleksji nadchodzi, gdy partner zagrozi rozwodem, rozstaniem, odejdzie narzeczona, nie dostałeś awansu, zabrali Ci prawo jazdy, popadasz w długi, bo koszty towarzyszące piciu są wysokie. Te koszty zwykle rozłożone są w czasie, dlatego względnie łatwo dają się wytłumaczyć i usprawiedliwić.
Owe usprawiedliwienia służą Ci do tego, żeby pić dalej.
Twoi bliscy już wiedzą, że jesteś alkoholikiem. Ty dowiesz się o tym na końcu. Jeszcze nie przerwiesz picia, bo alkohol stał się jedynym sposobem, byś się czuł ,jak chcesz się czuć. Głęboko wierzysz, że piją wszyscy, oraz, że masz prawo się zabawić, skoro tak stresująco pracujesz. Rozwijasz swoje przeświadczenie o wyjątkowości i oryginalności.
Deprecjonujesz tych, którzy żyją inaczej. Nazywasz ich nudziarzami i pantoflarzami. Lubisz adrenalinę i choć, małe ryzyko lub przynajmniej miłe rozluźnienie po użyciu alkoholu.
Krytyczny moment i szybki zjazd w dół w chroniczną fazę uzależnienia, to brak dotychczasowych gratyfikacji z picia, zamiast być wesołym chojrakiem stajesz się coraz smutniejszy, coraz mniej możesz wypić. Etap mocnej głowy skończył się bezpowrotnie, coraz częściej wolisz pić sam, bo rolę duszy towarzystwa przejął ktoś inny. Przestaje Cię interesować co u kogo słychać. Zostajesz sam z butelką często schowaną a, to w garażu, to w skrzynce na narzędzia lub innych miejscach.
Pod naporem informacji z zewnątrz, (męża, żony, partnera, znajomych, przyjaciół, kolegów z pracy, szefów, rodziców i innych osób) że z Twoim piciem już, coś nie tak postanawiasz wziąć sprawy w swoje ręce i tak: przysięgasz sobie ,że nie będziesz pić 3 miesiące lub zmieniasz rodzaj alkoholu na słabszy, generalnie postanawiasz głównie sobie, ale i innym, że nie jesteś alkoholikiem.
W krótkim dystansie czasowym próby te, wypadają dla Ciebie pomyślnie, jednak po czasie okazuje się, że picie lub niepicie jest dla Ciebie sprawą, która zajmuje Ci najwięcej w myślach i emocjach. Teraz głównie cierpisz a picie daje Ci najwyżej chwilową ulgę. Jednak pamięć o radosnych chwilach i przypływie mocy z picia przed lat pcha Cię do niego i znowu i znowu. Tego efektu nie osiągniesz już nigdy.
Postanawiasz „się zaszyć”. Z dumą odliczasz kolejne miesiące abstynencji. Jednak im bliżej końca tego razu, bez picia planujesz bezpieczny (bez szkód) powrót do niego. Pijesz, chłoniesz alkohol jak gąbka, nie możesz przestać. Jakbyś nadrabiał stracony czas.
W rodzinie dramat. Przerywasz picie nadludzkim wysiłkiem i detoksykujesz się przy pomocy lekarza w domu lub szpitalnym oddziale detoksykacyjnym. Podłączony do kroplówek masz dużo czasu do myślenia. Obciążasz, więc winą za swój stan kogo się da. Miałeś przecież nieszczęśliwe dzieciństwo, ojca alkoholika, byłeś gorzej traktowany od siostry, gdybyś miał inną żonę, dzieci Cię nigdy nie szanowały, no i ten pech do szefów.
Przyjaciele ostatecznie okazali się fałszywi. Jesteś, więc na detoksie kolejnych kilka razy. Bo jak oświadczyć całemu światu i sobie samemu, że nie wyjdziesz z tego sam, że to co Ci jest - nazywa się uzależnienie od alkoholu? Jeśli nie pokonasz tej bariery i nie zgłosisz się na leczenie do ośrodka, zapijesz się lub wezmą Cię na jakąś chorobę pochodną uzależnienia (trzustka, wątroba, serce itd.) lista jest długa.
Co może Ci pomóc, to: kryzys zawodowy, rodzinny, zdrowotny, tak duży, że nie zdołasz już zamydlić sobie oczu, że jest OK. Tylko, czy zdołasz ów kryzys przeżyć...?
Napisałam tu dość standardowy scenariusz rozwoju choroby – uzależnienia od substancji psychoaktywnych – jakichkolwiek. Historie używania substancji, są różne jak różni są ludzie ale też jakoś podobne, bo choroba jest jedna i ma określone objawy oraz przebieg.
terapeuta uzależnień:
Zofia Majtczak
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz