Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.

Kobieta na szlaku krótki przewodnik trzeźwienia


Od autorki
Anna M. Nowakowska

Książka, którą może zdecydujesz się przeczytać powstała jako przesłanie od kobiet, które wyszły z ciężkiego kryzysu spowodowanego przez alkoholizm dla tych, które są na początku drogi: nie wiedzą, co robić, wahają się, wstydzą.
Kiedy w 1996 roku napisałam do Świata Problemów felieton zatytułowany „Czy z kobietami jest inaczej” pewna kobieta zadzwoniła do mnie i poprosiła:
- „napisz jakiś skrypt albo duży artykuł o tym, jak trudno jest nam uświadomić sobie fakt uzależnienia, jak ciężko nam przyznać się publicznie do takiego piętna, jak nas poniża odsłonięcie tej tajemnicy.”
Miała na imię Bożena, była kilka tygodni po terapii odwykowej, pełna wiary i optymizmu ale także obaw i lęku przed przyszłością. Jeszcze na świeżo miała w pamięci ostatni ciąg, nie wiedziała co będzie dalej robić i z kim. Czuła się „inna”. Narzekała na terapię i mitingi AA, że są takie „męskie”, własne problemy wydawały jej się odległe od tego co słyszała.
Bała się depresji, źle znosiła abstynencję. Powiedziała – „wytrzymywanie bez alkoholu jest ostatnio trudne jak spacer po linie, boję się, że po prostu spadnę”
Później jeszcze kilka razy ją widziałam, chwilę rozmawiałyśmy, powiedziałam „wpadnij kiedyś”, zapisałam jej mój numer telefonu na paczce papierosów. Nigdy nie dokończyła tej paczki.
- „Zawiodłam wszystkich, przepraszam” – napisała w liście pożegnalnym.
Ale to my zawiedliśmy Bożenę, nie patrzyliśmy dość uważnie. Nie zostawia się bez asekuracji kogoś, kto uczy się chodzić po linie.
Zapamiętałam jej prośbę o napisanie „czegoś dla kobiet”. Wiedziałam, że mogę to zrobić wykorzystując nie tylko wiedzę i umiejętności zdobyte w czasie pracy z uzależnionymi kobietami ale także osobiste doświadczenia.
Kilka moich pacjentek stało się pierwszymi recenzentkami tej książeczki. Prosiły, żebym zaadresowała to przesłanie właśnie do Ciebie…
…która cierpisz

Może właśnie zdecydowałaś się poszukać pomocy. Może jeszcze się wahasz i nie wiesz, co dalej.
Wiedz, że to jedna z najtrudniejszych decyzji. Taka, która zaważy na reszcie twojego życia i zdecyduje o jego jakości. Nie tylko zresztą twojego, są przecież jacyś bliscy, którzy cię kochają, dla których twoja droga w dół stała się źródłem cierpienia.
Jesteś kobietą, może masz rodzinę, być może zajmujesz odpowiedzialne stanowisko, a może po prostu prowadzisz dom. Nieważne, kim jesteś i jaki jest twój status społeczny, czy materialny.
Właśnie dokonałaś odkrycia, które cię przeraża: coraz częściej towarzyszy ci alkohol, a właściwie nie możesz już bez niego żyć. Wprawdzie od jakiegoś czasu znajomi lub bliscy mówili, że z Twoim piciem jest coś nie tak, że jesteś dziwna i zachowujesz się niezrozumiale. Wiem, uważałaś, że przesadzają, lub po prostu są złośliwi.
Byłaś pewna, że panujesz nad sytuacją, przecież zawsze świetnie sobie radziłaś. To twoja specjalność - świetnie sobie radzić. Byłaś już przecież w różnych kryzysach i z każdego wychodziłaś obronną ręką, może więc teraz też sobie poradzisz?
Nie, tym razem czujesz się inaczej niż zwykle. Coś się zdarzyło wczoraj wieczorem - upiłaś się, chociaż nie miałaś takiego zamiaru. Z kimś się pokłóciłaś, chociaż zwykle jesteś taka spokojna. Zapomniałaś zrobić kolację dzieciom, poszły spać głodne, bo byłaś zbyt pijana. W każdym razie coś poszło nie tak i nie rozumiesz , jak to możliwe bo miałaś w planie jednego drinka.
Dzisiaj masz strasznego kaca, myśli się plączą, czujesz piekący wstyd i postanawiasz w duchu, że to się już nigdy nie powtórzy. Od dziś będziesz panować nad sobą.
Nie, nie, zaraz!
Przecież to wszystko już się zdarzało. Ile to już razy budziłaś się w tym stanie? Jak często zdarzało ci się składać obietnice, ba, przysięgi, że to się nigdy nie powtórzy? A jednak znów do tego doszło.
Pewnie myślisz, że masz słabą wolę, masz o sobie złe zdanie, uważasz się za głupią, bo mądrzy ludzie nie dopuszczają do takich sytuacji?
Mam dla ciebie dobrą wiadomość - to nie dzieje się z twojej winy i nie jesteś zła ani podła. To spustoszenie w twoim życiu dokonuje się za sprawą alkoholu. Ty już nie masz nad tym kontroli, utraciłaś ją bez swojej woli i winy. Po prostu zachorowałaś na chorobę alkoholową.
Innymi słowy - jesteś uzależniona.
Pewnie się oburzyłaś - jak mogę nazywać to dobrą nowiną, przecież to wyrok na ciebie!
Chcesz wiedzieć, dlaczego tę wiadomość zaliczam do dobrych?
To proste - skoro to jest choroba to musi istnieć sposób leczenia.
To właśnie chcę ci powiedzieć - możesz leczyć się z tej choroby, o ile uznasz, że to jest także twój problem. Od tej chwili jesteś odpowiedzialna za swoją decyzję - powiedziałam ci prawdę a teraz masz w swoich rękach całą resztę swojego życia.
Jeżeli uznałaś, że to nie twój problem, wróć do tej książki kiedy będziesz na to gotowa. Może po następnym ciągu, albo kiedy znowu będziesz zastanawiała się z kim spędziłaś wczorajszy wieczór. Skąd wiem, że tak się zdarzy? Znam tę chorobę i wiem, że jest postępująca w swej naturze. Zatem - do zobaczenia.
Jeśli zaś uważasz, że kryzys uzależnienia dotyczy ciebie i jesteś gotowa się z nim zmierzyć, pozostań przy lekturze a ja postaram się przekazać ci to, co wiem i co uważam za ważne dla ciebie na te pierwsze parę chwil i na dłużej.

A więc podjęłaś decyzję najlepszą z możliwych.
Wiem, że teraz jest ci bardzo trudno, więc chcę ci wiele rzeczy wyjaśnić.
Wyobrażam sobie, jak brzmi w twoich uszach słowo “alkoholiczka”. Tak, to się raczej kojarzy z wyzwiskiem, z obrazem kogoś śpiącego w śmietniku lub sprzedającego się za butelkę piwa. Taki jest powszechny stereotyp alkoholika lub alkoholiczki.
Spróbuj spojrzeć na to inaczej.
Alkoholizm, to nazwa ciężkiej choroby, która dotyka ludzi niezależnie od ich społecznej przynależności, trybu życia, zawodu czy płci. To bardzo demokratyczna choroba a ten paskudny stereotyp, o którym wspomniałam dotyczy tylko tych spośród alkoholików, którzy żyli dostatecznie długo aby upaść dostatecznie nisko. Spośród wszystkich uzależnionych, ci są po prostu najbardziej widoczni.
Żaden człowiek nie został alkoholikiem na własne życzenie. Wielu ludzi pije alkohol, ale tylko niektórzy uzależniają się od niego. To nie twoja wina, że znalazłaś się w tym gronie. Również inni nie ponoszą za to odpowiedzialności, nie szukaj więc winy w swoim otoczeniu, złej pracy, nieudanym małżeństwie. Czasem pojawia się pokusa, żeby znaleźć powody nadmiernego picia i usprawiedliwić je lub ustalić winnych.
Choroba alkoholowa jest niezawiniona. Nie jest wobec tego powodem do wstydu, obwiniania siebie czy kogokolwiek.

Jak to się stało , że alkohol zamiast przynosić oczekiwane ukojenie, relaksować i odprężać stał się twoim śmiertelnym wrogiem? Przecież jeszcze niedawno to ty decydowałaś kiedy, ile i z kim wypijesz. I miałaś taką mocną głowę. Niejeden mężczyzna mówił ci, że jesteś świetnym kompanem do picia.

Utrata kontroli nad piciem postępuje stopniowo, często skrycie.

Czasem zdarzają się okresy pozornego „odzyskiwania władzy” nad alkoholem. To wprowadza cię w błąd, mamiąc pozorami możliwości poradzenia sobie.
Może zdarzało ci się odstawiać butelkę na dłużej i wydawało ci się, że teraz już na pewno się nie napijesz. Czy myślisz, że masz słabą wolę? Czy inni powtarzają ci, że masz słabą wolę, jakąś wadę charakteru?
Nad alkoholizmem nie można zapanować siłą woli, szkoda wysiłku.

Alkoholizm się leczy a wola dotyczy wyłącznie podejmowanych przez ciebie decyzji.

Pierwszą z tych decyzji już podjęłaś - chcesz dowiedzieć się, co zrobić żeby
wyjść z kryzysu.
Jesteś pewnie bardzo zmęczona, bo ukrywanie choroby przed otoczeniem wymaga ogromnego wysiłku. Przez tak długi czas musiałaś pamiętać wszystkie te kłamstwa, którymi broniłaś się przed dekonspiracją w pracy i wśród najbliższych. A te przemyślne skrytki na alkohol! Niecierpliwość, z którą oczekiwałaś na sposobność napicia się.
Spójrz, jak wiele energii musiałaś poświęcać na ukrywanie choroby - właściwie całe swoje życie zorganizowałaś tak, by mieć czas i przestrzeń do picia. Teraz możesz odpocząć.
Będą Ci potrzebne siły w drodze do zdrowia. Jest to wędrówka niełatwa ale Ty możesz uczynić ją ciekawą i pełną niezapomnianych wrażeń. Na tej drodze są inni ludzie, mężczyźni i kobiety, którzy stworzyli wspólnotę Anonimowych Alkoholików. Możesz ich spotkać każdego dnia, dostaniesz od nich wsparcie, zrozumienie i słowa nadziei. Życie każdej z tych osób jest dowodem na to, że zdrowienie z alkoholizmu jest możliwe. Możesz iść na swój pierwszy miting AA już dziś, od tej chwili już nigdy nie będziesz samotna ze swoim problemem. Uczestnicy mitingów mówią o sobie, że są „na szlaku”. To trafne określenie, szlak, to droga, która wiedzie do celu.
Wiem, nie masz zwyczaju opowiadać innym ludziom o swoich trudnościach. Mówiono Ci, że człowiek dorosły musi radzić sobie sam, “brać się w garść”,” brudy prać w domu”. Te mity, powtarzane tak długo aż w nie uwierzyłaś, nie pozwalają Ci zwrócić się do ludzi gotowych nieść Ci wsparcie.
Na mitingu AA mówić albo tylko słuchać. Jesteś anonimowa i nikt nie będzie Cię o nic pytać. Powiesz o sobie tyle, ile zechcesz, albo nic nie powiesz. Jeśli martwisz się, że możesz spotkać kogoś znajomego, to przecież on też Cię spotka! Anonimowość oznacza, że Twoja obecność na mitingu jest również objęta tajemnicą.
Pierwsze dni po odstawieniu alkoholu są trudne, bardzo trudne. Już wiesz, że sama sobie nie poradzisz, ale nie wiesz, co jest dalej na tej drodze. Dlatego nie powinnaś być teraz sama ze swoimi myślami. Pojawi się w Tobie lęk i mnóstwo wątpliwości. Nic dziwnego, przecież właśnie uświadomiłaś sobie, że Twój najlepszy przyjaciel - alkohol - zdradził Cię bezpowrotnie.
Ja nie ironizuję, używając słowa “przyjaciel”. Spójrz, jak bardzo jesteś z nim związana. Na początku przecież rzeczywiście przynosił Ci ulgę po dniu pełnym napięć. Pozwalał Ci poczuć się lepiej, dodawał odwagi w kontaktach z ludźmi, uśmierzał niepokój i tremę.
Na rauszu mogłaś się poczuć duszą towarzystwa, załatwić najtrudniejsze sprawy, powiedzieć, co myślisz. Czy to nie alkohol pomagał Ci znieść codzienną szarzyznę? Czy nie dzięki niemu czułaś się kobieca, interesująca i na luzie? Czyż nie pozwalał zapomnieć o smutkach i uciec od trosk w świat pełen marzeń i niezwykłych możliwości?
A jednak zupełnie niezauważalnie twój przyjaciel przejął nad Tobą kontrolę. Trzeba było coraz więcej i częściej pić, bo do codziennych kłopotów dołączyły się te, które spowodował alkohol. Zaczęłaś ponosić konsekwencje picia, wiele z problemów, które masz dzisiaj nigdy by się nie pojawiło, gdyby nie alkohol. Więc nie masz już cudownego środka , utraciłaś tę możliwość. Weszłaś w zaklęty krąg uzależnienia. Teraz jest pora, żeby go przerwać.

Utrata kontroli nad piciem jest nieodwracalna, ale jest sposób, żeby przerwać błędne koło.

Zapewne domyśliłaś się, że potrzebujesz specjalistycznej pomocy .
Ta książka nie zastąpi terapii i nie taki jest jej cel.
Przeciwnie, chcę osłabić Twój lęk przed leczeniem choroby alkoholowej i rozwiać wątpliwości i uprzedzenia. Leczenie odwykowe jest gałęzią psychiatrii, ale nie popadaj w przerażenie. Nie jesteś psychicznie chora, choć alkohol w znacznym stopniu naruszył Twoją równowagę. Niewykluczone, że słyszałaś pod swoim adresem i takie uwagi : “jesteś nienormalna”, “powinnaś iść do psychiatry”, “idź na leczenie”. Takie słowa, wypowiedziane często w gniewie na pewno sprawiały Ci ból. Może też niektóre stany i zachowania w związku z alkoholem lub głodem alkoholu w Tobie samej budziły obawy o stan Twojego umysłu?
Tak naprawdę całe leczenie odwykowe koncentruje się na nauczeniu Cię radzenia sobie bez alkoholu. Ośrodki Terapii Uzależnień w niczym nie przypominają zakratowanych “domów bez klamek”. Pobyt na oddziale odwykowym przypomina bardziej kilkutygodniową rehabilitację w sanatorium niż leczenie w szpitalu. Pacjenci odbywają intensywne sesje grupowe z terapeutą odwykowym lub psychologiem, tam uczą się rozpoznawać mechanizmy uzależnienia i swoje własne problemy. Wielu terapeutów odwykowych to trzeźwi alkoholicy, którzy poradzili sobie z własnym piciem i teraz pomagają innym. W bezpiecznym otoczeniu, wśród ludzi podobnie dotkniętych chorobą odzyskasz spokój i opracujesz swój własny plan zdrowienia.

Dlatego nie bój się terapii grupowej!

Wokół terapii grupowej narosło mnóstwo różnych mitów nie mających wiele wspólnego z rzeczywistością. Udział w sesjach grupowych kojarzony jest z “praniem mózgu”, zmuszaniem do mówienia o najintymniejszych sprawach, osądzaniem i wywieraniem presji. Może i Ty masz z tego powodu opór przed leczeniem? Prawdą jest że udział w terapii wymaga przestrzegania pewnych reguł, ale przyjmuje się je dobrowolnie, tak jak dobrowolne jest samo leczenie. Również Ty decydujesz, w jakim stopniu otworzysz się przed innymi uczestnikami terapii. Nikt nie stosuje wykrywacza kłamstw. Jeżeli ujawniasz w grupie swoje najgłębsze przeżycia, robisz to tylko dla własnego dobra i z własnej woli. Zawsze jednak do Ciebie należy decyzja, do jakich granic otwartości jesteś zdolna.
Proces zdrowienia z choroby alkoholowej najszybciej i najskuteczniej przebiega właśnie w grupie , stąd z taką ofertą spotkasz się najczęściej. Te problemy, które wymagają omówienia w cztery oczy Twój terapeuta poruszy z Tobą indywidualnie. Leczenie odwykowe jest objęte tajemnicą lekarską, tak jak każde inne leczenie. Jeśli wolisz uniknąć zwolnienia - wykorzystaj urlop. Na szczęście leczenie odwykowe przestaje być także w naszym społeczeństwie tabu i powodem do wstydu.
Inna możliwość, poza odziałem odwykowym to udział w programie leczenia Poradni Odwykowej. Zasady terapii są podobne jak w leczeniu intensywnym, z tą różnicą, że zajęcia odbywają się raz - dwa razy w tygodniu. Nowoczesna metoda leczenia choroby alkoholowej proponuje uzupełnienie profesjonalnej terapii udziałem we wspólnocie Anonimowych Alkoholików, o której już wspomniałam. Istotą zdrowienia jest w AA realizacja Programu 12 Kroków (poznasz go na mityngach) oraz wsparcie wzajemne członków wspólnoty zmniejszające lęk przed życiem bez alkoholu.
Najważniejszą sprawą i głównym Twoim zadaniem jest na początku utrzymanie abstynencji. To nie jest łatwe i dlatego potrzebujesz innych ludzi, którzy Cię wesprą.
Dlaczego niełatwe? - możesz spytać - przecież tyle razy odmawiałam sobie wypicia i nic w tym trudnego? Otóż czym innym jest odstawienie butelki na kilka tygodni (czy nawet miesięcy) dla naprawienia największych szkód, a czym innym podjęcie decyzji o rozpoczęciu zdrowienia, którego warunkiem jest całkowita i trwała abstynencja.

Ten warunek nie podlega negocjacjom.

Po intensywnej terapii odwykowej dostaniesz propozycje dalszej pracy terapeutycznej nad wybranymi problemami. Różne są drogi powrotu do zdrowia, ale każda z nich ma na celu osiągnięcie trwałej abstynencji. Ja przedstawiam tę drogę, która nie tylko pozwoli Ci nie pić, ale jeszcze podniesie jakość Twojego życia. W tym sensie powrót do zdrowia może być drogą rozwoju i wewnętrznej przemiany. Ty wybierasz.
Wybieraj świadomie

Gazety roją się od ogłoszeń proponujących wszycie w pośladek disulfiramu, występującego pod handlową nazwą Esperal. Bywa zachwalany jako środek leczący alkoholizm. Prawda jest taka, że jego działanie polega wyłącznie na awersyjnej reakcji organizmu po wypiciu alkoholu. Reakcja ta, będąca skutkiem natychmiastowego ciężkiego zatrucia jest bardzo niebezpieczna dla życia. Wszycie Esperalu nie leczy uzależnienia, nie znosi przymusu picia, nie łagodzi głodu alkoholowego. Nie zmniejsza problemów osoby uzależnionej ani nie zmienia jej osobowości.

A przede wszystkim w żaden sposób nie może zastąpić terapii.

Może być co najwyżej doraźnym środkiem powstrzymującym cię przed piciem pod groźbą śmierci. Podobnie, jak doustnie przyjmowany anticol. Esperal jest zatem tylko „straszakiem”, takim samym, jak każda inna groźba. W terapii uzależnień nie używa się gróźb. Strach jest przecież jednym ze stanów zagrażających trzeźwości.
Chcę jednak podkreślić, że dla części „ostro pijących” esperal bywa wybawieniem i moja opinia nie powinna być dla Ciebie wiążąca.

Często powtarzam, że zdrowienie z uzależnienia to trudny i skomplikowany proces. Wymaga wysiłku z Twojej strony i czasu. Jak każda decyzja, tak i decyzja o leczeniu ma swoją cenę. Częścią tej ceny jest Twoja energia i czas poświęcony dla siebie. Mówię to nie po to, żeby Cię zniechęcić, ale żeby Ci uświadomić, jak wiele zależy od Ciebie samej. Wiele kobiet wpada w różne pułapki już na samym początku drogi i, rozczarowane, nigdy nie powracają.
Niezależnie od tego, czy zdecydujesz się na intensywne leczenie odwykowe czy twoja droga wiedzie przez AA lub inny rodzaj terapii ważne jest, żebyś wiedziała, że wielu pułapek możesz uniknąć lub zminimalizować trudności i zagrożenia. Nawet bowiem po przejściu podstawowego etapu terapii nie zawsze będziesz wiedziała jak uniknąć różnych zagrażających sytuacji i związanego z nimi cierpienia. Ta część tekstu jest próbą uogólnienia tego, co zdrowiejące alkoholiczki uważają za najważniejsze w dochodzeniu do równowagi wewnętrznej. Jest to dla Ciebie o tyle ważne, że jeśli przyjdzie kryzys, będziesz wiedziała jak sobie poradzić bez alkoholu.
Proces zdrowienia z uzależnienia jest przez samych alkoholików nazwany “trzeźwieniem”. Pułapki i trudności o których piszę i przed którymi chcę Cię ostrzec mogą ten proces opóźnić a nawet odwrócić. A jednocześnie to one właśnie mobilizują do pracy nad sobą i radząc sobie z nimi odzyskasz wiarę w siebie i poczucie własnej wartości. Twoje trzeźwienie rozpoczęło się w chwili przyznania, że masz problem z alkoholem i chcesz przestać pić. Wiesz już, czym jest ta choroba. Teraz pora poszukać własnej drogi do zdrowia.

Strzeż się mitów , stereotypów i nadmiernych oczekiwań.

Każdy człowiek posługuje się utrwalonym systemem przekonań, które nie łatwo zmienić. Niektóre zjawiska, a wśród nich alkoholizm są naznaczone piętnem wstydliwej tajemnicy. Obowiązujący stereotyp sinonosego, agresywnego alkoholika na pewno nie ułatwiał Ci identyfikacji z chorobą. Równie trudne może być dla Twoich bliskich pogodzenie się z Twoim alkoholizmem choć jego objawów doświadczali od dawna. Nie wymagaj od nich entuzjazmu, mogą potrzebować trochę czasu.
Najczęściej spotykanym mitem na temat alkoholizmu jest wspomniany wcześniej mit silnej woli. Na pewno wiele razy słyszałaś pod swoim adresem uwagi o słabej woli lub słabym charakterze.
Wraz z podjęciem przez Ciebie leczenia w Twoim otoczeniu na pewno będą zachodzić zmiany, ale to nie oznacza, że bliscy natychmiast zrozumieją istotę Twojej choroby i leczenia. Tak by było oczywiście najkorzystniej, ale czasami kobieta jest zawiedziona w swoich oczekiwaniach wobec najbliższych. Może się zdarzyć, że oni będą tkwić w najlepsze w swoich przekonaniach a Ty będziesz zdana na siebie. Przypomnij sobie jednak z jakim wysiłkiem zmieniałaś swoje poglądy na alkoholizm, ile trudu kosztowało Cię przełamanie wstydu i strachu przed piętnem alkoholiczki. Twoi bliscy mogą mieć podobną trudność z zaakceptowaniem obrazu Twojej choroby a zwłaszcza czasu, jaki chcesz poświęcać terapii. Mogą wręcz uważać, że skoro nie pijesz, to Twój problem przestał istnieć. Dobrze jest spróbować uczynić najbliższych sojusznikami swojego zdrowienia, zaproponować im spotkania grupy rodzin, ale musisz też liczyć się z tym, że usłyszysz: “to Twój problem”.
To nie jest powód do przerywania terapii. Możesz w przyszłości ponawiać próby porozumienia, ale nie uzależniaj swojego leczenia od tego czy rodzina Cię rozumie, czy nie. Zmiany, które będą zachodziły w Tobie są dostatecznym uzasadnieniem Twoich decyzji.
Wielu kobietom wydaje się, że poświęcając czas na terapię i mityngi zabierają coś swoim najbliższym. Tak naprawdę jest akurat odwrotnie - dzisiaj inwestujesz w przyszłość.
Przypomnij sobie, jaka była jakość Twoich kontaktów z rodziną, kiedy piłaś. Jak często nie dotrzymywałaś obietnic, ile wysiłku kosztowało Cię zrobienie najprostszej rzeczy dla domu? Sama oceń jaką byłaś matką, jaką partnerką. Ile czasu pochłaniały przygotowania do picia, picie i ukrywanie picia. Teraz potrzebujesz czasu dla siebie, aby w przyszłości mieć go więcej dla najbliższych. Czy im się to podoba, czy nie - teraz poświęcasz czas na leczenie. Pamiętaj także, że Twoja choroba pozostawiła ślady w psychice bliskich Ci ludzi. Zachowania człowieka uzależnionego - kłamstwa, niedotrzymywanie obietnic, wybuchy złości, przemoc - nie sprzyjają zaufaniu. Powstrzymanie się od picia jest Twoją wewnętrzną decyzją. Twoi bliscy pewnie wielokrotnie przyjmowali Twoje zapewnienia, że “to się nigdy nie powtórzy”, “nigdy więcej żadnego alkoholu”. Nie wymagaj zatem od nich, aby natychmiast Ci uwierzyli i otworzyli kredyt zaufania. To przyjdzie z czasem a dziś spróbuj zrozumieć, dlaczego patrzą podejrzliwie kiedy trochę później wracasz lub nieco głośniej się śmiejesz.
Bardzo ważne jest, żebyś powstrzymała się od impulsywnych reakcji wobec najbliższych. Jeśli poczujesz się rozczarowana reakcjami dzieci, partnera, rodziców pamiętaj, ile cierpienia przyniosła choroba całej rodzinie. Kiedy pojawi się konflikt - spytaj terapeutę lub członków swojej grupy wsparcia o radę i sprawdź kilka możliwości poradzenia sobie z sytuacją. Jestem pewna, że zawsze istnieje więcej niż jedno rozwiązanie.
To właśnie w grupie ludzi pracujących nad swoim uzależnieniem nauczysz się wypowiadać swoje poglądy i mówić o swoich potrzebach, usłyszysz, jak robią to inni w podobnych sytuacjach. W pewnym sensie grupa wsparcia jest dla Ciebie artykułem pierwszej potrzeby. Ale też prawdą jest, że trzeba nauczyć się z niego korzystać.

Nie porównuj się z innymi.

Skoro doczytałaś do tego miejsca, to sądzę, że rozpoznajesz swój problem. Wiesz już, że potrzebujesz kontaktu z ludźmi mającymi doświadczenia podobne do Twoich. Może się jednak zdarzyć, że usłyszysz o przeżyciach i zdarzeniach, które jeszcze nie były Twoim udziałem. Pojawi się pokusa, żeby porównać rozmiary swoich problemów z problemami innych ludzi i w rezultacie możesz dojść do wniosku, że to wszystko Ciebie nie dotyczy. Pomniejszenie własnego problemu poprzez porównanie z innymi to podstępna pułapka.

"Na kilku pierwszych mityngach AA zajmowałam się wyłącznie wyszukiwaniem różnic: ten miał delirium a ja nigdy, ta puszczała się za alkohol, gdzie mi tam do niej. Dobrze mi szło znajdowanie „dowodów” na to, że ze mną jeszcze nie jest tak źle, chciałam przekonać siebie samą o pomyłce diagnostycznej. Taka strategia kosztowała mnie jeszcze sześć lat picia. Wtedy już miałam za sobą delirium i puszczałam się za alkohol."
Regina – alkoholiczka.


Choroba alkoholowa przebiega fazowo i każda z faz ma swoje charakterystyczne objawy. Na każdym etapie można zatrzymać rozwój choroby. Postępujący charakter uzależnienia od alkoholu sprawia, że to o czym dziś mówią inni, jutro może się stać Twoim własnym dramatem. Dlatego użyłam sformułowania “jeszcze nie dotyczy. Czy wiesz, czemu tak łatwo znaleźć jakąkolwiek wymówkę, by zarzucić leczenie? Dlaczego taką pokusą staje się znalezienie sposobu na pomniejszenie problemu z alkoholem? Dlaczego tak trudno wreszcie uwierzyć, że to naprawdę dotyczy Ciebie? Trudno w to uwierzyć ale w taki właśnie sposób doświadczasz jednego z najbardziej paradoksalnych objawów choroby alkoholowej - zaprzeczania. To właśnie system zaprzeczania uniemożliwiał Ci tak długo uświadomienie sobie związku między Twoimi problemami, a piciem. To dlatego, kiedy inni usiłowali powiedzieć Ci coś na ten temat - Ty nie słyszałaś. Dla otoczenia było już oczywiste, że dzieje się z Tobą coś złego, Ty byłaś ostatnią osobą, która by to przyznała. System zaprzeczania nie przestaje działać wraz z odstawieniem alkoholu. Włącza się, jak dobrze zainstalowany program komputerowy lecz kiedy będziesz na to przygotowana - poradzisz sobie. Wątpliwości w rodzaju “ a może jednak nie jestem uzależniona”, “ to przesada, poradzę sobie”, “ teraz na pewno uda mi się kontrolować picie, już wiem jak to robić” są normalne w procesie zdrowienia i doznaje ich większość trzeźwiejących alkoholików. W takich razach, zamiast poddawać się im, spróbuj spojrzeć na fakty, na zdarzenia ze swojego życia i ich związki z alkoholem.
W takich razach możesz posłużyć się wiedzą i rozumem, ponieważ intuicja może Cię zawieść. Bilansowanie szkód powstałych w związku z alkoholem, jest jedną z najważniejszych umiejętności w procesie zdrowienia. Inną, nie mniej ważną jest korzystanie z doświadczeń innych ludzi, ponad indywidualnymi różnicami. Jednym słowem przeżycia ludzi uzależnionych od alkoholu są bardzo podobne w części dotyczącej przebiegu choroby, dlatego na podstawie cudzych doświadczeń możesz uniknąć błędów wynikających z niewiedzy.

Co zagraża procesowi trzeźwienia?

Alkoholizm jest chorobą chroniczną (nieuleczalną, przewlekłą) i dlatego zdarzają się nawroty.
Czy to oznacza, alkoholik w nawrocie znowu pije? Oczywiście, nie. Nawrót może skończyć się zapiciem o ile nie wychwycisz sygnałów ostrzegawczych i pozwolisz rozwinąć się chorobie. Niekiedy spotykam się z obawą, że zapicie może nastąpić “spontanicznie i wbrew woli”. Takie wrażenie możesz odnieść, słysząc o tzw. wpadkach.
Prawda jest nieco inna : samo picie alkoholu jest zwieńczeniem nawrotu choroby alkoholowej, który rozwija się i trwa w czasie. Jest więc procesem, który możesz rozpoznać i zatrzymać, najlepiej ze wsparciem innych ludzi.
Używając słowa nawrót mam na myśli pogłębiający się stan podwyższonej gotowości do picia, któremu towarzyszy istotna zmiana nastroju, myśli o piciu i zaprzeczanie chorobie. Trzeźwiejący alkoholicy używają określeń, które dobrze oddają ten stan: “nosi mnie”, “drze mnie”, “dręczy mnie niepokój”. To “noszenie”, “darcie” i wewnętrzne napięcie przejawia się w zachowaniu, dlatego często otoczenie alkoholika pierwsze rozpoznaje sygnały ostrzegawcze nawrotu. Informacja, że Twoje zachowania są odbierane jako niepokojące jest więc dla Ciebie ważną wskazówką.
Nawroty choroby alkoholowej pojawiają się w różnych momentach procesu zdrowienia i trudno określić jednoznacznie jakąś prawidłowość ich występowania. Z całą pewnością ryzyko nawrotu rośnie, kiedy znajdziesz się w sytuacji, w której zawsze lub często piłaś alkohol. Może to być miejsce, czynność lub osoba, która silnie kojarzy Ci się z dawnym piciem. Może to być stan ducha w którym zwykle sięgałaś po alkohol. Czy potrafisz określić, jakie to sytuacje? Jakim uczuciom i przeżyciom zwykle towarzyszył alkohol? Po jakich zdarzeniach “musiałaś” się napić? Zestaw tych sytuacji, zdarzeń, osób oraz stanów, uczuć i przeżyć tworzy Twoją własną listę WYZWALACZY, czyli czynników sprzyjających uruchomieniu nawrotu choroby. W ciągu pierwszego roku zdrowienia najlepszą rzeczą jest unikanie wyzwalaczy. Później, jeśli zechcesz, możesz zmierzyć się z każdym z nich. Co robić, jeśli wyzwalacza nie da się uniknąć? Jeśli jest to codzienna, rutynowa czynność? Przypomina mi się historia pacjentki, która kiedyś ukrywała alkohol w pralce. Za każdym razem, kiedy miała wstawić pranie, czuła silny niepokój a nawet smak alkoholu. Jak sama stwierdziła, świadomość tego, co się z nią dzieje za każdym razem ogromnie jej pomagała aż wreszcie siła tego skojarzenia osłabła. Wiedza o tym, co Ci zagraża pozwoli Ci zachować spokój w trudnych sytuacjach.
Wspomniałam o uczuciach i stanach ducha, których pojawienie się wywołać może w Tobie potrzebę picia. Jeżeli nauczyłaś się uśmierzać wewnętrzne napięcia alkoholem, to każde silniejsze wahnięcie nastroju może być wyzwalaczem nawrotu.
Ważne jest dla Ciebie unikanie stresujących Cię sytuacji, ale niektóre z nich są po prostu częścią życia. Wiele kobiet, może Ty także, doświadcza zespołu napięcia przedmiesiączkowego. Pojawia się kilka - kilkanaście dni przed miesiączką, czasem silniejszy, czasem słabszy wprowadzając w Twoje życie wiele zamieszania. Jeżeli znasz ten stan, to wiedz, że jest to okres, kiedy powinnaś szczególnie siebie chronić. Już same dolegliwości fizyczne mogą Cię irytować w tym czasie: bolesne obrzmienie piersi, nieokreślone napięcie i powiększenie brzucha, bóle głowy, ciągłe zmęczenie, ociężałość i uczucie “napęcznienia” całego ciała. W tym okresie często pojawia się nagłe zniecierpliwienie i złość, płaczliwość, lęk. Wszystko Cię drażni, wydaje się bez sensu. Świat gwałtownie szarzeje lub staje się obcy i niezrozumiały. Czasem zespół napięcia przedmiesiączkowego do złudzenia przypomina depresję. Możesz jednak znieść to wszystko nie szukając ukojenia w alkoholu. Napięcie przedmiesiączkowe minie w pierwszym dniu miesiączki. Jeśli objawy są bardzo nasilone powinnaś zasięgnąć rady lekarza (ginekologa). Stanowczo odradzam Ci przyjmowanie leków, zwłaszcza uspokajających, na własną rękę. Chorobę alkoholową bardzo łatwo jest powikłać uzależnieniem od leków. Alkoholiczki czasem zamieniają jedno uzależnienie na drugie, próbując radzić sobie w trudnych chwilach za pomocą tabletek. Zamiast spodziewanego ukojenia, staje się to dodatkowym źródłem cierpienia i problemów.

"Kiedy pojawiły się pierwsze trudności, pamiętałam jeszcze, że alkohol ich nie rozwiąże i nie sięgnęłam po kieliszek. Ale zrobiłam coś innego; poszłam do lekarza skarżąc się na lęki, niepokój i bezsenność, a on niewiele pytając zapisał mi tabletki “na nerwy”. Później przy każdej trudniejszej sytuacji sięgałam po tabletki, aż wreszcie w ogóle nie umiałam bez nich żyć. Potrzebowałam coraz większych dawek i chodziłam ogłupiała i senna przez blisko dwa lata. Na szczęście pewnego dnia i tu osiągnęłam swoje dno - zasnęłam na zebraniu rodzicielskim prawie spadając z ławki. Od tamtej pory leczę się z dwóch uzależnień i myślę, że mogłam sobie tego oszczędzić."
Irmina - alkoholiczka i lekomanka.


Przyglądaj się różnym zmianom zachodzącym w Twoim organizmie i nastroju. Tym, które są związane z Twoim miesięcznym cyklem hormonalnym. Obserwuj też, jaki wpływ mają na Ciebie cykle przyrody : pory roku, zmiany pogody.
Wiedząc o sobie więcej będziesz potrafiła dobrze się przygotować do spotkania z różnymi kryzysami : zimowym smutkiem, jesienną depresją czy czymkolwiek, co Ciebie dotyczy. Nie przytrafi Ci się wtedy to, czego tak bardzo obawiają się alkoholicy na początku swojej drogi: nagła i niespodziewana wpadka.
Kiedy rozumiesz sens tego, czego doświadczasz, łatwiej Ci jest przetrwać nie uciekając od trudności w alkohol.

Nie zamieniaj jednego uzależnienia na inne

Wspomniałam o możliwości tzw. ”zamiany uzależnień”. Dotyczy to nie tylko substancji chemicznych (alkohol-leki) ale także innych środków psychoaktywnych lub zachowań wywołujących silne pobudzenie albo stłumienie emocjonalne. Najczęściej obserwowanym zjawiskiem na początku trzeźwienia jest wzrost ilości spożywanej kawy - do kilkunastu dziennie oraz zwiększenie liczby wypalanych papierosów. Równie często pojawia się przemożna potrzeba jedzenia słodyczy w ogromnych ilościach lub w ogóle pochłanianie wielkich ilości jedzenia. Dramatyczny przyrost wagi na skutek niekontrolowanego jedzenia bywa ukrytą przyczyną powrotu do picia, zwłaszcza u kobiet czułych na punkcie swego wyglądu.
Każdy nałóg, także na pozór nieszkodliwy powoduje określone konsekwencje. Zdrowiejąc z alkoholizmu możesz łatwo wpaść w pułapkę uzależnienia się od czegokolwiek innego, byle tylko czymś zapełnić pustkę powstałą po odstawieniu butelki.

"Nigdy nie sądziłam, że robienie zakupów może stać się nałogiem. Owszem, słyszałam o tym, ale wydawało mi się to głupie i mało realne. Rozstanie z alkoholem przeżyłam boleśnie ale uważałam, że jestem mało podatna na inne nałogi. I okazało się, że można fundować sobie prawdziwy odlot wydając w ciągu godziny ciężko zarobione pieniądze. Moje, później „domowe” a na końcu pożyczone. Po takich zakupowych ciągach miałam normalnego „moralniaka” a skutki tego obłędu kosztowały moją rodzinę bardzo drogo. Mogę powiedzieć, że do dziś spłacamy niektóre długi, brr, nie chcę o tym pamiętać!"
Daria – alkoholiczka.


Jest nieskończona ilość rzeczy i czynności od których człowiek może się uzależnić, to znaczy używać ich w sposób nadmierny i niekontrolowany, przynoszący szkody. Rodzi się poczucie przymusu lub natręctwa związanego z określoną rzeczą, substancją lub czynnością. Wszystko, co zakłóca Twoją równowagę, powoduje wymierne szkody w Twoim zdrowiu, organizacji czasu, poczuciu własnej wartości, kontaktach z ludźmi wymaga uważnego przyjrzenia się i zdecydowania, co dalej zrobić z takim problemem. Zadziwiające, jak wiele z prozaicznych czynności staje się przymusem zatruwającym życie: ciągłe sprzątanie, zakupy, oglądanie telewizji lub video, wędrówki po wirtualnych światach Internetu. Zresztą wcale nie trzeba być alkoholikiem, żeby popaść w któryś z tych nałogów. Wiele kobiet zmaga się z nałogiem robienia zakupów, ponosząc ogromne koszty emocjonalne i finansowe. Podobnie jest z nałogiem odchudzania się, który stopniowo staje się obsesją wyniszczającą psychikę i zdrowie. O takich zachowaniach noszących cechy nałogu, powodujących szkody i zaburzających równowagę emocjonalną człowieka mówimy, że są KOMPULSYWNE. Jak wspomniałam kompulsywne zachowania nie dotyczą wyłącznie alkoholików, podlegają im także ludzie nie uzależnieni chemicznie. Jest jednak prawdą, że alkoholicy z dużą łatwością zamieniają uzależnienie od alkoholu na inne, na pozór mniej szkodliwe. Te, przed którymi chcę Cię przestrzec to właśnie niekontrolowane jedzenie, seksoholizm lub nałóg flirtowania oraz nałóg zakupów i wydawania pieniędzy. Wszystkie one powodują dotkliwe cierpienie i konsekwencje, jeśli się ich w porę nie opanuje. W rezultacie poprzez kompulsywne, niekontrolowane zachowania bardzo łatwo jest wrócić do picia.
Na szczęście są sposoby, żeby uniknąć lub zaradzić takim stanom. Powstały nawet wspólnoty, oparte na takim samym programie jak AA, gdzie ludzie dotknięci rozmaitymi przymusami leczą się z nich i zdrowiejąc wracają do równowagi. Jest wspólnota Anonimowych Żarłoków, działają Anonimowi Erotomani ( nie tylko dla seksoholików, ale także dla nałogowców zakochiwania się), są mityngi Anonimowych Hazardzistów, Anonimowych Nikotynistów i Narkomanów. Powstają grupy samopomocowe dla kobiet mających problem z zawieraniem niszczących związków. Możesz skorzystać z każdej z nich, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Nie wszystko na raz!

Proces trzeźwienia jest dążeniem do stanu równowagi w różnych sferach życia. Po odstawieniu butelki zaczyna się czas porządkowania. Nie da się tego zrobić szybko, alkohol kontrolował Twoje poczynania od dłuższego czasu i poczynił spustoszenia nie tylko w Twoim wnętrzu ale i na zewnątrz.
Może masz jeszcze rodzinę, może masz pracę, gdzie “nikt się nie domyśla”, może jeszcze nie zabrakło Ci pieniędzy. Im mniejsze są Twoje straty, w tym większym stopniu możesz spokojnie zajmować się swoim zdrowiem. Ale chcę Ci powiedzieć, że niezależnie od tego, jak wiele już straciłaś, w jakim punkcie swojego życia jesteś, czy jesteś samotna , czy ktoś Cię wspiera, czy chodzisz w jednych butach przez cały rok, teraz jest pora to wszystko zmienić. Nie spiesz się jednak, chcę Cię ostrzec przed pułapką szybkiego odrabiania strat.
Patrzysz na swoje życie, na to jak wiele straciłaś. Okres nadużywania alkoholu widzisz jako czas maligny, koszmarnego snu. Zadajesz sobie pytanie, jak mogło do tego dojść. Twoje rówieśniczki mają normalne domy, ich mężowie porobili kariery, dzieci wyglądają na szczęśliwe. Jak żyć z takim poczuciem nieodwołalnej straty? Jak nie czuć żalu i pustki po latach, które zabrał Ci alkohol?
Nie poradzę Ci, żebyś to wszystko puściła w niepamięć. Taka rada na nic Ci się nie przyda. Ale jeśli dziś jesteś zdecydowana zacząć życie raz jeszcze, to wszystkie te lata nie okażą się stracone. Pamięć o tym, co alkohol Ci odebrał jest dla Ciebie prawdziwym kapitałem. Ona uchroni Cię przed kolejnymi próbami kontrolowania picia, z których każda może okazać się śmiertelna. Nie zatrzymuj się jednak nad rozpamiętywaniem strat bez końca. Przeszłość przeszła. Twoje życie toczy się właśnie teraz i właśnie dziś decydujesz o jego wartości. Jest prawdziwą pułapką poczucie, że teraz szybko musisz odrobić to , co straciłaś.
Rzucanie się w wir pracy, szukanie ryzykownych źródeł szybkiego zdobycia dużych pieniędzy to często przyczyny nawrotu choroby zakończonego zapiciem. Tak samo tragicznie kończą się próby szybkiego ułożenia sobie życia osobistego, szukanie partnera na chybił trafił, byle tylko nie być samotną. Jest takie zalecenie na pierwszy rok zdrowienia - nie czyń żadnych poważnych zmian w swoim życiu. To oznacza powstrzymanie się przed podejmowaniem istotnych decyzji, zanim dobrze nie rozpoznasz swoich prawdziwych potrzeb. Takie decyzje dotyczą np. rozwodu, zmiany pracy, wyjazdu za granicę, ślubu, nawiązania lub zerwania “niezobowiązującego” romansu. Ich wymiar emocjonalny może się okazać zbyt trudny do udźwignięcia dla kogoś, kto dopiero zaczyna życie bez alkoholu. Pamiętaj, że to właśnie alkohol pomagał Ci znosić emocjonalne burze. Utraciłaś bezpowrotnie możliwość napicia się bez konsekwencji. W ciągu pierwszego roku trzeźwienia wprowadź zatem te zmiany, które oddalą Cię od kieliszka: usuń ze swego otoczenia alkohol i pijących. Samo to może okazać się dostatecznie wyczerpujące dla Ciebie.

"Nie wiem, jak do tego doszło. Tak się jakoś rozpędziłam ze zmianami w swoim życiu, że pozbyłam się z otoczenia najlepszych przyjaciół. Wniosłam pozew rozwodowy po pierwszej poważniejszej awanturze, złożyłam wypowiedzenie w pracy. Po prostu poczułam, że zasługuję na coś lepszego. Problem w tym, że te wszystkie posunięcia były robione na oślep, pod wpływem impulsu. Ocknęłam się bez przyjaciół, bez pracy, mąż znalazł jakąś przyjaciółkę i przestał mnie błagać o powrót… pozostało mi się napić wśród tych ruin."
Wieśka – alkoholiczka.


W trakcie picia podejmowałaś decyzje pochopnie, impulsywnie, bez względu na własne dobro i dobro swoich bliskich. Czasem robiłaś coś przeciwko sobie samej. Odraczając wprowadzenie ważnych zmian w swoim życiu masz szansę uniknąć kolejnych pomyłek. Wyjątkiem są sytuacje, w których bez istotnych zmian Twoja terapia nie przyniesie efektów. Jeśli w Twojej pracy picie alkoholu jest codziennym obyczajem, a przeciwstawienie się temu przekracza Twoje możliwości, to oczywiście lepiej zmień tę pracę, nie czekając aż upłynie zalecany rok.
Podejmując jakiekolwiek decyzje bezpiecznie jest powiedzieć o tym w swojej grupie lub na mitingu i skorzystać z doświadczeń innych ludzi. Pamiętaj jednak, że to jest Twoje życie i ostatecznie Ty poniesiesz konsekwencje swoich wyborów. Trzeźwiejąc nie musisz nikomu dorównać, doścignąć tych, którzy nigdy nie pili lub od dawna trzeźwieją. Masz swoje własne tempo zdrowienia i własną normę zdrowia, do której dążysz.

"Kiedy minęło pierwsze oszołomienie i radość z niepicia trochę przygasła, zaczęłam zastanawiać się, co zrobić z resztą życia. Coś w rodzaju bilansu. I zobaczyłam same starty nie do odrobienia. Opanowały mnie czarne myśli i poczucie braku sensu tego, co robię. Na mityngach ciągle słyszałam o wdzięczności, a ja czułam, że moje życie nie ma sensu. Zaczęłam porównywać swoje życie z życiem innych ludzi, swoją urodę z urodą innych kobiet. Patrzyłam zazdrośnie na wszelkie przejawy powodzenia innych i czułam się coraz mniej warta. Wkrótce też zaczęłam izolować się od ludzi, wciąż czując się od nich gorsza, głupsza, brzydsza. Byłam o krok od sięgnięcia po alkohol, który zawsze zapewniał mi porcję zapomnienia. Tym razem jednak wiedziałam więcej niż kiedyś. Jakimś cudem dotarło do mnie, że jestem po prostu w nawrocie i mój sposób widzenia siebie i świata jest tego wynikiem."
Ewa - alkoholiczka.


Nie daj się zwieść własnym oczekiwaniom: nie znikną nagle wszystkie kłopoty i trudności, Twoje życie nie nabierze sensu, dopóki Ty mu go nie nadasz. Jest jednak łatwiej wędrować przez życie traktując je jak ciekawą przygodę i wyzwanie a nie przykry obowiązek. Wiara w spójność i sens życiowych doświadczeń, także tych bolesnych, podniosła na duchu niejednego rozbitka.
„Żyję, mimo różnych…” – mawiał lakonicznie pewien bezdomny z wyboru. Ty także żyjesz, więc wszystko inne jest do zrobienia.
Inne - takie jak Ty.


"Opowiedzieć o sobie? Poczekaj, muszę to wszystko jakoś poukładać. Czasem mam mętlik w głowie, kiedy myślę o przeszłości. Nie, rany jeszcze się nie zabliźniły, nie wszystkie. Może te najgłębsze – pomogła terapia, ale sama wiesz ile spustoszenia zrobiło picie w moim życiu. W moim! To naprawdę błahostka w porównaniu z tym, co zrobiłam Jankowi i Emilce. Ja – matka i żona. Tak, wiem, że jeśli sobie nie wybaczę to nie wyzdrowieję, nie uwolnię się od upiornej przeszłości. Ale jeszcze za wcześnie, jeszcze trwa czyściec.
W mojej rodzinie nie było alkoholizmu. Nikt nawet nie palił papierosów. Rodzice mieli swoje wartości i według nich nas wychowywali: cudzego nie ruszaj, staraj się ze wszystkich sił, ustępuj, nie walcz, podobaj się ludziom. Byłam strasznie nieśmiała, zalękniona, że coś zrobię nie tak. Przy odpowiedzi w szkole dostawałam zaćmienia, nic nie pamiętałam. Właściwie nie przeżywałam większych problemów bo chyba nie oczekiwałam zbyt wiele. Dziewczyny miały większe lub mniejsze dramaty: chłopak porzucił, ciuchy nie modne, nauczyciel przyłapał na paleniu. Mnie to nie dotyczyło, miałam swoje przezwisko, które wszystko tłumaczyło: nazywali mnie „autystka”. Pamiętam, że czasem w mojej obecności mówiono o mnie w trzeciej osobie: ona. Ja sama myślałam o sobie „zniknięta”.
Wybrałam zawód, który pozwolił mi realizować się w służbie dla innych. Domyślasz się? Oczywiście, zostałam pielęgniarką. Na najcięższym oddziale – kardiochirurgii.
Pewnego dnia stał się cud. Jak z mydlanej opery, dosłownie. Miły, sympatyczny stażysta zaprosił mnie na randkę. Jeszcze bardziej nieśmiały niż ja, jeśli to w ogóle możliwe. Tworzyliśmy śmieszną parę wylęknionych kochanków. Ze sobą czuliśmy się bezpiecznie. Zaszłam w ciążę, Janek skończył staż, został „Panem Doktorem”. Zaczęłam mu dogryzać, chyba ze strachu, że zobaczy jaka ze mnie nieudacznica. Wiesz, bałam się, że on jest ze mną przez pomyłkę, niedopatrzenie.
W odpowiedzi poprosił mnie o rękę, ślicznie, z bukietem kwiatów i pierścionkiem. Myślisz może, że to mnie uspokoiło?
Zniknięta Kryśka nie potrafiła uwierzyć. Jak można chcieć być ze mną, skoro wokół jest tyle atrakcyjniejszych dziewczyn? Choćby moje koleżanki – ładniejsze, zgrabniejsze, wygadane, obyte.
Chciałam być jak one, wyluzowana i pewna siebie.
Znalazłam sposób! Hurra!!!
Po drinku nabierałam pewności i elegancji, rozwiązywał mi się język a konwersacje skrzyły się humorem. Po dwóch stawałam się wyrafinowaną kochanką, romantyczną czarodziejką. I tak, napędzana dwoma drinkami dziennie przez prawie dziesięć lat prowadziłam miłe, ekscytujące życie. Miewałam kochanków, bo Janek powoli zamieniał się w książkowego mola: specjalizacja, doktorat, wykłady. Był wspaniały tatusiem, ubóstwiał Emilkę i zajmował się nią w każdej wolnej chwili. Ja nie. Ja wychowywałam i dawałam reprymendy. Potrafiłam być naprawdę nieprzyjemna, a co więcej święcie wierzyłam, że jestem dobrą matką. Na każdą krytyczną uwagę reagowałam wrzaskiem. Janek nieźle zarabiał i mogłam „zająć się domem”. Weź to w cudzysłów, bo jakie to było zajmowanie! Od jedenastej popijałam pierwszego drinka. Z miesiąca na miesiąc rosła jego objętość: najpierw szklaneczka, później szklanka a na koniec kufel od piwa. W przebłyskach świadomości zastanawiałam się, czy się nie uzależnię tak pijąc, ale takie przebłyski nie zdarzały mi się często.
Dwunastą rocznicę ślubu uczciłam pakując walizki Janka. Zabrał je bez słowa ale najpierw spakował rzeczy Emilki. Nawet nie starałam się jej zatrzymać. Już tydzień wcześniej opróżniłam wspólne konto – na nową drogę życia. Od jakiegoś czasu spotykałam się z Michałem, dziewiętnastoletnim synem naszych przyjaciół. Policzyłaś? Był młodszy równo trzynaście lat. To dla niego szykowałam wspólne gniazdko. Nauczyłam go pić, nie znosiłam trzeźwych ludzi w swoim otoczeniu. Ja już praktycznie nie trzeźwiałam. Kiedy dzwoniły koleżanki Emilki, pytając kiedy będzie w domu, dostawałam dygotu. Więc zmieniłam numer telefonu i przestały dzwonić. Sąd zdecydował, że mam płacić alimenty mężowi. Uważałam to za potworną niesprawiedliwość. Kazałam Michałowi iść do pracy, więc zdzielił mnie kilka razy w twarz i zniknął na tydzień. Wtedy po raz pierwszy poszłam do poradni. Wstydziłam się jak cholera, całą złość wyładowałam na terapeucie. Powiedział, żebym przyszła zanim wypiję. Usiłowałam go przekonać, że po jednym drinku jestem w stanie myśleć i rozmawiać. Nigdy nie zapomnę jego wzroku. To był pierwszy raz, kiedy zobaczyłam w czyichś oczach politowanie. Ale nie ostatni, o nie.
Wrócił Maciek i skończyły się myśli o leczeniu. Byłam jak zaczadzona, a on wspaniale to wykorzystywał. Kolejna próba „przywołania mnie do porządku” skończyła się prawdziwą burdą. Broniłam się, tłukłam Maćka czym popadło. Posiniaczona i zakrwawiona wybiegłam na klatkę schodową wzywając pomocy.
Po tygodniu dowiedziałam się, że rodzice Maćka wnieśli przeciwko mnie oskarżenie… o molestowanie i pobicie ich syna. O Boże!
I znów jak książę z bajki pojawił się Janek. Z propozycją nie do odrzucenia: zapłaci Maćkowi zadośćuczynienie, oszczędzi mi wstydu i upokorzenia ale w zamian pójdę natychmiast na leczenie, miejsce czeka. Próbowałam go czarować, obiecywać pójście do poradni, zaszycie esperalu i „spróbuj mi zaufać Janku”. Paradne.
Był nieugięty, niewrażliwy na mój wdzięk. Po prostu przestał mnie kochać – tak pomyślałam i doznałam nieopisanego poczucia krzywdy. Tak, krzywdy. Mój umysł tak właśnie działał i choć dziś wolałabym się do tego nie przyznawać – taka jest prawda.
Jeszcze miałam nadzieję, że „prześlizgam się” przez odwyk i kiedy wszystko wróci do normy udowodnię, że panuję nad piciem.
Na szczęście nie pozwolono mi się wyłgać. Kiedy napisałam pracę „O krzywdzie moich najbliższych”, wiedziałam, że choćbym miała umrzeć nie wypiję więcej ani kieliszka. Później mi to myślenie wyprostowali w AA: nie przysięgaj, nie wybiegaj w przyszłość, „nigdy” nie istnieje więc pilnuj dzisiejszego dnia. Żebyś nie napiła się dziś. I tak codziennie.
Codziennie od dziesięciu lat.
Wiesz, w tym roku kończę studia. Emilka skończyła w zeszłym i teraz pociesza mnie, że obrona to nic takiego. Janek ma drugą żonę i dwóch synów. Dzwonimy do siebie w święta. "
Menelica



"Widzisz tę kobietę w brudnej bordowej kurtce? Bure włosy wiszą w strzępach, skóra w kolorze błota i nienawistny wzrok. Popatrz, zaczepia ludzi na ulicy, wyzywa, potrąca.
To była moja koleżanka, moja dobra koleżanka.
Chodziłyśmy razem do szkoły, istne papużki-nierozłączki. Lilka i Lidka, zawsze w parze.
Teraz Lilka umiera a ja nie potrafię jej pomóc, tak jak inni pomogli mnie. Ona mnie nie słyszy, rzuciła się na mnie z pięściami, bełkocząc coś i plując.
Serce mi pęka, kiedy na nią patrzę ale nic więcej nie mogę zrobić. Byłam tam, gdzie ona teraz jest i wyszłam stamtąd. Po trzech latach abstynencji samej trudno mi uwierzyć, że o mało nie skończyłam w domu wariatów. Trzy lata temu byłam „menelicą” – taki żeński rodzaj menela. Prawdziwą, to nie metafora sypiałam w melinach zamroczona najtańszym winem albo „wynalazkiem”.
Ludzie na mój widok odwracali wzrok. Może i lepiej, bo kiedy patrzyli, czułam się jak śmieć. Byłam śmieciem. Nie, nie próbuję zaszokować cię, nie przesadzam. Dla mnie ukraść było tyle, co splunąć. Iść z facetem – nawet nie pamiętam ilu ich było. Brudni i śmierdzący jak ja. Wiesz, ja chcę o tym pamiętać. Dopóki pamiętam, wiem, że tam nie wrócę.
Droga do meliny nie była dla mnie długa. Już w podstawówce wiedziałyśmy z Lilką, że papierosy, alkohol i zabawa to nasz cel. Wystarczy tylko skończyć ósmą klasę i mogli nam nagwizdać. Jej i moi starzy byli do siebie podobni. Nasi ojcowie pili i bili, nasze matki się poświęcały, my udawałyśmy, że nie ma sprawy ale każda z nas nosiła własne sińce. Nie rozmawiałyśmy o naszych rodzinach ale czułyśmy się ze sobą dobrze.
Jako piętnastolatka miałam już za sobą większość doświadczeń: po pijanemu zostałam zgwałcona na prywatce. W czwartym miesiącu ciąży zorientowałam się, że coś jest nie tak. Matka ze zbolałą miną zaprowadziła mnie go ginekologa. Podobny do rzeźnika z koszmarnego snu i równie sympatyczny zrobił mi skrobankę bez znieczulenia.
- „Żebyś dobrze zapamiętała tę lekcję” – uśmiechnął się jak kanibal. Zapamiętałam, następne skrobanki robiłam pod narkozą. Ile? Nie pamiętam, dużo.
Miałam kiedyś męża ale nie wyszło nam. Próbowałam ustatkować się, zrobić jakieś kursy zawodowe. Zawsze wygrywał alkohol.
W podstawówce mówiono, że jestem zdolna, nie zdążyłam tego sprawdzić. A teraz jestem w drugiej klasie zaocznego ogólniaka. Bardzo się staram, ale pamięci dobrej nie mam, wódka zabrała. Mówią, że stopniowo będzie się poprawiać ale ja nie chcę czekać. Moi znajomi śmieją się, że strasznie mi spieszno odrabiać straty i że nogi mi się poplączą z tego pośpiechu ale to nie oni stracili najlepsze lata w melinach. Alkohol zabrał mi wszystko: godność, zdrowie, zęby, pamięć, cerę, wrażliwość, młodość. Słucham? Nie, właściwie nie jestem stara, urodziłam się trzydzieści lat temu. Nie spuszczaj wzroku, ja wiem jak wyglądam. Przyjdzie czas i na urodę: zrobię ładne zęby, poprawię fryzurę. Na razie nie stać mnie na to.
Martwię się o swoją przyszłość, to coś zupełnie nowego. Kiedyś wystarczyła szklanka wódki, żeby o niczym nie myśleć. Czasem boję się tych myśli, które mnie nachodzą w nocy. I jeszcze strach, taki zimny, od którego skraca się oddech i pocą dłonie. Czy sobie poradzę? Chciałabym mieć własny kąt, parę kwiatków w doniczkach, książki. Na razie mieszkam u sióstr zakonnych, zajmuję się chorymi, trochę pomagam w kuchni. Mam łóżko, wyżywienie, mogę uczyć się wieczorami. Najgorsza jest dyscyplina: wstawanie o piątej, modlitwa, praca. Ale to dobrze mi robi. Na terapii dowiedziałam się, że najważniejsze jest planowanie – każdego dnia, tygodnia, miesiąca. Jeśli będę wiedziała dokąd idę to nie zgubię drogi.
A Lilka ma także trzydzieści lat. Jest kilka miesięcy młodsza ode mnie. Mogłaby żyć, skoro ja żyję. Nie ma takiego dna, z którego nie można by się podnieść."


"W domu mówili na mnie Dziuńka. To nieźle do mnie pasowało: mała, na wpół łysa od ciągnięcia za włosy, w opadających grubych rajstopach byłam od początku mojego istnienia ofiarą losu. Nie było progu, o który bym się nie potknęła, nie istniało pióro, z którego nie wylałby się atrament prosto na świeżo upraną „szkolną” sukienkę.
Matka nie miała do mnie cierpliwości, wiecznie prała albo prasowała, szorowała gary a czasem płakała w kącie. Kiedy płakała – było mi jej żal ale częściej krzyczała, szarpała za włosy, uderzała mną o ścianę. Od tych uderzeń często mnie mdliło. Nie rozumiałam, dlaczego tak mnie nienawidzi. Ojciec i bracia nie zwracali na mnie uwagi, chyba, że weszłam któremuś w drogę. Wtedy szturchali mnie, ale żaden nie robił mi krzywdy. Dla matki liczyli się tylko oni, ja chyba byłam podrzutkiem, bo nie pamiętam, żeby ktoś przytulił mnie albo nazwał „córeczką”. W domu panowało „prawo mężczyzn”: ich wola była nade wszystko. Kiedy miałam dziewięć lat jeden z braci kazał mi pokazywać intymne części ciała. Bałam się odmówić ale poskarżyłam matce. Dostałam w twarz aż poleciałam na ścianę, tę samą, co zawsze. Moja ściana płaczu, tylko, że ja nigdy nie płakałam.
Przez następnych trzydzieści lat nigdy nie wspominałam mojego rodzinnego domu. Aż do dnia, kiedy na odwyku przyszło mi napisać życiorys. Wtedy cały ból, gniew i żal odżyły na nowo a ja zdałam sobie sprawę z tego, że wymyśliłam zupełnie inną historię życia, w którą wierzył mój mąż i córki, w którą ja też z czasem uwierzyłam. To dziwne, wykasować całe dzieciństwo z pamięci a w zamian wstawić jakąś imaginację. Ale tamto prawdziwe cały czas we mnie tkwiło, jak zadra.
Po samobójczej śmierci matki ojciec rozpił się a bracia wyprowadzili. Ja trafiłam wreszcie do domu dziecka, gdzie najbardziej dziwiło mnie, że nikt nie rwie się do bicia.
Wiedziałam czego chcę, miałam bardzo jasne plany: znaleźć dobrego męża, urodzić dzieci, dorabiać się małej stabilizacji z pralką, regałami i wczasami raz do roku. Lubiłam oglądać filmy o życiu zwykłych ludzi i czytać o nich.
Ja sama czułam się właśnie zwykłą kobietą, taką szarą myszką. Zawód też wybrałam nieciekawy – magazynier. Pracowałam w dużym przedsiębiorstwie, tam poznałam męża, wiodłam to moje życie od pierwszego do pierwszego, meble na raty, pierwszy samodzielny dom – pokój z kuchnią. Męża ciągnęło do kolegów i do kieliszka a ja za wszelką cenę chciałam utrzymać go w domu. Zaczęłam z nim pić. Najpierw tylko dla towarzystwa, tak jak dla towarzystwa oglądałam z nim mecze i boks w telewizji. Byle tylko nie szedł do tych kolegów.
Przyszedł moment, że zaczęłam sama namawiać męża do picia. Wymyślałam okazje, kupowałam alkohol, szukałam sposobu, żeby się z nim napić. Na początku w ogóle nie przyszło mi do głowy, że mogę napić się sama. Kręciłam się wokół męża i zrobiłabym z niego alkoholika, gdyby nie wrzody dwunastnicy. Lekarz zabronił mu pić jakikolwiek alkohol i tu zaczął się mój dramat. Okazało się, że bez sporej dawki wódki kilka razy w tygodniu nie umiem sobie poradzić. Nie umiałam nawet ugotować obiadu. Wtedy zaczęłam popijać w ukryciu. Trzymałam alkohol w piekarniku, w szafie, w szafce na garnki – wszędzie tam, gdzie tylko ja miałam interes zaglądać. Najśmieszniejsze i najtragiczniejsze jest to, że nikt się niczego nie domyślił przez tyle lat. Piłam raz mniej, raz więcej. Miałam dwie długie przerwy na dwie ciąże ale tuż po urodzeniu dzieci wracałam do moich tajemnych spotkań z alkoholem. Potrzebowałam pieniędzy, więc podkradałam różne rzeczy z magazynu. Większość pracowników robiła to samo i prawie wszyscy pili w pracy więc mogłam czuć się bezpieczna. Mąż przesiadywał u kolegów, jeździł na ryby, odwiedzał matkę. Nawet nie zauważyłam, jak zaczął mnie unikać. Było mi to na rękę, mogłam swobodniej sięgać po alkohol. Zawsze dbałam, żeby nie było czuć: ciągle żułam i gryzłam jakieś zielska, ziarenka kawy, nasiona pietruszki. Ale i tak dziwi mnie, że nikt niczego nie zauważył. Wtedy uważałam, że piję dla relaksu, bo ciężko pracuję. Gdyby ktoś powiedział mi, że jestem uzależniona, roześmiałabym mu się w twarz. Alkoholicy – to były obszczymurki, brudni i śmierdzący. Naprawdę w to wierzyłam.
Pewnego dnia zabrakło mi alkoholu. Nie miałam w domu żadnych pieniędzy, był późny wieczór, nikogo znajomego pod telefonem a ja czułam, że muszę coś wypić. Zawsze dbałam, żeby mieć zapasową butelkę ale tym razem nie mogłam znaleźć żadnych zapasów. Wpadłam w panikę i dostałam takiego dygotu, że chciałam wzywać pogotowie. Ale zrobiłam co innego – wypiłam wodę po goleniu! I nadal nie kojarzyłam, że coś ze mną nie tak! Chciałam szybko zapomnieć o tym zdarzeniu. Jak się chce, to o wszystkim można zapomnieć.
Wreszcie przyszedł dzień, kiedy nie mogłam wypić swojej porannej porcji, bo szłam oddać krew. Koleżanka miała operację i cały zespół postanowił pomóc jej w ten sposób. Nic nie piłam już od południa poprzedniego dnia, żeby nie wyszło coś przy tym oddawaniu. Koło drugiej poczułam jakieś zapachy, kolorowe nitki przed oczami i więcej nic nie pamiętam. Ocknęłam się w szpitalu, w koszuli zawiązywanej z tyłu, w rękach kroplówki, głowa w bandażach. Wypadek – pomyślałam ale ni mogłam sobie przypomnieć jaki, gdzie, kiedy.
Młoda lekarka oględnie wypytywała mnie, czy miewałam wcześniej takie ataki. Jakie ataki? Nie mogłam pojąć co ona do mnie mówi. Padaczka alkoholowa? Ja?
Traktowałam wszystkich jak wrogów, broniłam się przed prawdą na swój temat. Uciekłam ze szpitala i prosto po butelkę do schowka a tam pusto. Mąż wszystko wyrzucił, wściekły jak… Koledzy się z niego naśmiewali, że baba po kryjomu w alkoholizm wpadła. To go nakręcało i jeszcze fakt, że przez tyle lat dawał się wodzić za nos. Tak mi dokuczał, że uciekłam przed nim na odwykówkę. I tak zaczęła się moja przygoda z trzeźwieniem. To trwa już parę ładnych lat, dokładnie mówiąc – siedem. Na początku najtrudniej było przekonać rodzinę, że moje leczenie będzie długie i wymaga ode mnie kontaktu z ludźmi. Moja rodzina uważała, że na spotkaniach anonimowych alkoholików pije się alkohol! Bardzo trudno było im wyjaśniać czym jest Program 12 Kroków i dlaczego dorośli ludzie potrzebują ścisłych wskazówek, jak żyć. Wreszcie pogodzili się z moim nowym stylem życia a nawet zaczęli radzić się mnie w różnych swoich sprawach, zwłaszcza córki. Teraz, kiedy pracuję jako instruktor terapii z alkoholikami obojga płci, moje życie nie jest już ani szare ani zwykłe. Każde spotkanie z drugim człowiekiem to niepowtarzalna przygoda, wydarzenie jedyne w swoim rodzaju. Pojutrze zdaję pierwszy egzamin w pierwszej sesji moich pierwszych w życiu studiów. Na początku trzeźwienia mówili mi, że po zaprzestaniu picia pozostaje mnóstwo energii i czasu na robienie nowych wspaniałych rzeczy w życiu. Słuchałam ich sceptycznie, zastanawiając się co taką zwyczajną kobietę jak ja może jeszcze spotkać. I spójrzcie, to wszystko prawda, to się naprawdę dzieje."




"Byłam lekarzem. W niczym mi to nie pomogło, jeśli chodzi o mój stan. Może nawet zaszkodziło.
Byłam całkiem świadoma, co mi się przytrafiło. To znaczy intelektualnie świadoma, bo w głębi duszy uważałam, że poradzę sobie ze wszystkim, z uzależnieniem też.
Najpierw były mieszanki różnych leków – studenckie fantazje. Prześcigaliśmy się w przechwałkach na temat spidu albo odlotu uzyskanego tanim kosztem. M modzie były opowieści o odjazdach, eksperymentach – kto miał jakiś patent, dzielił się z innymi.
Później trzeba było brać, bo nie można było wytrzymać tej całego tego kieratu. Obowiązki, obowiązki, ciężka praca. Prochy pozwalały utrzymać stały poziom aktywności. Z czasem pojawił się alkohol. Na imprezach wszyscy podziwiali mój „mocny łeb”. Już wtedy podejrzewałam, że ta cała tolerancja na alkohol nie przyniesie mi nic dobrego.
Wybrałam trudną specjalizację - sami faceci i ja jedna. Zawsze pchałam siętam, gdzie było jakieś wyzwanie. Lubiłam dreszczyk emocji i zależało mi na pełnych uznania spojrzeniach: „ta Beata to jest extra dziewczyna”. Nie interesowało mnie szpanowanie cyckami, zresztą nie miałabym czym. Nosiłam wytarte portki, stawiałam na intelekt i sukces zawodowy. Potrzebowałam siły, wytrzymałości, pewności siebie. Różne kompozycje leków służyły mi jako źródło zasilania. Po ciężkiej pracy potrzebowałam wytchnienia: jeden drink, drugi, a potem „z gwinta”, żeby szybciej poczuć upragnioną ulgę.
Z czasem ulga nie nadchodziła wcale, więc piłam dalej, aż do „zwałki”. Rano budziłam się w dziwnych miejscach, ale jeszcze we własnym mieszkaniu. Nie przejmowałam się specjalnie nocą przespaną koło sedesu, ale bywało mi głupio. Nie miałam czasu na użalanie się nad sobą. Tak, tak nazywałam zajmowanie się własnymi kłopotami.
O dziwo, sama nie wiem jak, zrobiłam tę specjalizację. Opijałam to przez tydzień a później stanęłam do stołu operacyjnego.
To było maleństwo, urodziło się z przepukliną mózgowo-rdzeniową. Bez operacji nie miało żadnych szans. Ze mną za jako operatorem też ich nie miało, ale moja pewność siebie nie pozwoliła mi poprosić kolegi o zastępstwo. Łapy mi się trzęsły po tym tygodniowym ciągu więc zażyłam coś, co trzymałam na takie okazje. Nie przewidziałam, że resztki wczorajszego alkoholu w mojej krwi wejdą w burzliwą reakcję z lekiem. Spieprzyłam wszystko. Odbierając życie temu dziecku przekreśliłam własne życie.
Tak, odpowiadałam karnie, nie, nie jestem już lekarzem.
Nie siedziałam w więzieniu, bo okazało się, że jestem poważnie chora. Miałam nadzieję, że umrę. Przychodziła do mnie zakonnica, namawiając mnie, do znalezienia sensu i nauki płynącej z tych wydarzeń. Najpierw wysyłałam ją do diabła (ha, ha), bo nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać z kimkolwiek na temat swojej winy. Jak mówię, wtedy chciałam wyłącznie śmierci. Nie jako kary, tylko jako wyzwolenia. Poczucie winy za śmierć tego noworodka zżerało mnie bardziej, niż choroba. Niektórzy mówili, że dziecko i tak nie miało wielu szans, ale ja odebrałam mu nawet tę, którą miało.
Napisali o mnie w gazecie: „Beata R. – pijana lekarka morduje noworodka…”
Do szpitala, w którym byłam ponad pół roku sanitariusze przemycali wódkę. Szybko zostałam ich najlepszą klientką. Piłam w kiblu, w palarni, nawet w kotłowni. Kiedyś zabrakło mi wódki, więc w środku nocy, założywszy pielęgniarską pelerynę na koszulę pobiegłam do pubu, dwa przystanki dalej. Takie rzeczy powinny zdarzać się tylko w filmach: za barem stał ojciec tego dzieciaczka, który zmarł mi pod nożem. W czasie rozprawy przez cały czas patrzył mi w oczy. Wydawało mi się, że brzydzi się mnie, ale chce dobrze zapamiętać morderczynię swego synka.
A teraz stał za barem w zadymionym pubie i przyglądał mi się z niebotyczną pogardą.
- „Pani Doktor-Zgon przyszła napić się przed pracą! Czyje dziecko teraz pani zamorduje?” – powiedział głośno a wszyscy popatrzyli na mnie jak na robala.
Uciekłam. Trochę później ale tej samej nocy próbowałam popełnić samobójstwo. Dla lekarza to nic trudnego, ale ja nie mogłam trafić igłą w żyłę.
Zawieziono mnie jak paczkę na oddział psychiatryczny.
Ucieszyłam się, chciałam móc przekroczyć tę cienką jak włos granicę dzielącą mnie od szaleństwa. Alkohol jako tako utrzymywał mnie przy zdrowych zmysłach, ale kiedy go zabrakło stawałam na krawędzi piekła. Pragnęłam przekroczyć tę granicę i bałam się tego okropnie. Czułam, że jeśli tylko zacznę krzyczeć, znajdę się po drugiej stronie.
Ale tak się nie stało. Leżąc przywiązana „na wszelki wypadek” pasami do łóżka, nasłuchując jęków i mamrotań wypełniających noc czułam, jak całe moje ciało ogarnia dziwny paraliż. Nie mogłam ruszyć nawet palcem, ale myśli miałam wyjątkowo jasne. Myślałam o zadośćuczynieniu, o życiu a nie o śmierci – po raz pierwszy od „tego dnia”. Chciałam, żeby ta zakonnica przyszła i pomogła mi odszukać sens i odbyć pokutę.
Zamiast tego przyszła do mnie z samego rana dziwaczna para: ona koło trzydziestki, tleniona blondyna z odrostami, która wyglądała jak żona ciecia a mówiła jak doktor filozofii. I on – mały elegancki człowieczek, który niewiele mówił, dotykał mojej dłoni i nie umierał z obrzydzenia do takiego robala jak ja.
Blondyna miała na imię Danka, opowiedziała mi o swoim piciu, o tym jak odszedł mąż, jak matka umarła w samotności, bo ona, Danka leżała pijana w melinie. Wreszcie o tym jak jej osiemnastomiesięczny synek wypadł z balkonu na siódmym piętrze. Ona w tym czasie – zgadnij – spała, zmęczona piciem!
Byłam taka wstrząśnięta, że na moment zapomniałam, co jest ze mną. Poczułam, że ktoś poza mną zasługuje na uwagę, cierpi.
Okazało się, że Danka już dwa lata nie pije. Jej towarzysz, Marek, nie pił od lat jedenastu! Przyszli, żeby mi powiedzieć, że nie muszę umierać ani uciekać w szaleństwo. Pokazali mi jeszcze jedną szansę. Skorzystałam z niej. Taka wewnętrzna decyzja, tylko w części świadoma.
Na moim pierwszym mitingu trzęsły mi się ręce. W gardle miałam suchy głaz ale udało mi się powiedzieć jednym tchem: „nazywają mnie doktor-zgon, pomóżcie mi odzyskać jakąkolwiek nadzieję”.
Od tego czasu buduję życie oparte na pomaganiu innym. To moje zadośćuczynienie, chociaż kiedy budzą mnie nocne koszmary myślę, że moja pokuta nigdy się nie skończy. Po chwili przychodzi refleksja: nie ty jedna cierpisz, nie rozczulaj się. To mi pomaga, pozwala dostrzec ludzi. Zajęta własnym bólem byłabym nieczuła dla innych.
Pracuję na rzecz niepełnosprawnych dzieci po troszeczku odzyskuję szacunek dla siebie, rozmawiam ze swoim sumieniem, korzystam z szansy najlepiej jak potrafię."


Czy odnalazłaś siebie w tych historiach droga czytelniczko? A może nie siebie, tylko jakąś bliską Ci osobę: matkę, siostrę, przyjaciółkę?
Alkoholizm kobiet jest faktem – medycznym, psychologicznym, społecznym. Nie wstydliwą i wymagającą ukrycia wadą ale postępującą chorobą, której objawy można i trzeba zatrzymać.
Samo zatrzymanie przymusu picia jest tylko niezbędnym warunkiem dalszej pracy nad poprawą jakości swojego życia. Bez tego nic się nie powiedzie więc negocjacje na ten temat nie wchodzą w rachubę. Przeszłość pozostanie bolesnym i przykrym doświadczeniem ale z takich doświadczeń można czerpać siłę i mądrość. Przyszłość należeć będzie do Ciebie, zdecydujesz, kim chcesz i możesz się stawać. Czy to nie fascynująca przygoda?
Zapraszam Cię na tę drogę.

źródło: Kobieta na szlaku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz