Artykuł ten będzie można najwłaściwiej zrozumieć przypominając sobie Tradycje mówiące o anonimowości. Tradycja Jedenasta głosi: „Nasze oddziaływanie na zewnątrz opiera się na przyciąganiu, a nie reklamowaniu; musimy zawsze zachowywać osobistą anonimowość wobec prasy, radia, filmu i telewizji.” Tradycja Dwunasta stwierdza: „Anonimowość stanowi duchową podstawę wszystkich naszych Tradycji, przypominając nam zawsze o pierwszeństwie zasad przed osobistymi ambicjami.”
Bill.W
Jak nigdy dotąd walka o władzę, znaczenie, bogactwo rozdziera naszą cywilizację — człowiek staje przeciwko człowiekowi, rodzina przeciwko rodzinie, grupa przeciwko grupie, naród przeciwko narodowi. Prawie wszyscy zaangażowani w tę zażartą rywalizację deklarują, że ich celem jest pokój i sprawiedliwość dla nich samych, ich bliźnich oraz ich narodów. „Dajcie nam władzę,” — mówią — „a zapanuje sprawiedliwość; zapewnijcie nam sławę, a dostarczymy budującego przykładu; dajcie nam pieniądze, a będziemy żyć wygodnie i szczęśliwie.” Ludzie na całym świecie głęboko wierzą w takie rzeczy i zgodnie z tym postępują. Pozostając w tym odrażającym suchym ciągu, całe społeczeństwa wydają się pędzić w ślepą uliczkę. Widnieje przy niej wyraźny kierunkowskaz. Pod strzałką w kierunku tej drogi jest napis: „katastrofa”. Co to ma wspólnego z anonimowością i Anonimowymi Alkoholikami? My, ludzie z AA, powinniśmy wiedzieć. Prawie każdy z nas przeszedł identyczną ślepą uliczką. Napędzani alkoholem oraz samouzasadnieniami wielu z nas goniło za mirażami pieniędzy i wysokiego uznania dla siebie aż do owego znaku stop: katastrofa! A potem nadszedł czas AA. Rozejrzeliśmy się wokół i zobaczyliśmy, że jesteśmy na zupełnie nowej drodze, wzdłuż której kierunkowskazy nie zawierały nigdy nawet słowa o władzy, sławie, czy bogactwie. Nowe kierunkowskazy informowały: „To droga do zdrowia psychicznego i pogody ducha. Ceną jest samopoświęcenie.” Nasz podręcznik, Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji, stwierdza, że: „Anonimowość jest najlepszym środkiem ochrony interesów, jaki nasza wspólnota może kiedykolwiek uzyskać”. Mówi również, że „duchową istotę anonimowości stanowi poświęcenie”. Przyjrzyjmy się dwudziestoletniemu doświadczeniu AA, aby zobaczyć, w jaki sposób doszliśmy do poglądów i przekonań wyrażonych w Jedenastej i Dwunastej Tradycji. Na samym początku poświęciliśmy alkohol. Musieliśmy to zrobić, gdyż w przeciwnym wypadku on zabiłby nas. Jednakże nie umieliśmy pozbyć się alkoholu nie zdobywając się na inne poświęcenia. Wygórowane mniemanie o sobie i myślenie pełne zafałszowań musiało zostać wyrugowane. Następnie musieliśmy zaprzestać samousprawiedliwień, litowania się nad sobą oraz złości. Musieliśmy poniechać zwariowanego pościgu za prestiżem osobistym i okazałym kontem bankowym. Musieliśmy wziąć na siebie odpowiedzialność za nasz pożałowania godny stan i raz na zawsze przestać obwiniać za to innych. Czy to były poświęcenia? Niewątpliwie, tak. Aby zdołać osiągnąć dostatecznie wiele pokory i szacunku dla siebie, by w ogóle móc pozostać przy życiu, musieliśmy poświęcić to, co było naszym najcenniejszym skarbem — naszą ambicję oraz naszą nieuzasadnioną dumę.
Ale nawet to jeszcze nie wystarczało. Poświęcenie musiało sięgnąć jeszcze dalej. Inni ludzie także musieli odnieść korzyść. Podjęliśmy zatem pracę Dwunastego Kroku — zaczęliśmy nieść posłanie AA. Poświęcaliśmy w tym celu czas, energię, a także własne pieniądze. Nie mogliśmy bowiem za chować tego, co otrzymaliśmy nie przekazując tego innym. Czy wymagaliśmy od naszych nowych podopiecznych, aby nam cokolwiek dali? Czy żądaliśmy od nich, by nam przekazali władzę nad swoim życiem, by zapewnili nam sławę z tytułu naszej dobrej roboty, czy też by dali nam choć grosz ze swoich pieniędzy? Nie, tego nie czyniliśmy. Zauważyliśmy bowiem, że zawsze kiedy rościmy sobie prawo do posiadania którejkolwiek z tych rzeczy, wówczas z naszej pracy Dwunastego Kroku uchodzi cała para. Tak więc, te skądinąd naturalne pragnienia musiały zostać poświęcone; w przeciwnym bowiem razie nasi podopieczni zyskiwali zbyt mało trzeźwości, albo nie zyskiwali jej wcale. Prawdę mówiąc my także nie. Nauczyliśmy się więc, że poświęcenie mu się przynosić podwójną korzyść, gdyż inaczej nie przynosi jej w ogóle. Zaczęliśmy poznawać ten rodzaj samopoświęcenia, który nie jest opatrzony metką z ceną. Kiedy ukonstytuowała się pierwsza grupa AA, szybko na uczyliśmy się znacznie więcej o tych kwestiach. Zauważyliśmy, że każde z nas musiało zdobywać się na różne poświęcenia na rzecz grupy, poświęcenia dla wspólnego dobra. Grupa z kolei odkryła, że musi zrzec się wielu swoich praw dla ochrony interesów i dla dobra poszczególnych swych uczestników oraz dla AA jako całości. Poświęcenia te musiały zostać poniesione, gdyż bez nich Wspólnota AA nie byłaby w stanie przetrwać. Na niwie tych doświadczeń i spostrzeżeń zaczęło wykształcać się Dwanaście Tradycji Anonimowych Alkoholików. Stopniowo przekonaliśmy się, że jedność, efektywność, a na wet przetrwanie AA będzie zawsze zależeć od nieustannej gotowości poświęcania naszych osobistych ambicji i pragnień na rzecz wspólnego dobra i bezpieczeństwa. Tak samo, jak po święcenie dla indywidualnego człowieka oznaczało zachowa nie życia, tak też oznaczało ono jedność i przetrwanie dla każ dej grupy AA i dla całej wspólnoty. Patrząc z tego punktu widzenia Dwanaście Tradycji AA jest zaledwie zdobytą w dwudziestoletnim doświadczeniu listą poświęceń, na które musimy się zdobywać indywidualnie a także zbiorowo po to, aby Wspólnota AA mogła pozostać przy życiu i zdrowiu.
W naszych Dwunastu Tradycjach musieliśmy oprzeć się prawie każdej tendencji widocznej w otaczającym nas świecie. Odmówiliśmy sobie prawa do sprawowania osobowych rządów, do profesjonalizacji, do określania kim mają być nasi członkowie. Porzuciliśmy stosowanie „dobrych uczynków”, reformatorstwo oraz paternalizm. Odmówiliśmy przyjmowania datków z zewnątrz i zdecydowaliśmy się płacić w całości nasze własne rachunki. Staliśmy się gotowi do współpracy praktycznie z każdym, ale też odmówiliśmy wiązania naszej wspólnoty z kimkolwiek. Powstrzymujemy się od zajmowania stanowiska w sporach publicznych i nie kłócimy się między sobą w sprawach, które tak wyniszczają całe społeczeństwa: religii, polityki oraz reformowania. Mamy tylko jeden cel: nieść posłanie AA choremu alkoholikowi, który tego pragnie. Przyjmujemy tę postawę nie dlatego, że przypisujemy sobie jakieś szczególne zasługi czy też uznania godną mądrość; czynimy tak, gdyż twarda szkoła życia pokazała nam, że tak robić musimy — o ile AA ma przetrwać w dzisiejszym rozchwianym świecie. Rezygnujemy z naszych praw i decyduje my się na poświęcenie również dlatego, że powinniśmy, a wreszcie — dlatego, że sami tego pragniemy. AA jest siłą większą niż ktokolwiek z nas; musi żyć dalej, gdyż inaczej niezliczone tysiące nam podobnych nieuchronnie rozstaną się z życiem. Wiemy to ponad wszelką wątpliwość. Lecz co ma z tym wszystkim wspólnego anonimowość? Czym ona w ogóle jest? Dlaczego uważamy ją za najpewniejszy środek ochrony dla AA z tych, którymi możemy kiedykolwiek dysponować? Dlaczego jest najlepszym symbolem osobistego poświęcenia, kluczem duchowym do wszystkich naszych Tradycji i do całej naszej drogi życia? Następujący fragment historii AA wyjawi — w moim głębokim przekonaniu — odpowiedź, której wszyscy poszukujemy.
Przed laty odzyskał trzeźwość w AA pewien znany piłkarz. Ponieważ jego powrót do zdrowia był tak widowiskowy, spotkał się on z osobistą owacją ze strony prasy, zaś Wspólnota Anonimowych Alkoholików zyskała dużo uznania. Jego imię i nazwisko jako uczestnika AA wraz z towarzyszącą tej informacji podobizną zobaczyły w prasie miliony kibiców. Na pewien czas wyświadczyło nam to wielką przysługę, gdyż alkoholicy masowo ruszyli do AA. Byliśmy wręcz uszczęśliwieni. Szczególnie ja, gdyż nasunęło mi to wiele pomysłów. Nie minęło wiele czasu, a ja sam zacząłem podróżować, we wspaniałym humorze udzielając osobistych wywiadów i pozwalając się fotografować. Ogarnął mnie wręcz zachwyt, gdy stwierdziłem, że trafiam na pierwsze strony gazet równie łatwo jak mój poprzednik na szlaku autoreklamy. W dodatku on nie mógł zbyt długo być w centrum zainteresowania publicznego, ja natomiast — tak. Wystarczyło, abym podróżował i mówił. Lokalne grupy AA oraz prasa zrobiły całą resztę. Byłem zdumiony, kiedy ostatnio sięgnąłem do tych starych wycinków prasowych. Przez dwa lub trzy lata byłem, jak sądzę, człowiekiem najbardziej naruszającym anonimowość w całym AA. Dlatego też nie mogę tak na serio obwiniać żadnego członka naszej wspólnoty, który tak się od tam tego czasu zachowywał. Przed laty ja sam dostarczyłem przykładu. W tamtych czasach wydawało mi się to rzeczą właściwą. Czując się usprawiedliwiony, pozwalałem sobie na wiele. Jakim to potężnym podbijaniem bębenka były dla mnie te prasowe dwuszpaltówki o „Billu brokerze” — człowieku ratującym pijaków całymi tysiącami — zaopatrzone w moje zdjęcie oraz dane osobowe! Nieco później jednak to lazurowe niebo zaczęło się chmurzyć. Sceptycy w AA zaczęli szept „Ten facet, Bill, to sobie dopiero dogadza, doktor Bob nie dostaje wcale swojej doli.” Albo też: „A co będzie, jeśli ta cała sława uderzy Billowi do głowy i po prostu upije się naszym kosztem?”
Oj, to mnie dźgnęło głęboko. Jakim prawem oni się nade mną pastwili, skoro ja robiłem tyle dobrego? Oświadczyłem moim krytykom, że to jest Ameryka i oni powinni wiedzieć, że mam prawo do wolności słowa. Czyż nasz kraj — i zapewne każdy inny — nie był prowadzony przez powszechnie znanych przywódców? Anonimowość była może dobra dla przeciętnego uczestnika AA, ale współzałożyciele powinni być traktowani w sposób wyjątkowy. Szeroka publiczność miała prawo wiedzieć, kim jesteśmy. Prawdziwi przebojowcy w AA (tzn. ludzie spragnieni prestiżu i rozgłosu, dokładnie tacy sami jak ja) nie kazali na siebie długo czekać. Oni też zamierzali zostać wyjątkami. Twierdzili, że anonimowość wobec szerokiego ogółu jest dobra dla nieśmiałych; ludzie odważniejsi, o śmiałej postawie — tacy jak oni — powinni bez zahamowań wystąpić w pełnym świetle i dać się policzyć. Taka odważna demonstracja szybko zlikwiduje owo piętno społeczne wyciśnięte na alkoholikach. Świat zewnętrzny sam się zaraz przekona, jakimi to po rządnymi obywatelami mogą stać się powracający do zdrowia pijacy. Im więcej uczestników wspólnoty zrezygnuje ze swej anonimowości, tym lepszy efekt będzie to miało dla AA. A jeśli pijak zostanie sfotografowany z gubernatorem? Zarówno on sam jak i gubernator mieli prawo zostać tak uhonorowani, prawda? I tak pędziliśmy dalej w naszą ślepą uliczkę. Następny incydent z naruszaniem anonimowości wyglądał jeszcze bardziej różowo. Blisko ze mną zaprzyjaźniona osoba z AA chciała się poświęcić krzewieniu wiedzy w zakresie alko holizmu. Zainteresowany alkoholizmem wydział wybitnego uniwersytetu pragnął, aby stanęła ona za katedrą i szeroko poinformowała, że alkoholicy są ludźmi chorymi i bardzo wiele w tej sprawie da się zrobić dobrego. Moja znajoma była osobą bardzo utalentowaną, zarówno gdy posługiwała się piórem, jak i gdy znajdowała się na mównicy. Czy mogła zatem poinformować, że sama jest uczestnikiem AA? A czemuż by nie? Używając imienia Wspólnoty Anonimowych Alkoholików miałaby sposobność zyskać szerokie poparcie dla krzewienia rzetelnej wiedzy o alkoholizmie, a tym samym — również poparcie dla naszej wspólnoty. Uznałem to za wspaniały pomysł i udzieliłem mego pełnego błogosławieństwa. AA zaczynało już być szacownym i szeroko znanym imieniem. Wspomagana przez to imię oraz przez swój wielki talent osobisty nasza przyjaciółka odniosła natychmiastowy sukces. Prawie w okamgnieniu jej własne nazwisko i podobizna wraz z nader pochlebnymi sprawozdaniami z jej działalności edukacyjnej, a także z działalności AA, trafiły na łamy prawie każdej liczącej się gazety i czasopisma w Ameryce Północnej. Powszechne zrozumienie, co to jest alkoholizm, wzrosło, piętno odciśnięte na alkoholikach zelżało, a Wspólnota AA zyskała nowych uczestników. Na pewno nie mogło być w tym nic złego, prawda?
A jednak było. Dla Osiągnięcia krótkoterminowych korzyści narażaliśmy naszą przyszłość na ryzyko o wielkich, wręcz przerażających rozmiarach. Teraz bowiem pewien uczestnik AA rozpoczął publikację czasopisma poświęconego krucjacie na rzecz powszechnej prohibicji. Uważał bowiem, że Wspólnota Anonimowych Alkoholików powinna przyczynić się do wprowadzenia na świecie kompletnej abstynencji. Ujawnił się sam jako uczestnik AA i nie krępował się powoływać na AA atakując diabelstwo whisky oraz tych, którzy ją produkowali oraz konsumowali. Podkreślił, że też prowadzi „działalność edukacyjną” i to „stosownego rodzaju”. W kwestii wikłania AA w publiczne polemiki, uważał, że tak właśnie powinno być, toteż sam bardzo zaangażował się w taką właśnie działalność. Oczywiście, aby dopomóc swej ukochanej sprawie, bez wahania odrzucił swą anonimowość. Niedługo potem związek producentów napojów alkoholowych zaproponował innemu uczestnikowi AA przyjęcie pracy w „edukacji”. Należało ludzi poinformować, że zbyt wiele alkoholu szkodzi każdemu, pewni zaś ludzie — alkoholicy — nie powinni pić wcale. Co w tym mogło być złego? Sekret po legał na tym, że nasz przyjaciel z AA miał odrzucić swą osobistą anonimowość; każda audycja czy publikacja, miała być opatrzona jego imieniem i nazwiskiem, jako uczestnika Wspólnoty Anonimowych Alkoholików. To oczywiście miało na celu wywołanie wrażenia, że AA preferuje „edukację” w stylu odpowiadającym interesom producentów alkoholu.
Chociaż do realizacji tego scenariusza nigdy nie doszło, nie mniej jego implikacje były przerażające. Uświadomiliśmy je sobie natychmiast. Angażując się w jakąkolwiek sprawę, a następnie ujawniając swą przynależność do AA wobec całego świata, każdy uczestnik naszej wspólnoty był w stanie podłączyć Anonimowych Alkoholików do dowolnej praktycznie sprawy, bądź też wplątać w dowolną wymianę zdań, czy to po słusznej czy niesłusznej stronie. Im więcej liczyło się w świecie imię AA, tym większa stawała się pokusa, aby tak się zachować. Wkrótce pojawił się nowy dowód, że tak się dziać musiało. Kolejny uczestnik wspólnoty zaczął nas wplątywać w działalność reklamową. Został on zatrudniony przez towarzystwo ubezpieczeniowe, aby wygłosić dwanaście „odczytów” o Anonimowych Alkoholikach na ogólnokrajowej antenie. Te, rzecz jasna, stanowiłyby reklamę dla owego towarzystwa ubezpieczeniowego, dla Wspólnoty Anonimowych Alkoholików, wreszcie dla naszego przyjaciela — trzy pieczenie upieczone przy jednym niewinnie wyglądającym ogniu. W Centrali AA przestudiowaliśmy konspekt przyszłych odczytów. W połowie zawierały one stanowisko AA, w połowie zaś odzwierciedlały osobiste przekonania religijne autora. To niewątpliwie musiało nas przedstawić w krzywym zwierciadle, szeroko dostępnym publicznie. Musiałoby wzbudzić wiele uprzedzeń religijnych wobec AA. Oczywiście szybko zaprotestowaliśmy.
Nasz przyjaciel odpowiedział mocno poirytowanym listem, powiadamiając nas, że czuje się „zainspirowany”, aby te odczyty wygłosić i nie jest z pewnością naszą sprawą ograniczać jego prawo do wolności wypowiedzi. Chociaż sam miał otrzymać wynagrodzenie za swoją pracę, nie miał w istocie na myśli niczego poza dobrem AA. Jeśli zaś my nie zdawaliśmy sobie sprawy, że jest to działalność dla wspólnoty korzystna, to tym gorzej dla nas. Zarówno my, jak i stojąca na tym samym co my stanowisku Rada Powierników AA, mogliśmy sobie razem pójść do diabła. Odczyty zostaną wygłoszone. To dopiero było zagrożenie! Przez samo tylko odrzucenie swej anonimowości, a tym samym wykorzystanie imienia AA, nasz przyjaciel za jednym zamachem był w stanie prze jąć kontrolę nad naszymi stosunkami ze światem zewnętrznym, ściągnąć na nas kłopoty religijne oraz uwikłać nas w działalność reklamową! To również oznaczało, że każdy błądzący uczestnik wspólnoty mógł ją śmiertelnie narazić w dowolnej chwili i dowolnym miejscu, po prostu odrzucając anonimowość i zapewniając samego siebie, jakież to niesłychane dobro nam „wyrządza”. Oczami wyobraźni zobaczyliśmy każdego uczestnika AA pracującego w reklamie i poszukującego sponsora w sprawach komercyjnych, jak to zaraz zacznie wykorzystywać imię AA sprzedając dowolną rzecz — od słonych paluszków do soku śliwkowego. Trzeba było natychmiast zająć zdecydowane stanowisko. Napisaliśmy do naszego przyjaciela, że AA też ma prawo do wolności wypowiedzi. Wprawdzie nie będziemy sprzeciwiać mu się publicznie, ale jesteśmy w stanie sprawić, że jego zleceniodawca otrzyma od członków AA kilka tysięcy listów krytykujących to przedsięwzięcie i możemy mu zagwarantować, że tak zrobimy, o ile tylko program trafi na antenę. Nasz przyjaciel zrezygnował ze swego projektu.
Jednakże grobla naszej anonimowości nie przestawała przeciekać. Pewni członkowie wspólnoty zaczęli nas wciągać w politykę. Zaczęli mówić przeróżnym komisjom legislacyjnym — publicznie oczywiście — czego to Wspólnota AA życzy sobie w kwestiach rehabilitacji, pieniędzy i prawodawstwa. W ten sposób z użyciem pełnego nazwiska i często wraz z towarzyszącą fotografią, niektórzy z nas stali się lobbystami. Inni jeszcze członkowie zasiadali na lawach wraz z sędziami śledczymi, doradzając im, którego ze złapanych pijaków po słać do AA, a którego — do więzienia. Wreszcie, zaczęły się kłopoty z pieniędzmi, w które bywała uwikłana naruszona anonimowość. W tym czasie już większość naszych uczestników rozumiała, że powinniśmy zaniechać publicznych zbiórek pieniędzy na cele AA. Jednakże działał edukacyjna naszej wspomaganej przez uniwersytet przyjaciółki wydała wówczas owoce. Miała ona ściśle uzasadnioną i uprawnioną potrzebę zdobycia na nią większych pieniędzy. Z tego powodu poprosiła szerszy ogół o wsparcie, organizując na ten cel publiczną zbiórkę. Ponieważ niewątpliwie była ona uczestnikiem AA i nie kryła tego, wielu ofiarodawców było zdezorientowanych. Niektórzy sądzili, że to AA prowadzi działalność na niwie edukacyjnej. Inni uważali, że to AA dokonuje zbiórki pieniędzy, podczas gdy w żadnym z tych przypadków tak nie było i być nie miało. W ten sposób powstało wrażenie, że imię AA jest używane do zbiórki pieniędzy w tym samym czasie, kiedy usiłowaliśmy poinformować szeroki ogół, że AA nie przyjmuje pieniędzy z zewnątrz. Ten precedens uruchomił wszelkiego rodzaju zbiórki pieniędzy przez AA — pieniędzy na ośrodki odwykowe, przedsięwzięcia Dwunastego Kroku, pensjonaty AA, kluby AA oraz tym podobne — co wiązało się z nagminnym naruszaniem anonimowości. Widząc, co się dzieje, nasza przyjaciółka — która sama była wspaniałym członkiem wspólnoty — próbowała odzyskać swą utraconą anonimowość. Ponieważ była już tak szeroko znaną osobą, zadanie to okazało się bardzo trudne. Jego realizacja zajęła jej całe lata. Zdobyła się wszakże na wszystkie konieczne poświęcenia i pragnę jej tutaj wyrazić głęboką wdzięczność w imieniu nas wszystkich. Następną szokującą wiadomością było to, że zostaliśmy wplątani w politykę partyjną, tym razem dla osobistej korzyści jednego człowieka. Ubiegając się o urząd publiczny, jeden z naszych uczestników wykorzystał w swej reklamie politycznej fakt, że należy do AA, co zapewne miało sugerować, że jest trzeźwy jak żaden z kontrkandydatów. Ponieważ Wspólnota AA cieszyła się rozgłosem i poważaniem w jego stanie myślał, że to mu pomoże odnieść zwycięstwo w dniu wyborów. Prawdopodobnie najlepsza tego typu historyjka zdarzyła się, kiedy imię AA zostało wykorzystane w sprawie o zniesławienie. Uczestniczka wspólnoty, której nazwisko i zawodowe osiągnięcia znane były na trzech kontynentach, weszła w posiadanie listu, który — jak sądziła — powodował uszczerbek na jej zawodowej reputacji. Uważała, że coś z tym należy zrobić i pogląd ten podzielał jej adwokat, również Anonimowy Alkoholik. Przyjęli oni, że zarówno opinia publiczna jak też i AA miałyby prawo do niezadowolenia, gdy by fakty te zostały ujawnione. Wkrótce, w wielu czasopismach pojawiły się artykuły z nagłówkami, jak to Wspólnota Anonimowych Alkoholików dopinguje jedną ze swych uczestniczek, oczywiście wymienioną z nazwiska, aby wy grała swą sprawę o zniesławienie. Niedługo potem pewien znany komentator radiowy powiedział to samo swym słuchaczom, których liczbę oceniano na dwanaście milionów. Incydent ten pokazywał, że imienia AA można dowolnie używać dla osiągnięcia czysto osobistych korzyści, tym razem na skalę ogólnokrajową.
Stare segregatory w Centrali AA kryją jeszcze niejedno wy darzenie związane z naruszeniem anonimowości. Większość z nich dostarcza tych samych lekcji. Mówią nam one, że my alkoholicy jesteśmy twórcami najbardziej przekonujących racjonalizacji i że sam ten fakt, wspomagany przekonaniem, że robi my dla AA rzeczy wielkie, może — przez naruszanie anonimowości — przywrócić do życia naszą starą i zgubną pogoń za osobistą władzą, prestiżem, publicznym uznaniem i pieniędzmi — ty mi samymi nieprzejednanymi popędami, które — gdy podrażnione — w swoim czasie stawały się powodem naszego sięgania po kieliszek, a w dzisiejszych czasach stanowią też siłę rozsadzającą ten świat. Lekcje te pokazują wyraźnie, że dostateczna liczba spektakularnych pogwałceń anonimowości może kiedyś doprowadzić naszą wspólnotę do całkowitej i rujnującej zagłady. Jesteśmy zatem pewni, że gdyby takie siły miały kiedykolwiek zapanować nad naszą wspólnotą, my także będziemy skazani na zagładę, podobnie jak to się już zdarzyło innym stowarzyszeniom w historii ludzkości. Nie zakładajmy ani przez chwilę, że my, powracający do zdrowia alkoholicy, jesteśmy o tyle lepsi czy silniejsi od innych ludzi, ani też, że skoro w naszej dwudziestoletniej historii nic takiego AA nigdy się nie przytrafiło, to z tego tytułu nigdy przydarzyć się nie zdoła. Nasza na prawdę największa nadzieja kryje się w tym, że całe nasze do świadczenie — jako alkoholików oraz jako uczestników AA — nauczyło nas w końcu, jak ogromna jest moc owych sił samo zniszczenia. Te w ciężkim trudzie wyuczone lekcje uczyniły nas w pełni gotowymi do każdego poświęcenia koniecznego, aby utrzymać przy życiu naszą bezcenną wspólnotę. Oto dlaczego postrzegamy anonimowość na poziomie publicznym jako nasze główne zabezpieczenie przed nami samymi, jako strażniczkę wszystkich naszych Tradycji i najpotężniejszy symbol osobistego poświęcenia, jaki znamy. Oczywiście, żaden uczestnik AA nie potrzebuje zachowywać anonimowości wobec rodziny, przyjaciół, czy sąsiadów. Ujawnienie się w tych przypadkach jest zarówno właściwe, jak i korzystne. Nie ma też niebezpieczeństwa, gdy zabieramy głos na grupowych mityngach AA o charakterze na wpół publicznym, o ile tylko notatki prasowe podają wyłącznie imiona występujących osób. Jednak wobec szerszego ogółu — prasy, radia, filmu, telewizji, wydawnictw książkowych i tym podobnych — ujawnianie pełnych nazwisk i fotografii nie jest dla nas. Tu trzeba hermetycznie zamknąć wieko i musi ono pozostać w tej pozycji. Zdajemy sobie teraz w pełni sprawę z tego, że stuprocentowa anonimowość osobista wobec szerszej publiczności jest sprawą równie zasadniczą dla życia AA, jak stuprocentowa trzeźwość dla zachowania życia absolutnie każdego indywidualnego członka. To nie są strachy na lachy; to jest rozważny głos wieloletnie go doświadczenia. Jestem pewien, że będziemy go słuchać i że zdobędziemy się na każde wymagane poświęcenie. Faktycznie, już nauczyliśmy się słuchać. Dziś pozostała wśród nas zaledwie zanikająca garstka tych, którzy anonimowość naruszają.
Mówię o tym wszystkim z taką powagą, na jaką mnie tylko stać. Mówię o tym, bo wiem dobrze, czym jest w istocie pokusa sławy i pieniędzy. Mogę to powiedzieć, bo sam kiedyś byłem kimś, kto anonimowość łamał. Dzięki Bogu, już całe la ta temu głos doświadczenia i upomnienia mądrych przyjaciół odciągnęły mnie z tej zgubnej ścieżki, na którą mogłem zaprowadzić całą naszą wspólnotę. W taki to sposób przekonałem się, że tymczasowa lub pozorna korzyść może być częstokroć śmiertelnym wrogiem tego, co najlepsze i nieprzemijające. Kiedy chodzi o przetrwanie AA, nic nie może okazać się do statecznie dobre ponad nasz największy wysiłek. Chcemy utrzymać stuprocentową anonimowość także z jednego jeszcze istotnego powodu — powodu, który częstokroć ulega przeoczeniu. Zamiast zapewnienia nam większego rozgłosu, powtarzające się naruszenia anonimowości dla odniesienia jakichś korzyści mogłyby poważnie nadwerężyć te cudowne stosunki z prasą i szerszym ogółem, którymi dzisiaj mamy szczęście się cieszyć. Mogłoby się skończyć na tym, że mielibyśmy złą prasę i bardzo mało publicznego zaufania. Przez wiele lat wszystkie media na całym świecie obsypywały AA entuzjastycznym rozgłosem, którego strumień nigdy się nie wyczerpywał. Redaktorzy mówią nam, dlaczego tak jest. Poświęcają nam dodatkowe miejsce i czas, ponieważ sami mają niezłomne zaufanie do AA. Podstawą zaś tego zaufania jest — w ich własnym przekonaniu — nasze stałe naleganie na za chowanie osobistej anonimowości na łamach prasy.
Nigdy przedtem ludzie z agencji prasowych oraz agend do kontaktów z szerokim ogółem nie słyszeli o towarzystwie, które odmawiałoby osobistego reklamowania swych przywódców, czy też członków. Dla nich ta dziwna i odświeżają ca nowość stanowiła zawsze dowód na to, że AA jest wspólnotą obiektywną; nikt nie korzystał z żadnych prerogatyw. Jest to — jak nam sami mówią — najistotniejszą przyczyną ich tak wielkiej dobrej woli. Oto dlaczego, przekazują oni całemu światu aowskie posłanie zdrowienia.
Gdybyśmy przez naruszanie anonimowości sprawili w końcu, że prasa, szersza publiczność oraz sami nasi podopieczni alkoholicy zaczną powątpiewać w czystość naszych intencji — z pewnością utracilibyśmy ten bezcenny kapitał, a wraz z nim — niezliczonych przyszłych członków. Wspólnota Anonimowych Alkoholików przestałaby cieszyć się dobrą sławą; rozgłos stawałby się mniejszy i w gorszym gatunku. Napis na ścianie jest wyraźny. Wielu z nas może go już odczytać i jestem pewien, że reszta wkrótce też będzie mogła.
Copyright © by The AA. Grapevine Inc;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz