Alkoholizm to choroba, możesz nauczyć się ją kontrolować ciesząc się pełnią życia
Dzielimy się informacjami, doświadczeniami narosłymi wokół programu 12 Kroków i stosujących go, by wymieniać je i by dać szanse zdobycia o nich wiedzy nieuzależnionym.
Poczucie winy
Poczucie winy pojawia się w wyniku odczuwanej winy za swoje czyny. Jeśli brzmi to banalnie, to z pełną świadomością powtórzę to jeszcze raz – poczucie winy pojawia się w wyniku odczuwanej winy za popełnione czyny. A winę powinna odczuwać wyłącznie osoba, która się jej dopuściła. Nikt inny. Zatem w przypadku przemocy w rodzinie jedyną osobą, która powinna odczuwać poczucie winy, jest sprawca, który dopuścił się nieetycznych zachowań względem swoich bliskich. Chciałabym, aby to było jasne. Nikt inny nie ma prawa czuć się winnym poza osobą, która skrzywdziła swoich najbliższych!
Teoretycznie na tym by można było skończyć ten artykuł, gdyby nie fakt, że sprawca chcąc wpłynąć na osobę, którą skrzywdził, by ustrzec się przed przykrymi i niekorzystnymi dla siebie konsekwencjami, będzie starał się obarczyć winą właśnie ofiarę. Po to, by nie pozwolić jej racjonalnie działać.
Piszę o tym celowo, ponieważ sprawcy mają szczególny „talent” do obarczania za swoje niewłaściwe zachowanie właśnie osoby, które krzywdzą i robią to dlatego, że sami nie są w stanie udźwignąć ciężaru traumatycznych wydarzeń, które sami wytwarzają.
W związku z tym oskarżają o konsekwencje swoich zachowań osoby, które już i tak mają wyjątkowo trudną sytuację – ofiary własnej przemocy. Osławiona „za słona zupa” z kampanii społecznej to jeden z takich przykładów.
Sugerowanie nieprawdziwych pretekstów to zjawisko, które w psychologii określa się terminem manipulacji. Manipulacją jest każde zamierzone działanie danego człowieka mające na celu skłonić daną osobę do działania sprzecznego z jej dobrem czy interesem. Jest więc to zamierzona, intencjonalna próba wywierania wpływu na osobę, którą chce się poddać manipulacji, by wbrew swej woli zaczęła zachowywać się w taki sposób, by świadomie bądź nie realizowała cele, które wytycza jej manipulator.
Proszę zwrócić uwagę na to, jak podobna jest manipulacja w swych zamierzeniach do przemocy, którą definiujemy jako działanie intencjonalne, przy nierównym rozłożeniu sił, naruszające prawa i dobra osobiste oraz przynoszące cierpienie.
Manipulować drugim człowiekiem można na wiele sposobów. Można to robić poprzez sugerowanie odpowiednich treści, obrazów czy „zaszczepianie” myśli mających doprowadzić do zamierzonych przez manipulatora rezultatów. Jest to swoiste podsycanie pewnych pomysłów w nadziei, że w umyśle osoby poddawanej manipulacji, rozwiną się i nabiorą zamierzonych przez manipulatora kształtów.
Ten rodzaj manipulacji, o której będę pisać poniżej, przeważnie pojawia się wtedy, gdy partnerka zmęczona sytuacją chce odejść od sprawcy swoich nieszczęść.
Bardzo łatwo jest sprawcy manipulować nią, ponieważ kobieta poddana w większym czy mniejszym stopniu jego wpływom, jest bardziej podatna na manipulację. Bo czy sądzisz, patrząc z racjonalnej perspektywy, że ktoś, kto np. został pobity, zamiast zajmować się leczeniem swoich ran, będzie leczył rany oprawcy? Pewnie nie. Jednak w sytuacji przemocy w rodzinie, może się tak zdarzyć, gdyż sprawca obarczy poczuciem winy za swoje złe samopoczucie czy rany powstałe w wyniku bicia swej partnerki, jako urazy wynikające z jej bezpośredniej winy. Bo „przecież gdyby się nie broniła, to by nie podrapała”. To odrażające moralnie i etycznie mechanizmy. I nie trzeba się z nimi godzić. Wręcz absolutnie powinno być to zabronione.
Inną formą wymuszania na partnerce oddania kolejnej porcji energii na zajmowanie się sprawcą, a nie sobą, jest „uskarżanie” się na złe samopoczucie z powodu chęci jej odejścia. Tu sprawca może na różne sposoby starać się zatrzymać kobietę przy sobie – przez „zapadnięcie na ciężką chorobę” czy pojawiającą się gwałtownie apatię, czy depresję: „Jestem kompletnie rozbity. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Nie jestem w stanie nic jeść. Nie jestem w stanie spać. Patrzyłem się tępo w sufit i myślałem. Kocham Cię. Musisz do mnie wrócić, bo nie potrafię żyć bez Ciebie. Moje życie stało się puste i beznadziejne”.
Jednak sprawca, poza bezpośrednim obarczeniem winą za swoje zachowanie i pojawiające się w jego wyniku samopoczucie, może posunąć się znacznie dalej. Częstą jest sytuacja, w której osoba doznająca przemocy od partnera chce go opuścić, by wyzwolić się od jarzma stresu. Wtedy sprawca zaczyna swoistą grę, w której pokazuje swoje wielkie cierpienie z tego powodu, umartwienie czy wręcz pewne symptomy zachować depresyjnych. Niejednokrotnie pojawiają się imaginacje typu: „jak odejdziesz, to nie będę mieć po co żyć” czy wprost: „skończę ze sobą”. Jest to bardzo trudna sytuacja, ponieważ świadomie czy nieświadomie sprawca w jeszcze większym stopniu uniemożliwia ofierze odejście. No bo czy jakikolwiek zdrowy człowiek chciałby żyć z jarzmem, że świadomie przyczynił się do śmierci innego człowieka? W dodatku osoby, z którą łączą go bliskie i mocne więzi? Oczywiście, że nie. I właśnie z tego powodu taka forma szantażu emocjonalnego potrafi być niezwykle skuteczna.
Nie można pozwolić sobie wejść w ten sposób odczuwania. Jest on szczególnie niszczący, bo nie dość, że osoba będąca w „przemocowym” związku doświadcza wielu nieprzyjemnych sytuacji, obarczana jest winą za nie, to jeszcze sprawca chce ją zmusić do odczuwania winy za coś, co jej winą nie jest. Ale to tylko fikcja. Każdy z nas osobno odpowiada za swoje czyny. Nie ma czegoś takiego, jak przeniesienie winy na kogoś innego ani wina zbiorowa. Nie ma. Za swoje zachowanie odpowiada osoba, która je zrobiła. Nikt inny.
Jeśli zatem sprawca będzie chciał zatrzymać osobę, którą krzywdzi i posunie się do szantażu groźbą samobójstwa, zawsze należy pamiętać, że jest to dorosła osoba. A każdy człowiek sam odpowiada za to, co robi ze sobą i swoim życiem. Aby to zobrazować, posłużę się bardzo codziennym przykładem, ponieważ takie zwyczajne sprawy najlepiej obrazują działanie mechanizmu ponoszenia konsekwencji za swoje czyny.
Jeśli chcę dłużej pospać, mimo że przez to spóźnię się do pracy, to nie jest to wina szefa, że wyznacza takie, a nie inne godziny pracy. Jest to moja decyzja, że przez swoją chęć wylegiwania się w łóżku, narażę się na nieprzyjemności.
I tego należy się trzymać. Nikt nigdy nie ponosi odpowiedzialności za nasze własne działania, tylko my sami. Jeśli przestaje się o tym pamiętać, to mechanizm poczucia winy nakręca błędne koło chaosu, które coraz szybciej toczy się, a osoby biorące w tym udział coraz bardziej zatracają się w niszczących i pełnych cierpienia relacjach. Nie warto marnować życia w ten sposób.
źródło: Psychorada.pl
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz